Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chytrzejsza od lisa

Kapral nie miał za dużo czasu. Prowizoryczny bandaż którym uwiązał ranę po ugryzieniu tytana, przeciekał tak bardzo, że z jej krwi miał brudny cały mundur co go niemiłosiernie irytowało. Nienawidził syfu a to nie krew tytana-Nie zniknie zaraz.

- Kapralu...- zaczęła, ale czuła jakby wielka gula zaciskała jej gardło przed tym by powiedzieć coś co przesądzi o jej i tego tytana życiu.- Zakryjcie mu oczy.- dokończyła starając się nie zamykać oczu, bo gdyby to zrobiła naraziłaby cały oddział na rozszalałego tytana odmieńca.

- Kiedy to ty mi rozkazujesz?- zapytał ironicznie.- Jean!- zawołał do siebie wysokiego chłopaka z rekrutów.- Zanieś ją do wozu i nie pozwól by zamknęła oczy.- nakazał podając lekką dziewczynę jego podwładnemu.

- Tak jest!- odpowiedział. Przejął dziewczynę z rąk kaprala i udał się do powozu gdzie mieli być ranni, a był tylko jeden. Wszyscy obecni na tej wyprawie nie mogli uwierzyć jakie mają szczęście, że nic nikomu się nie stało oprócz niej. Jean'owi przypatrywała się Lisa.

- Jesteś całkiem silny.- powiedziała. Majaczyła przez braki krwi.

- Jesteś lekka.- odpowiedział kładąc ją do powozu.

- Wiesz co chyba pójdę spać tak na chwile.- powiedziała zamykając powoli oczy, ale poczuła pieczenie na prawym policzku i otworzyła oczy z szoku.

- Nie możesz iść spać. Kapral tak kazał.- powiedział. Dziewczyna widziała w jego oczach żal za to co zrobił. Więc westchnęła i spróbowała usiąść. Nie skończyło się to dobrze.

- Kurwa!- krzyknęła dociskając rękę do biodra. Chłopak chciał już jej pomóc się położyć, ale ta zaprzeczyła ruchem ręki i zaciskając zęby zdjęła pelerynę kaprala i podniosła koszule okazując odgryziony kawałek mięsa. Krew spłynęła z twarzy chłopaka widząc tak dużą ilość krwi i mięśnie widoczne na jej ciele.

- O cholera...- powiedział i sam usiadł.

- Nie siedź tak. Podaj mi bandaż, skóra odrośnie. Zostanie blizna.- powiedziała do chłopaka. Po chwili dostałą w swoje ręce bandaż i alkohol.

Lisa musiała się zebrać w sobie. Musiała poczuć odpowiedni moment by polać swoją skórę alkoholem by ją odkazić, to cholernie piecze przy małych ranach a co dopiero przy odgryzionej skórze? Zwinęła pelerynę którą dał jej kapral i wsadziła ją sobie do ust zagryzając. Wypuściła powietrze nosem i jednym sprawnym ruchem polała ranę.

Krzyknęła w agonii bólu i poczuła jakby ktoś wbijał jej w tamto miejsce tysiące igieł. Przez pelerynę w buzi zagłuszyła krzyk. Z jej oczu poleciały łzy zmieszane z krwią, czyli to co zwykle. Wyciągnęła pelerynę z buzi i zaczęła ciężko oddychać. Wzięła bandaż i zaczęła go owijać.

Zapanowała cisza zakłócana przez oddechy i ciche jęki bólu. Do powozu wleciały trzy osoby. Te których najmniej się spodziewała.

- Lisa jak się czujesz?- zapytała Mikasa. Dziewczyna spojrzała na Jeana, by to on mówił. Po prostu musiała panować nad tytanem i nad tym by nie zemdleć.

- Ma odgryzioną skórę aż do mięśni.- powiedział Jean, jakby w transie po tym jak zobaczył jej ranę.

- Nie ciebie pytała koniowaty.- powiedział Eren siadając na przeciw dziewczyny która go niegdyś kochała, a teraz sama nie wiedziała.

- Ja...- zaczęła  dziewczyna ale ponownie poczuła tę gule w gardle.- Nie mam siły rozmawiać...- powiedziała cicho i mrugnęła czując wielką potrzebę by zamknąć do końca te cholerne oczy.

- Lisa kapral mówił byś nie zamykała oczu.- powiedział Jean klepiąc dziewczynę po policzku dla ocucenia.

- Tak wiem... Chciałabym go zobaczyć.- powiedziała znowu majacząc. Wszyscy byli zdziwieni. Nikt nie chce widzieć tego strasznego kaprala dobrowolnie.- Jest irytujący... Ale da się go wytrzyma...- nie dokończyła po już odleciała

 -głupiutka Lisa. Musisz się obudzić.- powiedział ten głos z którym nie tak dawno rozmawiała.

- Nie chce. Jestem taka zmęczona.- powiedziała.

- Jesteś chytrzejsza od lisa. Przechytrz zmęczenie.-powiedział do niej na co ta się zdziwiła. Raczej porównywałaby się do wilka niż do lisa. Ale w jednym ma rację. Ona jest Lisa Houke, jedyna z rodziny Houke która została stworzona z myślą o ratunku ludzkości. Jedyna która potrafi się sprzeciwić losowi. Jest tą która przechytrza nawet samą siebie. Jest cholerną Lisą Houke!

Z tą myślą i motywacją walczyła zaciętą walkę z własną sobą. Otworzenie oczu po tak wielkiej utracie krwi jest równe z cudem, lub po prostu szczęściem. Ona nie mogła tego zrobić, cały jej wysiłek, wylane krople krwi, przemęczenie się, pójdzie się po prostu jebać. Tytan powinien stracić z nią kontakt wzrokowy już dawno, ale ona czułą cały czas jakby on i ona walczyli z tym by nie odrywać od siebie wzroku, zacięta walka o to kto jest lepszy. Lisa gdyby była w pełni świadoma, już dawno mogła przerwać powiązanie, ale w jej stanie byli na równi. Tytan- mimo tego że bezmózgi i pragnący jedynie rozlewu krwi, był z nią na równi. Musiała przechytrzyć to zmęczenie! 

Jean wraz z Erenem próbowali ocucić nastolatkę leżącą i okropnie pocącą się. Szeptała słowa których nie mogli zrozumieć. Armin i Mikasa stali za nimi i patrzyli się na scenę rodem z najgorszego horroru który stworzyła Lisa. 

-Armin.- zaczęła Mikasa patrząc się już w tej chwili na oddalający się las.

- Tak?

- Lisa zemdlała, więc złapany tytan powinien wierzgać i próbować kogoś zjeść. A jest spokojny.- wytłumaczyła i zerknęła na dziewczynę którą próbowano ocucić.

- Słyszałem, że przed tym jak Jean ją tu zaniósł Lisa powiedziała by zasłonić mu oczy. Może to dlatego?- odpowiedział jej a ona mruknęła potakująco.

Usłyszeli głośny pisk wydostający się z ust Houke która w końcu się obudziła. Wszyscy obecni w powozie zatkali uszy a poza nim wzdrygnęli się, przez to co słyszą. Był o wiele przyjemniejszy niż ryk tytanów, ale nadal niepokojący i przyprawiający o ciarki. Po tym jak skończyła krzyczeć, usłyszeli kolejny ryk. Ten należał do pojmanego tytana... On ryczał.

On się cholera darł! 

Jakby ktoś obdzierał go z skóry!

Jedna osoba w powozie wiedziała o co chodzi. Tytan poddał się pod władzę Lisy... Od teraz słucha tylko i wyłącznie głosu nastolatki.

- Serio... Kim ty do cholery jesteś?- zapytał Jean z którego twarzy zeszły wszystkie kolory pozostawiając ją śnieżno białą.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro