Rozdział 2
Pov. Stark
Zmarszczyłem brwi, obracając w dłoni małe, czarne urządzenie.
-Podsłuch?- powiedziałem cicho, sam do siebie. Gdyby nie obecna sytuacja, najpewniej zaśmiałbym się z tego. Najpierw gadam do kamienia, a teraz sam do siebie. Nie było ze mną dobrze, ale nie miałem czasu się nad tym teraz zastanawiać. No bo... podsłuch? Dlaczego... dlaczego ktoś miałby podsłuchiwać to, co dzieje się przy grobie Petera? Przecież... to bez sensu. Kto miałby to zrobić? I dlaczego? Kogo może obchodzić to, co mam do powiedzenia mojemu dzieciakowi? Jaki jest sens w codziennym wysłuchiwaniu żali jakiegoś faceta przy grobie chłopca, którego uważał za syna? To absolutnie bez sensu. Kto normalny zrobił by coś takiego?
Zapominając o stłuczonym wazonie, ruszyłem w kierunku samochodu, przyglądając się dokładnie małemu przedmiotowi. Dlaczego ktokolwiek miałby zakładać podsłuch na cmentarzu? Nie wydaje mi się, żeby kogoś interesowały smętne historie, które tu opowiadam. A może to przypadek, że podsłuch został założony przy tym konkretnym grobie? Nie, to głupie. Takie przypadki się nie zdarzają. Na pewno nie, jeśli ktoś tak starannie ukrył ten podsłuch. To nie mógł być przypadek. Ktoś z premedytacją założył podsłuch przy tym konkretnym grobie. A może... nie jest aktywny? Nie. Co prawda na pierwszy rzut oka widać, że nie jest uruchomiony, ale równie dobrze to spadający wazon mógł go trochę uszkodzić. Bądź co bądź, granit jest ciężki. Nie rozumiałem tego. Ale wiedziałem, że jest tylko jeden sposób, żeby dowiedzieć się, o co tu chodzi.
Zaraz po powrocie, zamknąłem się w swoim warsztacie. Muszę zlokalizować osobę po drugiej stronie. Muszę się dowiedzieć, kto słucha. A potem... po prostu spytać ją, czego chce. I dlaczego to robi. Muszę namierzyć odbiornik, mając nadajnik. Nie będzie to jakoś specjalnie trudne, ponieważ już nie raz to robiłem. Miałem nawet ułożony specjalny algorytm, na takie wypadki. Jednak najpierw musiałem nieco pogrzebać we wnętrzu urządzenia, które rzeczywiście było trochę uszkodzone, ale to też nie stanowiło dla mnie problemu.
Wystarczyło piętnaście minut, żebym usłyszał upragnione "mam lokalizację, panie Stark". Uśmiechnąłem się triumfalnie i odruchowo zerknąłem na zdjęcie Petera. Zawsze tak robię, kiedy coś mi się uda. Nie wiem dlaczego. Taki nawyk. Jakbym chciał, żeby dzieciak wiedział o każdym moim sukcesie. Może to trochę głupie, ale... po prostu tak robiłem. Stwarzałem sobie złudną iluzję o tym, że Peter wiedział dokładnie, co działo się w moim życiu. Usłyszałem jego głos. Jego wesoły, przepełniony szczęściem głos. "Wow... ale super!". U niego zawsze... wszystko było takie szczere. Gdyby coś mu się nie spodobało, wzruszyłby ramionami i oznajmił, że nie jest to zbytnio imponujące. Ale ja mu zawsze imponowałem. Był we mnie wpatrzony jak w obrazek i zachwycał się każdym moim wynalazkiem. Momentalnie spochmurniałem, przypominając sobie wszystkie chwile, w których spławiałem go z warsztatu, rzucając krótkie "zmiataj, nie mam czasu". Jak mogłem powiedzieć mu coś takiego? Nie mam czasu? Na niego zawsze miałem czas. Zawsze powinienem mieć na niego czas i gdybym tylko zechciał, na pewno znalazł bym na niego dokładnie tyle czasu, ile Peter by zapragnął. Ale ja nie chciałem. Nie wtedy... uhh, ale byłem głupi. Dzisiaj... gdybym go zobaczył... po prostu... nawet nie umiałem sobie tego wyobrazić. Tyle bym mu powiedział... przytuliłbym go najmocniej jak potrafiłem... przeprosił i... może kiedyś... może nawet kiedyś by mi wybaczył?
-Daj ten adres- rozkazałem, a po chwili moim oczom ukazała się holograficzna mapa miasta z zaznaczonym na niej czerwonym punktem. Zmarszczyłem brwi. To były przedmieścia i... z tego co mi wiadomo, mieści się tam coś na kształt nielegalnego wysypiska. Przecież... tam nic do cholery nie ma. Nikt tam nie chodzi. A może... po prostu ktoś wyrzucił tam odbiornik? Ale... z drugiej strony, po co ktoś miałby zakładać podsłuch, żeby potem wyrzucić odbiornik? Chociaż... czy ja naprawdę jestem w stanie zrozumieć schemat jego działania? No bo przecież nikt normalny nie podsłuchiwał grobu piętnastolatka. Ale... coś mi mówiło, że ten człowiek wcale nie był do końca normalny. No cóż, jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Trzeba tam jechać.
Wyszedłem po cichu z warsztatu i przemknąłem się do windy. A raczej spróbowałem, bo przeszkodził mi kobiecy głos.
-Gdzie znowu jedziesz, Tony?- spytała łagodnie Nat. Skrzywiłem się i przewróciłem oczami, a następnie odwróciłem do przyjaciółki z obojętnym wyrazem twarzy, starając się nie pokazywać, jak bardzo mi przeszkadzała.
-Em...- zacząłem, zastanawiając się, co mogę jej powiedzieć. Nie chcę zdradzać, że znalazłem podsłuch na cmentarzu. Albo mi nie uwierzy, albo każe zostawić to w spokoju, a tego nie mogę zrobić. Powie, że tracę czas i powinienem się zająć czymś pożytecznym. Albo dostanę kolejny bzdurny wykład na temat tego, że muszę się pogodzić ze śmiercią Petera.
-Chyba nie jedziesz znowu siedzieć na cmentarzu?- zagryzłem lekko dolną wargę, po czym uśmiechnąłem się sztucznie.
-Jadę do dzieciaków. Max się rozchorował i trzeba ich podwieźć do lekarza- skłamałem, patrząc jej prosto w oczy. Wszyscy wiedzą, że staram się dbać o tych chłopców, więc to nie powinno być podejrzane. Tak jak myślałem, kobieta uśmiechnęła się.
-Pozdrów ich ode mnie- mruknęła, po czym odwróciła się i odeszła. Skinąłem jedynie głową i wsiadłem do windy. Zjechałem do garażu i wsiadłem do najbliższego samochodu, nie bawiąc się w wybieranie idealnego pojazdu na ten jakże cudowny dzień.
-Jarvis, wprowadź ten adres w nawigację- poleciłem sztucznej inteligencji. Już po chwili jechałem we wskazane miejsce, z wielkim mętlikiem w głowie. No bo kto do cholery zakłada podsłuch na cmentarzu? I po co? A na dodatek, jego rzekome lokum mieści się za miastem. To jest... co najmniej podejrzane.
Całą drogę o tym rozmyślałem. Kto to mógł być? Nie sądzę, by reporterzy się do tego posunęli, mimo iż stosowali naprawdę bardzo desperackie próby zdobycia informacji na temat mój i rzekomej śmierci Pajączka. W końcu samochód się zatrzymał. Rozejrzałem się dookoła. Nic tu nie ma. Cholera, tutaj naprawdę nic nie ma. Kompletne odludzie. Nikt tu nie mieszka i nikt tu nie przychodzi, bo nikt nie ma tu czego szukać. Jak ja mam cokolwiek tu znaleźć? Ani jednego domu. Ani jednego jebanego namiotu. Nic. Tylko śmieci.
Westchnąłem ciężko i ruszyłem przed siebie, rozglądając się uważnie. Usypane sterty śmieci, niektóre mniejsze, niektóre liczące kilkanaście metrów. Gdzieniegdzie można było zauważyć kontenery, z niezbadaną zawartością.
Nagle zauważyłem coś... dziwnego. Przyczepa kempingowa. Lekko podniszczona, stara przyczepa kempingowa. Nie była zepsuta. Co prawda, nie miała kół, ale przecież to nie był duży problem. Na pewno nie na tyle, żeby ją wyrzucać. Dlaczego ktoś to tu postawił? Chociaż, przed chwilą widziałem kilka lodówek, pralek albo mebli, ale... moją uwagę przykuł najbardziej jeden fakt. Tam paliło się światło. No... może nie duże światło, ale w oknie widać było małą lampkę, która najprawdopodobniej nie dawała dobrego światła. Jednak samo to, że była zapalona, jasno dawała do zrozumienia, że ktoś tam był Zmarszczyłem brwi. Ktoś tam musi być. To był ON. Ten konkretny ktoś. I tego kogoś najwidoczniej interesuje to, co dzieje się na cmentarzu, przy grobie Petera. Dlatego, muszę tam wejść. Nacisnąłem odpowiedni przycisk na zegarku, a po chwili moją dłoń oplotła rękawica. Nie wiem, czego chce ten człowiek. Lepiej być ostrożnym. Podszedłem do drzwi przyczepy i zajrzałem przez okno, ale było tak pomazane, że nie dało się nic zobaczyć. Zmarszczyłem brwi. Muszę wejść do środka.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem zapukać, ale szybko zrezygnowałem. To chyba nie był odpowiedni moment na grzeczności. Zresztą... podłożenie podsłuchu i słuchanie tak prywatnych, wręcz intymnych zwierzeń też raczej nie należało do kulturalnych zachowań, więc nie tracąc czasy, po prostu delikatnie uchyliłem drzwi i wyciągnąłem przed siebie otwartą dłoń. Cisza. Jakby nikogo tam nie było.
-Halo?!- zawołałem. Nikt nie odpowiedział. Niepewnie wszedłem do środka. Skrzywiłem się, czując zapach tanich mrożonek. Rozejrzałem się. Małe, ciasne wnętrze. Prawie całe pomieszczenie zajmowała zniszczona, brudna, rozkładana kanapa, której najpewniej nie dało się złożyć. Wszędzie walały się opakowania po mrożonym jedzeniu. Na ziemi, obok kanapy, stał stary czajnik elektryczny mała mikrofalówka. Widać było, że ktoś wyciągnął ją ze śmietnika, a potem starał się naprawić i podłączyć do małego akumulatora. No tak, nie ma tu prądu. Lampka na parapecie też działała na baterie i dawała beznadziejne, zimne światło, które nadawało pomieszczeniu jeszcze bardziej surowy wygląd i nie pozwalała na dostrzeżenie jakichkolwiek szczegółów. Obok drzwi, oparte o ścianę były dwie kule. Mniejsze niż te, których używają dorośli. Ponownie zmarszczyłem brwi. Nad "łóżkiem", wisiał na ścianie mały głośnik, podłączony do własnoręcznie skonstruowanego odbiornika. Ktoś słuchał. Słuchał tego wszystkiego, co mówiłem przy grobie dzieciaka.
Nagle moją uwagę przykuła pewna rzecz. Na rozkładanej kanapie, poza starym kocem i kilkoma opakowaniami po zupkach błyskawicznych, leżał mały, brązowy, pluszowy miś. W moich oczach natychmiast zawirowały łzy. Widziałem już tego pluszaka. Widziałem go.
-Cześć, Pete- w moich oczach pojawiły się łzy. Tak po prostu było mi ciężko, ze względu na to, że...- ...dzisiaj są twoje urodziny. Kończył byś szesnaście lat. Ciekawe, czy byłbyś wyższy ode mnie. Heh, na pewno- zaśmiałem się smutno- tak bardzo chciałbym, żebyś... żebyś tu był. Ze mną. W zeszłym roku, w twoje urodziny, cały dzień zastanawiałem się, czy powinienem ci coś kupić. I wiesz... zrobiłem ci wtedy prezent. Zegarek. Zrobiłem dla ciebie zegarek, z tyloma ulepszeniami, że... nie starczyło by ci życia, żeby poznać wszystkie jego funkcje. I... cały dzień martwiłem się, czy aby na pewno ci się spodoba. A potem... kiedy przeszedłeś... byłem zły. Nawet nie pamiętam dlaczego, ale... zrobiłeś coś... no wiesz, jak zwykle zrobiłeś coś po swojemu, zamiast mnie posłuchać. Byłem zły. Zamiast dać ci ten zegarek, ja... nakrzyczałem na ciebie i... nawet nie złożyłem ci życzeń. Uciekłeś z wieży ze łzami w oczach, a ja... czułem się jak najgorszy sukinsyn na świecie. Ale potem... kiedy Natasha powiedziała, że powinienem cię przeprosić... nie zrobiłem tego. I wiesz, tak bardzo żałuję, że nie spędziłem tamtego dnia z tobą. Tak długo się wahałem, że w końcu... zgubiłem ten zegarek. Ehh, oddałbym cały mój majątek, żebyś mógł dzisiaj być ze mną. Ja... tak bardzo chciałbym cofnąć czas i... wykorzystać wszystkie chwile, w których mogłem spędzać z tobą czas. Byłem głupi. Zawsze tylko na ciebie krzyczałem, zamiast cieszyć się twoim towarzystwem. I... wiem, że jest już za późno, ale... gdybym miał drugą szansę, powiedziałbym ci wtedy, że jestem z ciebie cholernie dumny i kocham cię, jakbyś był moim synem. Zabrałbym cię na lody, do kina albo do wesołego miasteczka. Poszlibyśmy gdzie tylko byś chciał. Moglibyśmy popracować w moim warsztacie, albo... moglibyśmy podokuczać Ameryce. Wiesz jaki on jest, kiedy się złości. Spędziłbym z tobą cały dzień. Byłbym w stanie nawet obejrzeć z tobą te twoje "Gwiezdne wojny", czy co tam byś wymyślił. Zrobiłbym wszystko, żebyś tylko się uśmiechał, Pete- przypomniałem sobie, po co tak naprawdę tu przyszedłem- a właśnie, Pete. Ostatnio przypomniałem sobie, że nikt nie zabrał twoich rzeczy z sierocińca. No i wasz dom... wciąż go nie sprzedali, więc pomyślałem sobie... kupiłem go. Wasze rzeczy wciąż tam były i... pomyślałem, że nie miałbyś nic przeciwko, żebym zabrał kilka albumów ze zdjęciami. Jedno z nich postawiłem u siebie na biurku. Moje ulubione. Śmiejesz się na nim i... wyglądasz jakbyś na mnie patrzył. Zawsze kiedy je widzę, to... myślę o tobie. I wiesz... znalazłem to- położyłem na grobie pluszowego misia- był zakopany pod stertą rzeczy w piwnicy. Na wszystkich zdjęciach z dzieciństwa masz go ze sobą, więc pomyślałem... że się ucieszysz, a skoro masz urodziny, to... ehh, wszystkiego najlepszego, synku.
A następnego dnia, pluszaka już nie było. Wtedy... byłem pewien, że ktoś go ukradł, albo może jakiś zwierzak go zabrał. Bezpański pies na przykład. Więc... skąd on się tu wziął? Dlaczego ktoś miałby go tu przynieść? Po co komu stary, podniszczony miś? W dodatku zabrany z cmentarza?
Zacząłem powoli łączyć fakty. Podsłuch przy grobie dzieciaka. Pluszak, którego zostawiłem na cmentarzu, leży tutaj. I jeszcze... czy to możliwe, że...
Nagle, ciemna postać zeskoczyła z sufitu i przycisnęła mnie do ściany, podnosząc za kołnierz. Zrobił to tak szybko, że nie byłem w stanie zareagować. Nie zdążyłem nawet krzyknąć. Było ciemno, więc nie miałem szans na zobaczenie jego twarzy.
-Kim jesteś i czego chcesz?!- wycedził przez zęby... młody chłopak. Ten głos... znam go tak dobrze. Nie mogłem się pomylić. Zbyt wiele razy go słyszałem. Zbyt wiele razy słyszałem, jak łamie się od płaczu, albo zdziera od krzyku. Przywoływał tyle wspomnień i... tyle bólu, a jednocześnie radości i zwykłego szczęścia. Tak bardzo chciałem go usłyszeć. Tyle razy błagałem świat, żebym mógł jeszcze kiedyś usłyszeć ten głos, który teraz wydawał mi się brzmieć jak najpiękniejszy dźwięk na świecie Za bardzo za nim tęskniłem, żeby teraz go nie rozpoznać.
-Peter?- szepnąłem.
#wojnapolsatowa
*****
2030 słów
Hejka!
I co? Zadowoleni?
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro