Rozdział 38
„I had good intentions
And I had these hopes
But I know it now
It probably hasn't even shown"
Adele - Easy On Me
Z transu, w którym trwałam w kuchni, wyrwała mnie mama, stawiając przede mną kubek gorącej czekolady z bitą śmietaną.
Ja kurczowo ściskałam torbę, do której napchałam jakieś ciuchy i kosmetyczkę.
Wewnętrznie płakałam, jak cholera. Z zewnątrz byłam papierowa.
— Nie wyjdziesz z tego domu, póki nie wypijesz. — wskazała na napój, a ja uniosłam wzrok.
I znowu widziałam moją mamę sprzed rocznicy. Znowu była kochająca i najlepsza na świecie. Znowu martwiła się o mnie najbardziej ze wszystkich i przede wszystkim znowu była moją mamą.
Nagle cała pękłam, przypominając sobie, ile cudownych chwil mi przyniosła i jak się mną zaopiekowała w tę noc, w którą zrobiłam szaloną rzecz, by teraz czuć się tak źle.
— Tak bardzo cię kocham. — wybuchnęłam płaczem. Mama podeszła do mnie szybko i również płacząc, objęła mnie mocno.
— A ja ciebie kocham, Iris. — kiedy gładziła moje włosy, wszystko ze mnie zeszło.
Zaraz po tym przyszła Camil i Camil też nas objęła, a później jak trzy najlepsze przyjaciółki, po prostu płakałyśmy i było to jakieś wyzwalające.
— Jakiś model miał wypadek? — zagadnął nagle tata, wracając ze sklepu.
— Co? Czemu? — mama potrząsnęła głową, a ja i Camila otarłyśmy resztkę łez.
— Kiedy płaczą na raz trzy kobiety, to musi być błahy powód. — zauważył uszczypliwie, a ja zgromiłam go wzrokiem.
— Błahe masz myślenie w takim razie. — fuknęłam, duszkiem wypiłam czekoladę, która namalowała mi dorodnego wąsa i z oburzoną miną wyszłam z domu wraz z Camil, aby następnie wybuchnąć śmiechem. Wytarłam buzię dłonią, umyłam ją w kałuży, a potem wsiadłam do samochodu i Camil już wciskała gaz.
Wizja pozostania na noc z Abbey w jednym domu mnie przerażała, ale nie chciałam się wycofywać ze względu na nią. To byli moi przyjaciele.
— Cześć. — Harvey powitał nas uśmiechem jaśniejszym, niż słońce. — Jak zdrowie? — zwrócił się do mnie.
— Na tyle ile mogłam, zapobiegłam chorobie. — pokazałam mu kciuk w górę, a później weszłam do środka i oddałam mu kurtkę. Camil zaraz za mną.
— Iriiiiisssss! — zza ściany wyleciał Lucian, który złapał mnie w pół, przerzucił przez bark i niczym worek ziemniaków zataszczył do salonu, a ja śmiałam się i klepałam go w plecy, żeby mnie puścił.
Kiedy odstawił mnie na podłogę, trochę przygasłam na widok Abbey. Abbey siedzącej obok Caspiana, który nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Patrzył tylko w telefon.
— A gdzie Aaron? — zagadnęła Camil. — Hej wszystkim.
— Stoi w korku, a wiezie nam alko. — powiadomił Mathias. — Teraz musicie zagłosować. Pizza, chińszczyzna czy sushi? — spojrzał na nas wyczekująco i w tym samym czasie, co moja przyjaciółka, odpowiedziałam:
— Chińszczyzna.
— HA! Moja krew dziewczyny, moja! — Harvey objął nas ramionami i przyciągnął do siebie. — Właśnie pomogłyście mi wygrać.
— A niech zgadnę; Mat i Abbey sushi, Aaron i Lucian pizza, a Caspian bez głosu. — założyłam ręce na krzyż.
— W punkt. — chłopak wskazał na mnie palcem i posłał mi uśmiech.
Uśmiech, który rozpalił w moim kominku płomień i nie chciałam, żeby gasł.
— Ale to później, na razie idę zrobić kanapki. — stwierdziła Camil. — Chętnie przyjmę czyjąś pomoc.
— Już idę. — zaoferował się radośnie Lucian. Ta jego pocieszność była zaraźliwa. Ten chłopak roztaczała wokół siebie swego rodzaju światło. Miałam nadzieję, że nigdy nie zgaśnie.
— Mamy dylemat, co można obejrzeć. — powiedział Harvey, gestem zapraszając mnie, abym usiadła. Wybrałam najbardziej niezręczne miejsce, bo naprzeciw Caspiana.
— To chyba logiczne, że jakiś horror. — rzuciła Abbey.
— Żebyś mogła się bać i drżeć? — zagadnął wyszczerzony Mathias. Uśmiechnęła się tylko nieznacznie.
— Okay, horror. Tylko jaki? — wzruszył ramionami solista.
— JESTEM! — usłyszeliśmy krzyk Aarona. Mathias podskoczył natychmiast z miejsca, Harvey zrobił to samo, a ja, żeby nie pozostać w tak dziwnej sytuacji, również poszłam go przywitać.
Oczywiście nie zdążyłam, bo już kleiła się do niego Camila. Pokręciłam głową rozbawiona, rozpakowałam kilka rzeczy, a później już zajęliśmy się filmem.
* * *
Patrzyłam pusto na napisy końcowe „Jako w piekle tak i na ziemi", w ogóle nie skupiłam się na fabule przez cały seans, ale tylko dlatego, że moj tata był fanem tego filmu i widziałam już go mnóstwo razy.
Za to skupiałam się na tym, że to nie ja siedziałam obok Caspiana przez ten cały czas. Denerwowała mnie Abbey, robiła to specjalnie i wyraźnie podobała jej się ta gra.
— Zajebiste to było. — przyznał Harvey.
— Na pewno coś brali, takie wixy nie dzieją się bez powodu. — roześmiał się Lucian, na co Mathias wywrócił oczami. Nasz cherubinek był już mocno wstawiony.
— Mnie się średnio podobało, ale może przez to, że jest tu strasznie niewygodnie i mi to przeszkadzało. — stwierdziła Abbey.
— Słyszałem, że łóżko Caspiana jest bardzo wygodne? — zaciekawił się Mat. Camil uniosła brwi tak wysoko, że miałam wrażenie, że zaraz znikną. Harvey oblizał usta, a później rzekł:
— Chyba tylko moja mama na nie wstęp poza Caspianem. — roześmiał się każdy, poza nim.
— Och, nieprawda. — wtedy wydawało mi się, że jego oczy wręcz płoną zielenią.
— No, pochwal się w takim razie, kto jeszcze? Twoja gitara? — kontynuował Aaron, bo nie ogarniał, co się właśnie dzieje. Camil dyskretnie złapała mój mały palec i uśmiechnęła się delikatnie, Harvey rozwarł usta, jakby chciał coś dodać, a wtedy Caspian ze spokojem, podciągając rękawy niebieskiego swetra, odparł:
— Iris spała w nim tyle razy, że chyba jest najbardziej rzetelną osobą do potwierdzenia tezy o jego wygodzie. — puścił do mnie oczko, a ja powstrzymywałam uśmiech, który byłby zbyt bananowy.
Mina Abbey była bezcenna.
Poprawiłam okulary w akompaniamencie gwizdów i długich "uuu" i wtedy również przyszła nasza chińszczyzna. Odebrał ją Harvey.
— Mam propozycję. — zaczął. — Zagrajmy w nigdy nie.
— Ooo, tak proszę! — ucieszyła się Camil. — Tylko każdy pije. — zmierzyła wzrokiem Caspiana. Uniósł dłonie w geście obronnym.
Wkrótce każdy miał przygotowane pięć kieliszków z wódką, a odpaść miał ten, komu skończą się najwcześniej.
— Niech pomyślę... — zastanawiał się Mathias. — Nigdy nie pływałem nago w jeziorze.
Wypił Harvey, Lucian i Abbey.
— Nigdy nie zgonowałam. — powiedziała triumfalnie Abbey. Na szczęście prócz mnie, wypiła również Camila, Lucian, Matt, Aaron I Harvey.
— Woah. — skomentowała tylko.
— Moja kolej! — wydarł się Lucian. — Nigdy nie... ja nie... hmmm. Nigdy nie miałem złamanego serca.
Zrobiło mi się jakoś dziwnie smutno, że musiałam wypić kolejny kieliszek. Jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że pił też Aaron i Caspian.
— Ojej. Zakochałaś się nieszczęśliwie? — zapytała Abbey, a ja nie wiedziałam, jakie ma intencje.
— Szczęśliwie, ale mój były się mną znudził i zaczął mnie zdradzać. — posłałam jej uśmiech. Bardzo nieszczery.
— Tak mi przykro.
— Wcale nie, ekhem! Ekhem! Nigdy nie grałam w nigdy nie. — Camil mnie rozwaliła. Wszyscy spojrzeli na nią z politowaniem, że muszą wypić i z wiedzą, że zrobiła to specjalnie.
— Nigdy nic nikomu nie złamałem. — powiedział cicho Harvey. Wypił Caspian, a kiedy Abbey rzuciła mu pytające spojrzenie, wzruszył tylko ramionami.
— Nigdy nie byłam w Europie.
— Serio?! — zdziwił się Lucian. — Ja też nie. — uderzyłam się w czoło otwartą dłonią. Wypiła Abbey (oczywiście), kuzynowie i Aaron.
— Nigdy nie miałem rudych włosów. — rzucił Caspian.
— Ej! To jest celowe! — roześmiała się Camila.
— Teraz was wyeliminuje. — zapowiedział Mathias. — Nigdy nie czułem do nikogo nic na poważnie.
Takim sposobem odpadł Aaron, Caspian i Harvey.
— Nigdy nie całowałam Iris. — rzekła moja przyjaciółka. Mat wywrócił oczami, po czym wypił kieliszek z wódką.
— Nigdy nie darzyłem uczuciem kogoś, kto jest tutaj obecny. — prawie się zakrztusiłam na słowa Luciana.
Odpadłam rzecz jasna razem z Abbey. Grę finalnie wygrał Mat (co za zdziwienie).
Luciana do spania położył Harvey wraz z Caspianem, Camil ogarniała kuchnię, a ja jej pomagałam.
— To napięcie między wami jest strasznie wyczuwalne, wiesz? — zakomunikowała.
— Nie byłoby go, gdyby nie pewna osoba. — westchnęłam długo. — I ja mam spać z nią w jednym pokoju? — skrzywiłam się. — Nie zasnę. I zaczyna mi wchodzić, pójdę na chwilę na zewnątrz. — wskazałam kciukiem za siebie i wyszłam.
Chłodne powietrze skutecznie mnie orzeźwiło, a czyste niebo nadało temu magii.
Wszystko było tak proste, a jednocześnie tak skomplikowane. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, czy powinnam być taka odważna, ale..
— Pięknie jest dzisiaj, prawda? — szepnął Caspian. Nie odpowiedziałam. — Nie miałem szansy ci wyjaśnić, co się wydarzyło tak naprawdę. Domyślam się, że Camil ci powiedziała, ale chciałbym, żebyś to usłyszała też ode mnie. Żebyś mi uwierzyła. — stanął naprzeciwko mnie.
— Caspian, nie musisz. — zatrzymałam go dłonią. — Nie przyszłam tutaj dzisiaj dlatego, że powiedziała mi to Camil. Ja... to złe z naszej strony, ale ja... — wzięłam głęboki oddech. — Słyszałam każde twoje słowo wczoraj. Byłam obok niej. — wyznałam. Myślałam, że będzie zły.
— Naprawdę?
— Mhm. — pokiwałam głową. — Wybacz. To nie było fair.
— Tak szczerze to mi ulżyło. — uśmiechnął się. — W takim razie wiesz jak było i wiesz, że nie odwzajemniam tego, co czuje do mnie Abbey?
— Wiem. — powiedziałam cicho. — Powinnam zostać i to wyjaśnić, ale... robiłam wczoraj głupie rzeczy. — zaśmiałam się na samą myśl.
— Dlaczego to zrobiłaś, Iris? — podszedł bliżej. — Po co przybiegłaś tutaj w samej piżamie, kiedy padał deszcz?
— Nie jest wam zimno?! — krzyknęła Abbey. Przysięgam, że wywrócenie oczami Caspiana było najlepszym, jakie widziałam w swoim życiu.
Zdusiłam śmiech w dłoni na jego reakcję.
— Dokończymy w moim pokoju. — powiadomił i otworzył mi drzwi, a ja nadal śmiejąc się, poszłam do salonu po swoją torbę.
— Co jest takie zabawne? — zainteresował się Mat.
— Nie, nic. — potrząsnęłam głową i ruszyłam na górę. Chciałam odnieść rzeczy do sypialni, w której była już Abbey.
— Idealnie, pogadamy sobie, kwiatuszku. — rzuciła do mnie.
_____________
A wstawię kolejny, mam nadzieję, że wattpad nie pozamienia myślników na dywizy ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro