Trening
Następny ranek był istnym rollercoasterem. Od razu po przebudzeniu musiałam wraz z Hange, a raczej ja jako uczeń, zacząć przygotowywać wyprawę za mury. Chodziłam za nią dosłownie jako wieszak a raczej coś co nosi wszystkie papiery
- Hange czy będę miała dzisiaj trening?- zapytałam zirytowana tym jak chodzi w kółko po gabinecie już szósty raz nadal nie wiedząc co z sobą zrobić.
- Hm? A! Tak powinnaś go mieć za... O cholera Levi już tam jest musimy się spieszyć!- krzyczała jak szalona ciągnąc mnie w stronę pola, gdzie wcześniej znajdywał się tytan.
Dotarliśmy na miejsce a Hange i ja dostałyśmy po głowach za spóźnienie od kaprala. Cóż piękny start dnia...
- Em... Kapralu co będziemy dzisiaj robić?- zapytałam.
- Za niedługo będzie wyprawa, musisz potrenować tą swoją... Magie czy co ty tam masz.- powiedział i usiadł w cieniu a za to Hange zaczęła mnie wypytywać.
- Co częściej używasz?- zapytała.
- Raczej oba. Ale jeżeli mam być dokładniejsza raczej lód.- odpowiedziałam jej po chwili zastanowienia. Pokiwała głową.
- To zaczniemy od czegoś, dla ciebie, łatwego. Zamroź te ławkę.- powiedziała i dyskretnie wskazała na miejsce, gdzie siedział kapral.
- Jak kapral się przyczepi to wszystko idzie na ciebie.- powiedziałam ostrym tonem i zaraz z łatwością, bo tylko pstryknięciem palców ławka na której siedział kapral zamarzła ale jak przystało na najsilniejszego żołnierza, szybko zareagował i wstał z ławki zanim do niej przymarzł.
- Houke...- powiedział groźnie a po kręgosłupie już czułam ból kopniaków.
- To Hange mi kazała.- szybko wskazałam na moją przełożoną, a ta zaczęła uciekać gdzie pieprz rośnie, ale kapral stał w miejscu i tylko patrzył jak ta ucieka do gabinetu.
- Kolejne zadanie jakie masz do wykonania to po prostu zamrażanie rzeczy.- powiedział kapral a ja zasalutowałam i zaczęłam wykonywać daną mi pracę.- Houke, wiesz że będziesz mimo wszystko, szczególnym elementem w tej wyprawię za mur?- zapytał, dzisiaj jest wyjątkowo rozmowny, to aż dziwne.
- Domyślam się, ale myślę że Eren będzie kluczowym elementem?- zapytałam, tak przy okazji domyśliłam się że nie widziałam dawno trójki zaufanych sobie przyjaciół.
- Nie. Jest idiotą a ty za to jesteś zadziwiająco mądra.- pochwalił mnie co zrobiło na mnie dziwne wrażenie. Słyszałam o tym, złym i sadystycznym kapralu u zwiadowców, ale on mnie pochwalił.
- Dziękuje kapralu, ale domyślam się że wysyłacie mnie głównie za mury przez moją znajomość tego terenu i kontrole nad tytanami.- stwierdziłam i zabrałam się za owijanie lianą wytworzoną z mojej lewej dłoni, gałęzi by powstała huśtawka.
- Brawo.- powiedział sarkastycznie i usiadł na odmrożonej przeze mnie ławki, a dokładnie pod tym drzewem pracowałam ja nad huśtawką dla mnie. Tak samolubna ja postanowiłam zrobić huśtawkę jako element treningu.- Co robisz?- zapytał dziwiąc się, gdy w końcu wstałam z miejsca i podciągnęłam rękawy.
- Huśtawkę.- odpowiedziałam pewnie. Levi westchnął z mojego dziecinnego zachowania, ale nie protestował. W tym momencie skupiłam się naprawdę mocno, bo chciałam stworzyć coś bardzo szybko by nie spadło na ziemie i nic się nie stało, a także by było gładkie i nie przeszkadzało nikomu używającym tego jako huśtawki. Zaraz pod moimi dłońmi poczułam zimno,które nie jest mi obce, i prostokątny przedmiot dużej szerokości. Podstawiłam prostokąt pod liany i związałam nimi mocno.- Teraz niech kapral obserwuje, bo to prawdziwa magia.- powiedziałam i stanęłam obok całej konstrukcji wystawiając lewą dłoń. Kapral siedział tak jak wcześniej ale uważnie obserwował każdy mój ruch. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie różne wzory, które powoli tworzyły oparcie na huśtawkę. Wyglądała magicznie.
- Całkiem. Teraz na niej usiądź i zobacz czy działa.- nakazał, a ja z nadymanymi policzkami usiadłam i zaczęłam lekko bujać.
- Widzi kapral, działa i jest wygodna!- powiedziałam podekscytowana i uśmiechnęłam się szeroko.
- Ta...- odpowiedział mi smętnie ale podszedł i usiadł obok mnie, a ja zaczęłam nas huśtać.- Nie jest zła.- powiedział, a w jego głosie dało się czuć rozbawienie całą tą sytuacją.- Jesteś wolna, zobacz czy cztero-oka nadal się ukrywa.- zbył mnie ale sam nie zszedł z wygodnej o tej porze roku huśtawce, jest lato a to jest nadal lód. Na szczęście wytwarza tylko zimno ale się nie topi... Bo jakbyśmy wstali mielibyśmy mokre tyłki.
- Tak jest!- krzyknęłam i zasalutowałam odchodząc i idąc do gabinetu mojej przełożonej. Weszłam tam a ona podskoczyła w miejscu i zaczęła krzyczeć ,,Wybacz Levi nie chce jeszcze umierać!''. Stanęłam z uniesioną brwią, rozbawiona jej zachowaniem wobec otwierających się drzwi.
- Pani pułkownik to ja Lisa.- powiedziałam i weszłam zamykając za sobą drzwi.
- Lisa poskromiłaś tego potwora?- zapytała rozglądając się zza wpół otwartych drzwi czy nigdzie nie kryje się kapral Levi z morderczymi chęciami.
- Powiedzmy, stworzyłam jako mój trening huśtawkę i sobie tam siedzi.- powiedziałam i usiadłam już na wieczność moim miejscy w jej gabinecie, czyli na bardzo wygodnym fotelu w rogu.
- Wspaniale Lisa dbasz o swoją przełożoną!- powiedziała i zaczęła mnie ściskać.- Ale wracając do tematu wyprawy. Wyruszamy za tydzień.- powiedziała już poważnie i usiadła za biurkiem czytając różne dokumenty.
- Rozumiem, więc ja będę w twojej drużynie, racja?- zapytała podejrzliwie.
- Są dwie drużyny wiedzące o twojej mocy, nasza i kaprala. Przez to, że umiesz hipnotyzować tytanów będziesz na chwile obecną w drużynie Levi'a. Złapiemy jednego tytana odmieńca ale dwa to też nie byłby zły wynik!- krzyknęła podekscytowana z nowych eksperymentów.
- Tak jest pani pułkownik!- krzyknęłam i zasalutowałam.
- Lisa stałaś się bardzo oficjalna... No cóż masz wolne jak na dziś.- powiedziała i rucham ręki nakazała mi wyjść.
- Dziękuję.- powiedziałam i wyszłam z biura. Postanowiłam sobie jak ocel na dziś spotkać się z Erenem, Mikasą i Arminem.
Wstąpiłam na pole treningowe, gdzie trenował oddział kaprala teraz. Wyszłam i czekałam w cieniu patrząc na ich o dziwo, w porównaniu ze mną ciężki trening. Ja miałam się tak naprawdę bawić a oni... No 50 okrążeń i 100 pompek, 200 przysiadów i wiele innych.
Trening trwał ok. 2 godziny ale w końcu się skończył i podopieczni kaprala byli wolni. Mikasa, Armin i Eren usiedli z dala od innych i zaczęli z sobą rozmawiać. Spoglądałam na nich i w końcu zdecydowałam... Odejść. Mają siebie są... Rodziną a ja bym zakłóciła ten porządek, nie chcę tego. Odsunę się i pozwolę działać Mikasie, widzę że darzy uczuciem Erena. A on jak zawsze ślepy i tego nie zauważa.
Do wyprawy, przyjaciele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro