Chytrzejsza od lisa
Kapral nie miał za dużo czasu. Prowizoryczny bandaż którym uwiązał ranę po ugryzieniu tytana, przeciekał tak bardzo, że z jej krwi miał brudny cały mundur co go niemiłosiernie irytowało. Nienawidził syfu a to nie krew tytana-Nie zniknie zaraz.
- Kapralu...- zaczęła, ale czuła jakby wielka gula zaciskała jej gardło przed tym by powiedzieć coś co przesądzi o jej i tego tytana życiu.- Zakryjcie mu oczy.- dokończyła starając się nie zamykać oczu, bo gdyby to zrobiła naraziłaby cały oddział na rozszalałego tytana odmieńca.
- Kiedy to ty mi rozkazujesz?- zapytał ironicznie.- Jean!- zawołał do siebie wysokiego chłopaka z rekrutów.- Zanieś ją do wozu i nie pozwól by zamknęła oczy.- nakazał podając lekką dziewczynę jego podwładnemu.
- Tak jest!- odpowiedział. Przejął dziewczynę z rąk kaprala i udał się do powozu gdzie mieli być ranni, a był tylko jeden. Wszyscy obecni na tej wyprawie nie mogli uwierzyć jakie mają szczęście, że nic nikomu się nie stało oprócz niej. Jean'owi przypatrywała się Lisa.
- Jesteś całkiem silny.- powiedziała. Majaczyła przez braki krwi.
- Jesteś lekka.- odpowiedział kładąc ją do powozu.
- Wiesz co chyba pójdę spać tak na chwile.- powiedziała zamykając powoli oczy, ale poczuła pieczenie na prawym policzku i otworzyła oczy z szoku.
- Nie możesz iść spać. Kapral tak kazał.- powiedział. Dziewczyna widziała w jego oczach żal za to co zrobił. Więc westchnęła i spróbowała usiąść. Nie skończyło się to dobrze.
- Kurwa!- krzyknęła dociskając rękę do biodra. Chłopak chciał już jej pomóc się położyć, ale ta zaprzeczyła ruchem ręki i zaciskając zęby zdjęła pelerynę kaprala i podniosła koszule okazując odgryziony kawałek mięsa. Krew spłynęła z twarzy chłopaka widząc tak dużą ilość krwi i mięśnie widoczne na jej ciele.
- O cholera...- powiedział i sam usiadł.
- Nie siedź tak. Podaj mi bandaż, skóra odrośnie. Zostanie blizna.- powiedziała do chłopaka. Po chwili dostałą w swoje ręce bandaż i alkohol.
Lisa musiała się zebrać w sobie. Musiała poczuć odpowiedni moment by polać swoją skórę alkoholem by ją odkazić, to cholernie piecze przy małych ranach a co dopiero przy odgryzionej skórze? Zwinęła pelerynę którą dał jej kapral i wsadziła ją sobie do ust zagryzając. Wypuściła powietrze nosem i jednym sprawnym ruchem polała ranę.
Krzyknęła w agonii bólu i poczuła jakby ktoś wbijał jej w tamto miejsce tysiące igieł. Przez pelerynę w buzi zagłuszyła krzyk. Z jej oczu poleciały łzy zmieszane z krwią, czyli to co zwykle. Wyciągnęła pelerynę z buzi i zaczęła ciężko oddychać. Wzięła bandaż i zaczęła go owijać.
Zapanowała cisza zakłócana przez oddechy i ciche jęki bólu. Do powozu wleciały trzy osoby. Te których najmniej się spodziewała.
- Lisa jak się czujesz?- zapytała Mikasa. Dziewczyna spojrzała na Jeana, by to on mówił. Po prostu musiała panować nad tytanem i nad tym by nie zemdleć.
- Ma odgryzioną skórę aż do mięśni.- powiedział Jean, jakby w transie po tym jak zobaczył jej ranę.
- Nie ciebie pytała koniowaty.- powiedział Eren siadając na przeciw dziewczyny która go niegdyś kochała, a teraz sama nie wiedziała.
- Ja...- zaczęła dziewczyna ale ponownie poczuła tę gule w gardle.- Nie mam siły rozmawiać...- powiedziała cicho i mrugnęła czując wielką potrzebę by zamknąć do końca te cholerne oczy.
- Lisa kapral mówił byś nie zamykała oczu.- powiedział Jean klepiąc dziewczynę po policzku dla ocucenia.
- Tak wiem... Chciałabym go zobaczyć.- powiedziała znowu majacząc. Wszyscy byli zdziwieni. Nikt nie chce widzieć tego strasznego kaprala dobrowolnie.- Jest irytujący... Ale da się go wytrzyma...- nie dokończyła po już odleciała
-głupiutka Lisa. Musisz się obudzić.- powiedział ten głos z którym nie tak dawno rozmawiała.
- Nie chce. Jestem taka zmęczona.- powiedziała.
- Jesteś chytrzejsza od lisa. Przechytrz zmęczenie.-powiedział do niej na co ta się zdziwiła. Raczej porównywałaby się do wilka niż do lisa. Ale w jednym ma rację. Ona jest Lisa Houke, jedyna z rodziny Houke która została stworzona z myślą o ratunku ludzkości. Jedyna która potrafi się sprzeciwić losowi. Jest tą która przechytrza nawet samą siebie. Jest cholerną Lisą Houke!
Z tą myślą i motywacją walczyła zaciętą walkę z własną sobą. Otworzenie oczu po tak wielkiej utracie krwi jest równe z cudem, lub po prostu szczęściem. Ona nie mogła tego zrobić, cały jej wysiłek, wylane krople krwi, przemęczenie się, pójdzie się po prostu jebać. Tytan powinien stracić z nią kontakt wzrokowy już dawno, ale ona czułą cały czas jakby on i ona walczyli z tym by nie odrywać od siebie wzroku, zacięta walka o to kto jest lepszy. Lisa gdyby była w pełni świadoma, już dawno mogła przerwać powiązanie, ale w jej stanie byli na równi. Tytan- mimo tego że bezmózgi i pragnący jedynie rozlewu krwi, był z nią na równi. Musiała przechytrzyć to zmęczenie!
Jean wraz z Erenem próbowali ocucić nastolatkę leżącą i okropnie pocącą się. Szeptała słowa których nie mogli zrozumieć. Armin i Mikasa stali za nimi i patrzyli się na scenę rodem z najgorszego horroru który stworzyła Lisa.
-Armin.- zaczęła Mikasa patrząc się już w tej chwili na oddalający się las.
- Tak?
- Lisa zemdlała, więc złapany tytan powinien wierzgać i próbować kogoś zjeść. A jest spokojny.- wytłumaczyła i zerknęła na dziewczynę którą próbowano ocucić.
- Słyszałem, że przed tym jak Jean ją tu zaniósł Lisa powiedziała by zasłonić mu oczy. Może to dlatego?- odpowiedział jej a ona mruknęła potakująco.
Usłyszeli głośny pisk wydostający się z ust Houke która w końcu się obudziła. Wszyscy obecni w powozie zatkali uszy a poza nim wzdrygnęli się, przez to co słyszą. Był o wiele przyjemniejszy niż ryk tytanów, ale nadal niepokojący i przyprawiający o ciarki. Po tym jak skończyła krzyczeć, usłyszeli kolejny ryk. Ten należał do pojmanego tytana... On ryczał.
On się cholera darł!
Jakby ktoś obdzierał go z skóry!
Jedna osoba w powozie wiedziała o co chodzi. Tytan poddał się pod władzę Lisy... Od teraz słucha tylko i wyłącznie głosu nastolatki.
- Serio... Kim ty do cholery jesteś?- zapytał Jean z którego twarzy zeszły wszystkie kolory pozostawiając ją śnieżno białą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro