𝒲𝑒'𝓇𝑒 𝒶𝓁𝓁 𝒿𝓊𝓈𝓉 𝓅𝓁𝒶𝓎𝒾𝓃𝑔 𝒶 𝑔𝒶𝓂𝑒 𝒾𝓃 𝒶 𝓌𝒶𝓎, 𝓉𝓇𝓎𝓃𝒶 𝓌𝒾𝓃 𝓉𝒽𝒶𝓉 𝓁𝒾𝒻𝑒
Pani Morgan była miłą, lekko zwariowaną kobietą po czterdziestce, która kochała teatr całym sercem. Większość podejrzewała, że była niespełnioną aktorką, ale to nie była prawda. Kobieta od początku chciała zarażać swoją pasją młodych ludzi, nie widziała siebie na ekranach telewizorów. Kochała to co robiła, zwłaszcza, że starała się o to przez lata. Jej podopieczni nieraz słyszeli historie, jak to była kelnerką w jakimś pubie aby dorobić sobie na studiach, jak pracowała jako opiekunka czy wiele innych epizodów z jej życia. Była przykładem dla wszystkich z kółka, którym zarządzała i wszyscy traktowali ją z szacunkiem.
Theo nie był więc zaskoczony widząc, ile osób przyszło na przesłuchanie. Wiedział, że wszystkie role zostaną spokojnie zajęte i najprawdopodobniej będzie kilku dublerów. Chłopak przyszedł jako jeden z pierwszych i zasiadł na jednym z miejsc na widowni. Pani Morgan udało się najwyraźniej w jakiś sposób załatwić, aby już próby mieli w pobliskim teatrze. Chłopak czytał jeszcze raz rolę, o którą się ubiegał, gdy nagle poczuł jak ktoś stanął nad nim. Podniósł głowę i uśmiechnął się lekko na widok Jo, która stała z założonymi rękami.
-Niech zgadnę, Maley jeszcze nie ma? - powiedziała patrząc na niego.
-Ciebie też miło widzieć. Nie, nie widziałem jej jeszcze, a coś się stało? - zapytał przekładając swój plecak, który stał na siedzeniu obok, aby dziewczyna mogła tam usiąść.
-Nic się nie stało, miałyśmy się spotkać przed wejściem o dziesiątej, jest już piętnaście po, a ja stałam na dworze od dobrych dwudziestu minut- burknęła pod nosem, po czym zdjęła płaszcz i zawiesiła go na oparciu, po czym usiadła, kładąc torbę pod nogami.
Chłopak zaśmiał się lekko pod nosem na jej słowa po czym wrócił do przeglądania swoich partii. Blondynka często spóźniała się na kółko, a z reakcji szatynki wywnioskował, że nie tylko tam.
-Zdecydowałaś się w końcu? - zapytał i nawet nie musiał patrzeć na jej twarz, słyszał jak dziewczyna głośno westchnęła i po chwili wypuściła powietrze, dopiero gdy zaczęła mówić spojrzał na nią.
-Nie. Jestem tutaj w ramach wsparcia.
-Mnie? - Uniósł kącik ust w uśmiechu, a Jo spojrzała na niego z lekkim politowaniem, mimo to widział, jak walczy, żeby również się nie uśmiechnąć.
-Mailey i ciebie, chyba, że jeszcze raz mnie zirytujesz to już tylko jej- powiedziała i odwróciła głowę w stronę ekranu telefonu, gdzie pisała z blondynką. Theo uśmiechnął się szerzej i powrócił do przeglądania kartek, opierając głowę na dłoni. Co jakiś czas czuł na sobie wzrok dziewczyny, co sprawiło, że uśmiechnął się nieznacznie.
Natomiast Jo wciąż zastanawiała się w myślach czemu podeszła do chłopaka. Wmawiała sobie, że po to, aby zapytać o swoją przyjaciółkę, ale przecież równie dobrze mogła do niej po prostu napisać tak jak to zrobiła teraz, a większość siedzeń za Theo były wolne, więc gdyby wybrała któreś z nich, szatyn prawdopodobnie w ogóle by jej nie zobaczył, będąc zaoferowanym przez czytanie. Więc czemu tego nie zrobiła? Temu, że nie mogła zapomnieć o jego oczach? O oczach, które dały jej do zrozumienia, że chłopak coś ukrywa i to, że przez wszystkich był uważany za idealny przykład optymisty i wiecznego wesołka to wcale tak nie musiało być. Sama nie była świadoma, że co chwila na niego patrzy. Zorientowała się, gdy było już jednak za późno.
-Dekoncentrujesz mnie Jonquil- miękki głos Theo przerwał rozmyślania dziewczyny. Chłopak patrzył na nią z rozbawionym uśmiechem, znad kartki. Jo przewróciła oczami, żeby wyjść z tej sytuacji choćby z resztkami godności, na co szatyn pokręcił głową, śmiejąc się cicho.
-I co ciebie niby śmieszy Larsen?
-Mnie? Kompletnie nic. Po prostu ćwiczę jako aktor muszę umieć śmiać naturalnie na zawołanie.
-Więc masz zamiar być aktorem? - zapytała lekko odchrząkając, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Theo spojrzał na nią z lekko podejrzliwym wzrokiem, ale postanowił nie ciągnąc dalej najwyraźniej lekko niezręcznego dla dziewczyny, poprawił się nieco na fotelu i pokręcił głową z lekkim uśmiechem, po czym spojrzał na nią.
-Nie. To tylko hobby. Przyszłość mam zamiar połączyć z muzyką, ale to tylko plany. A jakie ty masz plany?
-Nie wiem- wzruszyła lekko ramionami- myślę nad czymś związanego z historią. Lubię ten przedmiot, a... Co? -przerwała swoją wypowiedź, gdy zobaczyła jak Theo patrzy na nią skonsternowany.
-Mailey mówiła, że masz piękny głos i prawdziwy talent i teraz jeszcze rozumiem, chociaż nie... staram się zrozumieć, że po prostu się boisz i nie chcesz, okey. Ale na serio chcesz zaprzepaścić swój talent i nigdy z niego nie skorzystać? Jo. Zrozum, że życie jest cholernie krótkie i za nim się obejrzysz, a ono minie. Zastanów się czy nie będziesz tego kiedyś żałować tego, że nie spróbowałaś- Theo nie podniósł głosu, ale w jego tonie można było wyczuć nutę rozdrażnienia.
-To jest moje życie i to ja w razie czego będę żałować, a nie ty- warknęła cicho, ale na tyle głośno, aby chłopak ją usłyszał. W tym momencie oboje mieli jeszcze wiele do dodania, ale nad nimi rozniosły się dwa głosy.
-Hej- Louie i Mailey stali na przejściu roześmiani. Ich uśmiechy jednak lekko zbladły, gdy zobaczyli miny przyjaciół.
-Cześć. My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Louis, ale możesz mówić Louie, ty jesteś Jo?- posłał lekki uśmiech w stronę i wyciągnął dłoń na powitanie, którą dziewczyna niemalże od razu uścisnęła.
-Tak. Miło mi- powiedziała starając się jak najbardziej rozluźnić. W tej chwili swój wzrok miała cały czas zwrócony na przybyłą dwójkę. Była jak na razie zbyt nabuzowana, żeby chociażby spojrzeć na Theo, który w tej chwili zerkał co jakiś czas na nią. To by było tyle z wsparcia z jej strony, pomyślał niechętnie.
-Okey. Jo pójdziemy jeszcze do toalety? - głos blondynki wyrwał go z zamyślenia.
-Tak już idę- dziewczyna szybko wstała, zabierając torbę i kurtkę po czym ruszyła za przyjaciółką, nie oglądając się na nikogo.
-Dobra, co się stało? - Theo usłyszał głos przyjaciela, gdy obie dziewczyny znikły z ich pola widzenia.
-Nic się nie stało. Nic za co powinienem przepraszać. A ty przyszedłeś tutaj z Mailey... czy to znaczy, że już nie jestem potrzebny w sobotę? - powiedział szybko zmieniając temat, na co Louie spojrzał na niego spod przymrużonych powiek.
-Sorry stary, ale idziesz ze mną czy tego chcesz czy nie- blondyn uśmiechnął się lekko i usiadł na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się dziewczyna.
Theo pokręcił lekko głową na jego słowa.
-Obiecaj mi, że jeśli ja będę się zachowywać tak jak ty, jak jakaś dziewczyna mi się podoba, to mnie porządnie strzelisz- powiedział z cichym śmiechem i zakrył się automatycznie ręką, widząc morderczy wzrok przyjaciela, a gdy zobaczył, że blondyn otwiera już usta, żeby coś powiedzieć, nie dał mu dojść do słowa- tak wiem. Zrozumiem jak będę na twoim miejscu. Tak, tak. Już to mówiłeś.
Louie przymknął oczy i policzył do dziesięciu, żeby się uspokoić. Gdy był przy sześciu usłyszał cichy, stłumiony śmiech przyjaciela. Nie, nie zabiję go. Będzie żył i pewnego dnia będzie zachowywał się jak ja i jeszcze zobaczymy kto będzie się śmiać, pomyślał, ale nie był pewien czy właśnie tak by zrobił. Wiedział, że jego przyjaciel tylko żartuje, a tak naprawdę wspiera i rozumie go.
***
Cały casting minął dla wszystkich szybciej niż sądzili. Ostatecznie Louie miał zagrać główną postać, czyli samego o P.T. Barnuma, o którym to była cała historia. Mailey dostała rolę drugoplanową postać, Charity, czyli żony blondyna. Natomiast Theo, spełnił swoje oczekiwania i udało mu się zdobyć rolę Phillipa, z czego ogromnie się cieszył. W pewnym momencie zauważył jak jego wzrok co jakiś czas mimowolnie leci ku Jo, która ostatecznie nie wzięła udziału w przesłuchaniu.
Szatynka stała nieopodal, bokiem do niego i rozmawiała o czymś z swoją przyjaciółką i panią Morgan, mając zawieszoną na ramieniu torebkę, a na rękach przewiesiła swój płaszcz. Czując na sobie wzrok, odwróciła na chwilę głowę w jego stronę, zauważając spojrzenie ciemnych, niemalże czarnych jak kawa oczu. Nie uśmiechali się tylko wpatrywali się w siebie, jakby w następnym momencie oboje mieli się odezwać i zacząć rozmowę, jak gdyby nigdy nic. Jo po chwili jednak odwróciła wzrok i powróciła do skupienia całej swojej uwagi pani Morgan, która w tej chwili tłumaczyła coś blondynce.
Theo do końca myślał, że szatynka jednak zdecyduje się na zmianę swojego nastawiania i przełamaniu swojego lęku. Nie był pewien czy ich wcześniejsza wymiana zdań zdała się na cokolwiek, czy raczej było to bezużyteczne. W tej chwili jednak miał w głowie myśl, która przebijała się ponad wszystko. Udało się. Chłopak nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak dumny z siebie. Udało mu się i z tą myślą ruszył w drogę do domu.
***
Mailey siedziała w swoim pokoju cały czas wpatrując się w scenariusz, który każdy otrzymał. Cieszyła się i to bardzo. Uśmiech nie schodził jej z twarzy do momentu, w którym nie przeszła przez próg domu. Od razu pobiegła pochwalić się rodzicom, z którymi miała na pierwszy wgląd cudowny kontakt, ale gdy już powiedziała o wszystkim usłyszała:
-To dobrze, a jak lekcje? - Przecież była sobota. Miała prawo na odpoczynek.
Rossa i Ervin Boone byli cudownymi rodzicami. Zawsze znajdowali czas, żeby porozmawiać z swoją jedyną córką czy wytłumaczyć jej lekcje. Był jednak jeden problem, który odczuwała wyłącznie Mailey. Jej rodzice chyba już przed jej narodzinami ułożyli jej plan na życie, to znaczy dwa plany. Ervin pragnął, aby jego córka skończyła prawo i stała się znaną na świat prawniczką. Natomiast Rossa chciała dla blondynki pracy lekarza. Często spędzali wieczoru na omawianiu tego, gdzie i jak będzie wyglądać przyszłość ich jedynej córki. Problem leżał w tym, że nie dopuszczali innych opcji do siebie, nie dopuszczali do siebie, że Mailey chciała wiązać przyszłość z aktorstwem, z czymś co kochała. Pozwolili dla niej na te zajęcia, gdyż uznali to za zwykłe hobby, jednak dla dziewczyny było to coś więcej. To była cząstka niej. Nie wyobrażała sobie życia bez tego. Uczyła się cały czas, starając się nie zawieść rodziców, których tak kochała i którzy kochali ją. Walczyła o to, aby zrozumieli, że z jej pasji może się przerodzić coś więcej, ale oni tego nie widzieli i nie rozumieli.
Wzięła w dłoń telefon chcąc napisać do Jo i po prostu wygadać się komuś, po chwili jednak go odłożyła. Opowie jej o tym następnego dnia. Twarzą w twarz. Jo wiedziała o wszystkim. Znała jej sytuację i zawsze starała się jakoś poradzić. Blondynka czasami żałowała, że kiedykolwiek pomyślała o tym kółku teatralnym i że się na nie zapisała, no bo gdyby nie to. Mogłaby teraz bez problemów i zastanowienia uczyć się biologii czy wykuwać kodeks cywilny na pamięć, a teraz... siedziała przed tymi nieszczęsnymi kartkami papieru i jeszcze kilka godzin temu tak szczęśliwa i dumna z siebie zastanawiała się czy nie wyrzucić scenariusza przez okno i następnego dnia nie zrezygnować. Ale czy tego chciała? Nie. Chciała, żeby rodzice w końcu przestali układać jej życie i chciała, żeby zrozumieli, że zostanie lekarzem czy prawnikiem to ostatnie o czym myśli. Przypomniała sobie minę Louisa, który po wszystkim przytulił ją i pogratulował. Znali się od początku, gdy dołączyła do kółka. Wierzył w nią i wspierał ją, tak samo jak Jolene, nawet tak samo jak Theo, z którym zawsze sobie dogryzali. Wspierali ją i kibicowali jej. Jeśli w tej chwili zrezygnuje z roli zawiedzie nie tylko siebie, ale i ich, przyjaciół.
Otarła kilka łez, które nie wiedząc, kiedy wypłynęły z jej oczu i usiadła przy swoim biurku, biorąc zakreślacze, karteczki samoprzylepne i jakieś długopisy. Tym razem nie miała przed nosem podręczników i zeszytów, tylko plik kartek, w których zaczęła zakreślać swoje kwestie i pisać jakieś komentarze, które mogą się jej przydać.
Nie podda się. Bo jeśli to zrobi to rozczaruje nie tylko siebie, ale i ludzi, których kocha.
------
Tytuł to fragment piosenki Hailee Steinfeld- Most Girls.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro