17.
~ZEE'S POV~
Pierwszy dzień i pierwsza noc w Hiszpanii za nami. Nie muszę chyba mówić, że NuNew nie odezwał się do mnie ani razu, szlajając się gdzieś po mieście z Natem. Dzisiaj od samego rana ta mała, bezczelna łajza również miała mnie gdzieś. Dzisiaj na przykład, wyżej wspomniana niedojrzała pieczarka postanowiła sobie robić jako piąte koło u wozu, łażąc za pozostałą dwójką. Max zaprosił mnie, bym ja również poszedł z nimi, ale zrezygnowałem. Po pierwsze, posiadam zdolność logicznego myślenia by załapać, że tamci woleliby spędzić ten czas tylko we dwoje, a po drugie, ja i N'Nhu w bliskiej odległości to nie jest dobre połączenie.
Cały dzisiejszy dzień spędziłem na plaży - sam. Nie zjadłem też z nimi kolacji, udając się do hotelowej restauracji.
Zostałem miło zaskoczony kiedy siedziałem przy stole kończąc posiłek. Niespodziewanie podszedł do mnie NuNew, przyprawiając tym samym moje serducho o szybsze bicie.
- Zee, idziemy do sklepu. Wedle grafiku i podziału obowiązków spisanych przez P'Maxa - dzisiaj jest nasza kolej na robienie zakupów na dzień jutrzejszy. - Głos Nhu był tak oschły... jakby mówił do kogoś obcego.
Wstałem od stołu i od razu poszliśmy w kierunku 'Alcampo", bo wedle rankingu wujka Google tam jest podobno najtaniej. Stać nas na wszystko co chcemy, ale stare nawyki prostego, normalnego życia sprzed czasów debiutu zostały zakorzenione w nas tak mocno, że wartość pieniądza wciąż ma dla nas jakieś znaczenie.
Nie lubię chodzić po marketach, wolę wspierać lokalnych sprzedawców. Markety są w moim mniemaniu skupiskiem ludzi ślepo zapatrzonych w czerwone cenówki, które często niewiele mają wspólnego z rzeczywistą promocją. W domu nigdy nie musieliśmy chodzić do takich miejsc. Mieliśmy zapewniony catering, który punkt ósma każdego ranka dostarczał nam posiłki, napoje, przekąski oraz świeże owoce pod same drzwi. Przyjeżdżając tutaj musimy dostosować się do otoczenia. Przed przylotem pokłóciłem się z Maxem za jego głupi w mojej opinii pomysł. P'Aof zapewnił nam all inclusive, mimo tego Max zarządził inaczej, chcąc by było "tak jak w domu."
Odkąd Max z nami zamieszkał, dzień w dzień samodzielnie przygotowywał nam jedzenie uważając, że zadba o nas lepiej niż jakikolwiek kucharz. P'Aof musiał więc wstrzymać dostawy gotowych posiłków, zwiększając tym samym ilość świeżych warzyw, owoców, mięs, produktów sypkich i nabiału. Nikt nie narzekał, bo Max jako syn właściciela restauracji gotuje wyśmienicie, aczkolwiek... do cholery jasnej! Jesteśmy na wakacjach! Po co robić to samemu, skoro można zejść kilka pięter niżej i korzystać z tego, co serwuje hotel, poza tym... Nawet jeśli ekipa nie chce jadać na hotelowej stołówce, to jesteśmy na tyle bogaci, że możemy sobie iść na jedzenie gdziekolwiek chcemy, ale nie... Max wie przecież najlepiej.
P'Aof wybierając nam miejsce naszego pobytu musiał się bardzo mocno postarać, by sprostać jego wymaganiom, a głównym warunkiem jaki hotel musiał spełniać był obowiązkowy aneks kuchenny w pokojach, by Max wciąż mógł nam gotować. I takim oto sposobem, dzięki jednemu z naszych przyjaciół, przemierzam kawał drogi w towarzystwie osoby (która udaje, że jestem powietrzem) do sklepu, nie widząc w tym ani sensu, ani logiki.
Gdy weszliśmy do Alcampo, Nu przerwał listę zakupów którą dostał od Maxa na pół, wciskając mi w dłoń kawałek papieru.
- Widzimy się przy kasie. - dodał nawet na mnie nie patrząc i obrócił się na pięcie idąc w przeciwnym kierunku.
Przemierzałem samotnie sklepowe alejki. Zatrzymałem się w pół kroku pomiędzy makaronem a kawą i herbatą, dostrzegając mojego przyjaciela. Przybliżyłem się ukradkiem, jednocześnie chowając się za regałem tak, by mieć go na oku, ale żeby młodszy mnie nie zauważył.
Nong klepał się dłońmi po kieszeniach jakby czegoś zapomniał.
Sięgnął z półki makaron do lazanii i odwrócił opakowanie szukając z tyłu sposobu wykonania. Przepis był, owszem - ale nie po tajsku.
NuNew pokręcił głową z zakłopotaniem i wyciągnął dłoń po kolejne opakowanie innej firmy z nadzieją, że może tam znajdzie jakąś instrukcje, chociażby obrazkową...
Na kolejnym pudełku również nic nie znalazł i już miał sięgać po jeszcze jedno, gdy ktoś zagrodził mu drogę.
- Przepraszam, czy mógłbyś się odsunąć? - NuNew zapytał życzliwie łamanym angielskim.
- Nie, chyba nie mogę. - Odparł nieznajomy po tajsku, uśmiechając się promiennie.
- Jestem zbyt zainteresowany Twoim wyborem, żeby się odsunąć. - Chłopak dodał po chwili, a we mnie aż się zagotowało. Gówniarz otwarcie z nim flirtował.
- P'Tutor?! - Nhu uśmiechnął się na jego widok. Wychodzi na to, że się znają. Ale jak, kiedy, po co i dlaczego?!
- Do lazanii potrzebne Ci będą jeszcze: mięso mielone, cebula, przecier pomidorowy, mleko, mąką i przyprawy. Nunuś... Coś mi się wydaję, że nie bardzo umiesz gotować.
- No co Ty! Oczywiście że potrafię! To jest całkiem proste. Potrzebujesz tylko miecza i zielonych pędów bambusa skradzionych o północy z pola tybetańskich mnichów. - Zaśmiałem się pod nosem słysząc jego słowa, ale ten drugi chyba nie załapał...
- Co?! - Tutor nie wiedział czy to żart, czy może NuNew faktycznie mówi serio.
- Tak, tak. To jest bardzo proste. - tłumaczył mu dalej młodszy z poważną miną.
- Musisz tylko wymieszać to wszystko i podać ze zgniłymi jabłkami. Wspaniałym dodatkiem będzie też sos z domieszką błota z pobliskiego jeziora...
- To przepis na obiad, czy chcemy kogoś zabić? - Skwitował Tutor, ostatecznie podłapując żart. Oboje zaczęli się śmiać na tyle głośno, że inni klienci wskazywali ich palcami prosząc o ciszę.
- Szczerze mówiąc, skończyłem szkołę gastronomiczną. Wiesz NuNew, mogę Ci ugotować cokolwiek tylko zechcesz. - Chłopak przybliżył się do mojego przyjaciela, co mi się bardzo nie spodobało. Jeszcze jeden krok bliżej, a rzucę w niego pudełkiem Earl Grey'a.
- Wow, to świetnie! P' a może by tak... Może moglibyśmy umówić się na kolację? Mam wolny wieczór. Może mógłbyś się mną zaopiekować? - Nhu przygryzł seksownie wargę, czego nie potrafiłem dłużej znieść.
Wyszedłem zza regału z zaciśniętymi pięściami.
- N'Nhu, masz wszystko? - Zapytałem patrząc wyzywająco na nieznajomego.
- Prawie. - Nong odpowiedział mi, wciąż wlepiejąc ślepia w drugiego chłopaka. Oj, jeszcze moment i stracę cierpliwość, a wtedy zamiast rzucać herbatą, koleś dostanie w łeb kalafiorem!
- Nhu jest dzisiaj bardzo zajęty i nie może się z Tobą spotkać. Nie spotka się z Tobą ani dzisiaj, ani jutro. Ma tak napięty grafik, że najszybciej zobaczysz go hmmm... nigdy!- Rzuciłem w kierunku tego całego Tutora, chwyciłem przyjaciela za rękaw i pociągnąłem go za sobą w stronę kas.
- Ale Zee?! - NuNew wyrwał się z uścisku patrząc w moje oczy.
- Nie możesz. - Odpowiedziałem nieco łagodniej, chwytając jego dłoń. Tym razem poszedł za mną nie protestując.
- Zee?? - NuNew spojrzał na mnie pytająco kiedy tylko wyszliśmy ze sklepu.
- Od kiedy jestem dla Ciebie tylko Zee? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, co zbiło go lekko z tropu.
Do hotelu wracaliśmy spacerem przez park. Alejki które przemierzaliśmy oświetlone były tysiącami kolorowych światełek rozwieszonych ciągiem pomiędzy ulicznymi lampami.
- Kto to był? - Zapytałem przerywając między nami niezręczną ciszę.
- P'Tutor.
- Jaki znowu Tutor?
- Jesteś zazdrosny? - NuNew zerknął na mnie z kpiną w oczach.
- Tak. Jestem kurewsko zazdrosny! - Powiedziałem zgodnie z prawdą, czego NuNew się nie spodziewał.
- Pięknie tu... - Chłopak rozejrzał się dookoła podziwiając kwiaty migoczące w odbiciu kolorowych lampek. Wyraz jego twarzy trochę złagodniał. Spojrzał na mnie ukradkiem z nieśmiałym uśmiechem i bez słowa ruszył przed siebie.
- Hia? - Moje serce chciało wyskoczyć z piersi kiedy usłyszałem jak mnie nazwał. Od paru miesięcy nikt tak do mnie nie mówił...
- Wiesz co, Hia? Moja mama zawsze mi powtarzała, żeby szukać miłości, która jest prawdziwa i nie zna granic... Zawsze lubiłem romantyczne spotkania. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego wieczoru, niż ten. - Nhu zatrzymał się odwracając w moją stronę.
- Napijemy się wina? - Zapytałem wskazując ręką na ławkę obok i wyjąłem butelkę trunku z reklamówki.
- Obawiam się, że moglibyśmy dostać mandat za picie w miejscu publicznym, ale... usiądźmy tam dalej. Zobacz, tam przy jeziorze jest ławka. - Poszedłem za nim we wskazanym kierunku.
- Podziwiajmy gwiazdy i słuchajmy ciszy... I dawaj to wino, tutaj jest na tyle ciemno, że nikt nie zauważy. - odparł po chwili Nong siadając obok mnie. Otworzyłem butelkę i podałem ją młodszemu.
- NuNew... Nie masz dłuższych? - powiedziałem cicho patrząc z niesmakiem na zbyt krótkie szorty. NuNew zaprzeczył ruchem głowy.
- A więc mówisz, że... - Dotknąłem jedną ręką jego odsłoniętego kolana i sunąłem dłonią w górę, czekając na jakikolwiek protest z jego strony. Nic takiego się jednak nie stało. NuNew patrzył przed siebie na jezioro, popijajac wino z gwinta.
- ...że kim tak właściwie był ten chłopak, którego chciałeś zaprosić na randkę? - Ścisnąłem władczo jego udo od wewnętrznej strony i odsunąłem je na bok tak, żeby udostępnił mi trochę miejsca między swoimi nogami...
- Tutor... bo tak się właśnie nazywa, prawda? - Uklęknąłem przed nim opierając swoje pośladki na piętach i podniosłem wzrok ku górze patrząc wprost w jego brązowe tęczówki... Ku mojemu zdziwieniu, tym razem NuNew nie unikał mojego spojrzenia. Byłem ciekawy, na ile mogę sobie pozwolić... Oblizałem usta w seksowny sposób i przygryzłem lekko wargę.
- Tutor w przeciwieństwie do Ciebie wydaje się być łatwy... w obsłudze. - Wyjąłem chusteczkę z kieszeni bluzy i delikatnie wytarłem miejsce, na które dosłownie sekundę wcześniej spadło kilka kropel czerwonego wina... Przejechałem chusteczką po jego udzie, wsuwając ją pod jedną z nogawek...
- Widzisz Nong... Masz dziurawą brodę. Spójrz... wszędzie się polałeś. - Mówiąc to, bezwstydnie wsunąłem dłoń z chusteczką jeszcze wyżej nogawki. Kątem oka widziałem jak młodszy bacznie obserwuje każdy mój ruch, co tylko dodało mi odwagi.
- Chyba faktycznie potrzebujesz kogoś, kto się Tobą zaopiekuje. - Raz jeszcze ścisnąłem go za udo, przenosząc swój dotyk na jego wewnętrzną część.
- A może chciałbyś, żebym to ja-
- uhmmm... - Niekontrolowany jęk opuścił malinowe usteczka, kiedy zahaczyłem kciukiem o materiał bokserek, delikatnie wsuwając dłoń jeszcze głębiej...
- Powiedz mi, że mnie pragniesz... - Pogładziłem kciukiem kilkukrotnie trzon jego penisa, po czym szybko wyjąłem dłoń i podniosłem się z ziemi siadając na ławce jak gdyby nigdy nic.
- Nunu... - Nachyliłem się trochę, sięgając bliżej jego twarzy i szepcząc mu wprost do ucha.
- Nhu... Pomogę Ci... - Nadal szepcząc zszedłem ustami trochę niżej, owiewając ciepłym oddechem jego szyję.
- Chcesz tego? - Zapytałem po cichu, muskając niby przypadkowo ustami wrażliwą skórę na jego obojczyku... Chłopak wzdrygnął się na uczucie ciepłego, otulającego powietrza...
- Chcesz, bym się Tobą zaopiekował? - Odchyliłem głowę do tyłu i przeniosłem swój wzrok z jego oczu w dół, widząc wyraźny zarys erekcji odznaczający się przez materiał krótkich szortów.
- Oj skarbie... - Spojrzałem ponownie w jego oczy, nie mogąc wyczytać z nich nic innego prócz pożądania.
- NuNew, chyba Ci jeszcze tego nigdy nie mówiłem, ale wyglądasz niesamowicie...
- ... a Ty seksownie. - Młodszy przerwał milczenie i z zawachaniem położył swoją drobną dłoń na moim torsie.
- P'Zee... Chcę Cię pocałować...
- Chcę, abyś to zrobił. - Odpowiedziałem z uśmiechem i nie czekając na jego reakcje przyciągnąłem go powoli do siebie, złączając nasze usta w czułym pocałunku...
___
CIĄG DALSZY NASTĄPI ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro