***
Pozwólmy więc sobie na odtworzenie przejmującego dramatu, jaki rozegrał się w tych zamierzchłych czasach. Na świecie było jeszcze zimno; nawet w basenie Tygrysu, gdzie leży pieczara Szanidar, wiały z północy chłodne wiatry. Neandertalczycy, pokolenie za pokoleniem, uważały jaskinię za wspólny „dom" hordy. Zbliżała się jednak dla nich godzina największego niebezpieczeństwa. Jak wykazują znaleziska kopalne, na górze Karmel w Palestynie usłał sobie gniazdo człowiek kromanioński. Odległość była nieduża, wynosiła tylko 400 kilometrów, Człowiek Cro-Magnon rozmnażał się i z czasem nowe stadła rodzinne musiały poszukać sobie możliwości bytowania na innych terenach. Pewien odłam tych wędrowców dotarł do pieczary Szanidar i zastał ją zajętą przez stwory kosmate, przypominające goryle.
Walka o dach nad głową była nieunikniona. Neandertalczycy, dziesiątkowani przez mrozy, głód, choroby i trzęsienia ziemi, byli słabi, zastraszeni i niemrawi. Należeli przecież do rasy dogorywającej, która w ciągu stu tysięcy lat istnienia traciła stopniowo swoją witalność. Natomiast ich przeciwnicy byli przedstawicielami rasy młodej, jurnej i przedsiębiorczej, obdarzonej w dodatku mózgiem, w którym jaśniej odbijały się rzeczy tego świata. Z góry było przesądzone, kto odniesie zwycięstwo.
Dajmy folgę fantazji i przypuśćmy, że jednym z poległych Neandertalczyków, obrońcą ostatniej reduty, był ów człowiek, którego szkielet ze śladami rany od włóczni wykopał Sołecki. Kto wie, czy w takim razie nie spotykamy się z pierwszym „nieznanym żołnierzem", poległym 45 tysięcy lat temu w obronie „domowych" pieleszy.
— Zenon Kosidowski, „Rumaki Lizypa", Warszawa 1971
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro