Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

„Hope she treats you better than you treated me"


Ann-Marie - Ciao Adios









Moje wpatrywanie się w oczy Caspiana trwało zdecydowanie za długo, ale było w nich coś, co nie pozwalało mi przestać.

— Zielony to twój ulubiony kolor? — zagadnął. — Z takim zachwytem patrzysz. — wskazał na swoje oczy.

— Jezus, przepraszam. — przyłożyłam dłonie do ust. — To mogło być niezręczne, naprawdę przepraszam. — czułam się dziwnie, tłumacząc się, ale co innego mi pozostało?

Mogłaś się po prostu zamknąć, Iris.

— Nie przepraszaj, po prostu chyba nie na mnie powinnaś tak patrzeć. — skinął głową na dom, mając na myśli Harvey'go.

— Nie patrzyłam na ciebie, tylko w twoje oczy, to jest różnica. — przypomniałam.

— Ogromna. Oczy to zwierciadła duszy. — uśmiechnął się zawadiacko. Nie peszył mnie ani trochę, co było dla mnie dobrym znakiem. W innym przypadku zaczęłabym się martwić o siebie.

— Coś sugerujesz? — sama się uśmiechałam.

— Osobiście wolę, aby ktoś patrzył mi w oczy, mając przyjacielskie zamiary. Całość zostawmy dla tych romantycznych relacji. — wyjaśnił. — Rozmazałaś się, lepiej to wytrzyj, po co ludzie mają widzieć, że się załamałaś. — wzruszył ramionami, a następnie podał mi chusteczkę.

— Dziękuję. — wzięłam ją, zwilżyłam śliną i wytarłam miejsca, które prawdopodobnie były brudne z tuszu. — Dlaczego nie bierzesz udziału w imprezie?

— Nie przepadam za nimi, niektóre dziewczyny są zbyt namolne i lecą na to, że gram na gitarze, nie znając mnie nawet. Czasami dostaję takie wyznania, że szkoda gadać. Nie jestem fanem miłości od pierwszego wejrzenia, a tak działają osoby z koncertów. Denerwuje mnie też hałas, dlatego mam wygłuszony pokój.

— Czekaj, co? Mieszkasz tutaj? — poprawiłam okulary i golf, który zaczął mnie uwierać.

— Tak, mieszkam. Jestem kuzynem Harvey'ego. — odparł. — Ludzie myślą, że jest spokrewniony z Aaronem, ale nic z tych rzeczy. — rzucił spojrzenie na ognisko. — Mieszkam tutaj, ponieważ moi rodzice są architektami i pół roku temu dostali propozycję pracy w innym stanie, a ja nie chciałem zostawiać tego życia, bo bardzo je lubię.

— Tutaj jesteś! — dołączyła do nas Camila. — Wszędzie cię szukam, lepiej, żebyś nie widziała, co się dzieje w środku. — była zniesmaczona.

— Niestety chyba właśnie przez to wyszłam. — powiedziałam cicho. — Nowa dziewczyna Josha przyszła mi podziękować i dowiedziałam się, że w sumie to jest z nią od miesiąca, w dodatku powiedział jej, że zerwał ze mną w środę.

— Iris. — podeszła bliżej. — Caspian stoi obok. — szepnęła.

— Caspian wie więcej, niż ja. — jęknęłam. — Zna się z Samem. — dodałam.

— Okay, idziemy porozmawiać bez Caspiana. — złapała mnie za ramiona i odciągnęła na bok. — Słuchaj, najchętniej to uderzyłabym Josha w twarz, naprawdę ci współczuję. — posmutniała. — Mówiąc o tym, co się dzieje w środku, nie miałam na myśli jego.

— Chciałabym zobaczyć, jak go bijesz. — wyznałam. — O co więc chodzi? — założyłam ręce na krzyż.

— O Aarona. — westchnęła smutno.

— Przecież on jest tutaj. — zmarszczyłam czoło, patrząc na ognisko.

— Właśnie. — odwróciła się w tym samym kierunku. — Natomiast jego dziewczyna jest w środku i nie sądzę, że spodobałoby mu się to, co tam robi. — cmoknęła. — Nie wiem, co jest zdradą w ich związku, ale obściskiwanie się z kimś innym nie jest w porządku.

— Czy to jest jakiś festiwal zdrad? — jęknęłam. — Chcesz mu o tym powiedzieć?

— Chciałabym, ale myślę, że to nie leży w mojej misji. — spojrzała w gwiazdy.

— To zależy od waszych relacji. — stwierdziłam. — O nie... — wywróciłam oczami na widok Josha. Czy on nie mógł mi dać spokoju?

— Pójdę pogadać z Aaronem, a ty możesz go uderzyć za mnie. — szepnęła Camila i ulotniła się, zanim Josh do mnie podszedł. Miał skruszoną minę i było mu wstyd, ale nie miałam ochoty na rozmowę z nim, bo mnie także palił wstyd, że wszyscy wokół prócz mnie wiedzieli, co wyprawia za moimi plecami.

Pisząc i czytając nigdy nie tworzyłam perfekcyjnych miłości, ale nigdy nie raniłam też bohaterów w taki sposób, w jaki zrobił to Josh, ponieważ moim skromnym zdaniem, to była przesada.

— Nie chcę się kłócić, więc łaskawie zejdź mi z oczu. — machinalnie machnęłam dłonią.

— Chcę tylko się wytłumaczyć...

— Tylko jest taki mały szczegół, Josh. — zrobiłam krok w przód. — Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. Jesteś hipokrytą, nasze drogi miały się nie schodzić, nieprawdaż? — mówiłam cicho.

— Należą ci się wyjaśnienia... — złapał moją dłoń i chociaż ten dotyk był miły i znajomy, nie był właściwy. Nie miał prawa tak robić.

— Nie dotykaj mnie. — wyrwałam się — Zraniłeś mnie bardzo, nawet nie wiem, dlaczego? Przecież nic ci nigdy nie zrobiłam. Chciałam się cieszyć tą nocą, wystarczyło, że cię zobaczyłam i czar prysł. — pstryknęłam palcami. — Proszę cię, daj mi spokój, wolałabym, żebyś już więcej się do mnie nie odzywał. — Camila ciągle się na mnie odwracała z zaniepokojoną miną, jednocześnie trzymając dłoń na ramieniu Aarona, który był wyraźnie załamany. Pod drzewem nadal stał Caspian, który rozmawiał z Mathiasem i również na mnie zerkał, a trzecim obserwatorem był Harvey, który zatrzymał się w połowie drogi, widząc Josha.

— Jestem idiotą, Iris.

— Tak, Josh. Jesteś. Podnieś to do sześciennej potęgi. — rzuciłam z przekąsem. — Cześć. Życzę wam szczęścia, traktuj ją lepiej, niż traktowałeś mnie. — to były moje ostatnie słowa, zanim odeszłam ma bezpieczną odległość, spotykając się z Harvy'm.

— Nieprzyjemna rozmowa? — zagadnął.

— Ta. — uśmiechnęłam się słabo. — Cóż, takie życie. — rozłożyłam ręce.

— Wolałbym, żebyś się nim nie przejmowała, w smutku ci nie do twarzy. — włożył ręce do kieszeni spodni. — I szkoda czasu, możesz go spożytkować lepiej, na przykład rozmawiając ze mną. — dodał pokrzepiająco, wywołując mój uśmiech. — Widzimy się w piątek na koncercie, prawda?

— Czy mój bilet jest dożywotni? — zażartowałam.

— Mogę ci taki załatwić. — puścił do mnie perskie oczko i spojrzał na Aarona. — Czy Camil mu powiedziała?

— Tak, raczej tak. — skrzywiłam się. — Nie wyglądasz na przejętego.

— W środku jestem, ale... po prostu wiedziałem o tym już dawno. Nie jesteś sama w czymś takim. — kopnął kamień na ziemi. — Nie miałem chyba odwagi mu tego wyznać, albo nie wiem, oszukiwałem się, że sama mu powie?

— Już lepiej by było się oszukiwać, że sam się dowie, skoro robi to tak ostentacyjnie. — stwierdziłam. — Powiedzmy, że wynikło z tego szczęście w nieszczęściu.

— Czyli jednak. — powiedział dumnie. — Miałem rację. Camila leci na Aarona.

— Tak, masz rację. — zaśmiałam się.

— W zasadzie dobrze by cię było przedstawić chłopakom. — oznajmił.

— Luciana i Caspiana już poznałam. — wyprzedziłam go. — Aaron nie ma najlepszego momentu.

— Masz rację, ale został Mat. Mat! — zawołał kumpla, który z uśmiechem od ucha do ucha do nas podszedł, razem z nim zielonooki Caspian. — Poznaj proszę Iris, nasz nowy nabytek wśród fanek.

— Poproszę o więcej takich nabytków. — zlustrował mnie wzrokiem w tak śmiały sposób, że prawie się cofnęłam. — Chociaż musisz być jakaś wyjątkowa, skoro Harvey postanowił cię z nami zapoznać.

— Uwielbiam sernik z rodzynkami i hawajską, faktycznie mogę być wyjątkowa. — zgodziłam się, ale tylko Caspian wyłapał ironię, co zauważyłam po jego delikatnym uśmiechu.

— Zaraziłeś ją tym? — zapytał Harvey Caspiana. — Uważaj, przebywanie w jego towarzystwie zbyt długo, może pozostawić uszczerbek na zdrowiu. — nachylił się do mnie. Ponownie wywołał mój śmiech.

— Legendy głoszą, że efektami ubocznymi są gorące uczucia, którymi darzy mnie już Harvey. — odpowiedział chłopak. — Na dowód mam przyłapanie go na wąchaniu moich ubrań.

— Twoje też? — zdziwił się Mathias. — Harvey, to się leczy. Chyba rodzinnie macie coś nie tak z głową. — odsunął się trochę.

— Chłopcy... już mówiłem, że psychopaci tak mają. — wywrócił oczami.

— Jak? — dołączył do nas Lucian. — Witam panienkę, teraz w drugi poproszę. — wystawił mi swój policzek, który rozbawiona pocałowałam.

— No proszę, tutaj już nawet na serce padło. — skomentował Mat. — Uciekaj Iris. Uciekaj, póki możesz.

— Za późno. — wydęłam usta. — Do moich ambrozji doszła chałwa.

— Paskudztwo! — krzyknął Harvey.

— Nie no, Caspian, to już zbyt wiele, nie możesz niszczyć ludziom tak życia. — skarcił go Lucian.

— Tak mi przykro. — ukłonił się teatralnie.

— Stworzyliście koło wzajemnej adoracji bez nas? — to pytanie padło z ust Aarona, który wciąż miał mokre rzęsy od płaczu. Obok niego stała Camila z ulgą na twarzy.

— O! Jest nas siedem, to szatańska liczba, możemy teraz wywołać demona. — zaoferował Lucian.

— Siedem to cyfra doskonałości, imbecylu. — zbeształa go moja przyjaciółka.

— Miałem sześć dziewczyn. — zaczął Mat. — Chcesz być siódmą? — zwrócił się do rudowłosej.

— Podziękuję. — zaśmiała się.

— Czyli obojgu nam doprawiano rogi. — powiedział Aaron, patrząc na mnie. — W takim razie teraz stoimy w kole singli. — takim sposobem dowiedziałam się, że Caspian nie ma dziewczyny. Z resztą było łatwo.

— Mam dziwne przeczucie, że już niedługo. — odezwał się Harvey. Nie byłam głupia, wiedziałam, że to aluzja do mnie, ale nie myślałam o nim w taki sposób.

— Skoro jesteśmy cyfrą doskonałą, niech każdy teraz wypowie życzenie, a ono się spełni. — poprosił Lucian. — Ja zacznę. — odchrząknął. — Chciałbym, żebyśmy w końcu zagrali List do Julii. — jego życzenie spotkało się ze śmiechem chłopców.

— Chciałbym nie być taki naiwny. — westchnął Aaron.

— Chciałabym dostać fajne zadanie na zaliczenie z fotografii. — powiedziała Camila. Rzeczywiście była zapaloną fotografką i te zajęcie w naszej szkole były dla niej zbawieniem, bo nie musiała dzięki temu chodzić na łacinę, której nie mogła znieść.

— Chciałbym, żeby jakaś wytwórnia się do nas odezwała. — życzył sobie Mathias.

— Chciałbym się zobaczyć z rodzicami. — Caspian zabrzmiał strasznie smutno.

— Chciałabym się nie rozlewać. — choć mówiłam to na głos, życzenie było osobiste i tylko ja wiedziałam, co oznacza.

— Chciałbym, żeby miłość dała mi szansę. — zakończył Harvey, przenosząc wzrok z nieba na mnie, przez co poczułam się zakłopotana.

— A teraz idziemy pić! — zarządził Lucian i tak też zrobiliśmy, a raczej zrobili, ponieważ ja przez Josha nie miałam już ochoty tam przebywać, dlatego pożegnałam się i wróciłam do domu z myślami o zamiarach Harvey'ego i tym, jak rozmyć jego nadzieje na coś więcej, niż znajomość ze mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro