Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•16•

    Chłodny powiew obudził Yuuriego jeszcze przed świtem. Chłopak podniósł się gwałtownie na łóżku, rozglądając się wokół siebie i analizując to, gdzie się znajduje, bowiem zdążył już zapomnieć, że wczoraj razem z Yurim przylecieli do Petersburga.

Gdy jego wzrok zatrzymał się na nawiewie, umiejscowionym tuż nad łóżkiem, automatycznie zaczął szukać gdzieś pilota, by wyłączyć klimatyzację, która była całkowicie niepotrzebna, bo przecież na zewnątrz było ledwo pięć stopni.

Dopiero po chwili zauważył, że ma na sobie jedynie bokserki, a jego szara koszulka leży w nogach łóżka. Pościel także była zwinięta w guz i leżała pomięta w dole. Powoli zwrócił głowę w prawą stronę i zauważył śpiącego chłopaka, który wyglądał podobnie do niego. Również był pozbawiony górnej garderoby. Leżał na brzuchu, a na jego plecach było widać delikatne podrapania.

Yuuri usiadł sztywno na łóżku i złapał się za głowę. Co oni zrobili...
Tylko się całowali, ale...
Nie mógł wybaczyć sobie, że do tego dopuścił.

Pośpiesznie zerknął na elektroniczny zegarek ustawiony na szafce obok łóżka. Dochodziła dopiero siódma, ale chłopak stwierdził, że potrzebny mu zimny prysznic na otrzeźwienie myśli.
Ostrożnie wstał z łóżka, uważając by nie obudzić Yuriego.

Po cichutku przemknął do łazienki z naręczem świeżych i czystych ubrań, które miały posłużyć mu do rannego treningu.
Szybko spłukał ciało lodowatą wodą i po dwóch minutach wyszedł spod prysznica. Naciągnął strój, który miał na sobie zawsze, gdy wybierał się biegać, i wymknął się z domu.
Zbiegł schodami starej kamienicy, nawet nie zatrzymując się by podziwiać jej piękno. Jedyne czego pragnął najbardziej w tym momencie, to było wydostanie się z secesyjnego budynku.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, od razu uderzyło go mroźne powietrze Petersburga. Rozejrzał się dookoła i ze zdziwieniem zauważył, że nigdzie nie widać żywej duszy. Pomimo wczesnej pory, w Hasetsu zawsze na ulicach roiło się od sezonowych biegaczy, czy ludzi spacerujących z psami. Tutaj było aż nienaturalnie cicho. W dodatku znajdowali się dobry kilometr od jednej z głównych ulic w mieście, więc nawet nie słyszał żadnych samochodów.

    Zaczął powolnym truchtem, wraz z każdym kolejnym, większym krokiem, przed jego oczami pojawiały się obrazy uprzedniej nocy. Rozpalone ciało młodego Rosjanina, przemykające pomiędzy jego chłodnymi palcami. Niepewny dotyk i tak wielka chęć pożądania zawładnęła nimi i przejęła całkowitą kontrolę.
Nie mógł mieć o to pretensji do siebie samego, ani nawet do Yuriego, ponieważ jakakolwiek wina leżała po obu stronach.

Chociaż czy to do końca można było nazwać winą?
Yuuri przyśpieszył i spróbował uspokoić oddech.
Yu-rio. Taki piękny pod osłoną nocy. Taki delikatny, taki kruchy. Tak bardzo bał się, że go skrzywdzi, że sprawi mu ból. I nie miał wcale na myśli, bólu fizycznego. Tak bardzo martwił się tym, że Yuri odbierze jego czyny w inny sposób, znany tylko sobie, a jego choroba nasili się jeszcze bardziej.

Skręcił w kolejną uliczkę i dopiero teraz minął pierwszego przechodnia, który chyba wybrał się do sklepu po świeże bułki, ponieważ za nim unosił się przepiękny zapach pieczonego, jeszcze ciepłego pieczywa.
Od woni bułek zaburzało mu w brzuchu, dlatego zdecydował zawrócić, żeby jeszcze nie zgubić orientacji w terenie.

Jednak idealnie trafił do starej kamienicy, wokół której nie było już tej przerażającej ciszy, która tak bardzo go bolała i dziwiła.

Wdrapał się po schodach na samą górę, próbując uspokoić galopujące serce.
Odetchnął kilka razy głęboko i nacisnął na klamkę.
W mieszkaniu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, na którą w tym momencie nabrał ochoty.

– Katsuki Yuuri? – Z wnętrza kuchni dobiegło go ciche wołanie, a znajomy głos wywołał w nim tyle emocji na raz, że aż musiał oprzeć się o szafkę w przedpokoju, żeby nie stracić przytomności.

Kiedy z kuchni wyłonił się Yuri ubrany jedynie w długą koszulkę, zakrywającą uda i bokserki, poczuł jak czerwień napływa mu do twarzy. I było to całkiem niezależne od niego. Rosjanin na ten widok uśmiechnął się lekko. Widać, niezręczne sytuację wcale nie były dla niego dużym problemem.

– Hej, hej, tak myślałem, że poszedłeś pobiegać – powiedział i oparł się o framugę drzwi z założonymi rękami.

– Um, tak – wydukał nieco speszony chłopak.

– Chcesz kawy, dopiero co zrobiłem? Na którą macie rozgrzewkę? – Yurio zachowywał się dokładnie tak, jakby poprzedniej nocy nic się nie wydarzyło, dlatego Japończyk również kontynuował jego grę.

– O dziesiątej mam być w Centrum, ale dziennikarze przyjeżdżają dopiero o jedenastej. I tak, jasne, że chcę kawy – powiedział na jednym wydechu i zaczerpnął głośno powietrza.

– Dobrze się czujesz? – Blondyn spojrzał na chłopaka nieco zdziwiony jego zachowaniem.

– A ty? – odpowiedział pytaniem Yuuri.

– Po nocy, cudownie – Całkiem niespodziewanie Plisetsky puścił oczko do zszokowanego Yuuriego, po czym zniknął w kuchni.

– Huh? – Oczy Katsukiego rozwarły się szeroko, a powietrze zaświszczało mu w ustach.

***

      Brak ruchu na ulicach o poranku był zmylny, ponieważ już przed dziesiątą centrum Petersburga było zakorkowane.
Siedzieli w taksówce już od pół godziny i chyba prędzej doszliby do Centrum Sportu na nogach, niż samochodem.

Po kilku kolejnych klaksonach kierowcy, zirytowany Yuri wychylił się do przodu podając siwemu mężczyźnie zwitek banknotów i bez słowa wysiadł z samochodu. Zaskoczony Japończyk podążył za przyjacielem, rzucając do kierowcy pośpieszne 'dziękuję', którego ten pewnie nawet nie zrozumiał.

– Kiedy przestaniesz mnie zaskakiwać?! – krzyknął do blondyna, który beztrosko baraszkował wśród stojących w korku samochodów, nie zważając na głośne klaksony.

– Nigdy! – odkrzyknął ten i wywinął zwinnego pirueta między suvem, a mini vanem.

Yuuri znał możliwości Rosjanina, który na lodowisku zawsze wykazywał się ogromną gracją i delikatnością, jednak nie przypuszczał, że zachował choć krztę z tego, co było wcześniej.

– Chodź, bo zaraz jakiś mafiozo strzeli ci kulkę w łeb! – zawołał chłopak już z drugiego końca ulicy, przywołując tym samym Katsukiego do rzeczywistości.

– Mafiozo? – wydyszał Yuuri, kiedy dogonił blondyna.

– Mhm, u nas w Rosji to pełno takich. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy zgarną cię prosto z chodnika – Yuri uśmiechnął się lekko pod nosem, co wydało się dość absurdalne w tej sytuacji.

– Nie wiem co cię tak śmieszy – fuknął pod nosem.

– Nie martw się, przy mnie żaden mafiozo cię nie tknie – powiedział tak bardzo pewnym siebie głosem, że Yuuri nie mógł się powstrzymać, i wybuchnął śmiechem.

Czerwona twarz Plisetskiego wcale nie zwiastowała podzielności humoru chłopaka.

– Hej, złośnico! – zawołał Yuuri i dotknął palcem policzka Rosjanina, który zrobił się już bordowy na twarzy.

– Zrób tak jeszcze raz, a odgryzę ci palec – warknął blondyn i spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach.

– Dobrze, już spokojnie  – Yuuri uniósł dłonie do góry w obronnym geście – Chodź, bo jeszcze się spóźnimy – westchnął, ale gdy zauważył, że blondyn nadal stoi w miejscu, zawrócił i spojrzał na niego pytająco.

– Idź, ja zostanę tutaj – powiedział cicho, a jego uśmiech zszedł z twarzy.

– Naprawdę tego chcesz? – spytał, by się upewnić.

– Mhm – odpowiedział mało przekonująco i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.

– Rozpuść włosy i nałóż kaptur, nikt cię nie pozna – powiedział Yuuri i uniósł nieco dłoń, by dotknąć jego ramienia.

– Te hieny zauważą – Yuri uśmiechnął się lekko, po czym mrugnął do Katsukiego – Poradzisz sobie beze mnie.

– Nie chcę zostawiać cię samego – westchnął Japończyk i spojrzał na niego z powątpiewaniem.

– Nic mi nie będzie, umiem o siebie zadbać – Chłopak przewrócił oczami udając zirytowanego.

– A jak porwie cię jakiś mafiozo?

– To moje miasto, zapomniałeś? – Yuri uniósł pytają o brwi, po czym bez ogródek złapał swoją dłonią rękę chłopaka.

Katsuki nie zastanawiał się długo, po prostu przyciągnął blondyna do siebie i pocałował go mocno w usta. Trwało to dosłownie sekundę, ale było tak silne i przepełnione uczuciem, że na twarzach obu chłopaków pojawił się rumieniec.

– Wrócę do domu i będę oglądał twoją rozgrzewkę na żywo – wydyszał Yuri i mocno ścisnął dłoń Japończyka.

– Dobrze, uważaj na mafiozów – Yuuri uśmiechnął się lekko, po czym odwrócił się i pobiegł w kierunku Centrum Sportu. I tak był już spóźniony, ale miał nadzieję, że nie będzie jedynym, który będzie miał kilka minut w plecy.

***

      Dziennikarze byli dosłownie wszędzie. W recepcji, holu, na lodowisku i w toaletach. Yuriemu naprawdę było ciężko znaleźć tylne wejście, które akurat nie byłoby oblegane przez kilku paparazzi.

Za radą Katsukiego rozpuścił swoje długie blond włosy i naciągnął kaptur bluzy na głowę, dlatego prawie nikt nie zwracał na niego większej uwagi.
Tak bardzo chciał być na lodowisku i patrzeć na Yuuriego, że nie mógł powstrzymać się od wejścia na trybuny i znalezienia sobie jakiegoś ustronnego miejsca, z którego miałby dobry widok.

Centrum Sportu w Petersburgu było dla niego drugim domem, kiedy dorastał, dlatego znał wszystkie jego zakątki i dobrze wiedział, gdzie ma iść, żeby widzieć wszystko bardzo dobrze.
Zwinnie omijał każdego, kto miał przewieszoną na szyi plakietkę, próbując cały czas wbijać wzrok w podłogę.

Mało kto wiedział o tym miejscu, mały pokój z przeszklonym oknem, który znajdował się na samym szczycie trybun, ukryty za dodatkową barierką. Zawsze zasiadali tam pracownicy, którzy zajmowali się oświetleniem, podczas zawodów.

Usadowił się wygodnie w fotelu, szczęśliwy, że może patrzeć na Yuuriego nie z miejsca przed telewizorem.
Kiedy pierwsi łyżwiarze wyjechali na lód, zaczął szukać wzrokiem Katsukiego.
Czarna czupryna od razu rzuciła mu się w oczy, a lśniący strój odbijał ledowe światło.
Tylko dlaczego za Yuurim na lód wypadł tłum dziennikarzy, którzy próbowali dostać się do niego za wszelką cenę?

Na na na, jeszcze 2 rozdziały + epilog!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro