Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

„I stare at my reflection in the mirror
Why am I doing this to myself?
Losing my mind on a tiny error
I nearly left the real me on the shelf"


Jessie J - Who You are










Wytłumaczenie mojemu ojcu jak to działa, że Harvey może robić co piątek imprezy było naprawdę ciężkie i nie podołałam temu zadaniu.

Z opresji wybawiła mnie mama, kiedy zajęła go rozmową, a ja się wymknęłam i szybko zniknęłam wraz z Camil.

Moja przyjaciółka była przeszczęśliwa i zachowywała się trochę jak królik z ADHD, ale mogłam jej to wybaczyć. Szła na bal z chłopakiem, za którym szalała.

Za to moja balowa para była tak nawalona, że nie wiedziała, z kim rozmawia, czego się nie spodziewałam po gospodarzu imprezy, ale plus tego był taki, że przynajmniej nie musiałam się męczyć jego towarzystwem i tym razem Lucian zbyt wiele nie pił, bo musiał pilnować swojego kumpla.

Camil rozmawiała gdzieś z Aaronem, ale ich lokalizacja nie była mi znana, ja za to zamulałam w kuchni z sokiem pomarańczowym, bawiąc się rurką i opierając biodrem o zlew.

Widowisko na zewnątrz z tej perspektywy było całkiem zabawne, ponieważ Mathias nie mógł sobie poradzić z Harvy'm, a Lucian niewiele mu pomagał.

— Obyś nic nie pamiętał... — powiedziałam pod nosem.

— Nawet jeśli, Mary wszystko dokumentuje. — usłyszałam. Obok mnie stanął Caspian i jego obecność mnie cieszyła, bo zobaczyłam go pierwszy raz, odkąd tutaj byłam, a dochodziła jedenasta.

— Stoisz tutaj cały wieczór? — zapytał lekko rozbawiony.

— Nie, wcześniej stałam w salonie. — odparłam, wzruszając ramionami. — Camil pielęgnuje swój kwiat, nie będę jej w tym przeszkadzać.

— Mogę? — palcami dotknął mojej dłoni, ale nie czekał na pozwolenie. — Gdybyś kiedyś jeszcze stała samotnie w którejś części domu — złożył mi ją w pięść — użyj tego, aby zastukać w moje drzwi. — puścił mnie i choć nie miał chłodnego dotyku, zrobiło mi się zimniej.

— Mam nadzieję, że nie będę zmuszona tego robić. — zamyśliłam się. To byłoby dziwne, trochę desperackie.

— Ja wręcz przeciwnie. — spojrzałam na niego momentalnie, ale on patrzył przed siebie.

Nie wiem, co w nim było, ale był dla mnie jak żywy obraz. Chociaż nigdy nie rozumiałam sztuki, jego czułam całą sobą, nawet go nie dotykając.

— To sam sok, czy zakrapiany? — zagadnął. Cóż, tego wieczoru niestety nie piłam samego soku.

— Powiem tak, nie wiem, ile już wypiłam tego soku, ale jestem lekko wstawiona. — uniosłam kąciki ust, aby po chwili znów je opuścić.

— Coś się stało? — włożył dłonie w kieszenie czarnych jeansów z dziurami i odwrócił się plecami do zlewu, dlatego mogłam na niego swobodnie patrzeć, jednak tego nie robiłam.

— Nic. — potrząsnęłam głową. — Artyści czasem muszą się napić. — wzniosłam szklankę z sokiem w górę. A raczej z drinkiem, skoro się już przyznałam.

— Iris. — brzmiał poważnie.

— Caspian. — dygnęłam teatralnie. Może zachowywałam się jak idiotka, aczkolwiek nie była to moja wina, a procentów, które skutkowały moją wylewnością.

Nie, to była moja wina. Sama zaczęłam pić.

— Hej! — oburzyłam się, kiedy chłopak wyrwał mi z rąk szklankę i wylał jej zawartość do zlewu przede mną. Kiedy natomiast chciałam sięgnąć po następną, złapał mój nadgarstek i przytrzymał, mówiąc:

— Nie.

— Nie przypominam sobie, żebym zatrudniała cię jako niańkę. — fuknęłam, uwalniając się z jego uścisku.

— A ja, żebyś była typem osoby, która woli się nawalić, niż porozmawiać. — i tu miał rację.

W zasadzie nic mi nie było. Po prostu było mi przykro z powodu Josha, nadal. Nie rozumiałam, dlaczego. Drugą sprawą był dołujący mnie bal, na który nie chciałam iść z Harvy'm i tyle. To był powód mojego alkoholizowania się. Normalne wśród nastolatków, prawda?

— Widzę, że prowadzisz w głowie monolog. — westchnął.

Iris, co jest z tobą nie tak?

Lubiłam Caspiana, a z jakiegoś powodu go właśnie odpychałam.

— Ugh. — ściągnęłam okulary, żeby rozmasować czoło. — Powinnam chyba pójść do domu. — stwierdziłam. Nie widziałam sensu dalszego bytowania tam.

— Najpierw trochę odetchniesz. — położył dłoń na moich plecach i zaczął prowadzić. Mogłam iść sama, nie chwiałam się, ale było mi jakoś lżej, że to zrobił.

Jego pokój był przewietrzony i tylko tam nie czułam zapachu alkoholu oraz smrodu papierosów. Nie musiałam też torturować głowy muzyką. Ten pokój był jakimś zbawieniem, ale chyba nikt nie miał do niego wstępu.

— Lubię twój pokój. — powiedziałam na głos, powolnym krokiem zmierzając w stronę łóżka, na którym usiadłam. — Zwłaszcza je. — poklepałam pościel. — Nie masz może w zamiarze sprzedać tego łóżka?

— Nie. — zaśmiał się. — Zaraz po gitarze, to mój ulubiony element wyposażenia. Dostałem je na piętnaste urodziny, jest ręcznie robione, a poduszki i kołdra ręcznie wypychane. — miał rozmarzone oczy.

— Zazdroszczę takich prezentów. — zrobiłam duże oczy.

— Dobra. — usiadł na krześle, które wcześniej ustawił przede mną. — Iris Shepherd, co sprawiło, że postanowiłaś zwalczyć przygnębienie alkoholem?

— Dlaczego... — oblizałam usta, które były zbyt suche. — Dlaczego mimo tego, że coś jest starymi dziejami, potrafi tak mieszać w głowie? — zmarszczyłam czoło.

— Josh to nie są stare dzieje. — odparł cicho. — Może wciąż go kochasz?

— Nie. — pokręciłam głową. — Nie kocham go od dawna, byłam z nim z przywiązania. — machinalnie machnęłam dłonią. — Bardziej dobija mnie to, że nie rozumiem, czym sobie zasłużyłam na takie świństwo.

— Niczym. — patrzył mi w oczy, odkrywając każdą moją ochronną powłokę, których nie miałam siły utrzymywać. — Już ci to mówiłem, Josh to palant, faceci myślą płytko.

— Jesteś jednym z nich, nie za surowo się oceniasz? — żachnęłam się.

— Wyjątki potwierdzają regułę. — odchyliłam głowę w tył z uśmiechem, dobry był.

— Josh mi powiedział, że Harvey nie jest chłopakiem dla mnie. — odezwałam się po dłuższej chwili. — Najpierw chciałam zapytać, jakim prawem on może sądzić, kto jest dla mnie dobry, ale potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak powiedział?

— Co? — Caspian był równie zdziwiony, co Aaron. — To rzeczywiście zastanawiające.

— No. — wzruszyłam ramionami. — A to, że nie chcę iść z nim na bal, już wiesz. Musisz być zawiedziony, że przyczyny mojego picia są tak błahe.

— Myślę, że czujesz się samotna. — zbił mnie z tropu tym stwierdzeniem.

— Przecież mam Camil, rodziców. — nie zamykałam buzi, przez co musiałam śmiesznie wyglądać.

— Camil ostatnio biega jak szalona, jest zajęta nami, balem i Aaronem. Racja, spędzacie ze sobą dużo czasu, ale wiesz, jak to czasem jest. — wziął oddech. — Po zerwaniu z Joshem nie masz wsparcia, przysłowiowego męskiego ramienia, rodzice są świetni, ale choćbyś miała zajebistą relację z nimi do potęgi, nie powiesz im wszystkiego. — uśmiechał się. — Bawię się w pseudo psychologiczną gadkę?

— Z łatwością wyrywasz ze mnie słowa, których nie mam odwagi sama wypowiedzieć. — przełknęłam z trudem ślinę, która nie wiedzieć czemu, smakowała goryczą.

— Nie ma w tym nic złego, pamiętaj. — położył dłoń na moim kolanie. Zabawne, że ubrudzona była atramentem.

— Dziękuję. — nerwowo poprawiłam włosy. — Czy teraz dostanę pozwolenie na powrót do domu?

— Oczywiście. — roześmiał się i wstał. — Jednak nie wrócisz sama. Odwiozę cię.

— Zaskakujesz mnie coraz bardziej, nie spodziewałam się, że masz prawo jazdy. — poszłam za nim, kiedy z biurka wyciągał kluczyki.

— W tej rodzinie nie ma osoby bez prawa jazdy. — wywrócił oczami. — Preferuję spacery, albo wykorzystywania kogoś, ale kiedy trzeba, przeistaczam się w kierowcę.

W tamtym momencie zakręciło mi się w głowie, dlatego to ja musiałam wykorzystać jego, aby nie zaliczyć spotkania z podłogą.

— Ile wypiłaś? — żartobliwie zapytał.

— Ni-nie wiem... — wyszliśmy z pokoju. — Chyba dużo, bo zaczyna wchodzić.

— Widzę. — pomagał mi zejść ze schodów, ale nie wyszliśmy z domu głównymi drzwiami, a tymi w tylnej części, których nie używałam.

Kiedy tylko wsiadłam do samochodu, zaczęło mi być niedobrze, o czym od razu go poinformowałam.

— Osiem minut, postaraj się wytrzymać. — poprosił i nawet nie wiem kiedy, jak i cokolwiek, ale widziałam swój dom po zatrzymaniu.

Nie docierało do mnie za bardzo, co się dzieje, ani co robię i która jest godzina. Miałam ze sobą wszystkie rzeczy w ogóle?

— Wszystko okay? — zapytał, kiedy trzymając się jego dłoni, próbowałam złapać równowagę. Stojąc już prawie stabilnie na ziemi, przecząco pokręciłam głową.

— Zaraz zwymiotuję. — oznajmiłam.

— Faktycznie nie wyglądam teraz najlepiej, masz prawo. — uśmiechnęłam się, wyrażając rozbawienie.

— Mówię serio.

— Potrzymać ci włosy? — położył dłoń na moim ramieniu, a ja swoją na jego klatce piersiowej, żeby go odsunąć, bo w tym samym czasie puściłam pawia.

— Dobry nawóz dla kwiatków. — skomentował, a ja spojrzałam na niego spod byka.

— Marzyłam o tym, żebyś oglądał, jak rzygam, naprawdę. — zebrałam siły, żeby podreptać do drzwi.

— Uroczy widok. — przekrzywił głowę w bok, patrząc na mnie, jak na młodszą siostrę. — Nie będziesz miała przypału?

— Potrafię mówić, nie bełkoczę, bardzo rzadko jestem pijana, nie. — podsumowałam. — Dziękuję, za wszystko. — przetarłam zmęczone oczy i myślałam tylko o tym, żeby pójść pod prysznic i wyszorować zęby.

— Dobranoc, Iris. — puścił do mnie oczko i poczekał, aż wejdę do domu i zamknę za sobą drzwi. Dopiero wtedy zszedł z ganku i odjechał, a ja wiedziałam, że jutro będę się ogromnie wstydzić.





* * *






Takiego bólu głowy, jaki mi doskwierał po przebudzeniu, bardzo dawno nie czułam i wiedziałam, że to absolutnie moja wina.

Cierp ciało, jakżeś chciało.

Nie potrafiłam też otworzyć oczu, a światło słoneczne mi nie pomagało. Ktoś siedział obok mnie, jednak nie mogłam dostrzec, kto.

I potężnie chciało mi się pić.

— Głównym powodem rezygnacji z alkoholu w naszej rodzinie jest jego nietolerancja i paskudne kace. — powiedziała moja mama i podała mi szklankę. — To powinno ci pomóc, chociaż trochę.

— Co to? — zapytałam, zanim się napiłam, bo nie wyglądało to dobrze.

— Nie chcesz wiedzieć. — skrzywiła się, ale moje zaufanie do niej było prawie stuprocentowe, więc wypiłam miksturę za jednym zamachem. Faktycznie nie smakowało zbyt dobrze.

— Która godzina? — wsparłam się na łokciach. Czułam się jak po tygodniowym melanżu, nie trzech godzinach spożywania soku pomarańczowego z wódką.

— Po trzynastej. — odparła mama, zerkając na zegar, który stał na mojej komodzie.

— Co?! — wydarłam się. — Przecież nie wróciłam późno...

— To prawda, ale trochę ci zajęło ogarnięcie się w łazience. — uświadomiła mi. — Tak w ogóle, to kto cię odwiózł? — zaczęła się uśmiechać. — Zgaduję, że Caspian, ale przez okno w sypialni niewiele było widać.

— O mój Boże. — przypomniałam sobie, jak prawie się na niego zrzygałam. — Tak, Caspian.

— JUŻ DRUGĄ SOBOTĘ Z RZĘDU DARUJĘ CI SPRZĄTANIE! — wydarł się tata z salonu. — BĘDZIESZ JUTRO CZYŚCIĆ GARAŻ!

— Jezu... — wywróciłam oczami i ponownie opadłam na poduszki.

— Przyniosę ci coś do jedzenia. — zawiadomiła moja rodzicielka i zeszła na dół, a ja odkryłam, że o mój stan martwiły się trzy osoby, kiedy sprawdziłam telefon.


Od Cam:

Laska, żyjesz?

Dobra, żyjesz

KAC MORDERCA NIE MA SERCA HAHAHA

Od Harvey'go:

Wszystko ok?

OK, już wiem, co i jak

Od Caspiana:

Mam nadzieję, że zbytnio nie umierasz c;

Uświadomiłem Camil i Harvey'go, jak zniknęłaś z imprezy, chill

Zamrugałam kilka razy oczami, aby rzucić telefonem na dywan i zacząć się palić ze wstydu.

Zdecydowanie miałam zamiar unikać Caspiana w szkole.


___________________

Maraton 1/5, rozdziały do środy będą wstawiane codziennie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro