•1•
– Chcę jeszcze – wymamrotał blondyn z pełnymi ustami, pokazując na pustą miskę. Siedzący naprzeciw niego Japończyk, przez cały czas uważnie mu się przyglądał, gdy pałaszował już drugą porcję potrawki wieprzowej.
– Nie możesz tyle jeść, powinieneś przecież trzymać się ustalonej diety – bąknął Yuuri wyraźnie zaskoczony postawą byłego mistrza świata w łyżwiarstwie figurowym.
– Nie jesteś moim matkiem, sam wiem co jest dla mnie dobre. W dodatku nie wchodziłem na lód już od roku, więc srał go pies – Machnął lekceważąco ręką i przeciągnął się jak kot – Ale w sumie już się najadłem – Wzruszył ramionami i podniósł się z ziemi.
– J-jak to rok nie wchodziłeś na lód? – spytał nagle zszokowany Yuuri, który chyba dopiero po czasie zrozumiał sens słów drugiego chłopaka.
– Normalnie – burknął – Skończyłem z tym.
Japończyk nie mógł oderwać spojrzenia od blondyna, który zachowywał się tak, jakby postradał zmysły. Wygadywał jakieś brednie...
Przecież ostatni raz widzieli się na zeszłorocznych mistrzostwach Grand Prix w Budapeszcie. Chociaż, faktycznie, od tego wydarzenia minął już prawie rok. To właśnie wtedy Yuuri zgarnął złoty medal, a Plisetsky spadł na trzecie miejsce.
Czy to możliwe, że z powodu porażki całkowicie zrezygnował z łyżwiarstwa?
Jak mógł poświęcić swój ogromny talent i potencjał, tylko dlatego, że nie zajął pierwszego miejsca!?
– Ale z ciebie idiota – mruknął pod nosem Yuuri, ale kiedy wściekły Rosjanin spojrzał na niego z mordem w oczach, zdał sobie sprawę, że wypowiedział te słowa na głos.
Od razu podskoczył jak oparzony i zaczął opętańczo machać rękami – Yy, to nie tak!
– Gdzie jest mój pokój? Odstawiłeś tam już Viktora? – Odgarnął na bok niesforne kosmyki włosów i popatrzył na niego z lekką wyższością w oczach. Tak jakby on był jakimś zasranym księciem, a Yuuri jego murzynem. No coś tu było chyba nie tak.
– Wszystko mamy już pozajmowane. W tym sezonie jest prawdziwe urwanie głowy dlatego, przygotowałem ci ten sam pokój, w którym spałeś trzy lata temu – wytłumaczył spokojnie chłopak, gdy szli wąskim korytarzem.
– Chyba nie mówisz o tym składziku na szczotki? – warknął, ale w jego głosie wcale nie było słychać złości. Był dziwnie bezbarwny, i to najbardziej zaskoczyło japończyka.
– To był schowek na czystą pościel – poprawił go ostrożnie.
– Nie zamierzam tam spać – Yuri nagle zatrzymał się w pół kroku, przy drzwiach, które prowadziły do pokoju skośnookiego – Sam sobie idź mieszkać z pająkami. Ja zostaję tutaj – oświadczył, po czym odsunął sobie drzwi i wszedł do pomieszczenia, zostawiając biednego chłopaka samego.
– Plisetsky! – krzyknął wkurzony Japończyk i wparował do pokoju, prawie niszcząc przy tym drzwi.
Jednak nie spodziewał się zobaczyć stojącego bez koszulki blondyna. Miał rozpuszczone włosy, które sterczały, dosłownie, na wszystkie strony, a jego alabastrowa skóra mieniła się w ledowym świetle.
– Y-yuri – wyszeptał pod nosem, lekko zażenowany, niezręczną sytuacją.
– Będziesz tak stał i się gapił? Z tego co wiem, chciałeś pogadać – prychnął, ale wcale nie zabrzmiało to tak pogardliwie, jak zapewne miało.
Yuuri jedynie skinął głową, bo nie wiedział, czy jakiekolwiek słowo przeszłoby mu przez gardło.
– Czekam w łaźni – powiedział już spokojniej i po prostu wyminął chłopaka w przejściu – A i możesz przyprowadzić Viktora. Nie lubi być sam tak długo – dodał, po czym ruszył korytarzem w kierunku gorących źródeł, które były renomą całego pensjonatu.
Yuuri został sam w swoim pokoju i przez dobre parę minut nie wiedział co ma zrobić.
Co było gorsze? Iść po uosobioną walizkę Yuri'ego, by także zażyła kąpięli, czy mieć ich oboje daleko w dupie?
Prawdą było, że przez niezapowiedzianą wizytę Rosjanina, chłopak odpuścił sobie dzisiejszy trening. A do kwalifikacji do Grand Prix 2k17 został już niecały miesiąc.
Będzie musiał się ostro przyłożyć w najbliższych dniach.
Oby tylko ten rozwydrzony gówniarz mu nie przeszkadzał.
Przeklinając w myślach swoją głupotę, wparował do łaźni, ciągnąc za sobą ogromną walizkę.
Mógł chociaż wypakować parę rzeczy. Przynajmniej nie byłaby taka ciężka...
Szyby były zaparowane, a w środku siedziało parę osób. Niektórzy rozmawiali, a inni śledzili go wzrokiem, gdy niósł bagaż przytulony do siebie, tak by nie zamoczyć kółek. Bo przecież mogą zardzewieć.
Domyślał się, że Yurio zapewne będzie w gorących źródłach, bo o tej porze przeważnie nie było tam już nikogo. Na dworze zaczęło się ściemniać, ale nie było zimno. W powietrzu można było wyczuć jedynie przyjemny i orzeźwiający chłód.
Oczywiście, nie mylił się. Zastał rosjanina wygodnie usadowionego w źródełku. Z błogim wyrazem twarzy, opierał się o kamienny brzeg.
– O, nareszcie jesteś – mruknął pod nosem i podniósł na niego wzrok. Jednak kiedy tylko zobaczył swoją walizkę zerwał się jak dźgnięty jakimś ostrym narzędziem, przy czym rozchlapał wszędzie wodę – Po co wziąłeś Viktora?! – krzyknął zdruzgotany.
– Przecież sam mówiłeś, że nie lubi być sam – Chłopak zaczął się bronić, ale przestał, gdy usłyszał cichy śmiech blondyna.
Spojrzał zdziwiony na chłopaka, ale ten jedynie znów opadł, zanurzając się w gorącej wodzie.
Włosy związał w ciasny kok, ale i tak parę kosmyków wydostało się i teraz moczyły się w wodzie.
– Jesteś dwubiegunowy? – spytał niepewnie Yuuri i ostrożnie położył Viktora na ławce, niedaleko szklanych drzwi.
Nagle twarz blondyna od razu spochmurniała. Przestał się śmiać i utkwił poważne spojrzenie w japończyku.
– Nawet nie wiesz ile bym dał, by być dwubiegunowy – prychnął i przesunął się bardziej w prawo – Chodź, woda jeszcze nie wystygła – Znów prychnął, na co Yuuri jedynie wywrócił oczami.
Z ręcznikiem owiniętym wokół bioder wskoczył do źródełka i dopiero jak był całkiem zanurzony, wyciągnął go z wody i rzucił na płytki. Yurio przyglądał mu się z jedną uniesioną brwią, ale powstrzymał się od złośliwego komentarza.
– Więc, co cię sprowadza do Hasetsu? Dawno o tobie nie słyszałem. Żartowałeś mówiąc, że rzuciłeś łyżwiarstwo, prawda? – Spojrzał na niego, ale natrafił jedynie na puste i szare oczy, które nie wyrażały kompletnie żadnych emocji.
– Nie żartowałem, Katsuki. Ostatni raz jeździłem na zawodach w tamtym roku – parsknął śmiechem.
– Nie wierzę ci. A Yakov? A Lilia? Przecież urwaliby ci głowę! – Yuuri był szczerze zdziwiony. Nie wyobrażał sobie, by Plisetsky przestał jeździć. Przecież był najlepszy, no prawie...
– To była moja decyzja. Nikt nie będzie kierował moim życiem – mruknął i zanurzył się po szyję w wodzie – Już zapomniałem jak to jest w ciepłych źródłach. U nas w Petersburgu preferują sauny, ale jakoś nie uśmiecha mi się taplać we własnym pocie.
– Załóżmy, że faktycznie odszedłeś – Japończyk popatrzył na niego bez krzty przekonania – W takim razie co tutaj robisz? Bo chyba mi nie powiesz, że jesteś tu jedynie z powodu ciepłych źródeł – zaśmiał się cicho pod nosem.
– Ty jesteś powodem mojej wizyty, Yuuri Katsuki – wyszeptał, kładąc podbródek na kamiennym brzegu. Cały czas miał przymknięte oczy i w tym stanie wyglądał naprawdę niewinnie. Szkoda tylko, że kiedy wpadał w trans, stawał się gorszy niż rozwścieczony kocur.
– Nie wiem, co o tym myśleć – mruknął Japończyk i przeczesał wilgotną dłonią włosy. Okulary zostawił na brzegu i teraz widok w dalszej perspektywie był nieco zamazany.
Muszę pamiętać, by wszędzie nosić ze sobą szkła kontaktowe, bo nigdy nie wiadomo kiedy mogą się przydać.
– Jestem chory – powiedział ni stąd ni zowąd.
Yuuri instynktownie odsunął się od niego jak od trędowatego – Spokojnie, niczym cię nie zarażę – prychnął.
– Umrzesz? – wypalił nagle szatyn, ale od razu chciał cofnąć te słowa. Czasem naprawdę nie kontrolował swoich myśli i wypowiadał je na głos. Jednak Yurio nie wydał się tym pytaniem urażony.
– Wszyscy kiedyś umrzemy – zagadnął filozoficznie i spojrzał ciut wyzywająco na chłopaka – Ostatni specjalista, u którego byłem powiedział mi bym wrócił do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Oczywiście, nie potrafię sobie przypomnieć kluczowego momentu w moim życiu, który wywołał chorobę, jednak wiem, co na pewno ją spotengowało. Myślę, że jestem w dobrym miejscu, a ty możesz mi pomóc – wyjaśnił i sięgnął po leżący nieopodal ręcznik, przez co musiał się nieco wychylić i wynurzyć z wody.
Yuuri nie zdążył odwrócić wzroku, i przez ułamek sekundy widział niewielką część pośladków rosjanina. Od razu poczuł jak gorąco napływa mu do twarzy, i nie było to spowodowane wszechobecną parą.
– Napatrzyłeś się, zboczeńcu? Jednak to prawda co mawiają o Japończykach. Z zewnątrz ułożeni i grzeczni, a w środku fetyszyści i inni dewianci – burknął oburzony blondyn i owinął się ręcznikiem w ten sposób, by żaden intymny skrawek jego ciała nie wydostał się spod niego.
– Ja, zboczeńcem? A kto napadł na mnie w miejscu publicznym?! – krzyknął wściekły szatyn i wskazał palcem na swoje usta. Yurio jedynie wywrócił oczami.
– To było tylko w ramach mojej terapii.
– A-aha. A ja nadal nie wiem na co jesteś chory. Jak mam ci pomóc, jak nawet... – zaczął, ale blondyn kucnął naprzeciw niego. Ręcznik był ciasno owinięty wokół jego bioder, ale i tak miał odsłonięty cały tors.
Gdyby nie trenował, nie miałby tak idealnej sylwetki – Pomyślał skośnooki.
– Cierpię na zanik uczuć, Yuuri Katsuki – szepnął i sięgnął dłonią po podbródek chłopaka. Jakże dziwnie musieli wyglądać w oczach tych, którzy siedzieli w łaźni i mogli wszystko zobaczyć, przez przeszklone ściany – Fachowo nazywany - Atrofią uczuć.
Szatyn zmarszczył brwi. Po raz pierwszy słyszał o takiej chorobie, więc musi być bardzo rzadka.
– Naucz mnie czuć, Yuuri Katsuki, tylko tego pragnę – wyszeptał i nagle podniósł się do góry, zostawiając chłopaka samego ze swoimi myślami.
Hejeczka, ostatnio trafiam na same yaoice o tematyce 'kupiony...', 'porwany...', 'niewolnik kogoś tam'.
Są to tak, wręcz strasznie napisane opka, że uciekam gdzie pieprz rośnie.
Pomóżcie mi znaleźć coś sensownego, w miarę dobrze pisanego, bo kończą mi się pomysły 😢
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro