Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

„I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head"


Duncan Laurence - Arcade 













Wzruszenie gości tańcem moich rodziców wydawało się szczere i miałam nadzieję, że tak właśnie było.

Trochę niegrzecznie, może niczym nastolatki, ale ulotnili się po tańcu gdzieś w głębi domu, na co Camil robiła dziwne miny, wyrażające jej głupie pomysły, a później skinęła na mnie głową, żebym z nią poszła.

Ulokowałyśmy się w korytarzu między schowkiem, a jadalnią, bo to miejsce wydawało się najmniej zaludnione.

— O co chodzi? — zapytałam od razu, bo Camil szczerzyła się cały czas.

— Iris. — złapała moje dłonie i rozejrzała się wokół, jakby sprawdzając, czy ktoś nas nie podsłuchuje. — Aaron powiedział mi, że jest gotowy.

Zamurowało mnie.

— W sensie na związek? — szeptałam.

— Tak. — prawie mi się tam popłakała. — Od godziny oficjalnie mam chłopaka, możesz w to uwierzyć?

— Słodki Jezu, Camil! Tak się cieszę! Gratulacje! — przytuliłam przyjaciółkę mocno, wyrażając swój entuzjazm, który zaraz po tym został doszczętnie zgaszony.

— Czy to nie twoi rodzice? — zagadnęła dziewczyna, kiedy usłyszałyśmy jakąś rozmowę, która brzmiała jak sprzeczka.

Nie wahając się, postanowiłyśmy podsłuchać o czym mówią i pożałowałam tego bardzo.

— Proszę cię, musimy o tym rozmawiać dzisiaj? — jęknęła moja mama.

— Ty zaczęłaś temat, teraz przyjmij to na klatę, kocham cię, ale to zawsze będzie bolało. — uderzył dłonią w stół. — Kocham Iris jak własną córkę, chociaż to nie ja jestem jej ojcem.

Serce pękło mi na pół.

Powiedział to tak swobodnie, w taki lekceważący sposób, jakby to było coś normalnego. 

— Co...? — wydukałam tylko, szukając oczu Camil, żeby się uspokoić.

— Wybaczyłem ci, bo cię kocham, ale ona kiedyś odkryje prawdę. — westchnął mój tata. — Może gdyby Anderson się nie dowiedział, że ma dziecko z tobą, byłoby łatwiej, ale... teraz już na pewno się dowie. Prędzej, czy później.

— Camil... — zakryłam usta dłonią, prawie wybuchając płaczem.

Moi rodzice od zawsze byli dla mnie wzorem miłości perfekcyjnej. To na nich opierałam mocne więzi w swoich książkach, o nich odpowiadałam ludziom, którzy o miłość pytali.

W jednym momencie zburzyli moje całe zaufanie do nich. W jednym momencie sprawili, że już nie wierzyłam w takie pojęcie, jak miłość.

Matka, którą uważałam za przyjaciółkę i wierną kobietę, zdradziła mojego ojca?!

Jak mogła to zrobić w ogóle? Chociaż nie wiedziałam w tamtym momencie, czy powinnam go tak dalej nazywać.

Ręce mi drżały, traciłam oddech, świat stawał się jakby zamglony.

— Chodźmy do stołu, zaraz będzie szampan. — zasugerowała Camil, która tak samo jak ja, była w głębokim szoku. Poprowadziła mnie za rękę, abym usiadła obok niej, ale rzeczywistość gdzieś zniknęła.

Nawet nie zwróciłam uwagi na fakt, że moi rodzice wrócili i właśnie coś mówili.

Nic nie miało dla mnie sensu, wszystko spłonęło i zmieniło się w popiół, z którego nie mógł powstać feniks.

Camil wciąż trzymała moją dłoń i tylko to pozwalało mi pozostać przy zdrowych zmysłach. Siłą woli powstrzymywałam łzy i wiedziałam, że zaraz odpuszczę.

— Iris. — Camil szturchnęła mnie łokciem.

— Jakiś czas temu moja córka poprosiła mnie o powiedzenie kilku słów podczas naszej rocznicy, dlatego Iris, kochanie, oddaję ci głos. — posłała mi uśmiech jaśniejszy, niż słońce, ale ja nie mogłam znaleźć w sobie siły.

Ktoś mógł pomyśleć, że jestem pijana, kiedy wstawałam i dygotałam. Ludzie patrzyli na mnie wyczekująco, a w mojej głowie toczyła się bitwa.

Przełykając ogromną gulę śliny, doszłam do wniosku, że muszę się odezwać.

— Miłość od zawsze miała wiele pojęć. — zaczęłam, patrząc w sufit. — Była opiewana w utworach, śpiewano o niej, malowano ją na obrazach... — skierowałam wzrok na moich rodziców. — Dla mnie miłość była tym, co reprezentowali sobą moi rodzice. Wzajemny szacunek, lojalność, oddanie, przyjaźń i troska, kocham cię z rana. — drżała mi szczęka i wiedziałam, że zaraz zacznę działać impulsywnie.

Caspian patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem, wiedział. Wiedział, że Iris Shepherd powie za chwilę coś, co na zawsze zapadnie w pamięci wszystkich tam obecnych.

— Mówię była, ponieważ później nie musiałam wzorować miłości na kimś. — zaśmiałam się nerwowo. — Miłość to przede wszystkim szczerość, nie okłamywanie swojego dziecka o swojej nieskazitelności. — powiedziałam ostro, a po moim policzku spłynęła łza. Mama wiedziała, że słyszałam ich rozmowę. Widziałam to w jej oczach.

— Miłość jest wtedy, kiedy nie kończysz związku przez wiadomość SMS, kiedy kochasz kogoś tak bardzo, że nie jesteś w stanie nawet pomyśleć o tym, żeby spojrzeć w ten sposób na inną osobę. — zaczęło brakować mi oddechu. — Miłość nie jest na pewno wtedy, kiedy wszyscy patrzą na ciebie z uznaniem i podziwem, że już tyle lat razem! — zironizowałam. — A później idziesz w kąt domu, aby pod osłoną pięknej uroczystości dogadywać się, jak tutaj dalej okłamywać innych o swojej cudownej, szczerej, pięknej miłości. — wycedziłam przez zęby.

Słyszałam szepty, czy coś wcześniej piłam, czy nie postradałam zmysłów, ale to mnie nie obchodziło. Kierowałam się czystym egoizmem i to nie była moja wina. To była ich wina.

— A więc moi drodzy. — uniosłam w górę kieliszek z szampanem, zalewają się łzami już na dobre. — Wypijcie za to złudzenie, w które wierzycie, bo dla mnie miłość przestała istnieć. — upuściłam szkło, które roztrzaskało się obok moich stóp i w zdumieniu gości złapałam przód sukienki, aby następnie wybiec z salonu do ogrodu.

— Iris! — mama pobiegła za mną. — Iris, skarbie.

— Odejdź! — warknęłam. — Nie chcę z tobą rozmawiać, nie chcę na ciebie patrzeć! — nawet się nie odwracałam.

— Dziecko, proszę cię...

— Nie będę z tobą rozmawiać! Jak mogłaś to zrobić tacie?! — szlochałam. — Zostaw mnie!

— Iris! — usłyszałam wołanie Camil. Brakowało tylko deszczu, aby nadać tragizmu tej sytuacji. Moja matka zrozpaczona wróciła do domu, a ja uklękłam na trawie z modlitwą, aby wymazać ten dzień z pamięci.

— Boże kochany, Iris. — przytuliła mnie mocno. — Tak mi przykro, tak bardzo mi przykro... — gładziła moje włosy.

— Co się dzieje? — doszedł do nas zaniepokojony Caspian.

— P-powiedz mu. — szepnęłam do Camil.

— Chwilę przed toastem usłyszałyśmy rozmowę rodziców Iris. Okazało się, że... jej mama zdradziła jej tatę, przed tym, jak urodziła się Iris, co oznacza, że... To nie jej ojciec, jest jej biologicznym ojcem. — sprostowała, za co byłam jej wdzięczna.

— Nie wiem, co powiedzieć. — wypuścił powietrze z ust.

— A co mógłbyś powiedzieć? — zwróciłam się do niego. — Nie jesteś czarodziejem, Caspian. — powiedziałam cicho.

— Nie, nie jestem, ale zależy mi na tobie i boli mnie twoje cierpienie. — kucnął przede mną. — To, co tam powiedziałaś... Nie wierzysz w to, prawda? — spojrzałam mu w oczy.

— Nie wierzę w miłość. — odparłam twardo. — Myślałam, że jasno się wyraziłam. — syknęłam.

— Nie możesz w nią nie wierzyć, Iris. Nie ty. — pokręcił głową. — Miłość...

— Gdzie była? — przerwałam mu. Camil już mnie nie obejmowała. — Gdzie była miłość, kiedy moja mama przespała się z innym, będąc żoną mojego taty? — pociągnęłam nosem. — Gdzie była miłość, kiedy Josh mnie zdradzał, kiedy dziewczyna Aarona zrobiła z nim to samo?! — kurczowo trzymałam się trawy, prawie ją wyrywając. — Powiedz mi, gdzie była miłość, kiedy twoi rodzice cię zostawili?! — czułam, że pod paznokciami zbiera mi się ziemia.

— Iris. — wypowiedział moje imię poważnie. — Twój tata wybaczył twojej mamie, tam była miłość. Josh później zrozumiał, jakim jest palantem, tam była miłość. Była Aarona jest z tym chłopakiem, to jest miłość! A moi rodzice pozwolili mi zostać z tymi, których kocham. To też jest miłość. — przypomniał mi, ale dla mnie nie miało to sensu.

— Nie pieprz mi o miłości, bo to nic nie zmieni. Twoje argumenty nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Zostawcie mnie.

— Iris... — Camil prawie płakała.

— Oboje. — poprawiłam okulary na nosie. — Chcę być sama.

— Nie możesz zostać z tym sama, proszę cię. — Caspian dotknął mojej dłoni, ale szybko ją zabrałam, jak oparzona.

— Nie jesteś osobą, która powinna mi mówić, co robić. — wiedziałam, że będę żałować tych słów.

— Próbuję ci tylko pomóc, być wsparciem. — westchnął. — Wiesz, gdzie jeszcze była miłość? — oblizał suche usta. — W twojej zazdrości o Abbey.

Prychnęłam. Camil obgryzała skórki i między naszą wymianą zdań powiadomiła, że goście już się rozchodzą.

— Przestała mnie interesować ta dziewczyna. — wyznałam niezbyt szczerze.

— To, że będzie tutaj w poniedziałek i zatrzyma się u mnie, też cię nie interesuje?

— Nie jesteśmy na takim etapie relacji, że w ogóle powinno mnie to obchodzić. — zebrałam się, otrzepałam kolana z ziemi i wygładziłam sukienkę.

— Słucham? — przysięgam, że po moich słowach Caspian mógłby zbierać szczękę z podłogi.

— Dobrze słyszałeś. — wzruszyłam ramionami.

— Iris, co ty wygadujesz... — wtrąciła Camil.

— W takim razie kim, do cholery, dla ciebie jestem? — zapytał z żalem.

— Kolegą. — odpowiedziałam, kiedy nasz wzrok się skrzyżował.

— Świetną masz definicję kolegi. — zaczął klaskać. — To reszta chyba musi być nieznajoma nawet. — cmoknął z dezaprobatą. — Miałaś rację, Iris. Nie będę czekał wiecznie. — machinalnie machnął dłonią i odszedł, a ja starałam się nie wybuchnąć znowu płaczem.

— Caspian! — Camil pobiegła za nim, a ja stałam i rozważałam sens swojego drzewka cytrynowego.

Tym razem nie ususzyłam tylko owoców, a całą roślinę, tworząc wokół siebie płot z kolców.









_____________________________________

Przyznam szczerze, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów c;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro