Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ATRAMENTOWCY


Otwórz mój mózg,

Wyrzuć to co zgniłe i wszystkie robaki,

Nalej tam wosku,

Oleju starczy,

Nim wyskoczę z przesadą,

Nie mam nic do powiedzenia,

Ale słyszę wokół wszystkie zniesławienia,

Powiem szczerze, nie do zniesienia,

Urojenia i kwieciste uzdrowienia,

Jestem krzykiem,

Bezustannym wiatrem, który wieje w Twoich chustach,

Smakiem gorzkim w Twoich ustach,

Czy to może kiedyś ustać?

Ty chciałbyś po krótce się hustać,

Lecz życiu musisz sprostać,

Z tego bagna wydostać,

Takiej memeji jak ja jeszcze nie widział świat,

Rozkołyszone dźwięki nie dadzą ci spać,

Może chcesz tu zostać,

Może dasz radę mi jakoś sprostać?

Stado garniturowców przez pasy przeleciało,

Biały dym przed Tobą,

Dziś nie nazwę się sobą,

Oni przynajmniej coś robią,

A nie tylko leżą i w miejscu stoją,

Ten brudny alkohol ich ostoją,

Oni przynajmniej pieniędzy nie trwonią,

Mimo, że koją się winem i wonią,

Ale ciągle jak hieny na pasach z teczkami gonią,

Atramentowcy wciąż krzyczą tuszem,

Długopisem plują i każdym minusem,

Ale przy tym bluźnierstw nie usłyszysz,

Czemu ja znowu powietrzem się krztuszę?

Te piękne szczupłe panny w sukniach z mięsa,

Ci wysocy panowie w trzewikach podziwiają je,

Wiwaty i kwiaty, się mienią krawaty,

Rok w ciszy,

Ja w sukni z kolców głogu i nikt mnie nie słyszy,

Bluźnierstwa, oszczerstwa, proszę ucisz ich,

Niech ich nie słyszę, niech w tej sukni się kołyszę,

Krew z łez aż po kolana,

To minie, choć chwieję się ze wstydu,

Czuję dezaprobatę od tych panów,

Serce niezdarne, a buty w ich dłoniach,

Szkło i trzewiki ku twarzy mej lecą,

Tym rzucaniem nazbyt się podniecą,

Błysk i deszcz sznurówek przeszywa moje plecy,

Słowa ich dręczą mnie atramentem,

Jestem małym błędem, mankamentem,

Po co mnie atrament?

Atrament tej owcy?

Wkrótce i tak mnie wilki bluźnierstwami i kwasem pożrą,

Ten kwas się wylewa,

Kiedy jeden z uprzejmych Panów ziewa,

Jak osy żądła wbijają w żebra, zaraz mnie ożrą,

Och muszę się przebrać przez te pogryzione żebra,

Ci wstrętni atramentowcy,

W dręczeniu zawodowcy,

A ty wśród nich mnie burzysz,

Ich skargi powtórzysz,

I stchórzysz i owcze mięso rozjuszysz,

Jestem toksyczna w swoich wymysłach,

Jestem istnieniem w tych pustych umysłach,

Panny zdejmą mięso i popłaczą tutaj ze mną,

Dzięki, ale już nie płaczę kiedy leki ze mną,

Deszcz mnie nocą nęka,

Twoja krwawa ręka niczym dla mnie przymęta,

O chwila czy ktoś mnie pamięta,

Ja nie jestem piękna, ni ponętna,

To chyba lekcja dla mnie przeklęta,

Rosną moje pragnienia, sławy i dobrego imienia,

A ty Chłopie mówisz, że ja nie mam czego się lękać,

Ja zaczynam wewnątrz pękać,

Mięso z tych sukien mnie też nęka,

Ach te kolce mają silne wzorce,

Każde wyjście jest do analizy,

W głowie schizy, czy te panny mają w sercu blizny,

Nie krzycz, nie myśl, zrób bez zastanowienia,

Czy ten Pan wie jak to jest śmieszne,

Ryk głuchy i moja nieistniejąca sylwetka,

Chyba wymiękam,

Ach Tu siedzisz, a ja tych panów nękam,

Ja za siebie nie ręczę, chyba cię tu zmęczę,

Tusz rozlewa się na oczach,

Ten twój tępy wzrok mnie ciosa,

Ta jedna z panien, ta osa,

Tańczy tu jak rosa,

Konwersacja wzrokiem jest nieprosta,

Bolą mnie nogi i nie mogę ci sprostać,

Zamknę oczy to może mnie przeoczysz,

Staję się markotna,

Nagle Panny trzewikiem tu klaszczą,

Cóż się stało,

Buty lecą w stronę Panów,

Garniturowcy pogardą tu klaszczą,

Dziwni takiego obrotu sprawy,

My nie mięso dla Pańskich oczu,

Obwieszczają, sznurówkami uderzają,

Otwieram oczy,

Trzewiki wściekle latają,

Jak sarny uciekają,

Po kątach się chowają,

Głóg na sukni mojej kwitnie,

Biel tych kwiatów przyzdabia kolce,

Ci Panowie mają wzorce,

Nie wolno oceniać któż tu pięknie wygląda,

Atramentowcy teraz boją się owcy,

Szanują suknie z kolcy,

Panny się kłaniają,

Odchodzą,

Buty omijają,

Uśmiechają się do mnie,

Wszystkie jesteśmy piękne,

Nawet gdy nosimy kolce,

Niech drży każdy atramentowiec,

Niech nie wyraża pogardy wobec kobiet,

Uważaj na Panny,

Bo będziesz ranny,

Uważaj na siebie,

Bo szybko się z ziemi wygrzebię,

Urosnę z kolców na nowo,

Przestaniesz oceniać wygląd mój,

Popatrz na serce i umysł swój,

Niezły masz tam gnój,

Tyś już nie mój,

Tyś już nieswój,

Więc stój,

Przeciwko nas knuj,

Na twarz mi pluj,

W śnie intrygi snuj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro