Part for
Tym razem zjebany portal wyjebał ich do jakiegoś miasta, które wyglądało jak z Dragon Bola. Eruvin, tak jak inni wyjebali się na ryj. A Ajzała, który wytoczył się wcześniej zamortyzował ich upadek. Liwaj jako pierwszy wstał na równe nogi i przyjebał śmierdzącego delikwenta. Zauważył, że ktoś się do nich zbliża, więc pośpieszył swój gang:
— Wstawajcie, wy śmierdzące chujce — rzekł Liwaj.
— Wypraszam se. — Handżi wstała, ale potknęła się o zmięty śpiwór tego żula.
— Ktoś tu idzie — powiedział Eruvin, przykładając ucho do ziemii.
Tajemnicza persona podeszła bliżej. Wszyscy byli przejęci, bo nie wiedzieli kto to. Okazało się, że to Daj, chiński sprzedawca jaj. Drużyna spierdolenia postanowiła kupić od niego kilka kremówek, ponieważ nic nie jedli od kiedy byli w kinie. Nie mieli przy sobie grosza, by za nie zapłacić.
— Na górze róże, na dole kał — zaczęła Handżi. — Jutro będziesz pieniędzmi srał — dokończyła.
Było to magiczne zaklęcie, które oczywiście nie działało. Nagle podbił do nich jakiś białowłosy karzeł.
— Proszę pokazać dowód osobisty — powiedział mały gnój.
— Priviet! — krzyknął radośnie Eruvin, udając obcokrajowca, aby zmylić przeciwnika.
Wtem Handżi podłapała temat i zaczęła krzyczeć "Yenkee with no brim". Ajzała jako mózg drużyny, także nie wiedząc co ci zjebańcy odpierdalają, powiedział karłowi, iż nie mają dowodów, bo wsysnął ich portal. Po wysłuchaniu tłumaczenia menela, miejscowy, prawdopodobnie gnom, stwierdził, że ta czwórka jest najebana. Eruvin chcąc ratować swoje dupsko, wyjebał Ajzałe z wora i zarzucił go na karła, tym samym go porywając. Jednak na ich nieszczęście, gnom zdążył powiadomić policję.
W tym samym czasie, kiedy policja rozpoczęła pościg, gang rozpoczął ucieczkę. Uciekali w lewo, w prawo, góra, dół, środkiem, bokiem i nawet do góry nogami. Jednak ich starania poszły na marne, ponieważ w pewnym momencie zostali otoczeni. Zostali ogłuszeni słoikiem po ogórkach, który rozbił się na ich głowach.
Nagle wszyscy zostali obudzeni przez zdezorientowany krzyk Eruvina. Znajdowali się w jakimś zjebanym pomieszczeniu z kratami. Eruvin latał spanikowany po pomieszczeniu. W pewnym momencie Liwaj podłożył nogę Eruvinowi, przez co ten zmienił kurs i jebnął w ścianę, w której zrobił dziurę. Obeszli oni cały budynek dookoła i znaleźli wejście z drugiej strony. Widzieli teraz swoją celę z punktu widzenia straży. Była cała obsrana. Handżi wzięła klucze do celi wiszące obok drzwi i otworzyła ją. Ekipa ponownie do niej weszła. Tym razem zakluczyli celę od wewnątrz, by nikt nie mógł wejść i ich złapać. Wyszli przez dziurę w ścianę.
Stanęli na krawędzi klifu. Ustalili, że będą skakać pojedynczo. Najpierw Liwaj, Handżi, Ajzała i na końcu Eruvin. Eruvin podczas swojego skoku nieco zboczył z toru i gdy spadał, przyjebał w jakiegoś randoma z rogami na łbie. Czerwonowłosy stracił przytomność. Nie mogli go oni zostawić na miejscu zbrodni. Ajzała wpadł na pomysł; owinął on delikwenta w kokon, po czym umieścił go stabilnie na plecach Eruvina.
Zauważyli na horyzoncie całkiem niezłą chatę, w której mogli znaleźć imbryk do zaparzenia herbaty. Postanowili tam pójść. Jednak w pewnym momencie się zgubili, gubiąc willę z oczu. Za rogiem zauważyli jakiegoś rudego truskawa z mieczorem, prawdopodobnie większym niż chuj Eruvina. Obok niego stała czarnowłosa kurwa, która miała niezłą banię na głowie, nazywaną potocznie włosami. Wyglądali jakby na kogoś czekali.
Nagle czarnowłosa bania wyjęła z kieszeni telefon i coś zrobiła. Wtem z kokona, który Eruvin taszczył na plecach słyszalny był jakiś zjebany dzwonek dla weebów. Rudzielec i kurwa zwrócili się w kierunku dźwięku i podeszli do gangu.
— Siemka, wiecie, gdzie taka willa wyjebista jest? — zaczął Eruvin, by rozluźnić atmosferę ziemską. Jednak mu się nie udało, ponieważ prawdopodobnie nie znajdowali się na ziemii.
— Tak, ale bardziej ciekawi mnie co macie w tym kokonie — powiedziała podejrzliwie Rukia, bo takie imię miała napisane na koszulce z przedszkola.
— Nie wiem, jakiś random stracił przytomność — odpowiedział Liwaj, próbując ukryć fakt, że to Eruvin mu przyjebał z dupska.
— To jest chyba nasz ziomek — odezwał się nagle rudzielec. — Miał bardzo podobny dzwonek. Możemy sprawdzić?
Ajzała odkleił kokon od pleców Eruvina i zrzucił go na ziemię. Kokon się rozpadł i wypadł z niego poszukiwany ziom.
— To może oni wam oddadzą tego chuja, a wy nim powiecie gdzie ta zajebista chata, której szukają? — zaproponował Szczepan, który nikt nie wiedział skąd się tam wziął. Tak samo jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
Obie strony przytaknęły.
— Deale z wam to przyjemność — rzekł Eruvin, rozprostowując obolałe plery.
Po wymienieniu się informacjami, drużyna spierdolenia wyruszyła w dalszą podróż.
(Jeszcze dzisiaj się pojawią do tego rozdziału przeróbki)
PS: Baj de łej, ktoś zgadł, gdzie są? xDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro