Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

„Hold on, I still want you
Come back, I still need you
Let me take your hand,
I'll make it right
I swear to love you all my life
Hold on, I still need you"



Chord Overstreet - Hold On








— Camil? — głos mi się załamał. Nie wiem czemu, ale poprawiłam włosy, żeby jej otworzyć.

— Płakałaś. — zauważyła. — Aj, Iris. — westchnęła długo, a następnie weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. — Przepraszam. — zrobiła smutną minę.

— To ja przepraszam. — przytuliłam samą siebie.

— Ty nie masz za co. — potrząsnęła głową. — Zachowałam się jak najgorsza przyjaciółka na świecie. Powinnam przy tobie być, a nie karać cię. Jest mi wstyd, że tak postąpiłam.

— Cieszę się, że tu przyszłaś. Nie miałam z kim pogadać przez ten cały czas. — otarłam łzy.

— Naprawdę nikt nie zapytał, jak się czujesz? — zmartwiła się. — Tak mi przykro, Iris. To wszystko nie powinno się tak potoczyć. — objęła mnie. — Wierzę, że jeszcze się to jakoś ułoży.

— Jest mi tak strasznie źle. Chciałabym, żeby to był koszmar, z którego się obudzę. Tak bardzo... — trzymałyśmy się teraz za ręce.

— Niestety nie śnisz, ale trzeba się zmierzyć z rzeczywistością. — zerknęła na moje biurko. — Co tam się działo? — zdziwiła się.

— Ach, nic. Rozprawa trwała. — zgniotłam zapisane kartki i wrzuciłam do kosza.

— I jaki wyrok padł? — zapytała cicho.

— Nie wiem. — wzruszyłam ramionami. — Postanowiłam się tym razem nie osądzać.

— Lepiej dla ciebie. Dołożyłabyś sobie tylko zmartwień. — ścisnęła moją lewą dłoń. — Nie przyszłam się z tobą tylko pogodzić. — zaczęła. — Przyszłam cię wyrwać też z domu. Prawdę mówiąc zajęcie nie będzie ciekawe, ale myślę, że dobrze ci zrobi.

— O co chodzi? — miałam w głowie scenariusze zajęć w ogrodzie, których nienawidziłam.

— Nie uporam się z przygotowaniami jutro, więc zaczęłam już dzisiaj i przyszłam po pomoc. Aaron jest średni w tych tematach. — zaśmiała się.

— Boże, zapomniałam. — podrapałam się po głowie. — Jutro jest przecież impreza sylwestrowa.

— Brawo, Sherlocku. — dotknęła mojego nosa. — To jak, idziesz? Pytanie retoryczne, nie przyjmuję odmowy.

— Wezmę tylko jakąś bluzę. — zgarnęłam z szafy coś starego, wzięłam telefon z łóżka I już wychodziłyśmy.

— Ooo, kiedy ścięłaś włosy?

— Wczoraj. Zapragnęłam cofnąć się w czasie do początków roku szkolnego i tak jakoś wyszło, że użyłam nożyczek.

— Wariatka. — skomentowała tylko.



* * *




Pierwsze, co przyszło nam do głowy, żeby zrobić, to posegregowanie alkoholu. Gatunek do gatunku, moc do mocy. Aaronowi szło to świetnie, więc mogłyśmy się zająć dekoracjami.

Camil poszła po więcej wstążek, którymi obwiązywałyśmy balony, a do mnie dołączył jej chłopak.

— Gotowe. Nawet kolorystycznie! — uśmiechnął się szeroko, na co również odpowiedziałam uśmiechem. — Trzymasz się jakoś?

— Ja? — zdziwiłam się jego pytaniem. — Jakoś się trzymam. Przecież nie przeżyłam końca świata.

— Utrata miłości zdecydowanie może być końcem świata. — odparł cicho. — Słuchaj... nie myśl, że trzymaliśmy czyjąś stronę. To nie tak. Nie odzywaliśmy się, bo wydawało nam się, że chcesz zostać z tym sama. — rozłożył ręce. — Przepraszam, jeżeli tylko cię bardziej zdołowaliśmy.

— Niech zostanie w przeszłości. — wzięłam głęboki oddech. — Niech ten rok się już skończy. — pokręciłam głową.

— Było w nim sporo pozytywów, nie sądzisz? — zaczął mi pomagać z wiązaniem.

— Tylko to, że was poznałam było pozytywne. Mam dość tego roku, bo w tym roku zostałam zdradzona dwa razy. Najpierw przez Josha, później przez mamę. — łzy znowu chciały polecieć, ale się powstrzymałam. — Jakoś nadal nie dociera do mnie fakt, że Anderson jest moim biologicznym ojcem. To zbyt dziwne dla mnie. — potrząsnęłam głową.

— Co ty gadasz? — Aaron prawie zbierał szczękę z podłogi.

— O co chodzi? — Camil wróciła.

— Wiedziałaś, że Anderson...

— Jest ojcem Iris? Oczywiście, że tak. Byłam przy niej wtedy. — oburzyła się.

— Czy Caspian wie? — zapytał brunet.

— Nie. — odparłam szeptem. — Co u niego?

— Znasz go. Udaje, że wszystko gra. — skrzywił się. — Ale kiedy muzyk nie potrafi zagrać na swoim ukochanym instrumencie bez przeklinania... Wiesz, że dzieje się źle. Na próbach był nieobecny, tylko ciało z nami było.

— Kurczę, to naprawdę jest źle. — stwierdziła Camila. — Ktoś z nim rozmawiał?

— Z nikim nie chce. Nawet z Samuelem. Zamyka drzwi przed nosem każdego, zwłaszcza Abbey. — zaśmiał się. — Szczerze mówiąc, jest gorsza niż wcześniej. Sam mam jej dość, dobrze, że po nowym roku wyjeżdża. — wywrócił oczami.

— Widzisz Iris, twój jakże genialny plan nie zadziałał. — zironizowała moja przyjaciółka, a ja spojrzałam na nią wrogo.

— Nie miał prawa zadziałać. — zauważył Aaron. — Nie przy tym, co Caspian do ciebie czuje.

Ostatnio byłam męczennicą, bo tylko płakałam i po słowach Aarona znowu zaczęłam.

— Wszystko zepsułam. — oparłam czoło o blat w kuchni. — Wszystko...

— Może nie wszystko? — zaczęła Camil. — Ludzie w nowy rok zaczynają wszystko od nowa. Niech ten nowy rok będzie waszym od nowa.

— Nie mam prawa go o to prosić po tym wszystkim. — pociągnęłam nosem. — Nawet gdybym miała, nie zrobiłabym tego, bo nie mam w sobie tyle odwagi. — moi przyjaciele wymienili spojrzenie.

— On nie będzie w stanie ci nie wybaczyć. Uwierz mi. — powiedział Aaron pewnie. — Przecież nie jestem ślepy. Widzę, jak na ciebie patrzy, jak zawsze szukał cię wzrokiem. Dziewczyno, gdyby nie ty, nie schodziłby na te wszystkie imprezy. — przypomniał mi. — Nie mamy wiele lat i gówno wiemy o miłości, ale jeżeli to nie jest miłość, to zgadzam się z twoim przemówieniem z rocznicy. Nie istnieje.

— Boże, jakie to było piękne. — Camil się wzruszyła.

— Nic takiego nie powiedziałem. — roześmiał się. — Nie poddawaj się, Iris. Spróbuj ten ostatni raz, nic cię to nie kosztuje. Nie będziesz cierpiała bardziej, niż teraz. Proszę, dla waszego dobra. — złożył dłonie.

— Chyba nie dam rady, przepraszam. — posmutniałam. — Jestem cykorem. Z Joshem było prościej, bo byłam dzieckiem. Nadal jestem, ale nie tak naiwnym, jak wtedy.

— Nadzieja nie jest tylko matką głupich, ale umiera też ostatnia. Nie zapominaj o tym. — głos Camil wydał mi się wtedy tak poważny i dostojny, jakby była postacią z filmu, który opowiada historię jakiejś szlachty.

Ja w tym filmie byłam wieśniaczką.

Parsknęłam śmiechem przez te myśl.

— Co? — zszokowała się dziewczyna. — Co jest w tym śmiesznego?

— Nic! — jej reakcja jeszcze bardziej mnie rozbawiła. — Przysięgam...

— Osz ty, naśmiewasz się z moich kradzionych złotych myśli! — wypomniała mi. — Już ja ci dam nauczkę, zobaczysz. — rzuciła się na mnie z brokatem w ręce i zaczęła obsypywać, a ja piszczałam.

— Dziewczyny... — westchnął Aaron. Obie przeniosłyśmy na niego wzrok, później na siebie, znów na niego, na różowy brokat i w zgodzie z tym pomysłem, rzuciłyśmy w niego tym różem.

Jego mina była bezcenna.

— Nienawidzę was, przysięgam na wszystko! — krzyczał.

— Drzwi były otwarte, więc pozwoliłem się sobie wpuścić... woah, Aaron co za look. — zza ściany wyszedł Mathias. — Taki oryginalny, czyżbyś mnie małpował?

— Zamknij się. — zaczęliśmy się wszyscy śmiać i na chwilę zapomniałam o tym, co się stało.

O tym, że byłam idiotką. O tym, że popełniłam tak wiele błędów, których nie da się naprawić. O całej mojej rodzinnej dramie, o tym, że żyłam bez świadomości, że obok mam osobę, która dawała mi szczęście, a przede wszystkim o tym, że ją straciłam.


Przewodnią myślą mego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po porostu nic wspólnego.*




___________________________________________

Emily Jane Brontë, Wichrowe Wzgórza

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro