Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Pov. Stark

Odwróciłem się i zmierzyłem mężczyznę przede mną nienawistnym spojrzeniem. Trwało to jednak zaledwie chwilę, tak, by tylko on mógł to zauważyć. Musiałem nad sobą panować. Przynajmniej teraz, kiedy jesteśmy wśród ludzi, którzy obserwują uważnie każdy nasz krok, zupełnie jak sępy, czekające na swoją ofiarę. Rzucą się na nas, jeśli tylko zrobimy coś źle, a potem bezwzględnie to wykorzystają, doszczętnie rujnując moją opinię. Posłałem mu firmowy uśmiech i rozejrzałem się odruchowo. Tak. Patrzą.

Jak sępy.

-Panie Fisk- powiedziałem i skinąłem głową na przywitanie, ściskając mężczyźnie dłoń. Przytrzymałem ją lekko, patrząc mu prosto w oczy.

-Cieszę się, że pana tu widzę- oznajmił mężczyzna z przyjaznym uśmiechem. Skręcało mnie w środku. Ta jego uprzejmość była nie do zniesienia. Ale trzeba mu oddać, że aktorem jest wybitnym. Zdecydowanie lepszym ode mnie. Sprawia wrażenie kogoś, kto naprawdę cieszy się na mój widok. Uhh... gdyby nie ci ludzie, to...

-Ja również- odparłem swobodnie, mróżąc lekko oczy, tak by tylko on to zauważył. Zignorował to, obdarowując mnie jedynie fałszywym uśmiechem, który przyprawiał mnie o mdłości- może przejdziemy w bardziej ustronne miejsce?- zaproponowałem, niby od niechcenia. Nie mogłem z nim rozmawiać tutaj, przy tylu świadkach, a on dobrze o tym wiedział. Za bardzo go nienawidziłem, żeby dalej posyłać mu uśmiech. Nawet ten fałszywy. Po prostu nie potrafiłem spokojnie rozmawiać z człowiekiem, który niszczył życie mojego dziecka. Który krzywdził go fizycznie. Psychicznie był już dawno złamany. Tylko że... do tego akurat przyczyniliśmy się obaj. Tylko że... on... zmusił go do tego jebanego morderstwa. Nawet teraz, kiedy o tym pomyślę, mam ochotę się rozpłakać. Mój mały Peter... nie chce mi się wierzyć, że on był w stanie... nie, nie był. To przez te dopalacze. A wziął je... żeby mnie ratować. Żebym ja był bezpieczny. Pozwala się tak niszczyć dla mnie. Żeby Fisk mnie nie skrzywdził. Gdyby tylko wiedział, że nie ma dla mnie nic gorszego, niż jego cierpienie.

-Nie widzę takiej potrzeby- odparł zaraz- zresztą, jestem gospodarzem i nie powinienem opuszczać przyjęcia, zgadza się?- dodał z uśmiechem. Miałem ochotę przewrócić oczami, jednak jakimś cudem powstrzymałem się. Gdy w moich oczach zagościł gniew i mała iskierka paniki, usłyszałem zadowolone mruknięcie. Spojrzałem na Fiska, który posyłał mi usatysfakcjonowane, triumfalne spojrzenie pełne wyższości. Zagryzłem dolną wargę i wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić. Wiem co ten skurwiel kombinuje. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to było strasznie tchórzowskie. Ale on się nie bał. On po prostu chciał zabawić się moim kosztem. Obserwować, jak wiję się w środku i walczę całym sobą z ogarniającą mnie wściekłością. Jak nie radzę sobie z przytłaczającymi mnie emocjami. Jak za wszelką cenę staram się nie wybuchnąć, żeby nie zszargać swojej opinii, która już i tak wisi na włosku. Chociaż w tym momencie, opinia publiczna nie była dla mnie istotna, to widziałem, że jeśli nie będę nad sobą panować, moje szanse na to, że uda mi się pomóc dzieciakowi gwałtownie zmaleją. Ai tak były niskie.

No cóż, niech tak będzie. Chce grać? Proszę bardzo. Mam wprawę.

-Naturalnie- powiedziałem z życzliwym uśmiechem, posyłając mu wesołe spojrzenie- słyszałem, że jest pan w posiadaniu pewnej... ehm... wartościowej obligacji- mruknąłem, niechętnie nazywając chłopca w ten sposób. Jeszcze trudniej przyszło mi stwierdzenie tego, że "należy" on do Kingpina. Ale dzięki temu, wyraźnie dałem mu do zrozumienia, o co mi chodzi. Choć z drugiej strony, najpewniej od początku wiedział, czego tu szukam. Ten jedynie uśmiechnął się lekceważąco.

-Och, nie przesadzajmy, nie jest znowu taka wartościowa- stwierdzili swobodnie, machając lekceważąco dłonią. Zagotowało się we mnie. Resztką woli powstrzymałem się od przyłożenia temu skurwielowi. Jak on śmie? W tym momencie nie czułem nic, poza gniewem i odrazą. Jednak mimo to wciąż posyłałem Fiskowi przyjacielski uśmiech. Zaśmiałem się krótko.

-Zapewniam pana, panie Fisk, że nie przesadzam- powiedziałem dosadnie, odbierając jednocześnie kieliszek szampana od kelnera, który do nas podszedł.

-Rzeczywiście, przynosi mi niemałe zyski- stwierdził, posyłając mi wymowne spojrzenie i również chwytając za kieliszek.

-Przejdę od razu do rzeczy, jeśli pan pozwoli. Chciałbym ją od pana odkupić- oznajmiłem pewnie. Fisk roześmiał się, niby wesoło, jednak wiem, że było to przesiąknięte ironią.

-Nie sądzę, by było pana na nią stać, panie Stark- odparł miękko, z małym, triumfalnym uśmiechem. Spuściłem na chwilę wzrok i pokiwałem głową z "rozbawieniem".

-Chyba mnie pan nie docenia- powiedziałem ze śmiechem- jestem w stanie zapłacić każda cenę- oświadczyłem stanowczo, twardo patrząc mu w oczy i kładąc nacisk na słowo "każdą".

-Nadal wątpię, by był pan w stanie przedstawić zadowalającą mnie ofertę- mruknął z małym uśmieszkiem, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

-Proszę ją zatem zaproponować- rzuciłem, coraz mniej przyjaznym tonem. Nie mogłem nic poradzić na buzujące we mnie emocje. Przede mną stał człowiek, który zmienił życie Petera w piekło i każdego dnia spycha go w dół, żeby samemu piąć się w górę. On nie ma sumienia. Peter jest tylko dzieckiem. Szesnastoletnim chłopcem, który powinien cieszyć się każdą chwilą w gronie najbliższych, a nie zarabiać pieniądze dla szefa nowojorskiej mafii. Tu już nawet nie chodzi o samo sumienie. Przecież jego psychika wciąż się kształtuje. Dzieciak rośnie. Rozwija się psychicznie i fizycznie. A teraz, Fisk rysuje szramy na jego psychice. I nie ma najmniejszych szans, by te rany kiedykolwiek się zagoiły. To mu zostanie na całe życie. Nawet jeśli zamieszka w wieży i... będzie bezpieczny, ze mną, to i tak... to będzie się za nim ciągnąć. A Fisk... on go krzywdzi w każdy możliwy sposób. A skoro nie ma sumienia, to nie powinien tego robić choćby ze względu na swoje interesy. Bo jak długo Peter jeszcze wytrzyma? Dwa lata? Trzy? W końcu się załamie i nie będzie w stanie zrobić dla Kingpina nic więcej. Fisk doskonale o tym wie, więc dlaczego tak go niszczy? Za kilka lat, Peter będzie wrakiem człowieka, zniszczony psychicznie i fizycznie. Widziałem, jaki ból sprawia mu ta proteza. Ehh, to pewnie "prezencik"od Fiska. Nie zdziwił bym się, gdyby okazało się, że specjalnie kazał założyć mu coś takiego. Dla zwykłej zabawy. Radości, czerpanej z jego bólu. Przecież stać by go było na dobrą, nową, porządną protezę. Stać by go było też na zmienienie tej protezy. Na pewno wie, że jest już za mała. Za kilka lat, Peter nie będzie w stanie z nią funkcjonować. Ból będzie zbyt rozrywający. A on... ten skurwysyn... on go wtedy...

-Wie pan, panie Stark, myślę, że w zasadzie nie zależy mi na sprzedaży. Jak już wspomniałem, przynosi mi całkiem spore zyski. Szkoda byłoby się jej pozbyć, prawda?- jego głos wytrącił mnie z zamyślenia. Zmarszczyłem brwi. Byłem coraz bardziej wściekły. Co kurwa znaczy, że "nie zależy mu na sprzedaży"? Jakby miał cokolwiek do powiedzenia. Chyba samą swoją obecnością dałem mu wyraźnie do zrozumienia, że zamierzam odzyskać Petera bez względu na to, co zrobi. Że nie odpuszczę. Że będę łapał się wszystkiego. Że nie zawaham się przed niczym. I dobrze wie, że jestem w stanie zaangażować w to Tarczę i go zniszczyć.

-Ja sądzę jednak, że należałoby się jej pozbyć, póki jest na to okazja. Później, może zacząć sprawiać problemy. Może pan dużo stracić, panie Fisk- powiedziałem ze słyszalną groźbą w głosie. Ten uśmiechnął się z politowaniem.

-Nie wydaje mi się- mruknął, po czym nachylił się lekko i szepnął mi do ucha- ta obligacja straci jakąkolwiek wartość szybciej niż ci się wydaje.

Zmarszczyłem mocno brwi. Co on ma na myśli? Niby dlaczego? O co tu chodzi? On... on coś wie. Coś ważnego. Coś, o czym mówił Mike. Coś, o czym Peter mi nie powiedział.

-Dlaczego pan tak uważa, panie Fisk?- spytałem, unosząc jedną brew i splatając ręce na klatce piersiowej.

-Sądzę, że nie jest pan w pełni poinformowany, na temat rzeczonej obligacji. Nie rozumie pan pewnych zasad, a ponadto, nie zna pan... ekhm... terminu ważności- oświadczył spokojnie. Spuściłem wzrok i pokręciłem głową, uśmiechając się z rozbawieniem.

-Nie mam pojęcia, o czym pan mówi- stwierdziłem, na co mężczyzna zaśmiał się cicho.

-Właśnie w tym tkwi problem. Proszę zastanowić się ponownie, gdy pozna pan wszystkie szczegóły- powiedział, z małym, triumfalnym uśmieszkiem.

-One nie mają znaczenia. Chcę ją nabyć bez względu na wszystko- reszką woli postrzymałem się od krzyku, patrząc na niego na tyle obojętnym wzrokiem, na ile było mnie stać. Fisk pokręcił głową z rozbawieniem, po czym rozejrzał się dookoła. Mimowolnie uczyniłem to samo.

-Odprowadzę pana do wyjścia- oznajmił. Już miałem zaprotestować, ale w tym momencie zrozumiałem, o co mu chodzi. Wychodzimy. Bez świadków. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową, po czym w milczeniu ruszyłem do wyjścia. Niemalże natychmiast oślepił mnie blask fleszy, z którym byłem już niemalże zaprzyjaźniony. Posłałem fotografom firmowy uśmiech. Kingpin poszedł w moje ślady, również uparcie brnąc przez tłum nachalnych dziennikarzy. W końcu dotarliśmy do mojego samochodu, który został podstawiony, gdy tylko wyszedłem z budynku.

-A więc?- spytałem, wsiadając do samochodu. Fisk oparł się o otwarte drzwi.

-Ten nielojalny szczur na pewno niedługo znów do ciebie przybiegnie. Spytaj go wtedy o jego mały sekrecik, a potem dobrze się zastanów, czy na pewno chcesz dla niego ryzykować- powiedział swobodnie, z uśmiechem na twarzy. Zmarszczyłem mocno brwi.

-Bez względu na wszystko, nie pozwolę ci zniszczyć tego dzieciaka, rozumiesz?- wycedziłem przez mocno zaciśnięte zęby. Kingpin uśmiechnął się z politowaniem.

-Przecież on już i tak jest wrakiem- rzucił wesoło, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, nie dając mi szansy na odpowiedź. Z głośnym trzaskiem zamknąłem drzwi samochodu i oparłem się głową o kierownicę. Zamknąłem oczy i zaszlochałem cicho, dając upust całej flustracji, wściekłości i przerażeniu, jakie towarzyszyły mi, gdy tylko pomyślałem o Peterze. O tym, jak zdruzgotany jest ten chłopiec. Jak złamany przez życie siedzi tam, w tej swojej brudnej, ciasnej przyczepie, zupełnie sam, zagłębiając się bezustannie w mantrze własnych myśli. Obwinia się o to co się stało. Na pewno. O to całe pobicie. Ehh, gdybym tylko wiedział...

Wierzchem dłoni otarłem łzy. Muszę się wziąć w garść. Muszę być silny. Żeby Peter nie musiał. Żeby on mógł być słaby. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Przez chwilę skupiałem całą swoją uwagę na drodze. Starałem się w ten sposób choć na chwilę uwolnić od uciążliwych myśli. To było bolesne. Za każdym razem, gdy o nim myślałem. Już sam nie wiedziałem, co jest gorsze. Życie z przekonaniem o śmierci Petera, czy świadomością tego, jak bardzo cierpi? Tego nie wiedziałem, ale byłem absolutnie pewien jednego. Najgorsza jest bezsilność. Fakt, że nie mogę nic zrobić. Że nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Ehh, tak bardzo chciałbym znów mieć go w wieży. Przytulić go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Może to samolubne, ale ja go potrzebuję. Potrzebuję mieć go przy sobie. Wiedzieć, że jest bezpieczny i szczęśliwy. Inaczej... po prostu nie dam rady normalnie żyć. Przez ten cały rok, udało mi się przespać spokojnie tylko jedną noc. Tylko tę noc, w czasie której Peter był w wieży. Kiedy wiedziałem, że śpi w ciepłym, suchym i bezpiecznym miejscu. Że nic mu nie grozi i nikt go nie skrzywdzi.

Włączyłem autopilota. Nie mogłem się skupić na drodze. Nawet obserwowanie oświetlonego miasta w żaden sposób nie pomogło. Wciąż o nim myślałem. O nim, o Fisku, o Mike'u. Kingpin powiedział, że Peter do mnie przyjdzie. Że na pewno znajdzie się w wieży. Więc chyba teraz, jedyne co mogę zrobić, to czekać, prawda? Czekać na niego. Czekać, aż sam postanowi wrócić do domu. A wtedy... jakoś go tam zatrzymać. Żeby nie wracał do Fiska. Do tego całego bagna. Cholera, czemu akurat ten chłopiec nie może spokojnie przeżyć swojego dzieciństwa?

Swoją drogą, muszę dowiedzieć się, co Peter ukrywa. Normalnie nie uwierzyłbym Fiskowi. Uznałbym to za głupi podstęp, ale... Mike też twierdzi, że dzieciak ma sekret. Ba! Ma całą masę sekretów i pewnie mogę jedynie pomarzyć, że kiedykolwiek mi o nich powie. Myślę, że bez względu na bliskość naszej relacji, nigdy nie powie mi wszystkiego. Zawsze będzie ukrywał te najmroczniejsze detale swojego życia, do których nie będzie się przyznawał nawet przed samym sobą, ale o tej jeden konkretnej rzeczy muszę się dowiedzieć. Ale w jednej sprawie Fisk się mylił. To, co Peter ukrywa, nic nie zmieni. A nawet jeśli nasza "relacja" się pogorszy... choćbym stracił do niego całe zaufanie, albo uznał za niebezpiecznego, nie zostawię go. Już nigdy tego nie zrobię. I na pewno nie pozwolę Fiskowi dalej krzywdzić mojego dzieciaka.

Wiem, że Kingpin łatwo nie odpuści. Nie zostawi dzieciaka bez walki. Ale ja też tak łatwo go nie oddam. To jest mój dzieciak i będę za niego walczyć. Choćbym miał zginąć.

#wojnapolsatowa

*****

2022 słowa

Hejka!

Serduszko dla osóbki odpowiedzialnej za bonusowy rozdzialik--->

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Ps. I nie liczcie na więcej bonusów dzisiaj xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro