15.
~NUNEW'S POV~
- Ai'Nu!!! - Nie ma mowy nawet!
- NuNew wstawaj! - Nat nieoczekiwanie wskoczył mi na łóżko i zdarł ze mnie na bezczela kołdrę.
- I Ty skarbie przeciwko mnie? Wal się do cholery i daj spać!
- Pfff... Powiem Maxowi jak do mnie mówisz i Ci się mój Ty najukochańszy usra... - No masz ci los! Teraz mnie jeszcze swoim chłoptasiem zaczyna straszyć... Mały, bezczelny, emocjonalny szantażysta.
- Nat, chyba o czymś zapomniałeś... Twój ''tatusiek'' nie nauczył Cię szacunku? Nie wytłumaczył Ci, że nie powinno się ingerować w czas snu innych ludzi?
- Ała!!! - Nat pieprznął mnie w głowę poduszką słysząc jak nazwałem Maxa. Odkąd się dowiedziałem, że ich dwójka spotykałała się potajemnie już w czasach szkolnych, nie mogę się powstrzymać, by mu z tego powodu nie dokuczać. W naszych przekomarzankach nigdy nie może zabraknąć wzmianki o dzielącej ich różnicy wieku. W tym momencie taka różnica nie ma znaczenia, natomiast w tamtych latach, no cóż...
- Dobra, niech Ci będzie słodka klusko, już wstaje... - Odparłem i niechętnie zacząłem podnosić się z łóżka.
Nadszedł dzień, w którym nasz menadżer postawnowił wysłać nas na urlop. O godzinie 7:20 mieliśmy być zwarci i gotowi na lotnisku... Kierunek - Hiszpania.
Naprawdę nie potrafię zrozumieć, na co to komu potrzebne. Tydzień all inclusive pod palmami. Pff, wielkie mi co! Słońce dzień w dzień, które już teraz tak mocno razi po oczach i sieje spustoszenie zamieniając człowieka w hybrydę raka... Przecież to nie jest fajne. Nie rozumiem też, po co mamy jechać do Hiszpanii, skoro w Tajlandii mamy to samo, a nawet i lepsze. P'Aof zwykł mawiać na takie spendy ''integracja''.
Musiałem przygotować sobie na ten wyjazd hektolitry kremu z filtrem, by uchronić skórę przed zdradliwymi promieniami UV. Nie muszę chyba wspominać, że ja nie używam pierwszego lepszego byle gówna do twarzy, więc wydałem na to sporo wypłaty. Dobrze, że P'Aof okazał się być tak wspaniałomyślny i postanowił sypnąć nam trochę dodatkowej gotówki na wycieczkę.
Chcąc nie chcąc wiedziałem, że muszę się podnieść z mojej bezpiecznej fortecy i zacząć być bardziej komunikatywny. Ubrałem swoje ulubione czarne obcisłe rurki i biały T-shirt, a na barki zarzuciłem jeansową katanę również w tym kolorze. Umyłem zęby i dopakowałem do walizki szczoteczkę i krem BB. Jęknąłem zrezygnowany zakładając na nogi trampki. Ja naprawdę nie chcę tam lecieć.
Znając życie, Nat będzie się po kryjomu wymykać z P'Maxem, byleby spędzić z nim trochę więcej czasu, a ja będę zdany sam na siebie.
Zostaje mi jeszcze druga opcja... Jestem uroczym, niewinnym chłopcem o jasnej karnacji, słodkim uśmiechu i skośnych oczkach... Prawdopodobieństwo, że jakiemuś Hiszpanowi zamarzy się trochę egzotyki wynosi 99,9%.
Słysząc nawoływania Maxa z dołu, musiałem przerwać przemyślenia nad swoją osobistą tęczą, która tęskni za tym - aby ją ktoś w końcu pokolorował kredkami... Postanowiłem, że skoro P'Zee nie chce tego zrobić, nie będę protestował, gdy ktoś inny przejawi takie chęci. BA! Nawet sam dam temu komuś mazaki.
Zwlokłem się z walizką na dół. Nie obyło się oczywiście bez potknięcia na schodach, przez co wylądowałem na ziemi leżąc na plecach ze zdartym podbródkiem...
Nosz cholera jasna! Serio?! Serio NuNew? Miły dzień, super się zaczął - pomyślałem i poszedłem zjeść płatki z mlekiem, bo na nic więcej nie miałem ochoty. Tak samo jak na ten poroniony pomysł "super ekstra hiper wycieczki". No cóż, niech się dzieje... Jedziemy na lotnisko. Gorsze rzeczy przeżywałem, to i to wytrzymam.
Na szczęście Nat się nade mną zlitował i usiadł w samolocie obok. Zerknąłem na niego z ukosa. Wyraz jego twarzy przyprawiał mnie o dreszcze.
- Co się tak szczerzysz, co? - zapytałem nie rozumiejąc jego poziomu ekscytacji.
- Nu! Ja chcę już tam być! - Nat wrzasnął mi do ucha niby przypadkiem, bo przecież nie miał mnie w planie ogłuszyć. Ton jego głosu wwiercił mi się do mózgu tak mocno, że przez chwilę nie wiedziałem jak się nazywam.
- Uspokój się proszę... - Położyłem mu rękę na ramieniu zmuszając go, by chociaż na chwilę ulokował na mnie rozbiegane spojrzenie.
- Nie wierzę! Zawsze chciałem się bujać na hamaku powieszonym na dwóch palmach, oglądając zachód słońca i zajadając banana... - Chłopak patrzył wprost na mnie, ale myślami był gdzieś hen daleko przy oceanie...
- Kurwa, Nat! Kilka razy w tygodniu oglądasz zachód słońca leżąc na hamaku i wpieprzając kilogramy bananów-
-ale nie w Hiszpanii! - Chłopak przerwał mi po chwili, na co się zaśmiałem. Natasitt jest tak pozytywną osobą, że cieszy się ze wszystkiego. Potarłem czoło i również się uśmiechnąłem pozwalając, by trochę dobrego humoru Nata przeszło na moją osobę.
- NuNew, odpuść trochę... Zamknij teraz oczy i wyobraź sobie, że odpoczywasz na leżaku, szum oceanu pieści Twoje uszy, a przyjemny wiaterek porusza Twoim ciałem... Masz to? - Zamknąłem oczy puszczając wodze fantazji.
-... z oddali słyszę muzykę, jeszcze dalej spokojne słowa wypowiadane w języku, którego nie rozumiem. Sądząc po tonie i czułości głosu, osoby te muszą być ze sobą blisko. Wiatr kołysze hamakiem w miarowym tempie, a ja jestem tu i teraz korzystając z chwili... Nagle otwieram oczy bedąc zaciekawiony szelestem... Kiedy uchylam powieki, tuż nad moją głową dostrzegam nieznaną mi dotąd twarz o ciemnych włosach. Zrywam się zdezorientowany z hamaka na równe nogi, a chłopak naprzeciw mnie wyciąga do mnie dłoń i razem idziemy po plaży w blasku zachodzącego słońca... Nazywa się Nicolás i obiecuje mi, że dzisiejszej nocy pokaże mi niebo na ziemi... Niespodziewanie zaczyna padać. Kropla deszczu boleśnie spada na mój nos... Kurwa Nat! Co mnie bijesz?!
-To nie kropla deszczu mój drogi, tylko pstryczek w nos dla opamiętania. Chciałem abyś się rozluźnił, a nie bawił w reżysera porno.
- No wiesz?! - Oburzyłem się na przyjaciela za te słowa, ostentacyjnie odwracając głowę w bok.
- No już NuNew, chodź tutaj... Przepraszam, nie będę Cię już nigdy więcej ściągał do rzeczywistości w momencie, kiedy balansujesz na swojej tęczowej, puchatej, gejowskiej chmurce... - Nat pogłaskał mnie czule po głowie, a ja objąłem go na zgodę ramieniem.
Naszą rozmowę przerwała stewardessa prosząca o zapięcie pasów, chwilę po tym tłumacząc zasady bezpieczeństwa.
- Nunu, szybko! Chcę siedzieć przy oknie, weź się zamień... - Nat nie czekając na moja odpowiedź dosłownie władował mi się na kolana przepychając na moje miejsce...
- Nat, dzieciaku! Coś Ty dzisiaj brał ja się Ciebie pytam?! - Podniosłem na niego głos, bo już dłużej nie mogłem sobie z nim poradzić. Położyłem też dłonie na jego biodrach, aby przestał się ciągle wiercić.
- Eeeej! - Nat pisnął, kiedy chuchnąłem mu w ucho (czego wiem, że nie lubi) i ściągnąłem go z siebie, by samemu zająć jego miejsce.
- Muah! - Poczułem na policzku buziaka, którym w podzięce obdarował mnie przyjaciel za odstąpienie swojego siedzenia.
- Nunu! Jesteś najlepszy! - Znowu mu uległem... Nic na to nie poradzę. Natasitt jest moim najlepszym przyjacielem. Nigdy nie pozwolę go nikomu skrzywdzić, włączając w to samego siebie. A skrzywdziłbym go teraz, gdybym nie zamienił się z nim tymi przeklętymi miejscami...
To była długa droga. Nie lubię latać samolotem. Nie boję się latania, ale po prostu nie lubię. Najgorzej jest przy starcie i lądowaniu, kiedy zatykają mi się uszy. Okropne uczucie... Nie polecam.
Pierwsze co poczułem kiedy wysiedliśmy na lotnisku było uderzenie gorąca. W sumie żadna nowość, ale kiedy wychodzisz z klimatyzowanego samolotu na taki skwar to wręcz czujesz, jakby ogień tańczył przed Twoją twarzą lambadę, raz po raz zachęcając do zabawy. Za gorąco... To będzie najdłuższy tydzień mojego życia. Przewiesiłem sobie jeansową kurtkę na ramię i spojrzałem na Nata, który ewidentnie nie wiedział gdzie ma patrzeć.
- Ai'Nat! Przed siebie... Patrz pod nogi a nie rozglądasz się na boki... - Z westchnieniem wziąłem od niego bluzę, aby nie przegrzał się w tym upale i popchnąłem go w kierunku wejścia głównego do holu lotniska. Przy drzwiach czekali na nas P'Zee z P'Maxem, gdyż ich miejsca w samolocie usytuowane były z przodu i co za tym idzie, wygramolili się oni z niego pierwsi.

___
CIĄG DALSZY NASTĄPI ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro