Part tri
Wyciągnęli śmierdzącego delikwenta z jego wora. Lecz on nadal spał.
— Mieliśmy takie fotele, w szafie i teraz jestem nieśmiertelny — wymamrotał śpiący Ajzała.
— Ale co ty pierdolisz? — zapytał Eruvin.
— *chrapnięcie* grahgfhgh
— Wszystko jasne. Jest spierdolony — stwierdził Eruvin z powagą.
Handżi wzięła mężczyznę za szmaty i zaczęła nim walić jak ojciec klapą od kibla. Czarnowłosy otworzył jedno oko, bo drugie było podbite od ciągłego trzaskania.
— Wake the fuck up, Samurai. We have a city to burn! — Ni z gruszki, ni z pietruszki krzyknął Prezent Mix, który swoją drogą nie wiadomo jak znalazł się w pomieszczeniu. Prawdopodobnie siedział tam cały czas i śledził poczynania Trójcy.
— Zamknij mordę, kurwa, nie widzisz, że śpię, zjebańcu zasrańcu. — Ajzała wstał i już miał chwycić z powrotem swój kokon, lecz Eruvin był szybciejszy i złapał śpiwór, który wyglądał jak zużyty kondom. W tym czasie Livaj otworzył okno, a Eruvin cisnął śpiworem niczym Małpa kamorem. Handżi była skupiona na lekturze 101 najsuchszych sucharów, którą pożyczyła od Prezent Mixa, ryła się przy tym niesamowicie.
— Słuchaj, mamy sprawę — powiedział przywódca gangu [Eruvin].
— Jaką? — zapytał zdezorientowany menel.
— Jesteśmy od Griszy i jesteśmy w chuj głodni — zaczął Eruvin. — Możemy zrobić deal, my damy ci jakieś pornoski, a ty nam dasz jedzenie.
— Możemy iść na kebsa — powiedział znudzony Ajzała, lecz zainteresowany propozycją od tajemniczych zjebańców.
I tak wyruszyli. Do najbliższej kebabiarni było trzy metry w prawo i w lewo dziesięć. Zmęczeni wędrówką osiadli na fotelach przy kiblach. Ajzała zamówił kebsy, a Handżi wyjęła z torby zestaw pornosków. Wszystkich zdziwiło to, że jakiś zjeb w kebabiarni zamówił falafelka zamiast mięska.
Wyszli z kebsami na miasto. Wtedy Ajzała spotkał swoją koleżankę i zostawił trójcę bez nadzoru.
Trójca zaczęła szaleć po mieście z kebsami. Eruvin kierował drużyną.
Wtedy jelita Eruvina zaczęły być słyszalne. Poszukując toalety trafili do burdelu.
— Witam. Czy znajdziemy tutaj toaletę z kalpą? — Zapytała Handżi pracownicy tego zacnego i przytulnego miejsca.
— Przepraszamy, ale posiadamy tylko bez — odpowiedziała pani, która była tam od sprzątania kibli.
— No to szukamy gdzie indziej... — westchnął Livaj.
— Czekajcie! — Krzyknęła na tyle głośno, że było ją słychać w sąsiednim burdelu. — Poproszę koleżankę, by was zaprowadziła.
— Okej, byle szybko.
Po chwili przyszła dość chuda brunetka z plakietką z pseudonimem "Olympia". Bez słowa ruszyła i wyszła z budynku, jakby od początku wiedziała o co chodzi. Trójca podążyła za nią. Eruvinowi coraz bardziej chciało się srać, że musieli wstąpić do szpitala po nosze, bo ziomek nie mógł już ustać. Eruvin zwijał się z bólu.
Nagle doszli do bramy, na której wisiał znak "teren budowy wstęp wzbroniony".
— To tutaj — odezwała się brunetka.
Wszyscy przytaknęli, a Eruvin krzyknął z bólu pierdząc przy tym tak głośno, że ptaki z pobliskiego drzewa odfrunęły w długą.
Przeszli przez ogrodzenie, a Eruvina przerzucili, zahaczył o drut kolczasty, ale nic poważnego się nie stało. Kurwa zaprowadziła ich pod toitoie.
— Tutaj musimy się pożegnać — powiedziała ze łzami w oczach przez gazy Eruvina. Na reszcie Trójcy nie wywołały one większego wrażenia, ponieważ Eruvin zwykł pierdzieć w swoim gabinecie, w którym od czasu do czasu wszyscy razem się spotykali.
— Dziękujemy! — Krzyknęła Handżi i przytuliła ją na pożegnanie.
Eruvin z bólem wstał, podpierając się na Livaju. Wszedł do toitoia. A już po chwili było słychać dźwięk podobny do tego, kiedy tajtan kolosalny wyjebał bramę. Chwilę po tym z kibla zaczął się wydobywać dziwny dym. Handżi i Livaj spojrzeli po sobie porozumiewawczo i zaczęli spierdalać. Nagle w toitoiu zaczęło się odliczanie.
10.
9.
8.
7.
7.
5.
3.
2.
1.
Wtedy w środku rozległy się wybuchy, dziwne dźwięki jakby piorun pierdolnął. Nagle z hukiem toitoi wystrzelił w górę, a ze spodu buchały płomienie, jak z kuchenki gazowej. Eruvin w środku dostawał niezłych turbulencji, w dodatku zawartość toitoia zaczęła szaleć w kabinie. Pierdolnął w gaśnicę i stracił przytomność. Livaj i Handżi przyczepili się hakami do toitoia, by spróbować go utrzymać, jednak porwało ich w powietrze.
Toitoi osiągnął prędkość pierwszej prędkości kosmicznej. Na dnie zrobiły zrobiły się małe dziury od płomieni. Wylatywały stamtąd płyny ze środka, w dodatku Eruvin srał na bieżąco, co dodawało oliwy do ognia i finalnie osiągnęli prędkość drugą prędkość kosmiczną.
W sekundę przemierzyli całe miasto i toitoi pierdolnął w jakąś furgonetkę, która finalnie zatrzymała pęd. W aucie znajdowały się 3 osoby, czyli główni antagoniści z tego świata, zginęli na miejscu. Akurat w tym momencie przybył Ajzała ze swoim składem. Napakowany blondyn z rogami, facet z płonącym zarostem, prawdopodobnie przypalił go gotując pierogi i laska z włosami jak Madara, z którą to spotkał się wcześniej.
Livaj i Handżi wyczerpani podróżą i wypadkiem padli na ziemię, a Eruvin oblepiony wszystkim z toitoia wytoczył się przez drzwi. Ten widok na zawsze utknął wszystkim w pamięci, kilku randomowych przechodniów robiło zdjęcia tej niesamowitej sytuacji, które później pojawiły się w lokalnej gazecie.
Skład Ajzały podłączył wąż strażacki, który Al Majt przechowywał w swoim odbycie do pobliskiego hydrantu. Następnie oblali Eruvina wodą, bo jebał, przy okazji obudzili go jak i resztę Trójcy. Wszyscy byli zdezorientowani sytuacją.
— Co tu się odpierdoliło? — zapytał Livaj.
— No w sumie... Stworzyliście rakietę z toitoia i przy okazji pokonaliście naszych największych wrogów, więc na pewien czas możemy spać spokojnie — powiedział facet z przypalonym ryjem.
Nagle Handżi spostrzegła zaznajomionego menela, który w ręku trzymał torbę z pornosami.
— To może w podzięce wybierzemy się do kina? — powiedziała długowłosa laska z czerwonymi oksami. — Akurat miałam zarezerwowaną salę tylko dla siebie.
Trójca z chęcią przystała na tę propozycję. Wszyscy udali się więc do kina. Kupili popcorn, czitosy i monsterki z podobizną Ol Majta. Handżi ciekawiło to ile zapłacili mu za reklamę. Finalnie doszła do wniosku, że ta suma wykracza poza jej wszelkie granice rozumowania, więc odpuściła.
Wszyscy rozsiedli się na pustej sali kinowej. Ajzała podszedł do projektora i załączył jeden ze swoich nowych nabytków.
Wstęp zapowiadał się nieciekawie, jednak po kilku minutach akcja się rozwinęła i każdy był zaciekawiony dalszymi wydarzeniami.
Po udanym seansie, który skończył się dość późno w nocy, Endewor, Ol Majt i Midnajt udali się w swoją stronę. Natomiast Ajzała postanowił odprowadzić Trójcę chuj wie gdzie.
Nie było ich stać na hotel, bo wszystkie pieniądze przejebali na czitosy. Udali się do znanego im burdelu. Jednak po drodze zauważyli podejrzany sklep ze śpiworami. Handżi łącząc fakty, stwierdziła, iż dobrym pomysłem byłoby odkupienie Menelowi jego wora zwanego inaczej kondomem.
Gdy weszli do sklepu Ajzała wybrał różowy i udał się do przymierzali, żeby obczaić jak leży na jego dupie.
Tymczasem Trójca cisnęła sobie bekę z różnych wzorów śpiworów. Eruvinowi i Handżi udało się wcisnąć Livaja do jednego, przeznaczonego dla dzieci.
Nagle usłyszeli krzyk swojego zioma. Zaniepokojeni w trybie natychmiastowym udali się do przymierzalni, w której znajdował się Żul. Gdy odsłonili zasłonę, okazało się, że bandaż Ajzały zostaje wciągnięty przez portal, który pamiętali z piwnicy Griszy. Niestety nie zdążyli uratować przyjaciela, nim został pochłonięty przez to gówno. Nie myśląc wskoczyli za nim, w sumie, oni nigdy nie myśleli.
Po Trójcy i ich ziomku nie zostało nic, prócz śladów gówna z butów Erwina urywających się w szatni, oraz kolorowego śpiwora z działu dziecięcego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro