Rozdział 30
„I'm a mess
Don't know what I would do without you
I could cryLeading you down the same old road
I just never see it coming"
James Arthur - Avalanche
Gdybym była u siebie w domu, roztrzaskałabym lustro, bo tak bardzo krzywdziło mnie moje odbicie.
Jak mogłam płakać kolejną noc przez Josha? Jak mogłam być tak słaba, żeby to zabierało mi noce.
Bolało mnie to tak bardzo dlatego przez to, że nie potrafiłam się otworzyć na innych.
Szybko starałam łzy, kiedy ktoś delikatnie zastukał w drzwi.
— Wszystko w porządku? — to był głos Caspiana. — Siedzisz tam już pół godziny z hakiem, martwię się.
— Nic mi nie jest. — powiedziałam cicho, a on westchnął ciężko i prawdopodobnie czoło oparł o drewno, które nas dzieliło.
— Chcesz pogadać?
— Ależ o czym? — zaśmiałam się nerwowo.
— Płakałaś. — zamknęłam usta, mimo chęci wytłumaczenia się. Poczułam, że mnie obnażył, a tego nie lubiłam.
Nadusił na klamkę, ale nie mógł się do mnie dostać. Również podeszłam do drzwi i mimo tego, że zamknęłam się na klucz, także trzymałam klamkę.
— Chcesz wrócić do domu? Zrozumiem. — odparł zrezygnowany. — Wyjdź, proszę. — szeptał. — Wyjdź, ja zejdę na dół, spokojnie.
— N-nie. — wydukałam. — Nie zostawiaj mnie. — niepewnie przekręciłam kluczyk w zamku, a później powoli otworzyłam drzwi.
Słabe, żółte światło oświetlało jego twarz, jakby wyrzeźbioną z alabastru, a zieleń jego oczu próbowała wybić się na pierwszy plan w tych ciemnościach.
Ta sceneria przyprawiała mnie o gęsią skórkę, ale kiedy Caspian sięgnął dłonią mojego policzka, aby odgarnąć z niego kosmyk sklejonych płaczem włosów, moje serce zapomniało, że powinno bić, a płuca, że powinny oddychać.
— Jeżeli te łzy były przeze mnie, osobiście dokonam swojej egzekucji. — zadeklarował.
— Dzień, w którym będę przez ciebie płakała, będzie historyczny. — uśmiechnęłam się smutno.
Wróciliśmy do łóżka, ale usiadłam po turecku, on również.
— Przepraszam, że się zadręczasz przeze mnie. — powiedziałam po dłuższej chwili. — Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie i o to, że...
— Josh. — przerwał mi. — Iris, muszę o to zapytać. — spojrzał mi w oczy, a ja się bałam. Bałam się, że za chwilę nastąpi katastrofa.
— Jestem skołowany i niepewny; czy ty... dalej coś do niego czujesz? Czasami odnoszę wrażenie, że tak i... — wypuścił powietrze z ust. — Wariuję przez takie myśli. Nie zniósłbym tego. — przymknął oczy.
— Caspian. — próbowałam się uspokoić, bo w pierwszej kolejności miałam ochotę rzucić się na niego i go pocałować, ale szybko zażegnałam ten idiotyczny pomysł.
— Gdybym coś czuła do Josha, nie byłoby mnie tutaj. Nie uczucia do niego pokierowały mną, żebym tutaj została. — chciałam sobie dać złoty medal za swój spokój. Naprawdę nie sądziłam, że bez jąkania się dam radę to powiedzieć.
— To dlaczego przez niego płaczesz? — rozłożył ręce.
— Nie mogę się wyzbyć poczucia, że jego zdrada to moja wina. — przyznałam. — I tęsknię. Nie za nim, nie za tym, co nas łączyło, a za tym, co mogłam z nim robić, czego nie mam teraz. Wiem, przeczę sama sobie. — potrząsnęłam głową.
— Trochę. — cmoknął z dezaprobatą.
— Chciałabym robić różne rzeczy, których nie mam z kim robić. — wzruszyłam ramionami.
— Jestem obok. — przypomniał ironicznie. — Bez obiekcji.
— Jest noc i za chwilę powiem coś, czego mogę żałować, ale nic nie poradzę na to, jaką szczerość ta pora ze mnie wydobywa. — wstałam i zaczęłam chodzić w kółko, a nawet machać rękami. — Chodzi o to, że nie jestem gotowa na związek, a pragnę tylu rzeczy. Tyle razy spoglądałam dzisiaj na twoje usta, nie mogłeś nie zauważyć. — oddychałam szybko.
— Woah.
— No, woah. — znowu się zaśmiałam.
— Wiesz, że nie mam nic przeciwko. — odparł nonszalancko.
— Nie chciałabym, żebyś miał powtórkę z rozrywki. Nie chcę cię zranić, a to bym mogła zrobić, będąc tak niezdecydowaną. Z drugiej strony wiem, że nie będziesz czekał całe wieki, ale jesteś tak... Tak cudowny, że o tobie nie da się nie myśleć. Nie, będąc mną. — zamilkłam, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy. — Jak bardzo będzie między nami dziwnie po tym wywodzie?
— Nie będzie, Shepherd. — pokręcił głową rozbawiony. — Ale jestem facetem, dlatego nie mogę tutaj zostać, przykro mi. — odprowadzałam go wzrokiem, kiedy kierował się do wyjścia z jego pokoju. — W każdym razie, dziękuję za szczerość. — odchrząknął, a później położył płasko dłoń na drzwiach, jakby ze sobą walczył.
— Niespecjalnie jestem w stanie też wyjść ze świadomością, że Harvey mi już w niczym nie przeszkadza. — dodał cicho.
W końcu jednak wyszedł, a ja odetchnęłam z ulgą. To nie była ulga z tego powodu, że już go nie było, ale z tego, że minęło napięcie. To dobre napięcie. Po chwili jednak czułam zawód.
— Raz się żyje, Iris. — powiedziałam sama do siebie i zdecydowanie szarpnęłam za drzwi, aby pójść za Caspianem, ale on tam stał i chyba chciał zrobić to samo.
— Ja do... — wskazałam palcem jakiś kierunek, bo spanikowałam.
— Mhm. — mruknął, po czym zmusił mnie, żebym weszła głębiej do pokoju, zamknął za nami drzwi, przyjrzał się mojej całej twarzy, aby następnie położyć swoje wargi na moim obojczyku by powoli przejść do szyi.
Wydałam z siebie ciche westchnięcie, które odebrał jako aprobatę ponieważ zaraz po nim, objął mnie jedną ręką w pasie, drugą położył trochę wyżej, musnął nosem moją brodę, usta, a potem pocałował mnie długo, namiętnie. Tak, że moje naczynka krwionośne były opuchnięte, ale chciałam więcej.
Błagałam o więcej.
Palcami przesunęłam delikatnie po jego torsie, wtedy przestał mnie całować. Spojrzeliśmy sobie w oczy, zatrzymał moją dłoń i oparł czoło o moje.
— Po tym byłoby dziwnie. — szepnął roześmiany. — Więc może... Chodźmy po prostu spać.
— W jednym łóżku? — zapytałam celowo.
— Niech cię szlag, Shepherd. — wywrócił oczami. — W jednym. — zapewnił.
Na palcach przemknęłam przez pokój i wskoczyłam do łóżka, które tak uwielbiałam.
— Na co czekasz? — wciąż stał.
— Nie mogę, Iris. To się skończy źle. — powiedział smutno.
— Możesz. — zaprotestowałam. — Nic się nie stanie. Mam mózg, ty też. — przypomniałam mu.
Ostatecznie mi uległ i zasnęłam obok niego.
* * *
— SPALIŚCIE ZE SOBĄ?! — mimo moich próśb wysyłanych do Camil, aby nie krzyczała takich tekstów na cały dom, bo wolałam uniknąć pytań rodziców, oczywiście i tak musiała to zrobić.
— Nie! — pacnęłam ją w ramię. — Znaczy, razem tak, ale...
— IRIS SHEPHERD, CZY TY PRZELECIAŁAŚ CASPIANA?! — zachowywała się jak po środkach pobudzających i zdecydowanie za głośno wyrażała swoje wyimaginowane rzeczy.
— Zamknij ten ryj, ruda małpo! Do niczego nie doszło, spaliśmy w jednym łóżku. — westchnęłam zirytowana.
— Eee, to po co tam zostałaś? Głupia jesteś, weź. — niezadowolona zaczęła pakować do ust żelki.
Kiedy rano się obudziłam, nie powitała mnie ciepła zieleń jego oczu, ani nawet on, przez co trochę się speszyłam, ale Caspian był dziwnym człowiekiem, jeżeli chodzi o sen. Nie jadłam u nich śniadania, a do domu wróciłam pieszo, bo musiałam się przewietrzyć i nie pozwoliłam się odprowadzić.
W zasadzie to nawet nie rozmawialiśmy o naszym pocałunku i dziwnie się z tym czułam. Z tym, jak on wyglądał.
— Czego się tak rumienisz? — zaciekawiła się moja przyjaciółka.
— Całowaliśmy się. — ukryłam twarz w dłoniach. — Boże, Camil... Szaleję za tym chłopakiem bardziej, niż bym chciała.
— No to nie wiem, na co ty czekasz. Aż Abbey wróci i stwierdzi, że jednak chce z nim być? — założyła ręce na krzyż. — Tak, wiem. Caspian jest świadomy twoich uczuć, ale musisz ruszyć do przodu. — przypomniała mi.
— Wieeem. — jęknęłam i opadłam na łóżko w moim pokoju. — A co u ciebie i Aarona? — ożywiłam się nagle.
— Jestem oazą spokoju, wciąż cierpliwie czekam. Mam nadzieję, że coś się wydarzy na rocznicy twoich rodziców, u ciebie w relacji również. — wskazała na mnie palcem.
— To nie jest mój dzień, tylko tych, którzy mnie spłodzili. Nie oczekuję niczego wow. — wyjaśniłam. — Chcę tylko miło spędzić czas.
— No tak, ale możesz wykorzystać całą otoczkę tego wydarzenia, pomyśl trochę. — wzruszyła ramionami. — Możecie zatańczyć, wymknąć się do ogrodu, razem pójść po coś do kuchni, razem się przewietrzyć...
— Ty byś chciała. — przerwałam jej. — Mi wystarczy posłuchać jak gra, wtedy będę spełniona.
Bo kiedy Caspian grał, śpiewał i patrzył na mnie, mój świat przeżywał kolejną wiosnę, moje serce zatrzymywało się, emocje przeżywały nawałnicę, a moja dusza, choć rozlanym atramentem, w końcu tworzyła spójną całość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro