Rozdział 18
„I stare at my reflection in the mirror
Why am I doing this to myself?
Losing my mind on a tiny error
I nearly left the real me on the shelf"
Jessie J - Who You are
Wytłumaczenie mojemu ojcu jak to działa, że Harvey może robić co piątek imprezy było naprawdę ciężkie i nie podołałam temu zadaniu.
Z opresji wybawiła mnie mama, kiedy zajęła go rozmową, a ja się wymknęłam i szybko zniknęłam wraz z Camil.
Moja przyjaciółka była przeszczęśliwa i zachowywała się trochę jak królik z ADHD, ale mogłam jej to wybaczyć. Szła na bal z chłopakiem, za którym szalała.
Za to moja balowa para była tak nawalona, że nie wiedziała, z kim rozmawia, czego się nie spodziewałam po gospodarzu imprezy, ale plus tego był taki, że przynajmniej nie musiałam się męczyć jego towarzystwem i tym razem Lucian zbyt wiele nie pił, bo musiał pilnować swojego kumpla.
Camil rozmawiała gdzieś z Aaronem, ale ich lokalizacja nie była mi znana, ja za to zamulałam w kuchni z sokiem pomarańczowym, bawiąc się rurką i opierając biodrem o zlew.
Widowisko na zewnątrz z tej perspektywy było całkiem zabawne, ponieważ Mathias nie mógł sobie poradzić z Harvy'm, a Lucian niewiele mu pomagał.
— Obyś nic nie pamiętał... — powiedziałam pod nosem.
— Nawet jeśli, Mary wszystko dokumentuje. — usłyszałam. Obok mnie stanął Caspian i jego obecność mnie cieszyła, bo zobaczyłam go pierwszy raz, odkąd tutaj byłam, a dochodziła jedenasta.
— Stoisz tutaj cały wieczór? — zapytał lekko rozbawiony.
— Nie, wcześniej stałam w salonie. — odparłam, wzruszając ramionami. — Camil pielęgnuje swój kwiat, nie będę jej w tym przeszkadzać.
— Mogę? — palcami dotknął mojej dłoni, ale nie czekał na pozwolenie. — Gdybyś kiedyś jeszcze stała samotnie w którejś części domu — złożył mi ją w pięść — użyj tego, aby zastukać w moje drzwi. — puścił mnie i choć nie miał chłodnego dotyku, zrobiło mi się zimniej.
— Mam nadzieję, że nie będę zmuszona tego robić. — zamyśliłam się. To byłoby dziwne, trochę desperackie.
— Ja wręcz przeciwnie. — spojrzałam na niego momentalnie, ale on patrzył przed siebie.
Nie wiem, co w nim było, ale był dla mnie jak żywy obraz. Chociaż nigdy nie rozumiałam sztuki, jego czułam całą sobą, nawet go nie dotykając.
— To sam sok, czy zakrapiany? — zagadnął. Cóż, tego wieczoru niestety nie piłam samego soku.
— Powiem tak, nie wiem, ile już wypiłam tego soku, ale jestem lekko wstawiona. — uniosłam kąciki ust, aby po chwili znów je opuścić.
— Coś się stało? — włożył dłonie w kieszenie czarnych jeansów z dziurami i odwrócił się plecami do zlewu, dlatego mogłam na niego swobodnie patrzeć, jednak tego nie robiłam.
— Nic. — potrząsnęłam głową. — Artyści czasem muszą się napić. — wzniosłam szklankę z sokiem w górę. A raczej z drinkiem, skoro się już przyznałam.
— Iris. — brzmiał poważnie.
— Caspian. — dygnęłam teatralnie. Może zachowywałam się jak idiotka, aczkolwiek nie była to moja wina, a procentów, które skutkowały moją wylewnością.
Nie, to była moja wina. Sama zaczęłam pić.
— Hej! — oburzyłam się, kiedy chłopak wyrwał mi z rąk szklankę i wylał jej zawartość do zlewu przede mną. Kiedy natomiast chciałam sięgnąć po następną, złapał mój nadgarstek i przytrzymał, mówiąc:
— Nie.
— Nie przypominam sobie, żebym zatrudniała cię jako niańkę. — fuknęłam, uwalniając się z jego uścisku.
— A ja, żebyś była typem osoby, która woli się nawalić, niż porozmawiać. — i tu miał rację.
W zasadzie nic mi nie było. Po prostu było mi przykro z powodu Josha, nadal. Nie rozumiałam, dlaczego. Drugą sprawą był dołujący mnie bal, na który nie chciałam iść z Harvy'm i tyle. To był powód mojego alkoholizowania się. Normalne wśród nastolatków, prawda?
— Widzę, że prowadzisz w głowie monolog. — westchnął.
Iris, co jest z tobą nie tak?
Lubiłam Caspiana, a z jakiegoś powodu go właśnie odpychałam.
— Ugh. — ściągnęłam okulary, żeby rozmasować czoło. — Powinnam chyba pójść do domu. — stwierdziłam. Nie widziałam sensu dalszego bytowania tam.
— Najpierw trochę odetchniesz. — położył dłoń na moich plecach i zaczął prowadzić. Mogłam iść sama, nie chwiałam się, ale było mi jakoś lżej, że to zrobił.
Jego pokój był przewietrzony i tylko tam nie czułam zapachu alkoholu oraz smrodu papierosów. Nie musiałam też torturować głowy muzyką. Ten pokój był jakimś zbawieniem, ale chyba nikt nie miał do niego wstępu.
— Lubię twój pokój. — powiedziałam na głos, powolnym krokiem zmierzając w stronę łóżka, na którym usiadłam. — Zwłaszcza je. — poklepałam pościel. — Nie masz może w zamiarze sprzedać tego łóżka?
— Nie. — zaśmiał się. — Zaraz po gitarze, to mój ulubiony element wyposażenia. Dostałem je na piętnaste urodziny, jest ręcznie robione, a poduszki i kołdra ręcznie wypychane. — miał rozmarzone oczy.
— Zazdroszczę takich prezentów. — zrobiłam duże oczy.
— Dobra. — usiadł na krześle, które wcześniej ustawił przede mną. — Iris Shepherd, co sprawiło, że postanowiłaś zwalczyć przygnębienie alkoholem?
— Dlaczego... — oblizałam usta, które były zbyt suche. — Dlaczego mimo tego, że coś jest starymi dziejami, potrafi tak mieszać w głowie? — zmarszczyłam czoło.
— Josh to nie są stare dzieje. — odparł cicho. — Może wciąż go kochasz?
— Nie. — pokręciłam głową. — Nie kocham go od dawna, byłam z nim z przywiązania. — machinalnie machnęłam dłonią. — Bardziej dobija mnie to, że nie rozumiem, czym sobie zasłużyłam na takie świństwo.
— Niczym. — patrzył mi w oczy, odkrywając każdą moją ochronną powłokę, których nie miałam siły utrzymywać. — Już ci to mówiłem, Josh to palant, faceci myślą płytko.
— Jesteś jednym z nich, nie za surowo się oceniasz? — żachnęłam się.
— Wyjątki potwierdzają regułę. — odchyliłam głowę w tył z uśmiechem, dobry był.
— Josh mi powiedział, że Harvey nie jest chłopakiem dla mnie. — odezwałam się po dłuższej chwili. — Najpierw chciałam zapytać, jakim prawem on może sądzić, kto jest dla mnie dobry, ale potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak powiedział?
— Co? — Caspian był równie zdziwiony, co Aaron. — To rzeczywiście zastanawiające.
— No. — wzruszyłam ramionami. — A to, że nie chcę iść z nim na bal, już wiesz. Musisz być zawiedziony, że przyczyny mojego picia są tak błahe.
— Myślę, że czujesz się samotna. — zbił mnie z tropu tym stwierdzeniem.
— Przecież mam Camil, rodziców. — nie zamykałam buzi, przez co musiałam śmiesznie wyglądać.
— Camil ostatnio biega jak szalona, jest zajęta nami, balem i Aaronem. Racja, spędzacie ze sobą dużo czasu, ale wiesz, jak to czasem jest. — wziął oddech. — Po zerwaniu z Joshem nie masz wsparcia, przysłowiowego męskiego ramienia, rodzice są świetni, ale choćbyś miała zajebistą relację z nimi do potęgi, nie powiesz im wszystkiego. — uśmiechał się. — Bawię się w pseudo psychologiczną gadkę?
— Z łatwością wyrywasz ze mnie słowa, których nie mam odwagi sama wypowiedzieć. — przełknęłam z trudem ślinę, która nie wiedzieć czemu, smakowała goryczą.
— Nie ma w tym nic złego, pamiętaj. — położył dłoń na moim kolanie. Zabawne, że ubrudzona była atramentem.
— Dziękuję. — nerwowo poprawiłam włosy. — Czy teraz dostanę pozwolenie na powrót do domu?
— Oczywiście. — roześmiał się i wstał. — Jednak nie wrócisz sama. Odwiozę cię.
— Zaskakujesz mnie coraz bardziej, nie spodziewałam się, że masz prawo jazdy. — poszłam za nim, kiedy z biurka wyciągał kluczyki.
— W tej rodzinie nie ma osoby bez prawa jazdy. — wywrócił oczami. — Preferuję spacery, albo wykorzystywania kogoś, ale kiedy trzeba, przeistaczam się w kierowcę.
W tamtym momencie zakręciło mi się w głowie, dlatego to ja musiałam wykorzystać jego, aby nie zaliczyć spotkania z podłogą.
— Ile wypiłaś? — żartobliwie zapytał.
— Ni-nie wiem... — wyszliśmy z pokoju. — Chyba dużo, bo zaczyna wchodzić.
— Widzę. — pomagał mi zejść ze schodów, ale nie wyszliśmy z domu głównymi drzwiami, a tymi w tylnej części, których nie używałam.
Kiedy tylko wsiadłam do samochodu, zaczęło mi być niedobrze, o czym od razu go poinformowałam.
— Osiem minut, postaraj się wytrzymać. — poprosił i nawet nie wiem kiedy, jak i cokolwiek, ale widziałam swój dom po zatrzymaniu.
Nie docierało do mnie za bardzo, co się dzieje, ani co robię i która jest godzina. Miałam ze sobą wszystkie rzeczy w ogóle?
— Wszystko okay? — zapytał, kiedy trzymając się jego dłoni, próbowałam złapać równowagę. Stojąc już prawie stabilnie na ziemi, przecząco pokręciłam głową.
— Zaraz zwymiotuję. — oznajmiłam.
— Faktycznie nie wyglądam teraz najlepiej, masz prawo. — uśmiechnęłam się, wyrażając rozbawienie.
— Mówię serio.
— Potrzymać ci włosy? — położył dłoń na moim ramieniu, a ja swoją na jego klatce piersiowej, żeby go odsunąć, bo w tym samym czasie puściłam pawia.
— Dobry nawóz dla kwiatków. — skomentował, a ja spojrzałam na niego spod byka.
— Marzyłam o tym, żebyś oglądał, jak rzygam, naprawdę. — zebrałam siły, żeby podreptać do drzwi.
— Uroczy widok. — przekrzywił głowę w bok, patrząc na mnie, jak na młodszą siostrę. — Nie będziesz miała przypału?
— Potrafię mówić, nie bełkoczę, bardzo rzadko jestem pijana, nie. — podsumowałam. — Dziękuję, za wszystko. — przetarłam zmęczone oczy i myślałam tylko o tym, żeby pójść pod prysznic i wyszorować zęby.
— Dobranoc, Iris. — puścił do mnie oczko i poczekał, aż wejdę do domu i zamknę za sobą drzwi. Dopiero wtedy zszedł z ganku i odjechał, a ja wiedziałam, że jutro będę się ogromnie wstydzić.
* * *
Takiego bólu głowy, jaki mi doskwierał po przebudzeniu, bardzo dawno nie czułam i wiedziałam, że to absolutnie moja wina.
Cierp ciało, jakżeś chciało.
Nie potrafiłam też otworzyć oczu, a światło słoneczne mi nie pomagało. Ktoś siedział obok mnie, jednak nie mogłam dostrzec, kto.
I potężnie chciało mi się pić.
— Głównym powodem rezygnacji z alkoholu w naszej rodzinie jest jego nietolerancja i paskudne kace. — powiedziała moja mama i podała mi szklankę. — To powinno ci pomóc, chociaż trochę.
— Co to? — zapytałam, zanim się napiłam, bo nie wyglądało to dobrze.
— Nie chcesz wiedzieć. — skrzywiła się, ale moje zaufanie do niej było prawie stuprocentowe, więc wypiłam miksturę za jednym zamachem. Faktycznie nie smakowało zbyt dobrze.
— Która godzina? — wsparłam się na łokciach. Czułam się jak po tygodniowym melanżu, nie trzech godzinach spożywania soku pomarańczowego z wódką.
— Po trzynastej. — odparła mama, zerkając na zegar, który stał na mojej komodzie.
— Co?! — wydarłam się. — Przecież nie wróciłam późno...
— To prawda, ale trochę ci zajęło ogarnięcie się w łazience. — uświadomiła mi. — Tak w ogóle, to kto cię odwiózł? — zaczęła się uśmiechać. — Zgaduję, że Caspian, ale przez okno w sypialni niewiele było widać.
— O mój Boże. — przypomniałam sobie, jak prawie się na niego zrzygałam. — Tak, Caspian.
— JUŻ DRUGĄ SOBOTĘ Z RZĘDU DARUJĘ CI SPRZĄTANIE! — wydarł się tata z salonu. — BĘDZIESZ JUTRO CZYŚCIĆ GARAŻ!
— Jezu... — wywróciłam oczami i ponownie opadłam na poduszki.
— Przyniosę ci coś do jedzenia. — zawiadomiła moja rodzicielka i zeszła na dół, a ja odkryłam, że o mój stan martwiły się trzy osoby, kiedy sprawdziłam telefon.
Od Cam:
Laska, żyjesz?
Dobra, żyjesz
KAC MORDERCA NIE MA SERCA HAHAHA
Od Harvey'go:
Wszystko ok?
OK, już wiem, co i jak
Od Caspiana:
Mam nadzieję, że zbytnio nie umierasz c;
Uświadomiłem Camil i Harvey'go, jak zniknęłaś z imprezy, chill
Zamrugałam kilka razy oczami, aby rzucić telefonem na dywan i zacząć się palić ze wstydu.
Zdecydowanie miałam zamiar unikać Caspiana w szkole.
___________________
Maraton 1/5, rozdziały do środy będą wstawiane codziennie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro