Rozdział 11
„I met you in the dark
You lit me up
You made me feel as though
I was enough"
James Arthur - Say You won't let go
Chociaż pogoda dopisywała, a ja uwielbiałam świeże powietrze, przez mój ogólny stan spędzanie długiej przerwy na dziedzińcu szkoły nie było przyjemne, ale w wśród ludzi byłoby jeszcze gorzej. Mogłam iść do biblioteki, jednak zbyt źle się czułam.
— Kurde, nie wytrzymam do tej historii. — odezwała się Camila. — Ekscytuję się bardziej, niż swoim życiem. — parsknęła i zaczęła zbierać włosy, żeby związać je w koka.
— Ja też się nie mogę doczekać, to chyba jedyny dobry punkt tego dnia. — ziewnęłam długo.
— Iris, czy ty znowu pisałaś? — spojrzała na mnie karcąco.
— Nie. — potrząsnęłam głową. — Tym razem nie. — ściągnęłam okulary i przetarłam oczy. — Myślałam za dużo... — westchnęłam. — I nie o tej osobie, o której powinnam.
— W zasadzie mam rozkminę. — zaczęła nagle. — Harvey musi wiedzieć, że pisze z tobą, skoro wleciał flirt. — zamrugała. — Przecież nie leciałby na dwa fronty, prawda?
— Nie zastanawiałam się nad tym... — otworzyłam lekko usta i skierowałam wzrok na Luciana i Mathiasa, którzy do nas zmierzali.
— Czeeeeść! — zawołał blondyn wesoło, po czym usiadł obok mnie i objął ramieniem.
— Co wy tak dzisiaj na odludziu? — zagadnął Mathias.
— Szkoda marnować pogody i Iris nie czuje się najlepiej. — sprostowała Camil. Lucian nachylił się do mnie jeszcze bardziej i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
— No właśnie widzę. — powiedział. — To te kobiece, eee, dni? — pokiwałam głową twierdząco. — Pomógłbym ci, ale nie jestem czarodziejem. — zabrał rękę i odsunął się trochę.
— Co ten Josh odwalił? — zapytał Mat. — My tu zdjęcia mamy robić, a Caspian z siniakiem na twarzy. — zaczął się śmiać.
— To się wyretuszuje. — stwierdziła Camil. — Naćpał się czegoś prawdopodobnie, Caspian dostał przypadkiem, nie mówił wam?
— Mówił, ale on lubi pomijać istotne szczegóły, chciałem porównać wersje. — wyjaśnił. — Będziecie na koncercie?
— Zawsze przecież jestem. — odparła dziewczyna. — Poza tym, kto wam zdjęcia zrobi?
— Ja też będę, ale imprezę sobie odpuszczę. — oświadczyłam.
— Nie musisz nawet, bo jej nie ma. — powiedział Lucian, jakby zawiedziony. — Harvey nie ma ochoty i tylko my zostajemy u niego na noc, chociaż nie ukrywam, że wasze towarzystwo byłoby... — uciął, kiedy zauważył nasz wzrok.
— W zasadzie będziemy raczej we czterech. — dodał Mat. — Caspian się spotyka z rodzicami po koncercie, zwykle wraca w nocy. — wzruszył ramionami. — Więc fajnie by było, gdybyście były.
— O co chodzi? — dołączył do nas Harvey. — Zresztą nieważne, przyszedłem do was z propozycją. — wskazał na mnie i moją przyjaciółkę.
— Zostania u ciebie na noc? — zagadnęłam.
— Skąd wiesz? — zmarszczył czoło. — A, no tak. — poklepał w plecy Mathiasa.
Oni tyle gadali, że nie mogłam się skupić na własnych myślach, a krążyły wokół tego, że nie będzie tam osoby, na której mi zależało, żeby była. Jednak postanowiłam się zgodzić, ze względu na Camilę.
— Będziemy, będziemy. — uśmiechnęłam się, a rudowłosa posłała mi wdzięczne spojrzenie.
— Wspaniale. — Harvey nadal patrząc na mnie, wypowiedział to słowo w bardzo specyficzny sposób. — Gdzie są te zgredy?
— Aaron mi właśnie napisał, że idą. Jak zwykle bilety sprzedane wszystkie. — cmoknął Lucian. Harvey zrzucił z ramion plecak i usiadł obok Camil naprzeciw mnie, a Mathias zaraz obok niego. Czułam się trochę niezręcznie, przez co głównie patrzyłam na swoje buty.
— Cześć i czołem. — zawołał Aaron, miał szeroki uśmiech, co mnie w sumie zaskoczyło i jednocześnie cieszyło, gdyż od tej niefajnej imprezy chodził raczej przygnębiony, ale kto by nie chodził po czymś takim?
— Brakło aż. — odezwał się Caspian. Miał na sobie granatową bluzę i bardzo mu pasowała. Musiałam w końcu też odkryć, czy jego włosy po prostu takie są, czy sam je tak układa, ale nie wiedziałam, jak to zrobić.
— O kurde. — zdziwił się Harvey. — Pierwszy raz. — powiedział z podziwem.
— Zrobiło im się mnie żal pewnie. — chłopak wydął usta i zajął miejsce obok mnie, a Aaron nadal stał w miejscu i liczył pieniądze.
Czułam się jeszcze dziwniej, niż wcześniej. Jakby osaczona. Tylko, że Caspian nie siedział tak blisko mnie, jak Lucian.
— Wiadomo już, kto jest opiekunem na balu? — to pytanie zadał Aaron.
— Nieee, znajdą się pewnie dzień przed. Znaczy, moja mama na pewno. — oznajmiła. — Przymyka oko na procenty, także usadzę ją przy ponczu.
— To lubię! — krzyknął Mat, klaszcząc w dłonie. — Jeszcze niech nas wypuszczają na papierosa, to będzie dla mnie niebo. — skierował wzrok w chmury.
— Przekarmisz tego raka, stary. — zbeształ go Harvey, na co się uśmiechnęłam i to zauważył.
Tak, możesz być z siebie dumny, Harvey, rozbawiłeś mnie trochę.
— Króla i Królową wybierają nauczyciele, więc spodziewajcie się kogoś, kogo lubią. — o tym nie wiedziałam, ale nie obchodziła mnie ta kwestia.
Obchodziło mnie tylko to, że na kobiety spadła wielka niesprawiedliwość związana z okresem, co będzie napisane na kartce z tekstem i to, że obok mnie siedział Caspian, których pachniał wanilią.
— Jesteś jakaś niewyraźna, Iris. — zmartwił się Harvey.
— Irisiątko ma okres. — wyjaśnił Lucian, znowu obejmując mnie ramieniem, przez co brwi chłopaka naprzeciwko wyskoczyły w górę, ale Lucian nic sobie z tego nie zrobił.
— Naruszanie jej komfortu na pewno pomoże, geniuszu. — Caspian zrzucił rękę blondyna, a ja spojrzałam w jego zielone oczy i gdyby nie odwrócił wzroku, zgubiłabym się.
* * *
Wręcz pędziłam na tę historię, tak bardzo chciałam wiedzieć, co przeczytam. Zapomniałam nawet o bólu, który mi doskwierał i wparowałam do sali z impetem, trochę zbyt dużym, bo Anderson aż podskoczył na krześle i rzucił mi spojrzenie pełne politowania.
Uśmiechnęłam się głupkowato i zajęłam swoje miejsce, a zaraz po mnie ktoś inny. Korzystając z tego, że lekcja się nie zaczynała, postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość. Jednak naszej karteczki tam nie było, była jakaś inna.
Lekko zdezorientowana ją rozwinęłam i bardzo mi ulżyło, kiedy zobaczyłam znajome pismo.
Pozwoliłem sobie zabrać tamtą kartkę, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, ale przepisałem tekst na odwrocie, żebyś też go miała :)
Myślę, że nasza przygoda kończy się właśnie w tym momencie, była krótka, ale wniosła do mojego życia dużo uśmiechu.
Kto by pomyślał, że na historii dzieją się takie cuda?
A więc żegnam Cię, atramentowa duszo. Lepiej będzie, jeżeli nasze tożsamości pozostaną tajemnicą.
— Ktoś umarł? — zapytał Anderson, a ja potrząsnęłam głową.
Było mi przykro i zawiodłam się, bo liczyłam na coś więcej, ale z drugiej strony...
Iris, ale jesteś głupia.
Westchnęłam długo i złożyłam kartkę, aby ją zachować, ale nie mogłam sobie wytłumaczyć, dlaczego Harvey miałby się tak zachować, wiedząc, że to ja, a może nie wiedział, faktycznie leciał na dwa fronty i doszło do niego, że to nie fair, wybierając mnie?
Lub to wcale nie był Harvey...
Ktokolwiek to był, nie mogłam zostawić go bez słowa.
Nie ukrywam, że to smutny akcent tego dnia, jednak cieszę się, że odkryłeś tę pierwszą kartkę i odpisałeś.
Może masz dziewczynę, może jesteś gejem, może cokolwiek, ale kimkolwiek jesteś, wiedz proszę, że rozbudziłeś moją romantyczną stronę i jakie to głupie, że przez ciebie nie mogłam spać.
Trzymaj się!
Patrzyłam na te słowa i były odważne, ale jeżeli po drugiej stronie był Caspian, miałam nadzieję, że coś zrobi, cokolwiek...
— Do widzenia. — powiedział Anderson, kiedy lekko smutna wychodziłam z sali, a ja nawet nie zwróciłam uwagi na mijających mnie chłopców.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro