3. Cierpienie
Jeśli wierzyć słowom Meriadoka, nie dało się przestać być berserkiem. On tak twierdził, Cedmon, każdy starszy berserk, którego Lucas spotkał w życiu oraz każda czarownica, z jaką było mu dane rozmawiać. W historii nie zanotowano takich przypadków. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby nie chcieć być berserkiem – wszak stwarzało to całą gamę możliwości. Każdy znajdywał coś dla siebie. Być może to rozochociło Lucasa Johnsona do rozpoczęcia badań. W końcu zawsze chciał być naukowcem, chciał zasłynąć czymś wielkim, a takie odkrycie z pewnością by mu w tym pomogło.
Był jeden problem. Pracował nad procesem przemiany już od pół roku – Wielkie Zgromadzenie oficjalnie stwierdziło, że może to robić, bo i tak nie osiągnie żadnych rezultatów – a efektów nie było widać. Siedział na skórzanym fotelu w gabinecie przerobionym na pracownię i wpatrywał się w podniszczoną kartkę. Wypisał na niej wszystkie metody, które już wypróbował. Różne kompilacje ziół, rytuały czarownic, egzorcyzmy, srebrna biżuteria blokująca przemianę, łzy dziewic, krew niemowląt, koszule z pokrzyw, użycie praw fizyki... Nie działało. Zwłaszcza koszula z pokrzyw sprawiła, że Barnabas omal nie obrócił pracowni w pył.
Lucas odchylała się na fotelu w przód i w tył, próbując odgonić jakoś nieprzyjemne myśli. Zarejestrował przybycie Barnabasa, ale nie odezwał się do niego. Za to zauważył nowe siniaki autorstwa Cedmona, które już rozpoczynały proces regeneracji.
Regeneracja... Nie zdążył się jednak zgłębić w ten temat, gdyż Barnabas brutalnie przerwał jego procesy myślowe.
— Chyba już się trochę dzisiaj rozerwał, bo słabo wyprowadzał ciosy.
— Cedmon? — zapytał wyrwany z zamyślenia Lucas, choć po sekundzie uświadomił sobie, jak głupie było to pytanie.
— Nie, Dziadek Mróz. — Chłopak sięgnął po pokarm dla rybek i zaczął wsypywać go do dużego akwarium stojącego pod ścianą. Lubił oglądać życie toczące się w wodzie. — Wymyśliłeś coś ciekawego?
— Och, byłem bliski, dopóki nie wszedłeś. Tak sobie myślę: a może to ma coś wspólnego z ¯\_(ツ)_/¯ludźmi? No wiesz — dodał szybko, widząc potępiające spojrzenie towarzysza. — Tak jak w tych mitach, że wypijesz wodę ze śladu pozostawionego przez wilka... Albo jak wierzenia kanibalów. Zjeść wroga, żeby przejąć jego moce!
Barnabas usiadł na pufie stojącym nieopodal biurka Lucasa. Znów wpatrywał się w akwarium i westchnął ciężko. On również nie sądził, aby którakolwiek z prób Lucasa się powiodła, ale miał głęboką nadzieję, że jakimś cudem pewnego dnia zostanie uwięziony w wilczej formie.
— Myślisz, że na przestrzeni wieków żaden berserk nie zeżarł człowieka żywcem?
Lucas zagryzł dolną wargę. Może trzeba by to zrobić w określonych okolicznościach? Wybrać datę lub czas, które według wierzeń są najbardziej niekorzystne dla istot nadprzyrodzonych... Już miał zasypać swoimi przemyśleniami Barnabasa, gdy nagle przez ściany do gabinetu przedarł się wrzask Marivi. Na twarzy chłopaka zagościł grymas. Nie lubił hałasu, to mu przeszkadzało w pracy.
Barnabas przeżywał deja vu. Za pierwszym razem faktycznie czuł się dziwnie z myślą, że alfa tak po prostu robi ze swoją zabawką, co chce, ale z każdym kolejnym przypadkiem czekał tylko na samobójstwo dziewczyny. Cedmon wróci do formy podczas walk, a on nie będzie musiał znosić zapachu człowieka w swoim otoczeniu.
Być może ktoś normalny stwierdziłby, że krzyk przypominał wręcz wycie potępionych dusz w piekle, ale stado Cedmona Farkasa słyszało już różne wrzaski.
— Wiesz co? Ona przypomina moją siostrę — powiedział Barnabas po chwili.
···
Cedmon dawno nie czuł się tak dobrze, jak teraz, gdy leżał na wielkim łożu z Rebeccą... Nie, zaraz, to była Marivi. Odwrócona do niego plecami, skulona i trzęsąca się raz po raz od targających nią emocji. Z tyłu wszystkie wyglądały tak samo. Prędzej czy później przestawały krzyczeć, szarpać się, wreszcie błagać o litość, bo to nic nie dawało. W oczach Cedmona odnajdywały coś, co odbierało im wszelką nadzieję – dziwny rodzaj satysfakcji.
Przerażenie mieszało się z bezsilnością i pokrywało falami żałości. Mózg dziewczyny dawał jej znać, że przeżywała już coś równie zatrważającego, a jednocześnie górowała świadomość tego, iż Cedmon skrzywdził ją w inny sposób. Ojciec niszczył ją mentalnie, a Farkas sprofanował jej ciało i teraz spowijał je brud.
Dotyk Cedmona zadziałał tak, jakby ktoś przypalał jej skórę pogrzebaczem wyjętym z kominka. Dłoń przesunęła się leniwie od talii, aż do uda.
— Nie martw się — wyszeptał nachylony nad uchem dziewczyny. — Po ślubie wciąż będę taki dobry w łóżku. Nie ma co rozpaczać na zapas.
Niech to się skończy, błagała w myślach Marivi. Błagała wszystkich znanych jej bogów, ale żaden nie odpowiedział. Nie było cudu, katorga nie miała końca, oprawca nie miał dość. Powoli zaczynało brakować jej łez. Cedmon odwrócił ją do siebie przodem i ucałował w czoło.
Nie chciała na niego patrzeć, więc spojrzała w dół, ku palcom swoich nóg. Przeraziły ją plamy krwi na pościeli. Przecież to jej krew. Wzdrygnęła się i zamknęła oczy, ale ten straszny obraz nie zniknął. Tak jak fioletowy siniak na udzie i zaczerwienienia wokół szyi. Tak jak gorący oddech tego potwora, z którym dzieliła łoże.
···
Jeśli Aurora miałaby głośno wyrazić swoją opinię, to stwierdziłaby, że Marivi wyglądała jak wrak. Jeszcze gorzej, o ile to możliwe, niż poprzedniego dnia, gdy była z Cedmonem w piwnicy, a potem w łóżku. Zresztą większą część tegoż dnia tam spędzili. Aurora nie mogła się doczekać powrotu Embry'ego. Wtedy też będzie tak spędzać czas.
Marivi faktycznie nie wyglądała najlepiej. Gdyby alfa jej nie przypilnował, to w ogóle by się nie umyła. Nie jadła, nie piła, nie spała. Jej ciało pokrywały siniaki i rany, a jeszcze wczoraj krew. Śmierdziała bardziej strachem niż człowiekiem, co zarejestrował Barnabas. Podczas posiłków siedziała w salonie – tak, żeby Cedmon miał ją na oku – plecami do nich i gapiła się na szafę z alkoholami.
Drugiego dnia, tuż po śniadaniu Farkas podszedł do skulonej na kanapie dziewczyny i złapał ją za ramiona.
— Muszę zadzwonić, więc czekaj tu, aż nie wrócę — przemówił władczym tonem, jak na przywódcę przystało. Odkąd ją wykorzystał, wróciły mu niektóre z charakterystycznych dla osobników dominujących zachowań.
Marivi odnosiła wrażenie, że pozostali domownicy to nie tylko psychopaci, ale też ignoranci. Nikt nie rozmawiał z nią, nikt nie rozmawiał o niej. Zachowywali się, jakby nie istniała. Nie zauważyła nawet, żeby Aurora obdarzyła ją pogardliwym spojrzeniem, choć bardzo tego pragnęła. Chciała poczuć cokolwiek innego, niż strach, ból i obrzydzenie do samej siebie.
Barnabas i Aurora poszli na patrol, Lucas do biblioteki, w której Michael oddał się grze na fortepianie. Melodia była smutna i przygnębiająca, lecz Cedmon już jej nie słyszał, wsłuchany w dźwięk nawiązywania połączenia.
— Halo? — odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki.
— Hej, staruszku. Co u ciebie? — zapytał Cedmon, aby zagaić rozmowę. Wolał stopniowo odkrywać przed ojcem swoje sukcesy.
Meriadok westchnął. Odkąd tylko utworzyli stado jego syna, ciągle żył w przekonaniu, że zaraz coś się posypie i będzie zmuszony znowu ich przesiedlać. Cedmon zarządzał grupą krytą przez całe społeczeństwo berserków. Osobniki w jakiś sposób chore zostały połączone pod przywództwem niespokojnego Farkasa. Odkąd tylko jako chłopiec zaczął się przemieniać i nie kontrolował tego, Meriadok wiedział, że Rada może wydać wyrok na jego syna. Właśnie wtedy wyszedł z inicjatywą stworzenia stada z berserków uznanych za zagrożenie dla tajemnicy świata nadprzyrodzonego. Mieli mieszkać z daleka od cywilizacji, a wszystkie błędy miały być im wybaczone. Zupełnie jakby byli niepełnosprawnymi dziećmi.
— Po staremu. Lepiej powiedz, czy masz dla mnie dobre wieści.
Tymczasem w salonie Marivi otworzyła szafkę z alkoholami. Tyle razy widziała, jak ojciec przechyla butelkę, ale nigdy nie były to tak wytrawne trunki. Szampan, wino, whisky, brandy, gin, koniak, likier, tequila – zupełnie inne od piwa, które królowało w jej rodzinnym domu.
Słowa Aurory wciąż huczały jej w głowie. Poprzednie dziewczyny miały na tyle odwagi, by ze sobą skończyć. A Marivi? Cały czas czekała, że coś się zmieni, że ktoś przyjdzie ją uratować. Ale nikt nie przyszedł. Choć minęło niewiele czasu, czuła, iż już nie da rady znieść kolejnych godzin we własnym ciele. Nie ucieknie, co wiedzieli nawet ci popaprańcy, bo zostawili ją samą. Jednak może uciec od samej siebie.
Butelka roztrzaskała się o panele, a czerwone wino poplamiło dywan. Dziewczyna podniosła największy kawałek szkła i obejrzała go. Był ciemnozielony, a każda z jego krawędzi ostra jak brzytwa. Drżącą dłonią wbiła odłamek w nadgarstek i pociągnęła po przedramieniu. To był zdecydowany ruch, czym Marivi zaskoczyła nawet samą siebie.
Michael już do niej dopadł i wyrwał narzędzie. Dziewczyna odepchnęła go, łkając. Rana, z której lała się krew, bolała, lecz nie dorównywało to bólowi, jaki Marivi odczuwała ostatnio. Adrenalina za chwilę miała to wszystko zniwelować.
— Cedmon! — zawołał Michael w panice i przerażony gapił się na zakrwawioną rękę ofiary swojego alfy. A jeszcze minutę temu grał w bibliotece...
Farkas zjawił się po chwili. Poczerwieniał z wściekłości. Doskoczył do blondynki, ale ta zaatakowała go szkłem podniesionym z podłogi. Cięła na oślep i nic mu nie zrobiła, poza lekkim draśnięciem. Złapał za jej nadgarstek. Ścisnął go. Marivi krzyknęła i odłamek wypadł jej z dłoni. W mgnieniu oka drugą ręką podniosła następny. Uderzyła. Cedmon krzyknął. W ramieniu tkwiło mu zielone szkło. Wtedy się przemienił.
Bestia wydała z siebie ryk wściekłości.
···
Łzy spływały po policzkach Michaela i spadały na podłogę. Nie zdążył. Nie zdążył jej uratować. Nie zdążył jej pomóc. Jakaś jego część próbowała tłumaczyć sobie, że w starciu z Cedmonem nie miałby najmniejszych szans, ale mimo wszystko... Nie zdążył. Zdążył tylko uciec stamtąd, nim zauważyli jego wilgotniejące oczy.
Aurora była niezwykle zadowolona. Nie przeszkadzało jej, że razem z Barnabasem musieli sprzątać salon. Mieli ogarnąć wszystko poza ciałem panny Campbell, które zalegało bezwładnie na podłodze i tylko krew z rany na szyi wciąż brudziła podłogę. Barnabas zakrył głowę Marivi szmatą do podłogi.
W gabinecie Lucas towarzyszył Cedmonowi i po cichu liczył, iż tym razem będzie mógł przeprowadzić kilka eksperymentów na ludzkich zwłokach. Za każdym razem miał taką nadzieję, jednak alfa był nieugięty w tej sprawie. Gnijące ciało nie pachniało.
Wreszcie Meriadok ponownie odebrał telefon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro