Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

„Singing Radiohead at the top of our lungs
With the boom box blaring as we're falling in love
I got a bottle of whatever, but it's getting us drunk
Singing: 'here's to never growing up'"


Avril Lavigne - Here's to never growing up






Ładna pogoda, która obdarowała nas tego dnia słońcem i lekki wiatr sprawiały, że mając głowę wychyloną przez okno w samochodzie, czułam wakacyjne wibracje i przez chwilę chciałam się do nich cofnąć w czasie.

Wtedy przynajmniej nie wiedziałam, jakim kretynem jest Josh, jednak wtedy też nie przyglądałam się bliżej chłopcom i nie miałam okazji ich poznać, a są wspaniali.

— Jesteśmy na miejscu, moje panie. — powiadomił nas Harvey. Byliśmy dużo wcześniej, niż planowo mieli zjawić się inni, ale to na prośbę Mata, który potrzebował pomocy przy organizacji.

Harvey otworzył mi drzwi, później zrobił to także dla Camili i obie zaczęłyśmy się rozglądać.

— Iris, Camil. — ukłonił się przed nami Lucian. — Serce moje jest uradowane waszą obecnością jeszcze bardziej, niż zwykle.

— Idź, pacanie, po te piwo. — wygonił go Mathias. — Mogę was prosić, żeby wasze słodkie ręce ogarnęły kubki w kuchni?

— Oczywiście. — uśmiechnęłam się, wymieniłam spojrzenie z Harvy'm, który cały czas czynnie mnie obserwował i poszłam z Camilą do miejsca docelowego. Kubki i szklanki rzeczywiście były całe zakurzone, dlatego musiałyśmy je przemyć.

— Ale jestem podjarana. — odezwała się dziewczyna, wkładając szklanki do zlewu.

— Nie zaczyna się zdań od „ale", aczkolwiek wybaczam. — zwróciłam jej uwagę, mimo, że sama zaczynałam tak zdania. Wywróciła oczami.

— A weź, ty i twoje poprawne słownictwo. Utop się w rzec... — nie skończyła jednak, bo zagapiła się na Aarona, którego mogłyśmy podziwiać zza okna, a ten paradował bez koszulki, jednak nie znałam powodu, dlaczego.

— To Caspian pali? — zdziwiłam się, kiedy chłopak dołączył do Aarona, wydychając dym z e-papierosa.

— Rzadko, ale pali. — sprostowała. — Nawyk z przeszłości.

— Powiedział mi, że bywa niegrzeczny, ale nie mam zielonego pojęcia, jak mam to rozumieć. — potrząsnęłam głową.

— Nie znam sytuacji dokładnie, ale zanim jego rodzice się od niego odseparowali, wdawał się w bójki, często nie wracał na noc do domu, wagarował, dużo, bardzo dużo palił. — wzruszyła ramionami. — Jak widać ta rozłąka tak na niego wpłynęła.

— Nawet bardzo. — stwierdziłam.

— Rany boskie, ubierz się, bo się skupić nie mogę. — wymamrotała dziewczyna, a ja zaczęłam się śmiać.

— Nie wiedziałem, że przy zmywaniu jest tyle funu. — dołączył do nas Mathias, ale tylko na chwilę, bo przyszedł po talerze.

— W odpowiednim towarzystwie zawsze jest fun! — zawołałam, kiedy wychodził.

— To prawda! — odkrzyknął i byłam pewna, że się uśmiechnął.

— Boję się, że Harvey coś odwali. — postanowiłam wyznać swoje obawy.

— Nie ma wielu opcji. Może ci zaśpiewać, co by było romantyczne, albo pocałować w ustronnym miejscu, co również byłoby romantyczne. — odparła Camila. — Niemniej jednak wiem, że wolałabyś, gdyby żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła.

— No właśnie. — potwierdziłam. — Podziwiam osoby, które będą pić. Jutro szkoła. — zrobiłam wielkie oczy.

— A tam, nie pierwszy i nie ostatni raz przyjdą do szkoły na kacu, albo wcale nie przyjdą. — obie w akompaniamencie śmiechu wyniosłyśmy kubki i szklanki na stolik prze chatą. Swoją drogą była całkiem spora i dwupiętrowa, ale nie miałam pomysłu, co jest na górze, bo na dole znajdowała się kuchnia, łazienka i salonik.

— Mary jak zwykle musi być przed wszystkimi. — zażartował Aaron, który na szczęście już był ubrany. Dziewczyna od razu do nas podeszła.

— Ależ będę miała materiał. — ucieszyła się i włączyła nagrywanie w swojej kamerze. — Zawsze byłam pierwsza, ale tym razem ktoś mnie wyprzedził. — wskazała na nas. — Tylko czy to sprawka nowej fotografki SoulFlames, czy może płomiennego romansu wokalisty z jedną z dziewczyn? — uśmiechnęła się nieznacznie, a ja prawie się oplułam.

Płomienny romans był w scenariuszu wykreślony i nawet nic się nie tliło, żeby ten ogień mógł się zapalić. Przynajmniej nie z mojej strony.

— Czy wy to widzicie? — Lucian z hukiem postawił na stoliku tackę z kiełbaskami. — Jakie one są piękne! Proszą się o upieczenie i zjedzenie, kiedy będą ociekać swoim sokiem. — zachwycił się. — A ja rozkoszować ich widokiem.

— Woah, napisz balladę dla kiełbasy. Będzie hit. — Harvey poklepał go po ramieniu, ale blondyn nic sobie z tej uwagi nie zrobił. Nadal gapił się na kiełbasę. Na teren zaczęli przybywać już inni ludzie, a Caspian, jak to Caspian, sprawdzał bileciki.

— Harvey, mam nadzieję, że pijesz, bo nie będę miał z kim. — stwierdził Mathias.

— Przykro mi, ale nie tym razem. Jestem odpowiedzialny za bezpieczny powrót do domu tych dam. — wskazała na mnie i Camil.

— Ja się z tobą napierdolę. — zaoferował się Aaron. — Zawsze dobrze jest utopić smutki w wódce.

— Oj tak. — zgodził się Lucian, a ja uniosłam brwi, przez co Harvey odchrząknął.

— Za grzeczne jesteście. — wytknął nam Mathias. — A w sumie ciekawie byłoby zobaczyć Iris w niegrzecznej wersji.

— Mat. — skarcił go przyjaciel, przywołując do porządku.

— Ja się z myślami krył nie będę. — bronił się rudzielec. — Idę po resztę alkoholu, ktoś pomoże?

— Bardzo chętnie! — poszedł z nim Lucian.

Postałyśmy jeszcze chwilę z Harvy'm i Aaronem, ale później Camil zajęła się robieniem zdjęć, a mnie przydzielono rozdzielenie różowych pianek od białych.

— Iris Shepherd. — usłyszałam znajomy głos.

— Sam! — ucieszył mnie jego widok. — Nie spodziewałam się tutaj ciebie.

— Ja ciebie też nie. — przyznał. — Nie martw się, jestem bez tego debila, ale prosił, żebym załatwił wstęp. — westchnął z irytacją. — Jestem jego przyjacielem, ale zaczynam mieć dość.

— Nie dziwię się... — skrzywiłam się. — Zabawne, bo cały dzień o nim myślę.

— Szkoda czasu na to, Iris. — zaczął pomagać mi z piankami. Ależ to było fascynujące zajęcie.

Oddaliśmy się piankom w całości, rozmawiając o starych, dobrych czasach, dopóki nie zaczęło się ściemniać.





* * *




Kiedy w tle leciało Here's to never growing up*, Mathias i Aaron zerowali piwo, a ja byłam częścią kółeczka, które im dopingowało.

— Idą łeb w łeb. — skomentowała Mary, oczywiście wszystko nagrywając. Była dopiero dwudziesta, więc ludzie nie byli mocno pijani.

— O dziesiątej muszę być odstawiona do domu, w innym przypadku moja mama nie puści mnie z tobą na bal. — powiedziałam do Harvey'go, na co zareagował śmiechem.

— Dobrze. — skinął głową. — Chociaż myślę, że mój urok osobisty poskromiłby jej złość.

— Ale moich rodziców już nie. — wtrąciła Camil. — Zgodzi się pan na nocną sesję? Mary koniecznie chce ciebie.

— Cóż, życie gwiazdy. — wzruszył ramionami, posłał mi przepraszający uśmiech i zostawił.

Wzrokiem odszukałam Luciana i Caspiana, którzy siedzieli przy ognisku sami, więc postanowiłam się tam udać.

— Mam nadzieję, że nie przerywam waszej romantycznej chwili. — rzuciłam.

— Kurde, Iris. — warknął ten drugi. — Właśnie to zrobiłaś, jak mogłaś?

— Chciałeś mi wyznać miłość? — wzruszył się Lucian teatralnie. — Kochany, ja już od dawna wiem, że za mną szalejesz. — zaśmiali się oboje. — Masz już dość patrzenia na dławienie się sokiem z chmielu?

— To szczególnie, ale Camil mnie zostawiła, więc trzeba się kogoś przyczepić. — spojrzałam na ognisko, jedyny ciepły element tego dnia, prócz zielonych oczu, w które jeszcze nie patrzyłam.

— Aaa tam! My bardzo chętnie cię przygarniemy. — Lucian zbił ze mną żółwika, a ja usiadłam naprzeciwko nich.

— Gitara leży nieużywana przy ognisku? Cóż to za dziwy? — zapytałam, patrząc na instrument.

— Masz najświętszą rację! — zawtórował mi blondyn. — Caspian, pamiętasz chwyty Nocnego nieba?

— Jak mógłbym zapomnieć melodii, którą sam napisałem. — spojrzał na niego oburzony i wziął gitarę do rąk.

— A słowa? — droczył się z nim.

— Też. — potwierdził dziwnie przygaszonym tonem i zaczął szarpać struny. Już na wstępie melodia była szybka, przypominała mi ludowe piosenki.

Tajne spotkania, ciemny las i nocne niebo. — zaczął Lucian. — Szukam cię wśród ściółki, gdzie jesteś moja nadziejo?

Pod moimi stopami, słyszę szyszek zgrzyt, a sowy chórem, wyznaczają rytm. — dołączył do nas Mathias z ogromnym uśmiechem, kiedy z jego ust wyśpiewane zostały te słowa. Trochę z fałszem, ale przed chwilą poił się piwem.

Dwa złote warkocze, koronka co wciąż się plącze. — Aaron także się do nas przyłączył. — Usta malinami skrwawione, palce ich sokiem oblepione.

Błądziłem długo i błądzę, a gwiazdy nam się kłaniają. — Caspian skierował wtedy wzrok na niebo. — Kłaniają się wszystkim, którzy jak ja cię szukają. — po jego części chórem jeszcze dwa razy zaśpiewali to, co Aaron wcześniej, przez co zwrócili uwagę większej ilości osób.

— Poczułam klimat poprzedniego pokolenia. — to była pochwała z mojej strony, kiedy klaskałam, co na szczęście zrozumieli.

— Idę ją schować, zanim ktoś ją czymś obleje. — zawiadomił Caspian, mając na myśli gitarę i wstał, a ja zaraz za nim.

— Idę z tobą.

— To nie jest daleko, nie zgubię się. — spojrzałam na niego z politowaniem. — O coś ci chodzi. — zauważył.

— Jak bardzo nie lubisz o sobie mówić? — splotłam ręce za plecami, kiedy wchodziliśmy do chatki. Caspian odłożył gitarę w salonie obok kominka, a później cmoknął i przystanął na chwilę w miejscu.

— Zależy komu. — odpowiedział w końcu i ruszył dalej. Zatrzymałam go następującymi słowami:

— Mi, oczywiście.

— Co dokładnie chcesz wiedzieć? — zdziwił się. W pełni odwrócił się także w moją stronę, więc do niego podeszłam, a później usiadłam na schodach, co także uczynił.

— Kiedy zasypiam, bardzo często przez myśli przechodzą mi twoje słowa. — wyznałam. — Co miałeś na myśli mówiąc, że bywasz niegrzeczny? Tak naprawdę.

— Powinienem w zasadzie powiedzieć wtedy, że bywałem. — poprawił się i utkwił wzrok w śmiejących się ludziach, pieczących pianki. — Nie wiem, jakim cudem jeszcze tego nie słyszałaś, ale domyślam się, że Harvey raczej o mnie nie mówi. — westchnął.

— Kontynuuj. — ja za to odchyliłam głowę w tył, aby podziwiać nocne niebo.

— W rok może się tak wiele zmienić. — prawie szeptał. — Możesz nauczyć się nowych rzeczy, przeżyć traumę, zakochać się, a możesz też zauważyć wreszcie, że twój młodzieńczy bunt nie sprawi, że twoi rodzice zmienią decyzję. — przełknął gulę śliny. — Nie ma wiele do opowiadania. Byłem typem nałogowego palacza, szesnastolatek. — prychnął. — Potrafiłem wypalić trzy paczki dziennie. Harvey karcił mnie, że będę mieć żółte palce, a ja kryjąc ból, mówiłem zawsze, że ludzie będą myśleć, że to przez struny, które zardzewiały.

— Piękna wymówka. — skomentowałam.

— Prawda? — teraz również patrzył w niebo. — Udawałem, że łatwo mnie sprowokować, dlatego mam taki staż w biciu się. Jestem oazą spokoju i cierpliwości, ale tak naprawdę sam szukałem zaczepki, byleby się wyżyć i rzadko miałem tę samą ładną buźkę, co obecnie.

— Ależ ty jesteś skromny. — zaśmiałam się.

— Po prostu mam lustro w domu. — odparł lekko. — Nie chciało mi się chodzić do szkoły, zlewałem ją, mimo tego, że lubię się uczyć, dlatego tak namiętnie rozwiązuję zadania z matmy. — rozbawił mnie tym, ponieważ kochałam się w ironii.

— Nocami chodziłem po mieście i wracałem rano. — zadrżały mu wargi. — Ale oni nadal mieli mnie gdzieś. Jakże głupio szukałem atencji. — westchnął długo, a mnie zrobiło się przykro.

— Masz cudowną relację z rodzicami i nagle jedno pstryknięcie sprawia, że to wszystko się pali, jak pieprzony tekst piosenki, który nie wyszedł, lub miał zbyt wiele błędów, a teraz nawet nie da się doprosić o spotkanie, a ja powoli zaczynam mieć dość trzymania mojej rodziny w kupie. — zaszurał butem, zarzucając ze stopnia jakiś patyk. — No, to się wyżaliłem, czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?

— Jak najbardziej. — potwierdziłam.

— Książkę piszesz, że tak cię to interesuje?

— No właśnie piszę, ale nie mam tam takiej postaci, jak ty. — spojrzał na mnie z lekko uniesionym lewym kącikiem ust. — Masz poczucie wstydu? Wiesz, z tego jaki byłeś.

— Ani trochę. — potrząsnął głową. — Jestem dumny, z tego, jaki jestem teraz, kiedy inni się staczają. Przeszłość to przeszłość, po co kopać w niej dołki?

— Nie wiem, po co, bo sama je kopię. — miałam na myśli Josha, który jakoś nie chciał wylecieć mi z głowy.

— Teraz, kiedy znasz moją przeszłość, łatwiej będzie ci się zakochać. — powiedział nagle.

— Co? — wydukałam.

— Na zdjęciu, Iris. — przypomniał mi.

— Ach, no tak. — wywróciłam oczami. — Zgodziłam się na to nieumyślnie, wykrzesanie takiej emocji będzie ciężkie z mojej strony. — wzruszyłam ramionami.

— Chcesz zrobić próbę? — zapytał szeptem, paraliżując mnie spojrzeniem, ale po chwili zrobił taką minę, jaką robi się wtedy, gdy powiemy coś nie tak.

— Przepraszam.

— W tej przeszłości flirt był twoim hobby?

— Nie. — jego twarz złagodniała. — Właśnie nie był. Nabyłem go w wakacje.

— Pamiętasz, jak miałam cię o coś zapytać? — ożywiłam się.

Teraz, albo nigdy, Iris.

— Jasne. — ucieszył się dziwnie.

— Jesteś leworęczny.

— Tak, ciężko to ukryć. — był rozbawiony.

— W takim razie dlaczego na liście balowej podpisałeś się prawą ręką? — zmarszczył czoło, jakbym powiedziała coś niedorzecznego.

— To niemożliwe, Iris, mój kuzyn nie potrafi nawet trzymać w niej łyżki. — czy on naprawdę musiał przerwać nam teraz?

— Harvey. — powiedziałam z lekkim zawodem. — Już po zdjęciach?

— Po, a mnie doszły słuchy, że beze mnie przyśpiewka poleciała! — założył ręce na krzyż, zwracając się do Caspiana.

— I tak jej nie lubisz. — odparł twardo zielonooki. — Uważasz, że ma głupi tekst.

— Głupi? — zdziwiłam się. — Ja też krytykuje swoje dzieła, ale żeby stworzyć głupi tekst i go nie schować na dno szuflady? Nie lubisz swojego tekstu? — bawiła mnie ta sytuacja.

— No właśnie, Harvey, nie lubisz swojego tekstu? — powtórzył Caspian, po czym wstał i odszedł, jakby go czymś urażono.

— Trzeba się zbierać, księżniczko, jeżeli masz być na dziesiątą. — chłopak trochę zmieszany, zastukał palcem w zegarek.

— Tak, trzeba.



____________________________

* Utwór Avril Lavigne

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro