𝒜𝓇𝑒 𝓎𝑜𝓊 𝓇𝑒𝒶𝒹𝓎 𝓉𝑜 𝓉𝒶𝓀𝑒 𝓂𝓎 𝒽𝒶𝓃𝒹?
Każda kolejna próba była coraz trudniejsza, coraz więcej szczegółów i poprawek. Cała premiera zbliżała się wielkimi krokami. Wszyscy odegrali już wszystkie swoje sceny, a teraz już jedynie je dekorowali i dopieszczali, aby wszystko wyszło idealnie.
Theo był już niemal w pełni przygotowany. Znał prawie cały tekst i w większości momentach wiedział jak miał się zachowywać i co zrobić. Dużą część scen grał z Cynthią Rowlinson. Taka scena trwała w tamtym momencie. Scena, w której ich bohaterowie, w których się wcielali śpiewali romantyczną piosenkę. Ćwiczyli to już kilka razy i nie wychodziło jakoś tragicznie.
Tym razem Larsen miał jednak wielki problem ze skupieniem swoich myśli. To miała być pierwsza próba, podczas której Jolene miała grać melodię. Do tej pory albo dane piosenki były puszczane, albo obchodzili się bez. Pani Morgan jednak stwierdziła, że to najwyższy czas, aby wszyscy ci którzy grali na instrumentach zgrali się z uczniami, którzy występowali na scenie.
Larsen od ich rozmowy wieczornej czuł, że między nimi coś się zmieniło. A przynajmniej coś zmieniło się w jego stosunku do niej. Gdy szła obok niego, gdy była po prostu obok czuł pewnego rodzaju szczęście i zadowolenie, czego nie chciał czuć.
Wiedział co to wszystko może znaczyć, a nie chciał. Nie chciał zakochiwać się w swojej przyjaciółce. To wszystko przecież nie tak miało wyglądać. Mimo to jego uczucia wcale nie pytały o to czego on chce, a czego nie.
W momencie więc gdy przyszła kolej na ich próbę, co kilka minut zamiast skupić się na Cynthii, na której faktycznie powinien się teraz skupić, uciekał wzrokiem na Jolene, która grała na pianinie. Zobaczył już, że za każdym razem, gdy robiła cokolwiek, czy była to nauka, czy gra, czy cokolwiek co chciała zrobić dobrze, związywała długie, ciemne włosy w kucyka lub szybkiego koka. Skupienie na twarzy dziewczyny było bardzo dobrze widoczne i zazdrościł jej. Zazdrościł jej tego, że ona wciąż uważała go tylko za przyjaciela, a jeśli nie to, że chociaż potrafiła odsunąć uczucia na bok.
Wykonywał utwór razem z szatynką, a po głowie chodziło mu co by było, gdyby miejsce Cynthii zajęła Jolene.
Znowu uciekł wzrokiem na McClain, która czuła jego wzrok na sobie, ale ani na chwilę nie dała tego po sobie poznać. Co ty ze mną zrobiłaś Jonquil- pomyślał chłopak i postarał się skupić myśli na tym na czym powinien. Daremnie.
***
Po skończonej próbie Larsen jedyne o czym myślał to jakikolwiek odpoczynek. Chciał jakoś uciec myślami dokądkolwiek, aby potem na spokojnie zebrać je wszystkie i w jakikolwiek sposób ułożyć, ale nie było mu to dane. Siedział na drewnianych schodkach przy scenie, a za sobą usłyszał zbliżające się w jego stronę kroki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu było jeszcze trochę osób, które coś sprzątały czy właśnie wychodziły. Jednak osoba, która właśnie szła zatrzymała się obok niego i po chwili usiadła.
-Coś się stało? Nie byłeś chyba jakoś za bardzo skupiony na próbie.
Tak. Stało się. Za bardzo zaczęłaś mi się podobać Jonquil.
-Nie. Po prostu jestem chyba trochę zmęczony- powiedział z lekkim uśmiechem kierując swoje spojrzenie na dziewczynę, która patrzyła na niego z troską. Dopiero teraz zauważył podkrążone oczy Jo- ale chyba nie tylko ja tutaj nie czuję się na siłach.
Na jego słowa szatynka uśmiechnęła się lekko i pokiwała delikatnie głową w znaku potwierdzenia.
-Ostatnio trochę gorzej śpię, ale to nic. Przez ostatnie dni cały czas jesteś zmęczony. Jesteś pewien, że to nic...
-To nic takiego Jonquil- przerwał jej, posyłając dziewczynie szczery uśmiech- to miłe, że się martwisz, ale możesz być spokojna. Jeśli coś będzie się działo to powiem. Okey?
-Obiecujesz?- zapytała, a w tej chwili Theo nie chciał odpowiadać. Nie chciał jej mówić o swoich problemach, a nigdy nie składał kłamliwych obietnic. W tym wypadku miał tylko dwie możliwości. Albo mógł jej wszystko powiedzieć, albo właśnie oszukać ją.
-Okey, jeśli ty mi obiecasz to samo- powiedział, a po jej zaskoczeniu wiedział, że miała ten sam problem.
Potaknęła lekko głową po czym uścisnęli sobie dłonie. W ten sposób zawarli fałszywe obietnice, o których oboje wiedzieli, mimo to żadne z nich nie przyznało się i nie powiedziało nic więcej na ten temat.
-Masz czas?- zapytała w pewnym momencie Jolene, a Theo spojrzał na nią z lekko zmarszczonymi brwiami.
-A co, chcesz zabrać mnie na randkę Jonquil?- Mimo, że jego ton jak niemalże zawsze w takich sytuacjach był żartobliwy, tak czuł się już nieco dziwnie zadając takie pytanie.
-Nie tym razem Larsen. Ale chcę ci coś pokazać pod warunkiem, że masz czas.
Theo zastanowił się chwilę i spojrzał na nią w zamyśleniu. Szare oczy, które już tak dobrze znał faktycznie skrywały nieco nadziei, że mimo wszystko się zgodzi.
-Miałbym nie znaleźć czasu dla mojej przyjaciółki? - zaśmiał się i wstał podając dłoń dziewczynie. Jolene uśmiechnęła się szerzej, na co z chłopaka jakby zeszło całe zmęczenie, które czuł do tej pory.
Szli już dłuższy czas, aż dziewczyna nie skręciła do jakiegoś opuszczonego budynku.
-Serio? - zapytał Larsen, gdy wchodzili do środka.
-Nie mów mi, że się boisz- powiedziała dziewczyna i ruszyła znowu przed siebie. Theo poszedł w ślad za nią, a po kilku minutach znaleźli się na dachu budynku. Na twarzy Jolene od razu pojawił się uśmiech, gdy tylko tutaj weszła.
Larsen rozejrzał się dookoła i chyba zaczął rozumieć, czemu dziewczyna mogła lubić to miejsce. Na brzegu dachu znajdował się co najmniej metrowy murek, który sprawiał, że było się niewidzialny, dla ludzi na dole w jakikolwiek sposób.
-Przychodzę tutaj, gdy chcę być sama- wyjaśniła na spokojnie, widząc zaciekawione spojrzenie bruneta.
-Jeśli nikt nie wie, że to twoje miejsce, to czemu mi je pokazałaś?
-Nie wyobrażaj sobie za wiele. Mailey o tym wie, ale rozumie i szanuje to, że potrzebuję czasami pobyć sama ze sobą.
-A jeśli ja tego nie uszanuję? - zapytał, patrząc na nią spod lekko przymrużonych powiek.
-Nie wydaje mi się, żebyś był taki, ale nawet jeśli to zawsze mogę ciebie zrzucić stąd.
-Nie zrobisz tego.
-A skąd niby możesz być tego pewien? - zapytała z lekkim śmiechem i spojrzała na chłopaka, który stał tylko o kilka kroków do niej, tyłem, wpatrując się w niebo.
-Bo za bardzo mnie lubisz Jonquil- powiedział i spojrzał na nią przez ramię.
Obyś tym razem nie miał racji. Pomyślała patrząc chłopakowi w oczy.
Odwróciła się i usiadła na dachu, kładąc najpierw szalik, który uprzednio zdjęła. Minęła krótka chwila i bardziej poczuła niż usłyszała, jak chłopak zajmuje miejsce obok niej
-Więc? - zaczął Theo opierając ręce na zgięte kolana, wbijając wzrok w przed siebie.
-Więc co?
-Czemu akurat tutaj? Co jest tutaj takiego specjalnego? - zapytał zwracając wzrok na dziewczynę, jednak ta wciąż patrzyła w niebo.
-Nic a nic. To móugłby być każdy inny dach i byłoby tak samo. Po prostu tutaj zawsze przychodzę.
-Serio? Myślałem, że zaraz opowiesz mi jakąś romantyczną, wzruszającą czy jakąkolwiek historię o tym dachu, że jest w jakiś sposób ważny dla ciebie, a to taki zawód- uśmiechnął się lekko słysząc jak dziewczyna zaśmiała się cicho na jego słowa. Zwrócił na nią swój wzrok i zobaczył, jak kręci lekko głową.
-Nie tym razem. Ostatnio przychodzę tutaj częściej...
-Niech zgadnę obejrzeć zachód słońca? - przerwał dziewczynie patrząc na nią z lekko uniesioną brwią.
-Wschody- powiedziała z lekkim uśmiechem spoglądając na niego- Trzeba być oryginalnym.
-Więc twoja oryginalność przejawia się w tym, że zamiast oglądać zachody, oglądasz wschody słońca- zaśmiał się cicho.
Siedzieli tak kilka minut w kompletnej ciszy. Nie czuli potrzeby, żeby zaczynać jakiegokolwiek tematu. Oboje byli pogrążeni w swoich myślach. Mimo, że wcześniej obiecali sobie, że powiedzą, jeśli coś będzie nie tak, to żadne w tej chwili nie było w stanie otworzyć ust i powiedzieć tego co leżało im na sercu.
-Przychodzisz tutaj codziennie?
-Nie- Dziewczyna pokręciła lekko głową- Różnie. Raz wychodzi, że przychodzę tutaj kilka dni z rzędu, a raz, że przez tydzień mnie tutaj nie będzie.
-Ale jak już przychodzisz to na wschody słońca- powiedział ze śmiechem, a Jo spojrzała na niego z lekkim niedowierzaniem.
-Serio? Teraz będziesz cały czas do tego nawiązywać?
-Możliwe. Taką oryginalność trzeba zapamiętać Jonquil.
-Czemu tak cały czas do mnie mówisz. Jesteś jedną z niewielu osób, która nazywa mnie per Jonquil- skończyła, a gdy zobaczyła już ten dobrze znany dla niej uśmiech, który zwiastował kolejny komentarz, nie dała mu dojść do słowa dodając- oprócz wymówki o byciu oryginalnym. To moje.
Theo zaśmiał się cicho i wzruszył ramionami. Zwrócił wzrok na nią i zaczął:
-Sam nie wiem. Chyba po prostu temu, że mówiłaś, że to ciebie irytowało, a mi szczerze dużo bardziej podoba się Jonquil niż Jolene. Jakoś lepiej wybrzmiewa i lepiej do ciebie pasuje-podniósł dłoń i poprawił kosmyk jej włosów za ucho.
Gdy poczuła dłoń chłopaka na policzku wstrzymała lekko oddech. Bała się tego w jaki sposób na niego reaguje. Gdy poczuła jak jego dłoń przylgnęła do jej policzka, przez jej ciało przeszedł delikatny dreszcz.
-Lepiej się zbierajmy. Zaraz zmarzniesz- zasugerował wstając i podając jej dłoń. Dziewczyna tylko lekko potaknęła głową. Nie miała zamiaru wyprowadzać go z błędu. Bo co miałaby niby powiedzieć Nie, nie jest mi zimno, tylko tak po prostu reaguję na twój dotyk.
Zrobiła w życiu kilka głupich rzeczy, ale nie miała zamiaru robić tego i totalnie się pogrążyć. Gdy Theo pomógł się dla niej podnieść i stali już naprzeciwko siebie uśmiechnął się do niej nieco tajemniczo, a gdy Jolene już miała zapytać o co mu chodzi, ubiegł ją.
-Przyjdź tutaj jutro o wschodzie. Skoro tyle razy już oglądałaś i wolisz go od zachodu to zobaczymy co w tym jest takiego wyjątkowego.
-Okey- powiedziała delikatnie kiwając głową.
Theo puścił jej dłoń, a Jo poczuła jakby pustkę. Zaczęła naprawdę lubić te momenty, gdy byli tylko we dwójkę. Jednak dopiero teraz zaczęła się czuć jakby zaczynało to być jakimś uzależnieniem. Gdy widziała chłopaka niemalże od razu poprawiał się dla niej humor, a gdy puszczał jej dłoń czuła tą pustkę. Nie oszukiwała się. Dobrze wiedziała co to znaczy. Theodore Larsen stał się dla niej bliższy niż kiedykolwiek by przypuszczała. Stał się dla niej tym, kim kiedyś miał być Anthony. Bała się jednak, że tak jak Anthony, pewnego dnia, z jakiegoś powodu Theo zniknie z jej życia.
Gdy wyszli już z budynki nie minęła chwila jak Theo zawiesił na dziewczynie ramię i przyciągnął ją nieco bliżej do siebie ze śmiechem.
-Co ty robisz?
-Nie chcę żebyś zmarzła Jonquil- powiedział z dumnym uśmiechem.
Dziewczyna pokręciła lekko głową, ale tylko bardziej wtuliła się w jego ramię. Po kilkunastu minutach byli już pod domem dziewczyny i oboje stali na jej werandzie.
-Czyli do jutra.
-Do wschodu słońca- potwierdził jeszcze raz chłopak.
Jo wiedziała, że powinna wejść już do domu, a Theo powtarzał sobie, że powinien się ruszyć i pójść w swoją stronę. Żadne jednak nie zrobiło choćby kroku i stali tak patrząc na siebie. Nagle chłopak zrobił dwa kroki w stronę Jo, skracając między nimi odległość. Spojrzał na nią z góry z lekkim uśmiechem.
-Dobranoc Jonquil- powiedział i położył dłoń na jej policzku, a drugo delikatnie musnął ustami.
-Dobranoc Larsen.
Theo posłał dziewczynie ostatni uśmiech i ruszył w końcu w swoją stronę. Jakby to co zrobił było koniecznym punktem, jakby blokowało ich w tamtym miejscu. Dziewczyna zanim weszła do domu, ostatni raz spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się lekko.
-Tylko przyjaciel? - usłyszała, gdy tylko weszła do środka. Był to nie kto inny jak jej brat, który stał obok okna z założonymi rękami i uśmiechał się do niej w taki sposób, że już sama dobrze wiedziała, że nie ważne czego by nie powiedziała nie przekona Charliego.
-Zamknij się- zaśmiała się i rzuciła w niego nieco brudnym od dachu szalikiem, po czym od razu skierowała swoje kroku w stronę pokoju.
Gdy była już sama w swoim azylu, złapał ją mocny kaszel. Siedzenie na dachu, nawet przy łagodnej zimie, nie było dobrym pomysłem. Mimo tego kaszlu, który ją w tej chwili dopadł, ani przez chwilę nie żałowała tego dnia. Cieszyła się z niego i mimo, że nie poprawiło jej to problemów z sennością to tym razem była zadowolona z tego, że będzie mogła obejrzeć kolejny wschód słońca.
Tym razem nie będzie jednak sama.
---------------------------
City Lights- Blanche
Rozdział dedykuję (znowu lol, jestem zbyt miła) dla prokrastynacje, która już tydzień temu chciała rozdział oraz dla -moorhen za wspólne oglądanie i matching icons.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro