Rozdział 10
„Wrapped up, so consumed by all this hurt.
If you ask me, don't know where to start.
Anger, love, confusion - roads that go nowhere."
Jess Glynne - Take me home
Od wtorku byłam jakaś dziwnie skołowana, nawet nie znając przyczyny, przez co to, co normalnie sprawiało mi radość, teraz nie powodowało nawet uśmiechu. Nawet myśl, że jutro miał być czwartek nie pozwoliła mi się podnieść z tego emocjonalnego dołka.
Na szczęście wybiegnięcie Harvey'ego nie łączyło się z niczym złym, po prostu Mathias zbyt wyolbrzymił pewną sytuację. Niestety nie dowiedziałam się o tym od Caspiana, a właśnie od Harvey'ego.
— Rany... — usłyszałam zmartwiony głos mojej przyjaciółki, kiedy zajęła miejsce naprzeciw mnie. — Co się stało?
— Aaa, nic. — machinalnie machnęłam dłonią. — Poważnie, sama się zastanawiam. — wzruszyłam ramionami. — Nie przejmuj się, artyści zawsze byli jebnięci. — posłałam jej uśmiech.
— Uff, wystraszyłaś mnie... — odetchnęła z ulgą. — Mam nowe fakty w sprawie naszego śledztwa. — zastukała palcami w stół. — Otóż, nie ma innego wyjścia niż to, że osoba, z którą piszesz, to Harvey lub Caspian. Nikt inny nie pisze czarnym atramentem i nikt więcej z potencjalnie podejrzanych, nie używa nawet pióra. — zaczęła się szczerzyć.
— Tak właśnie myślałam. — ożywiłam się nagle. — Dlaczego uważasz, że możemy dalej wliczać w to Caspiana?
— Iris, nie jesteśmy jakimiś znawcami, poza tym, to był podpis. — sprostowała. — Wielu ludzi podpisuje się inaczej, niż pisze normalnie... Josh tu idzie... — wymamrotała ostatnie zdanie tak, że ledwo zrozumiałam.
— Iris... — wyglądał tak, jakby właśnie się dowiedział, że wymordowali mu całą rodzinę, ale to był tylko mój wymysł literacki.
— Przepraszam Josh, ale nasze drogi miały się więcej nie schodzić, mam zły dzień, nie psuj mi go bardziej. — jęknęłam, wywracając oczami.
— Nie mam już dziewczyny. — wypalił, a ja długo się powstrzymywałam, zanim parsknęłam śmiechem.
— I? Co mnie to interesuje? — założyłam ręce na krzyż.
— Pomyślałem, że moglibyśmy do siebie wrócić. — usiadł obok mnie, a mnie tak wcięło, że nie potrafiłam zamknąć ust.
— Josh, daj spokój. — odezwała się Camila. — Nie masz tu czego szukać, naprawdę, idź już sobie. — skinęła głową w bok.
— Kocham cię, Iris, rozumiesz? — złapał moje dłonie i trzymał je mocniej, niż powinien.
— Josh! Jesteś idiotą, czy tylko udajesz? — zapytałam zdenerwowana i chciałam wyrwać ręce, ale mi na to nie pozwolił. Spojrzałam na niego zdziwiona.
— Wiem, że nadal coś do mnie czujesz, musisz, kurwa musisz... — prawie płakał, ale ściskał mnie coraz mocniej, co zaczynało boleć.
— Puść mnie. — rozkazałam.
— Nie, Iris, dopóki nie...
— Puść ją! — krzyknęła Camila, wstając z miejsca.
— Iris, proszę cię, powiedz, że wciąż coś do mnie czujesz, że jest jakaś szansa, jestem głupi, zrobiłem błąd, nigdy nie powinienem cię zostawiać... — mówił gorączkowo, a ja wciąż usiłowałam się uwolnić. Jego oczy były dziwnie zaczerwienione, przez co bałam się jeszcze bardziej.
— Josh, to boli! — skarciłam go, ale nic to nie dało.
— Ej, koleś, co jest? — gdyby nie Harvey i to, że popchnął mojego byłego, pewnie wciąż by mnie trzymał. Rozmasowałam nadgarstki, na których zostały mi ślady i przerażona obserwowałam rozwój sytuacji.
— Rozmawiam z Iris, ślepy jesteś? — warknął Johs, a w tym samym czasie ja się trochę cofnęłam.
— Nie wyglądało to na przyjemną rozmowę dla niej. — Harvey podszedł bliżej Josha, który zaciskał pięści.
— Hej, możecie nie robić tutaj sceny? — wtrąciłam się.
— Zrobił ci krzywdę? — Harvey nagle zmienił wyraz twarzy i wziął moje ręce z troską, a zauważając czerwone miejsca, zadrgała mu szczęka.
— Zostaw. — poprosiłam szeptem.
— Dlaczego ją dotykasz? — zapytał Josh, mocno zdenerwowany, a ja nie mogłam wyjść z podziwu, jaki jest zazdrosny.
— Zrobiono ci jakieś pranie mózgu? — odparł Harvey, a ja chciałam zadać to samo pytanie, nigdy w życiu Josh się tak nie zachowywał.
— Nie masz prawa jej dotykać. — tym razem on pchnął mojego księcia na białym koniu.
— Przestańcie! — krzyknęłam. Zbierało się coraz więcej gapiów.
— A ty jej przytrzymywać wbrew jej woli, człowieku. — ponownie go popchnął, tym razem mocniej, na co Josh odpowiedział tym samym i zaczynało to przybierać niebezpieczny obrót spraw.
Kto by pomyślał, że będzie się o mnie biło dwóch chłopaków...
— Chłopaki, uspokójcie się. — poprosiła Camilla, zerkając na każdego po kolei.
— Już ja się zaraz uspokoję... — zaczął Josh, ale między tą dwójką zjawił się nagle Caspian, który de facto był wyższy od nich dwóch, co dopiero wtedy zauważyłam.
— Co tu się dzie... — nie zdążył nawet zadać pytania, bo siarczyście dostał w twarz, przez co zakryłam usta dłonią, bo to Harvey miał dostać, jednak on zaczął się rzucać na Josha. Na szczęście zainterweniował Samuel i Aaron, odciągając ich od siebie.
Caspian wypluł krew w chusteczkę i złapał się za obolałe miejsce. Nie wyglądało to ładnie.
— Co za idiota, ja pierdolę. — skomentował Aaron, kiedy już Josh zniknął nam z oczu. — Nic ci nie jest? — zwrócił się do przyjaciela z zespołu.
— Boli... — stęknął Caspian, a jego szary sweter został ubrudzony jego własną krwią. — Do wesela się zagoi, bywałem gorzej poturbowany, aczkolwiek nigdy przez przypadek. — chciał się zaśmiać, ale ból mu w tym przeszkodził.
— Co z nim? Czego on chciał? — zagadnął Harvey, patrząc na mnie zaniepokojony.
— On... Chciał, żebyśmy do siebie wrócili... — w ogóle nie rozumiałam tego, co się wydarzyło i serce mi pękało na widok Caspiana. — Nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło. — potrząsnęłam głową.
— Dragi. — stwierdził Caspian. — Nie chodź lepiej sama, nie wiadomo, co może mu jeszcze przyjść do głowy... kurwa... — ponownie stęknął. — Idę do higienistki. — pożegnał nas i wyszedł ze stołówki.
— Zgadzam się z Caspianem, on ewidentnie zażywał jakieś niedozwolone substancje. — odezwała się Aaron.
— Dziękuję. — posłałam im obu uśmiech, podczas gdy Camil usiadła, wypuszczając powietrze z ust.
— Nie ma sprawy. — odpowiedział Harvey tak, jakby bronienie mnie było najoczywistszą rzeczą na świecie. — I tak tu szedłem, mam sprawę do Cam. — skinął głową na rudowłosą. — Z tego co mi wiadomo, robisz zdjęcia?
— Tak, robię. — marszczyła czoło.
— Nie chciałabyś może zostać naszą osobistą fotografką? — uśmiechnął się szeroko. — Koncerty i jakieś tam sesje czasem, wiesz.
— Mój Boże, jeszcze pytasz?! — zaśmiałam się pod nosem, widząc jej podekscytowanie. — Co prawda w piątek mam dostać w końcu temat projektu z fotografii i mam czas do końca roku szkolnego, więc wydaje mi się, że to coś dużego, ale znajdę czas na wszystko. — szczerzyła się jak głupia.
— Świetnie, dziękuję. — ścisnął jej dłonie. Aaron gapił się cały czas na jego byłą dziewczynę i przez jego minę zachciało mi się płakać, co też uczyniłam. Szybko otarłam łzy, próbując wyjaśnić sobie, czemu mnie to tak ruszyło.
— Iris, nie płacz przez tego idiotę. — zwróciła mi uwagę Camil.
— Nie, to nie przez niego... — wtedy sobie coś uświadomiłam. — Jezu. — wytrzeszczyłam oczy. — Przepraszam was, sytuacja awaryjna. — dobrze, że miałam czarne spodnie, bo nie chciałam, żeby szkoła oglądała Morze Czerwone na moim tyłku, kiedy szłam do toalety. Stąd te moje humorki...
Na szczęście krwi nie było jeszcze na tyle, żeby dostała się do spodni. Szybko uratowałam sytuację tamponem, poszłam umyć ręce i wyszłam na korytarz.
Zatrzymałam się jednak w miejscu, zauważając, że Samuel rozmawia z Caspianem. Jednak sama byłam ciekawa, co się wydarzyło, więc do nich podeszłam.
— Iris... — skrzywił się Sam i pokręcił głową, a Caspian spojrzał na mnie i się trochę przesunął, żebym mogła dołączyć do kręgu.
— Rozmawiacie o Joshu? — oblizałam usta i patrzyłam na nich wyczekująco.
— Tak. — odparł Sam. — Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co się odjebało. — wzruszył ramionami. — On nigdy nie brał nic, a dzisiaj przyszedł do szkoły i od razu poszedł cię szukać, jednak nie zdążyłem, bo Anderson coś chciał... Przepraszam. — podrapał się w tył głowy.
— Nic nie szkodzi. — poprawiłam okulary. — Naprawdę zerwali? — skinął głową twierdząco.
— Ale chyba nie myślisz, żeby do niego wrócić? — zaniepokoił się Samuel.
— Nie, na Boga, nie. — potrząsnęłam głową. — Przykro mi, że ucierpiałeś. — zwróciłam się do zielonookiego.
— Daj spokój. — prychnął wręcz. — Chętnie bym mu oddał, ale szkolna stołówka to nie miejsce na bójki.
— Tak się rwiesz do bitki? — uniosłam brwi. Siniak na jego twarzy zaczynał być widoczny, mimo tego, że trzymał przy nim lód.
— Powiedzmy, że bywam czasem niegrzeczny. — uciął. — Nic mi nie będzie, nie patrz na mnie, jak na ofiarę. — wywrócił oczami.
— Ona już tak ma. — Smauel położył dłonie na moich ramionach, kiedy odchodził. — Cześć. — pożegnał się.
— Pa. — machnęłam mu. — Cholera, Mary idzie. — ostrzegłam go. Momentalnie odwrócił się w stronę szafek tak, żeby nic nie zauważyła i na całe szczęście przeszła obojętnie.
— Dzięki, już mi wystarczy bycia gwiazdą w jej filmikach. — skomentował. — Śledziłaś mnie w obawie przed tym, że nie trafię do tej higienistki? — zapytał żartobliwie, kiedy zaczęliśmy się kierować w stronę stołówki.
— Tak, bałam się, że przez ten cios straciłeś łączność mózgu ze wzrokiem. — cmoknęłam, a on się zaśmiał. Miał taki cudowny śmiech.
— A tak serio? — dodał.
— Dostałam okresu. — rzuciłam, popychając żółte drzwi. — Krwawimy oboje, a raczej krwawiliśmy.
— Błyskotliwe spostrzeżenie. — oboje dołączyliśmy do Camili, Harvey'ego i Aarona.
— Sytuacją awaryjną było eskortowanie mojego rannego kuzyna? — zagadnął Harvey, śmiejąc się.
— To przypadkiem. — wyjaśniłam. — Awaria nastąpiła gdzie indziej. — wymieniłam spojrzenie z Camil, która zaczęła się śmiać.
* * *
Nie mogłam skleić żadnych sensownych słów, kiedy brałam się za pisanie, dlatego dałam sobie spokój i warcząc, położyłam głowę na biurku.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju i tak jak się spodziewałam, była to moja mama.
— Przyniosłam ci kakao. — położyła mi obok głowy kubek. — Coś się stało?
— W zasadzie to wiele. — jęknęłam i się podniosłam. Nakreśliłam jej całą sytuację z pisaniem tekstu oraz Harvy'm i Caspianem, bo miałam okropny mętlik w głowie. Wspomniałam także o dzisiejszej sytuacji z Joshem.
— Więc ten chłopak, który ci się tak podobał, ma na imię Caspian. — skończyłam swoją opowieść.
— Kurczę. — cmoknęła. — Myślę, że powinnaś pójść w to, co czujesz.
— Czuję ten tekst... — westchnęłam. — I mam nadzieję, że to Caspian, ale...
— Niedługo się wyjaśni. — pogłaskała mnie po głowie. — Jeżeli to będzie Harvey, masz odpowiedź, jednak pamiętaj, że serca nie oszukasz. — spojrzała mi w oczy.
— Mamo, skąd wiedziałaś, że tata to ten właściwy?
— Nie wiedziałam. — wzruszyła ramionami. — Czułam. — szepnęła z uśmiechem. — Rozum podpowiadał mi kogoś innego, ale nie mogłam nic zrobić z tym, co czułam przy twoim ojcu i nadal czuję. — ścisnęła lekko moją dłoń. Śladów po Joshu już nie było. — Iris, piszesz to, co czujesz, rób także to samo. To twoja domena. — uśmiechnęła się i wyszła z mojego pokoju, a ja postanowiłam dać czas sprawie i poczekać na jej wyjaśnienie.
Jednak nie mogłam przestać robić sobie nadziei na to, że to właśnie Caspian. I przez takie myśli znowu nie mogłam nocą zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro