Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.

~NUNEW'S POV~

Była godzina 23:21 kiedy wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Natasitt już dawno smacznie spał, kompletnie nie zwracając uwagi na naszego przyjaciela, który szwędał się nie wiadomo gdzie po nocy.

Zastanawiałem się chwilę nad tym czy zamówić taksówkę, czy zaryzykować i bez pytania pożyczyć samochód Nata. Zważywszy na powagę sytuacji wybrałem drugą opcję, za którą jutro rano na pewno będę musiał się srogo tłumaczyć.

- Kilen... - Wypowiedziałem w myślach to jedno słowo, którego tak bardzo nie cierpiałem. W przeciwieństwie do P'Zee nie jestem typem człowieka, który szlaja się po tego typu miejscach. "Kilen" napawa mnie obrzydzeniem. Byłem tam jeden jedyny raz i nie zamierzałem nigdy więcej przekraczać progu tego lokalu. Dałem się wtedy namówić grupie moich przyjaciół ze studiów i zgodziłem się tylko dlatego, że jeden z nich miał akurat tego dnia urodziny. Naprawdę źle wspominam ten wypad. Skończyło się na tym, że jakaś typiara wylała calusieńki kieliszek czerwonego wina na moją białą koszulę, by pokazać mi swoje niezadowolenie z faktu, że odmówiłem jej tańca. Moi znajomi też się wtedy bardzo spili i z trudem zaprowadziłem każdego z nich do taksówki lawirując pomiędzy tłumem naćpanych ludzi.

Dzisiaj nastał dzień, w którym musiałem zburzyć swoją strefę komfortu i z własnej nieprzymuszonej woli pojawić się tutaj ponownie. Ochroniarz przy wejściu spojrzał na mnie nieufnie. Możliwe, że nie byłem odpowiednio ubrany na taką okazję. Kiedy Nat powiedział mi że Zee zniknął, zgarnąłem po drodze na szybko bluzę i tak jak stałem, w dresach i moim ulubionym zwykłym, białym T-Shircie, wyszedłem z mieszkania. Fakt, może niezbyt przemyślany outfit do ekskluzywnego nocnego klubu.

- Będzie z Tobą problem, to wylatujesz. Zrozumiane? - Napakowany mężczyzna stojący przy bramkach rzucił w moją stronę ostrzeżenie zanim faktycznie wpuścił mnie do środka.

Głośna muzyka, dym papierosowy, zapach spoconych ciał... Mieszanka nocy uderzyła we mnie z pierwszym krokiem w bramę piekieł. Zachwiałem się lekko nie będąc przyzwyczajony do hałasu, blasku neonów i migoczących w oczy stroboskopów.

- Zgubiłeś się maluchu? - Zamarłem słysząc szept obcego mężczyzny przy uchu. Nie patrząc w jego stronę ruszyłem pewnie przed siebie, a raczej chciałem ruszyć, ale ręką która spoczęła na mojej talii skutecznie mi to uniemożliwiła.

- Puszczaj! - Warknąłem patrząc rozmówcy prosto w oczy. Nie mogłem okazać w tym momencie strachu. Chwila zawahania mogła wpędzić mnie w kłopoty.

Odetchnąłem z ulgą widząc jak dużo starszy mężczyzna wymija mnie i idzie w swoją stronę. Chciałem wtopić się w tłum, ale na tle innych osób w koszulach i marynarkach wyraźnie rzucałem się w oczy. Jestem dobrym celem dla zboczeńców z fetyszem tatusia, bo mój wiek i niewinny wygląd w połączeniu z tak prostym ubiorem wręcz zachęca, aby ktoś się mną zajął. O zaczepki ze strony kobiet martwić się nie muszę. Damska część omijała mnie szerokim łukiem, próbując wyszukać w tłumie najbardziej seksownego, męskiego, bogatego, umięśnionego mężczyzny... Innymi słowy, moja persona nie wlicza się w ich standardy. Muszę się pilnować, bo ostatnie czego bym chciał to poczuć, jak coś twardego wgniata się w moje pośladki, a w takim tłumie o bliskie spotkania nie jest trudno.

Przyciskałem się przez ludzi i z marnym skutkiem próbowałem odnaleźć wzrokiem cel mojego przyjazdu.

Przez moment poczułem jak robi mi się słabo. Z nadmiaru emocji gorąc rozlał się po moim ciele, a nogi odmówiły posłuszeństwa.

- Mam Cię. Tym razem sam wpadasz w moje ręce.

- Zostaw! -  Momentalnie oprzytomniałem słysząc ponownie głos wcześniej poznanego oblecha.

- Wisisz mi drinka. Nie uważasz, że wypadałoby podziękować osobie, która uratowała Cię przed upadkiem?

- Osobie bym podziękował, taniemu podrywaczowi niekoniecznie. - Odpowiedziałem dumnie i miałem nadzieję, że tym razem ten nie postanowi mnie zatrzymywać. Prawda jest taka, że moja siła jest niczym przy jego wyraźnie zarysowanym kaloryferze.

- Zaczekaj... Nie musisz się mnie bać. -  Mężczyzna zaczął przybliżać się do mnie, odcinając mi tym samym drogę ucieczki.

- Jesteś strasznie spięty... -  Położył łapsko na moich plecach i sunął bezwstydnie w kierunku moich lędźwi.

- Mam coś, co pomoże Ci się rozluźnić... -  Jego ręka znalazła tę moją i wcisnęła mi w dłoń... no właśnie, co to takiego?

- To tylko cukierek... Obiecuje, że nic złego Ci się nie stanie. Wręcz przeciwnie... Spotka Cię dużo dobrego, tylko musisz mi zaufać.  No dalej mały, spróbuj...

- APO!!! WSZĘDZIE CIE SZUKAM! GDZIE TY SIĘ DO CHOLERY SZLAJASZ KIEDY CIĘ POTRZEBUJE?! JAK TAM INTERE... -  Do naszej dwójki podszedł mężczyzna w markowym garniturze. Widząc przed sobą nastolatka (czyt. mnie) trzymającego w otwartej dłoni cukierek (czyt.tabletkę) przerwał w pół słowa. Prawdopodobnie nie spodziewał się zastać takiego widoku. Podejrzewam, że te frykasy które miałem na wyciągnięcie ręki nie były przeznaczone dla mnie. Przymknąłem oczy rozumiejąc, że znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie.

- Apo Nattawin! - Facet w garniaku za kilka tysi zwrócił się do mojego oprawcy udając, że mnie nie widzi.

- Miałeś rozluźnić naszych gości VIP. Powiedz mi, gdzie ten gówniarz ma schowaną niebieską wstążeczkę? Na nadgarstku jej nie widzę, może szukałeś głębiej?

- Szefie ja...

- Zwalniam Cię. Zbyt wiele razy przez swoje niepohamowane rządze naraziłeś mnie na niebezpieczeństwo.

- Proszę Pana... - Uniosłem nieśmiało wzrok. Nie miałem pojęcia jak rozmawiać z mafiozą, ale prawdopodobnie był on moją ostatnią i jedyną deską ratunku.

- Tak naprawdę, wcale nie powinno mnie tu być. Ja po prostu... - zacząłem nieśmiało...

- Dobrze, że chociaż masz tego świadomość. - Mężczyzna przerwał moją wypowiedź. Nie wiedziałem czy wypada odzywać się ponownie.

- Obiecuję, że nic co dzisiaj widziałem, nie wyjdzie poza ściany tego budynku. Pan wybaczy, ale szukam kogoś kto również nie powinienem być w tym miejscu. Czy jest szansa, aby pomógł mi go Pan zlokalizować? - Spytałem z nadzieją, że ten się nade mną zlituje i użyje swoich supermocy ważniaka, bym znalazł przyjaciela.

- Chodź za mną. Opiszesz mi kogo szukasz i coś wymyślimy. - Jak na niebezpieczną osobę, jest w stosunku do mnie całkiem miły. A może to podstęp? Czerwona lampka zapaliła się w moim umyśle, aczkolwiek na odwrót było już za późno. Prowadził mnie korytarzami do części klubu, do której wstęp mieli tylko nieliczni. Stanęliśmy przed wejściem otwieranym specjalną kartą magnetyczną.

Po przekroczeniu strefy VIP poczułem się bardzo niezręcznie. Klimat w tej sali różnił się od tego, który widziałem chwilę temu.

W tej strefie dominował czerwony kolor. Muzyka była zmysłowa. Kelnerki chodziły w wysokich szpilkach i skąpych czarnych sukienkach z koronki, a kelnerzy ubrani byli w eleganckie buty typu oxford oraz czarne spodnie z szelkami opinającymi się na nagich, naoliwkowanych, umięśnionych torsach.

Sala była podzielona na sektory. W każdym z nich znajdowały się wygodne skórzane kanapy z niewielkim stolikiem i otwartym widokiem na środek pomieszczenia, gdzie umieszczona była główna atrakcja wieczoru. W klatkach do muzyki wili się nadzy mężczyźni, a panie pozbawione części garderoby tańczyły na rurach.

- Korzystaj dzieciaku jak masz szansę... Drugiej takiej mieć nie będziesz. - Facet który mnie tu przyprowadził zaśmiał się, kiedy zauważył jak zmieszany odwracam wzrok.

Nie wiedziałem gdzie patrzeć, bo gdziekolwiek bym nie spojrzał moje oczy atakowane były przez pornografię na żywo. Musząc gdzieś zatrzymać wzrok skupiłem się na dwójce chłopaków, którzy wyglądali na takich w moim wieku. Nie wiem czy chce wiedzieć jak się tutaj znaleźli.

Jeden z nich miał nałożoną czarną atłasową opaskę na oczy, która zabierała mu zmysł wzroku i nie wiedzieć czemu, to właśnie on najbardziej przykuł moją uwagę. Drugi chłopak bez skrupułów rozpinał guziki koszuli tamtego i całował go po odsłoniętej skórze.

- Chcesz dołączyć? Okazja jedna na milion, bo zmierzamy właśnie w tym kierunku. - Usłyszałem obok siebie śmiech, kiedy szybko zaprzeczyłem ruchem głowy i opuściłem ją w dół zerkając onieśmielony na swoje trampki.

Dotarliśmy do stolika. Mężczyzna usiadł na kanapie rozdzielając dwójkę namiętnie całujących się chłopaków.

Położył dłoń na udzie tego, którego oczy były zasłonięte. Sunął nią wyżej niebezpiecznie blisko rozporka. Drugą wolną ręką przyciągnął jego kark i zassał się na szyi zostawiając czerwony ślad. Usłyszałem jak z ust młodszego ulatnia się cichy jęk. Starszy mężczyzna złapał nagle jego barki i zmusił, by ten uklęknął między jego nogami. Zsunął z siebie eleganckie spodnie, świecąc bokserkami z najnowszej kolekcji Armaniego.

- Poznaj Builda. Jest moim narzeczonym. - Wskazał ruchem głowy na chłopaka siedzącego po swojej prawej stronie, który aktualnie zostawiał mokre pocałunki na jego obojczykach.

- Proszę Pana. Ja... Ja szukam kogoś o imieniu...

- Jesteś w tym momencie moim gościem. Nie uważasz, że to ja mam pierwszeństwo do zadawania pytań? Jak masz na imię?

- NuNew... - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą rozglądając się niepewnie dookoła, bo widok przede mną robił się z sekundy na sekundę coraz bardziej krępujący.

- NuNew? Już to kiedyś gdzieś słyszałem. A więc... Ja nazywam się Bible i jestem właścicielem tego klubu.

- Mmm... Tak... Właśnie tak jest dobrze... - Bible przyciągnął do siebie głowę młodszego chłopaka z opaską na oczach tak mocno, że tamten zaksztusił się kutasem wpychanym mu brutalnie do gardła.

- Ssij! - Warknął głośno, kiedy czarnowłosy próbował zaczerpnąć powietrza.

- P', wracając do mojego pytania. Chodzi o mojego najlepszego przyjaciela, który prawdopodobnie tutaj zabłądził...

- ...cichutko NuNew... daj mi jeszcze minutkę...

- Aaahhhhh takkkk... - Mężczyzna jęknął przeciągle dochodząc w usta klękającego przed nim chłopaka, a to wszystko na moich oczach.

- Nie! Nie odwracasz głowy! Połykasz do ostatniej kropli Ty mała dziwko! - Krzyknął i docisnął penisa jeszcze głębiej, nie pozwalając młodszemu na jakikolwiek ruch. Widziałem jak spod czarnego materiału przepaski wylatuje kilka łez...

- Grzeczny chłopczyk. - Pogłaskał go po głowie, ale gdy ten chciał wstać... został z powrotem przyciśnięty na klęczki do podłogi.

- Szukam Zee. Znasz kogoś takiego?

- Zee? Hmmm... Nie kojarzę. - Bible patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem, popychając chłopaka pod sobą tak, by upadł przed nim dodatkowo podpierając się rękami.

- P'ZEE?!!! - Wrzasnąłem kiedy dojrzałem jak koszula młodego mężczyzny zsuwa się lekko z barków, odsłaniając tym samym wytatuowane czarnym tuszem ryby koi nad lewą łopatką.

- Zee... - Wyszeptałem sam do siebie próbując hamować łzy cisnące się do oczu.

Podszedłem bliżej podnosząc ciemnowłosego z kolan. Odwróciłem go w swoją stronę i ściągnąłem z jego oczu ten przeklęty skrawek materiału.

- Tak, to właśnie jego szukam!!! - Moje dłonie zacisnęły się w pieści, a głos był nienaturalnie niski.

- Zabawne... Wszystko by się zgadzało, ale nieee.... to niemożliwe.Wiem że już gdzieś kiedyś słyszałem imię NuNew. Już sobie przypominam, ale... patrząc na Ciebie, to ta mała kurwa... - Wskazał palcem na mojego przyjaciela a we mnie zagotowało się ze złości słysząc określenie, jakim go nazwał.

- ...Ta kurwa musi znać jakiegoś innego NuNew, bo to niemożliwe, żeby skomlał Twoje imię dochodząc pode mną.

Chciałem do niego podejść i obić mu ten paskudny ryj, ale wiedziałem że nie dam rady. Jestem od niego mniejszy i słabszy. Poza tym na jeden gest jego ręki zjawią się tutaj ochroniarze, którzy bez mrugnięcia oka skorzy będą zabić mnie w jednej sekundzie. Włosy zjeżyły mi się na karku kiedy uświadomiłem sobie, w jak niebezpiecznym środowisku kręci się mój Hia.

- P'Zee... Idziemy. Zabieram Cię stąd. Zee, słyszysz mnie? - Chłopak ani drgnął. Jego oczy były rozbiegane a źrenice rozszerzone...

- Co Ty mu dałeś Bible? - Wrzasnąłem zrezygnowany kiedy zrozumiałem, że Hia jest pod wpływem jakiegoś narkotyku. Jednego albo kilku... Cholera wie!

- Marny z Ciebie najlepszy przyjaciel, skoro nawet nie orientujesz się kim jestem. - Mężczyzna zaśmiał się unikając odpowiedzi.

- Nie obchodzi mnie to! Jesteś jakimś chorym popaprańcem wykorzystującym niewinnych ludzi!

- Ah, więc nie obchodzi Cię to, że tak naprawdę jestem byłym chłopakiem Twojego przyjaciela. Nigdy nie zrobiłem nic bez jego zgody. To co ode mnie dostał, sam po to przyszedł. Nie martw się, nic złego się mu nie stanie... No... to już w sumie zależy od Ciebie w tym momencie. Przekonasz się w domu, co mam na myśli. A teraz wybacz. Zabrałeś mnie i Buildowi naszą ulubioną zabaweczkę, więc musimy zadowolić się sami. Wy możecie sobie iść. A, i jak Twój przyjaciel się ocknie, przekaż mu proszę ode mnie, żeby więcej do mnie nie przyłaził kiedy ma problem. A Tobie NuNew życzę powodzenia dzisiejszej nocy. Chcesz jakiegoś cuksa na rozluźnienie? Myślę, że może Ci się przydać. Dam Ci za darmo po znajomości...

Bible i Build wstali z kanapy i odeszli w kierunku baru zostawiając nas samych.

- P'Zee... Skarbie... - Po moich policzkach spływały łzy. Uśliniłem swojego kciuka i z obrzydzeniem ściągnąłem odrobinę zeschniętej spermy z kącika ust chłopaka.

- Już wszystko dobrze. Jedziemy do domu... - Westchnąłem i wyprowadziłem go z klubu Kilen, w którym noga mojego przyjaciela stanęła po raz ostatni. Osobiście dopilnuje, aby Zee nigdy więcej nie znalazł się w takim miejscu...

___

CIĄG DALSZY NASTĄPI ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro