Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35

Gdybym tylko mógł, zetrzeć Twoje łzy,
od których twoja twarz była mokra, w moich dłoniach"




Caspian Clare - Abbey 








— Oni się dzisiaj ubrali idealnie. — powiedziała na wstępie Camil, kiedy weszła do pomieszczenia. — Ty płakałaś. — zatrzymała się w miejscu.

— Skąd ten pomysł? — udałam nieporuszoną.

— Widzę przecież. Masz opuchnięte oczy. Iris... — zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. — Co się stało?

— Nic. — odparłam cicho. — Nic się nie stało. — odsunęła się ode mnie i uniosła brwi.

— Naprawdę jesteś słaba w kłamaniu. Nie będę cię męczyła, jak będziesz chciała, to sama powiesz. — posłała mi uśmiech.

— Jeden z lepszych koncertów, powaga! — zawołał radośnie Aaron, kiedy zeszli ze sceny.

— Publiczność dzisiaj na medal. — dodał Harvey. — Panie w pierwszym rzędzie szczególnie.

— To nie dla ciebie tak równo śpiewały. — zaśmiał się Matthew. — Nie bez powodu z palców formowały M.

— Jaaaasne, chciałbyś. — Caspian dźgnął go palcem w żebra, na co Matthew syknął z bólu. Później przeniósł zieleń swoich oczu na mnie i jego uśmiech zgasł.

— Zabieracie się z nami furgonetką, czy... — Harvey wskazał za siebie kciukiem.

— Niee, damy sobie radę same. — Camil objęła mnie ramieniem, w drugiej ręce trzymając wciąż aparat. — Iris ma wściekliznę, także nikt nie podejdzie.

— O takich rzeczach powinno się informować wcześniej. — Caspian udał oburzenie, kładąc dłoń na lewej piersi.

— To już wiem kogo dzisiaj nie całować. — Lucian się wzdrygnął, a ja ledwo utrzymałam powagę. Sama nie wiem, po co to robiłam.

— Dobra! Zbierajmy się, impreza czeka! — pogonił wszystkich Harvey, więc tak też zrobiliśmy.

Zaczęłam się stresować stycznością z Abbey, bo chociaż miałam sobie Caspiana odpuścić, nie byłam w stanie patrzeć na nich razem.

Nie chciałam na nich patrzeć razem. Coś we mnie umierało na samą myśl, a stres zżerał mnie tak bardzo, że Camil musiała pstryknąć mi w ucho, kiedy byłyśmy na miejscu, żebym wróciła do rzeczywistości.

— Jak tam twoje ząbki? — jej pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. — Bierzesz leki aktualnie?

— Nie, teraz nie. — marszczyłam czoło, kiedy wysiadałam z samochodu.

— To dobrze, bo chyba na trzeźwo tego nie przeżyjesz. — skinęła głową na drzwi domu chłopaków. Specjalnie przyjechałyśmy pół godziny później, żeby nie wchodzić z chłopakami, a z ludźmi, którzy się schodzili.

Wzięłam głęboki oddech i trzymając Camilę za nadgarstek, weszłam z nią do środka. W pewnym momencie słyszałam tylko bicie swojego serca.

Abbey była ucieleśnieniem piękna. Zdjęcia nie oddawały w pełni jej urody. Kiedy tylko zobaczyłam jej piękną figurę, jej włosy i twarz, zaczęłam gasnąć.

Ja miałam na sobie zwykły golf, ona czarną dopasowaną sukienkę. Ja wyglądałam jak dziecko, ona jak kobieta.

— Nie porównuj się. — skarciła mnie przyjaciółka. — Hej! Abbey! — dziewczyna spojrzała w naszą stronę, uśmiechnęła się serdecznie i do nas podeszła.

— Ty musisz być tą sławną Iris? — podała mi dłoń, którą niezbyt naturalnie uścisnęłam.

— A ty tą sławną Abbey? — również się uśmiechnęłam.

— O! — zaśmiała się. — To chyba wiele o nas mówią. — puściła do mnie perskie oczko i odeszła, a ja zgarnęłam dwa szoty z tacy, którą niósł Lucian. Rzucił mi spojrzenie uznania i ruszył dalej.

— Miałaś rację, na trzeźwo tego nie przeżyję. — powiedziałam zaraz po tym, jak połknęłam alkohol.




* * *




Impreza trwała w najlepsze i obiektywnie według mojej oceny, była najlepszą odkąd ja zaczęłam na nie chodzić. Wiedziałam też, że wkrótce zostanę sama, bo Camil poszła wymieniać płyny z Aaronem gdzieś w sypialni rodziców Harvey'ego, przez co zamulałam totalnie.

A nawet przysypiałam.

W akcie desperacji postanowiłam zwiedzić łazienkę, żeby pobudzić swoją twarz do życia, jednak nie mogłam się oprzeć pokusie zajrzenia do pokoju Caspiana, bo jego drzwi były uchylone.

Nie weszłam jednak do środka, bo zatrzymała mnie jego gra na pianinie*, która brzmiała tak, jakby chciał opisać ból. Gdy tylko skończył, uderzył w różne klawisze, wyrażając chyba irytację?

Wychodził, więc ja szybko przemknęłam do łazienki i się w niej zamknęłam. Zrobiłam, co miałam zrobić i wyszłam, a wtedy odnalazła mnie Camil.

— Iris! Chodź! — wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić do salonu. — Będzie gra w butelkę!

— Boże. — skomentowałam tylko. — Dobrze, że coś piłam, bo byś mnie na to nie namówiła.

— Aaa tam! Fajnie będzie! — klasnęła w dłonie. Kiedy dołączyłyśmy do reszty, zobaczyłam coś, czego widzieć nie chciałam.

Abbey stała obok Caspiana, mówiła coś do niego i trzymała palec na jego dłoni. Zamknęłam oczy, żeby nie zaprzątać sobie myśli i zajęłam wskazane mi miejsce.

— Co do tej wścieklizny; żartowałem, mogę cię całować. — powiedział głośno Lucian, który także nie oszczędził sobie alkoholu.

— Wolałabym nie. — odparłam szczerze. — Jeszcze sobie za dużo pomyślisz.

— Woo! — zagwizdał Harvey, lokując się obok mnie. Tyle dobrze, że nie mogło wypaść na niego.

— Gracie?! — krzyknął Matthew, patrząc na parę roku.

— Nope. — zaprzeczył Caspian. Udało mi się nie spojrzeć.

— Kręci mi się w głowie. — przyznałam.

— Shepherd, robiłam ci drinki z odwrotną proporcją, mam nadzieję, że zaliczysz zgon. — kiedy Camil mnie o tym poinformowała, miałam ochotę ją udusić.

Co ona w ogóle robiła w tej grze, będąc z Aaronem?

Butelka kręciła się i kręciła wiele razy, ale ani razu nie wypadało na mnie, przez co tak naprawdę się cieszyłam. Dobrą passę przerwał Matthew, kiedy powiedział:

— Iris, przeznaczenie przemówiło. — spojrzałam na niego, na butelkę, znowu na niego i uświadomiłam sobie, że wskazuje naszą dwójkę.

— Chryste. — skomentowałam, a reszta zaczęła się śmiać.

— Tylko to ma być pocałunek, nie buziak. — pokiwał mi palcem, na co wywróciłam oczami. Oboje wstaliśmy z podłogi, co prawda ja ledwo co, ale dałam radę, pomyślałam, że chcę to już mieć za sobą.

Nie zdążyłam zrobić nic, dosłownie nawet drgnąć, a Matthew już mnie całował. Zaskoczona tym, jak do tego podszedł, jak długo to trwało, prawie zapomniałam, że wszyscy na nas patrzą, a kiedy skończył, szukałam w jego oczach wyjaśnień.

— Co jest, Shepherd? — uśmiechał się półgębkiem. — Nigdy nie całowałaś się na serio?

— Nie była przygotowana na to, że się do niej tak przyssiesz. — obroniła mnie Camil, bo ja byłam w szoku.

— Zaraz chyba zwymiotuję. — stwierdziłam.

— Ja prawie zwymiotowałem jak się dowiedziałem, że chciałem się z nim przelizać, a co dopiero po. — skomentował Lucian, na co się uśmiechnęłam.

— Wszystko w porządku? — zainteresował się Harvey. — Stary, co jest? — rzucił spojrzenie Matthew.

Nie byłam trzeźwa, ale nawet na trzeźwo nie byłabym w stanie zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Wydawało mi się, że Matt nie jest z tych chłopców, ale...

— Muszę się przewietrzyć. — stwierdziłam, mimo chłodu na zewnątrz.

— Teraz?! — Camil wyrąbało z butów.

— Ja z nią pójdę. — kiedy Caspian to powiedział, poczułam jakąś ulgę. Spojrzałam mimo to na niego zaskoczona, kiedy wziął swój płaszcz i okrył mnie nim, a później wyprowadził z domu. Okazało się, że nie tylko ja potrzebowałam świeżego powietrza, bo było tam sporo ludzi. My poszliśmy w miejsce, w którym gadaliśmy na mojej pierwszej imprezie.

— Zmarzniesz. — zmartwiona zauważyłam. Był w samej bluzie.

— Nie przejmuj się mną. — pokręcił głową.

— Widziałeś, co tam się stało. — nie wiem, czy to było bardziej stwierdzenie, czy pytanie, ale dopiero wtedy to do mnie dotarło.

— Noo, niestety. — przyznał.

— Dlaczego on się tak zachował? — miałam nadzieję, że nie zapomnę, co się tutaj działo przez ilość procentów, jaką w siebie wlałam.

— Wykorzystał fakt, że jesteś pijana, bo mu się podobasz, Iris. — sprostował. — Chciał mnie chyba też wkurwić i mu wyszło. — westchnął.

— Od kiedy podobam się Matthew?! — naszła mnie jakaś fala obrzydzenia, zrobiłam aż krok w tył, przez co odruchowo chyba chciał mnie złapać.

— Kurczę, od dawna. — zastanowił się. — Tylko Aaronowi się nie podobałaś. Lucian też miał nadzieję na coś więcej. — jego słowa mną wstrząsnęły. — Ale Matt nie podchodzi do tego na poważnie, mu chodzi o czysty pociąg fizyczny, rozumiesz w ogóle, co mówię? — uśmiechnął się.

— Eee, tak, ale niezbyt to do mnie dociera i czuję, że zaraz urwie mi się film.

— Nie urwie. — zapewnił. — Tu jest chłodno i świeżo, pomoże ci to. Zresztą, nie jest z tobą aż tak źle.

— Ty jesteś trzeźwy.

Ależ błyskotliwa uwaga, Iris.

— Ktoś cię musi pilnować. — palcem dotknął czubka mojego nosa. — Wiedziałem, że tak skończysz już na koncercie. Zawsze pijesz, kiedy coś cię trapi. Więc... co się dzieje?

Ale ja nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Patrzyłam tylko w te zielone oczy i szukałam ciepła, bo było mi zimno na sercu. Wiedziałam, że nie powinnam tego oczekiwać, nie po tym, co mu powiedziałam, ale wdałam się w matkę.

Byłam hipokrytką, oj i to jaką.

Znowu poczułam, że będę płakać.

— Jeśli musisz, płacz. — szepnął. — Ale tylko w moich ramionach. — objął mnie i mocno przytulił.

— Tu jesteście! — usłyszałam krzyk Abbey. — Myślałam, że ktoś was porwał. — śmiała się, ale Caspian mnie nie puszczał.

— Nic nam nie jest, tylko trochę zimno, co nie? — zmusił mnie, żebym na niego spojrzałam. — Więc wracajmy do środka.

I wtedy zrobił coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.

Pocałował mnie w czoło na oczach Abbey. Stała przecież dosłownie obok, a on i tak to zrobił.

Zamrugała kilka razy, jakby nie dowierzała temu, co widzi, a ja poczułam satysfakcję.

Wtedy już mniej chciałam odpuszczać, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy.



______________

* załączona nieudolna gra na pianinie w rozdziale jest tą grą, moje umiejętności grania są zerowe, ale bardzo chciałam oddać melodię którą miałam w głowie XDD 

Poniżej możecie przeczytać tekst do tej melodii, ponieważ Iris natknie się na niego w późniejszych 
rozdziałach, ale nie będę go tam umieszczała.


„Abbey"

Gdybym tylko mógł, spełnić Twoje sny
O których marzyłaś nocą, opowiadałaś mi
Gdybym tylko mógł, zetrzeć Twoje łzy,
od których twoja twarz była mokra, w moich dłoniach


Nie potrafiłaś słuchać, nie chciałaś moich rad,
po prostu porzuciłaś mnie od tak, a później mój świat
Trochę zburzył się, nie wiedziałem, co gdzie jest
Szukałem odpowiedzi w naszych chwilach,
które pozostawiłaś mi

Przyrzekłem już nie kochać, 
przyrzekłem swoją drogą iść
Pokonać ogranicznik, którym byłaś właśnie ty

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro