Rozdział 12
„There must be something in the water
Cause everyday it's getting colder
And if only I could hold you
You'd keep my head from going under"
Lewis Capaldi - Bruises
Ciężko mi było ukrywać smutek, ale inaczej nie potrafiłam. Ja naprawdę byłam smutna przez tę głupią historię z tekstem, ale z drugiej strony to była moja wina. Sama sobie narobiłam nadziei.
Za dużo książek się naczytałam.
— Spróbuj się uśmiechnąć, może koncert poprawi ci humor. — Camil próbowała mnie pocieszyć, kiedy czekałyśmy w kolejce, żeby wejść, ale jakoś średnio jej to szło. Mimo to, doceniałam jej wsparcie.
— Zwariowałyście? — podszedł do nas Lucian. — Wy nie musicie czekać w kolejce, wchodźcie tyłem. — powiedział tak, jakby to było oczywiste. Wzruszyłam ramionami i wymieniłam spojrzenie z przyjaciółką, a później poszłam za blondynem.
Dostałyśmy się za kulisy, gdzie jakieś trzy dziewczyny brały właśnie autograf od Harvey'ego.
— Takie przywileje za bycie fotografką? — zażartowała Camila, na co mój balowy partner się zaśmiał.
— Tak, tak to właśnie działa. — odparł z uśmiechem i podszedł do mnie, a później położył dłoń na mojej i mimo, że nie miałam nic przeciwko, szybko ją zabrałam, jakby oparzona. Dziwne spojrzenie rzucił mi nie tylko Harvey, ale i Caspian.
— Rób zdjęcia tak, żeby mnie widać nie było najlepiej, będziesz miała mniej roboty. — stwierdził Caspian, a Camil cmoknęła z dezaprobatą.
— Siniaka masz tylko z jednej strony, mój drogi. — stuknęła go palcem w czoło. — I nie wątp w moje umiejętności. — zgromiła go wzrokiem, a ja nadal byłam smutna.
Gwoli ścisłości, nikt się do mnie nie odezwał po mojej wiadomości na kartce, stąd ten smutek.
— Idę sprawdzić nagłośnienie, możesz iść ze mną, zobaczysz sobie, gdzie najlepiej stać, póki ludzi nie ma. — oznajmił Harvey, który był zmieszany moim zachowaniem. W drugiej części zdania zwracał się oczywiście do Camili. Oboje wyszli, Mathias zajmował się fankami, a Lucian i Aaron stali na straży wejścia na salę.
— To przez okres masz taki nastrój? — zagadnął Caspian, stając obok mnie.
— Jaki nastrój? — udawałam zaskoczenie.
— Późnej jesieni? — spojrzał mi w oczy. — Deszczowy, ponury. Jesteś smutna, Iris. — zmarszczył czoło. Mogłabym godzinami patrzeć w jego oczy, mogłabym, ale to nie byłoby fair.
— Dlaczego? — bardziej już szeptał.
— Atrament mi się rozlał, nie lubię tego. — spławiłam go, ani drgnął, kiedy wyszłam. Postanowiłam zająć swoje miejsce na widowni i poczekać na koncert.
* * *
Głowa bolała mnie bardzo, bo tego dnia publiczność piszczała głośniej i częściej, niż zwykle, ale nie znałam powodu.
— O mój Boże. Jego lewy profil jest cudowny. — powiedziała nagle Camila, a kiedy skojarzyłam, o kim mówi, coś sobie uświadomiłam.
— Camil. — złapałam jej ręce. — Caspian jakiś czas temu powiedział mi, że też jest leworęczny.
— Co z tego? — potrząsnęła głową.
— Dlaczego więc na liście balowej podpisywał się prawą ręką? — skierowałam wzrok na scenę, na niego, moje serce znowu zaczęło robić fikołki, moja nadzieja znowu zaczęła się tlić.
— Myślisz, że zrobił to specjalnie? — skinęłam twierdząco głową. — Musisz z nim pogadać.
— Dzięki! — Harvey pożegnał się z fanami z uśmiechem, a ja pierwsze co zrobiłam, to przeskoczyłam barierkę i podeszłam blisko sceny, a chłopak, o którym tyle myślałam, nachylił się do mnie.
— Muszę cię o coś zapytać! — krzyknęłam, bo panował harmider.
— Pytaj, Sheperd! — odkrzyknął. I wtedy przerwał nam Harvey.
— Iris, muszę z tobą porozmawiać! — wyglądał na zdenerwowanego.
— Ale... — patrzyłam na nich obu na zmianę, nie wiedząc, co zrobić.
— To bardzo ważne, naprawdę! — rzuciłam Caspianowi przepraszające spojrzenie, uśmiechnął się tylko pokrzepiająco, a ja na prośbę Harvey'ego z nim poszłam. Znaleźliśmy się na tyłach budynku tak, żeby nikt nam przypadkiem nie przeszkodził.
Chłopak stanął przede mną, wziął głęboki oddech, podrapał się w tył głowy i zrobił krok w tył, później w przód, później znów w tył, a ja się niecierpliwiłam.
— O co chodzi? — ponagliłam go.
— Okłamywałem cię. — wypalił nagle, a mnie trochę wcięło.
— Nie rozumiem, możesz jaśniej? — założyłam ręce na krzyż.
— Kręcąc z tobą, Iris, zacząłem nieświadomie tak jakby flirt z inną dziewczyną, tylko ja nawet nie wiem, kim ona jest. — przełknął gulę śliny. — Bo... bo... odpisałem kiedyś komuś na historii na karteczkę, i ona odpisała mi, tak to się ciągło, aż w końcu powstał tekst piosenki, ale później pomyślałem, że robię źle i skończyłem relację z nią, już nie piszemy, musiałem ci to powiedzieć, bo... — zaciął się, a ja nigdy nie czułam takiego zawodu, jak w tamtym momencie.
— Harvey. — prawie płakałam. — Pisałeś ze mną. To ja jestem dziewczyną z kartki. — wyjaśniłam. Czułam też ulgę, że było mu głupio z tymi dwoma frontami, chociaż nimi nie były, ale to nie był Caspian, a ja w snach i marzeniach stawiałam Caspiana na tym miejscu.
— Czekaj, co? — rozdziawił usta, a swoją szczękę chciałam zbierać z podłogi. — Wiedziałaś?
— Nie byłam pewna. — oblizałam wargi. — Ale podejrzewałam, że to ty. — wyznałam. Nie chciałam wspominać o jego kuzynie, bo przecież zgodnie z tym, co postanowiłam, miałam brnąć w tego, kto jest autorem tekstu.
Jednak moje serce rozpaczało, a ja nawet dobrze go nie znałam.
— Wyglądasz na zawiedzioną. — obudził mnie Harvey.
— Nie, nie... — ubrałam uśmiech. — Po prostu nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty. — łzy cisnęły mi się do oczu. Nie chciałam przyjąć, że to on.
— Napełniłaś mnie ulgą, Iris. — podszedł bliżej i zamknął mnie w uścisku. — Nawet nie wiesz, jak wielką. — szepnął.
— Widzimy się u ciebie. — odsunęłam się delikatnie i pożegnałam, a później starałam się odnaleźć Camil. Jednak to nie ją spotkałam.
— O co chciałaś zapytać? — Caspian uśmiechał się szeroko, a mnie rozrywało od środka.
— Już o nic. — odparłam cicho, nie krzyżując wzroku. — O nic. — zamrugałam kilka razy, aby odpędzić te śmieszne łzy. Nic mnie z nim nie łączyło, a jednak coś nie pozwalało mi się cieszyć.
— Iris, wszędzie cię szukam... — podbiegła do nas Camila. — A ty jesteś okropnie fotogeniczny, zazdroszczę! — zwróciła się do chłopaka, który na ten komplement ukłonił się i odszedł, nadal patrząc na mnie.
— To Harvey. — powiedziałam. — Harvey jest autorem naszej piosenki.
— Caspian ci to powiedział? — zdziwiła się bardzo.
— Nie, Harvey sam mi to powiedział. W zasadzie przypadkiem, bo myślał, że mnie oszukuje, kręcąc z kimś innym i postanowił się przyznać. — wzruszyłam ramionami i pociągnęłam nosem.
— To skąd ten smutek? — złapała moją dłoń.
— Ponieważ wcale mi się to nie podoba, Camil. — pokręciłam głową. — Myślałam, że jeśli okaże się, że to Harvey, to coś poczuję, jednak nie potrafię. To nic nie zmienia. — westchnęłam ciężko.
— A co z leworęcznością Caspiana?
— Nie ma chyba sensu o to pytać, nie będę go zatrzymywać, widzi się z rodzicami. — obejrzałam się za siebie, by w długim korytarzu jeszcze raz zobaczyć sylwetkę chłopaka.
* * *
Nie chciałam przymulać na nocce, dlatego wypiłam jedno piwo na rozluźnienie, mimo okresu i antybiotyku. Nic mi się nie powinno było stać, więc stwierdziłam, że to dobry pomysł.
Działał, ponieważ nie szczyciłam wszystkich smutkiem.
Skończyliśmy oglądać właśnie Koszmar z ulicy wiązów, a po nim mieliśmy ogarnąć jedzenie, ale nikomu się nie chciało wstać.
Lucian słodko leżał na Aaronie i Camil, która nie była tym faktem ucieszona, Mathias szukał czegoś w telefonie, a ja siedziałem z głową opartą o ramię Harvey'go i czułam się w porządku. To chyba przez piwo i piżamę.
— To co, pizza? — zasugerował Mathias. Wszyscy chórem się zgodzili. — Mam nadzieję, że lubicie salami, bo ja się zakochałem ostatnio.
— O nie, to jest robione z osła... — jęknęła Camila, na co się uśmiechnęłam.
— Nie martw się, osły nie rozumieją, co się dzieje. — pocieszył ją Harvey. — Prawda, Lucian?
— Co? — podniósł głowę i spojrzał na wokalistę. W odpowiedzi usłyszał nasz śmiech.
— Kurki, świnki i krówki się je, to osiołki też można. — zarządził i zadowolony i zamówił pizzę.
— Harvey! — ożywił się Lucian. — Chodźmy zrobić twoje drinki. One są pyszne. — wyszczerzył się.
— Jakie drinki? — zapytałam zaciekawiona, ale nie miałam zamiaru tego pić.
— Chodź z nami, to zobaczysz. — szatyn poruszył brwiami wyzywająco, więc wstałam i zabrałam się z nimi. Ten dom był cudowny, ciepły i ułożony tak, że chciało mi się tam siedzieć i siedzieć.
— Ty nie możesz, więc potrzebujemy dwóch i pół limonki. — zwrócił się do mnie Harvey, a ja wyjęłam je z lodówki i jedną przekroiłam, posyłając mu uśmiech.
— Lucian, skocz do piwnicy w twoje ulubione miejsce i przynieś tequilę.
— Tak jest, kapitanie! — zasalutował i wręcz pobiegł.
— Odseparowałem Aarona. — odezwał się Harvey, wycinając coś z pomarańczy. — Będzie spał w sypialni moich rodziców, sam, specjalnie po to, żeby Camil mogła go odwiedzić.
— Sprytny jesteś. — pochwaliłam go.
— Wiem. — przeczesał włosy dłonią. — Luciana i Mata posadziłem w gościnnym, a ciebie zapraszam... — nie zdążył jednak powiedzieć, ponieważ przebiegł Lucian.
— Chciałbym mieć bar w piwnicy. — wyznał, podając przyjacielowi butelkę. Harvey nalał po połowie do wysokich szklanek, wcisnął tam sok z limonek, a następnie dolał po łyżeczce czystej wódki i udekorował szklanki pomarańczą.
Musiał to robić bardzo często, bo takiej sprawności nie widywałam nawet u barmanów.
Według mnie te drinki nie były drinkami, ponieważ był tam prawie sam alkohol, ale jak woleli.
— Ja wezmę. — zaoferował się Lucian, kiedy Harvey podniósł tacę z drinkami. Nieszczęśliwie kiedy ją brał, przewrócił butelkę otwartej tequili, a jej zawartość wylała się na mnie.
— O mój Boże, tak strasznie cię przepraszam, Iris... — zmartwił się blondyn.
— Nic się nie stało. — pocieszyłam go, a on nadal mnie przepraszając, poszedł do salonu.
— Chcesz, żebym roznosiła zapach alkoholu, czy mogę liczyć na jakieś zamienne ciuchy? — zapytałam, ponieważ Harvey chyba nie spieszył się z okazaniem mi pomocy.
— Tak, naturalnie, już. — zrobił obrót wokół własnej osi, rozejrzał się, zniknął na moment w pralni, po czym wrócił z czarną koszulką z logo Metallici. Wzięłam ją z wdzięcznością, dygnęłam i poczekałam, aż się odwróci, a później ją założyłam. Była z miłego materiału, sięgała mi kolan i szybko ją polubiłam.
— Dziękuję. — powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że może już się odwrócić.
— Iris, jesteś osobą wierzącą w przypadki? — zmarszczył czoło, opierając się o kuchenny blat.
— Bardziej skłaniam się ku przeznaczeniu, skąd to pytanie? — założyłam ręce na krzyż.
— W takim razie dziękuję przeznaczeniu za twoje znudzenie na historii. — uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
— To nie zasługa znudzenia. — wyznałam. — To zasługa zerwania z Joshem. — dodałam już smutniej. Zranił mnie i to bardzo, ale w przygodzie z nim było wiele pięknych chwil.
— Nie zasługiwał na ciebie, skoro nie potrafił cię docenić. — powiedział cicho.
— To nie kwestia zasługiwania. Ludzie nie mają ceny, mają wartość, ale nie możemy na siebie zasługiwać. — skrzywiłam się. — Gdyby tak było, nie dałoby się tego zmierzyć. Przecież kto może znać cię miesiąc, a ktoś wiele lat, jak masz porównać?
— Iris, jesteś czasami głupiutka. — zaśmiał się. — Ktoś może znać cię dziesięć lat i nie zrobić dla ciebie nic, a ktoś może znać cię dziesięć godzin i zrobić więcej.
I tymi słowami we mnie uderzył, bo uświadomiłam sobie, że właśnie tak było z Caspianem.
— Tak, masz rację. — przyznałam. — Wracajmy do reszty, bo nie chcę słuchać nieprzyzwoitych żartów i boję się, że wybiorą jakiś denny film. — wskazałam za siebie kciukiem i oboje wróciliśmy na kanapę, a później Mathias odebrał pizzę, w tle leciała Obecność, a przy Drodze bez powrotu zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro