Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

„But look what I found
Look what I found
Another piece of my heart just laying on the ground"


Lady Gaga - Look what I found 














Zamknęłam oczy tylko na chwilę, bo tak reagowałam na dotyk mojej twarzy ciepłą dłonią, ale ta chwila sprawiła, że moje milczenie zostało zinterpretowane jako chęć tego, od czego uciekłam na balu.

Caspian mnie pocałował.

Krew mi zawrzała pod wpływem gorąca jego ust, a moje myśli przestały układać się w całość, ale nie wiem, czy była to wina alkoholu, czy tego, co się właśnie wydarzyło.

— Harvey się bije! — tę romantyczną chwilę przerwał nam Lucian, który wparował na balkon.

Odchrząknęłam trochę zawstydzona, ale na szczęście chyba nie zauważył.

— Jezu... — Caspian wywrócił oczami, spojrzał w moje i odszedł, a ja przygryzłam wargi, ciesząc się jak głupia, aby później poczuć uderzenie procentów. Usiadłam więc na krześle, które tam stało, a później nawet nie wiem, co się działo.




* * *




Musiałam zamrugać bardzo dużo razy, zanim udało mi się otworzyć oczy, ale przynajmniej nie bolała mnie głowa.

Przekręciłam głowę w bok, gdzie spała smacznie Camil, a następnie zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami ostatniego wieczoru, a kiedy dotknęłam ust, przypomniałam sobie pocałunek. Nie wiedziałam też, kto mnie przebrał.

Wsparłam się na łokciach i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak śmierć, ale nie miałam z tym problemu. Zeszłam na dół do kuchni. Widok Mathiasa mnie uspokoił, ale było z nim coś nie tak.

— Co ci się stało? — zaniepokojona jego podbitym okiem, podeszłam bliżej.

— Przypadkowo dostałem. — machinalnie machnął dłonią. — Tym razem ucierpiała moja piękna buzia, nie Caspiana. — zaśmiał się. — Taki jeden się zaczął rzucać do Harvey'go, a później wyzywał Camil i Marry, więc powstała spina. — sprostował.

— Dobrze, że mówisz, bo nawet nie wiem, jak dostałam się do pokoju. — uśmiechnęłam się i wzięłam od niego szklankę wody.

— Poszłaś sama. — zdziwił mnie tym. — Razem z Camil. — uspokoił mnie. — Co do prezentu, bardzo trafiony, dziękuję.

— Podziękuj Caspianowi. — uśmiechnęłam się.

— Powinienem się domyśleć. — cmoknął. — On zna nas wszystkich bardziej, niż my sami. — wzruszył ramionami. — Może nigdy nie chwalił się tym, jak przeżywa to, co się dzieje w jego życiu, ale Iris. — spojrzał mi w oczy. — Odkąd o tobie słyszał od Samuela, ta ugaszona zieleń w jego tęczówkach znowu tętniła życiem.

— Nie wiem nawet, co powiedzieć. — szepnęłam poruszona.

— Nie macie co robić po imprezie, tylko wstawać o siódmej rano? — zapytał nas wcześniej wspomniany chłopak, a ja podskoczyłam w miejscu wystraszona.

— Sprzątałem. — sprostował Mathias.

— Ja mam kaca. — podniosłam w górę szklankę z wodą. Spojrzał na mnie i pierwszy raz widziałam go wtedy w takim stanie. W stanie niewyspania, z podkrążonymi oczami. Był cieniem człowieka.

— A ty? — zagadnął jego przyjaciel. — Nie masz co robić?

— Nawet nie położyłem się spać. — odparł, śmiejąc się bez krzty wesołości.

— Świetnie. — skomentował Matt, po czym kręcąc głową, zostawił nas samych.

— Dlaczego nie spałeś? — zmartwiłam się.

— Nie mogłem. Kiedy ma się dużo myśli i pytań bez odpowiedzi, nie da się zasnąć. — rozłożył ręce.

— Nie chcę roztrząsać, ale pewnie chodzi o twoich rodziców. — powiedziałam cicho. — Rozmawiałeś z nimi?

— Tak, ale jest jeszcze gorzej po tej rozmowie. Proponowali mi, żebym zabrał się z nimi. — cmoknął.

— Rozważałeś to?

— Czuję się jak między młotem, a kowadłem. — westchnął długo. — Z jednej strony kocham ich nad życie i chciałbym, żeby nasza relacja się polepszyła, ale z drugiej nie mogę zostawić ludzi, na których mi zależy i którym zależy na mnie. — oblizał wargi. — Po prostu nie dałbym rady bez was.

— Egoistycznie mówiąc, wolałabym, żebyś tu został, ale musisz postąpić tak, żeby to była decyzja zgodna z tobą. — uśmiechnęłam się słabo.

Wizja bytowania bez niego była dla mnie jak nocny koszmar. Nie mogłam sobie wyobrazić życia, w którym nie ma jego osoby. Nie po tym wszystkim.

— Ostatnio często słyszę z twoich ust, że coś jest egoistyczne. — pokręcił nosem.

— Bycie szczerym się z tym wiąże. — wzruszyłam ramionami, a później założyłam ręce na krzyż.

— Zostanę, Iris. Wszystko mi mówi, żebym został. Włochy to nie moja bajka. I nie łamię obietnic, a obiecałem zjawić się na rocznicy twoich rodziców. — puścił mi oczko.

— Kiedy wylatują?

— W ten poniedziałek. — zamrugał, żeby się nie rozpłakać. Mając taki kontakt, jaki miałam ja ze swoimi rodzicami, nie mogłam powiedzieć, że go rozumiem, bo nigdy bym nie zrozumiała.

— Przykro mi, naprawdę. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak się czujesz. — czułam się bezsilna. Nie odpowiedział. — Nigdy nie wiem, jak się zachować, kiedy ktoś ma doła. — przyznałam. — Nie potrafię śpiewać. — zaśmiałam się, dzięki czemu wywołałam jego uśmiech.

Nie pamiętałam nic, prócz pocałunku z wczoraj, ale to pozwoliło mi się zachować tak, jak się zachowałam. Objęłam go, ponieważ to wydawało mi się właściwie w tamtym momencie. Trzymał mnie tak kurczowo, jakby się bał, że zaraz zniknę.

Kiedy na kark spłynęły mi jego łzy, poczułam, że mi zaufał. Bardziej, niż chciałam.

— Przepraszam. — odsunął się ode mnie. — Rozkleiłem ci się jak dzieciak.

Płacz Billy, płacz jeśli masz ochotę, bo łzy to nie słabość. — mrugnęłam do niego porozumiewawczo.

— No tak. — roześmiał się. — Pamiętasz, a... z wczoraj coś, pamiętasz...? — oparł się o kuchenny blat, palcami w niego stukając.

— Przyznam się bez bicia, że nie. — skrzywiłam się. — Prócz tego, zanim poszedłeś uspokoić ludzi, ale rozmowy przed - nie.

— Ważne, że masz w głowie punkt kulminacyjny. — podrapał się po głowie. — I że nie uciekłaś.

— Gdyby nie alkohol, możliwe. — odchrząknęłam. — Że znowu bym uciekła.

— Nie bój się, Iris. Pocałunek cię nie zobowiązuje. — zasunął mi za ucho kosmyk włosów.

— Jesteś księciem z bajki?

— Moja piosenka wyraźnie mówi, że nie.

— Dobrze. — wypiłam resztę wody i włożyłam szklankę do zlewu. — Caspian, spróbuj się położyć chociaż na trochę.

— Nie zasnę w cudzym łóżku. — wywrócił oczami. — W domu odeśpię. Za to ty wracaj do spania, bo jest jeszcze wcześnie. — dotknął palcem czubka mojego nosa.

Żegnając go uśmiechem, wróciłam do pokoju, gdzie Camil chrapała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro