¹⁵ - ɪ ꜱᴛɪʟʟ ᴅᴏɴ'ᴛ ᴋɴᴏᴡ ᴍᴜᴄʜ ᴏꜰ ʟɪꜰᴇ ꜱᴏ ᴛʜᴇʀᴇ'ꜱ ɴᴏᴛ ᴀ ʟᴏᴛ ɪ ᴄᴀɴ ꜱᴀy ᴛᴏ yᴏᴜ
↷ 널 어쩌면 좋을까?
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
U Jooheona nie było ostatecznie tak źle, jak myślał, że będzie.
Po skończeniu koreańskiego, pomógł mu jeszcze z matematyką i biologią.
Joo nie był zbytnio złośliwy i poza wtrąceniem kilku uwag, siedział cicho i kiwał głową.
Changkyun był mu wdzięczny za to, iż okazał względem niego odrobinę swojego miłosierdzia i nie sprawiał, że czuł się jeszcze gorzej, niż zazwyczaj.
Zapewnił mu miejsce w pokoju gościnnym do spania, gdzie czekała na niego piżama (ponoć należąca do Shownu) i butelka wody, gdyby w nocy chciało mu się pić.
Lee nie zapomniał też dać mu coś do jedzenia, które kazał mu zamówić.
On niczego nie zjadł, idąc prosto do siebie i nie kłopocząc się nawet, by życzyć Changkyunowi dobrej nocy.
Był dla niego tak samo zimny jak wcześniej.
W tej kwestii akurat nic się nie zmieniło.
Gdy wstał następnego dnia rano, jego już nie było.
Nie wiedział dlaczego, zastał po prostu kartkę na stole w kuchni, gdzie poinformował go o tym, iż jedzie do szkoły a po niego przyjedzie Shownu.
Dlaczego nie mogli we dwoje przyjechać do szkoły?
Mógł wysadzić go pięć minut przed, poszedłby pieszo sam.
Niejednokrotnie szedł piechotą do szkoły, ten kolejny raz nie zrobiłby mu różnicy.
Poczekał na przyjazd Shownu pod domem Joo, trzymając kurczowo ramiączko od plecaka w dłoni.
W głowie odliczał minuty do czasu jego przyjazdu i gdy zauważył dobrze już mu znane auto, trochę się ucieszył.
Polubił Hyunwoo, chociaż znał go dość krótko.
Był dla niego autentycznie miły i nie patrzył na niego z góry, jak inni.
Co może wydawać się śmieszne, zważywszy na to, iż jeszcze niedawno sam myślał o nim jak najgorzej.
Wierzył w opinię innych osób, którzy nie mówili o nim dobrze.
— Cześć Shownu hyung — Przywitał się, podchodząc bliżej samochodu, gdzie zobaczył siedzącego na miejscu pasażera Jooheona — Ty nie miałeś być w szkole teraz?
Zdziwił się trochę, widząc go, gdy siedział taki bez wyrazu z tym samym obojętnym wzrokiem.
Nie chciał zabrzmieć niegrzecznie, ani nic z tych rzeczy.
To nie było jego intencją.
— Co cię to obchodzi co? — Burknął w odpowiedzi, zerkając na niego przelotnie.
Widząc zły humor swojego przyjaciela Hyunwoo zaklaskał głośno w dłonie, uśmiechając się do Ima przyjaźnie.
— On tak tylko żartował, samego byśmy cię nie zostawili — Na jego słowa Lee prycha lekko, jakby kłamstwa Shownu go bawiły i prawda wyglądała całkiem inaczej, niż teraz chciał ją przestawić.
— Jeśli to kłopot, ja pojadę szkolnym autobusem — Zaczął, cofając się o kilka kroków w tył.
Perspektywa tego, że był dla nich problemem frustrowała go i dobijała jednocześnie.
Nie przyszedł tam z własnej woli, a nadal w ich towarzystwie czuł się nieswojo, niczym wróg wchodzący na nie swój teren.
— Oj Changkyun, co za głupoty gadasz? Nie możemy pozwolić ci jechać autobusem z tyloma ludzi na raz, prawda Joo?
— Nie mam zdania, niech robi co chce byle bym szybko znalazł się pod samą szkołą
— Niewdzieczny, mały karaluch — W odpowiedzi Son kiwa głową z politowaniem — Zaraz to ty będziesz szedł na piechotę, jeśli mnie nie przestaniesz denerwować
— Ja może już....
Nikt zdaje się nie słuchać tego, co Kyun ma do powiedzenia.
Stał pomiędzy nimi, słuchając ich wymiany zdań i tylko obserwując ich na przemian.
— No to wsiadaj, musimy jechać — Odpowiada mu w końcu — Stąd jest niedaleko do szkoły, a jeszcze po drodze musimy zajechać po kawę
— A co z moimi przyjaciółmi? Do szkoły zawsze jeździmy razem i mogą się o mnie martwić....
— Nie martw się o nich — Dodaje — Minhyuk po nich właśnie pojechał
— Nigdzie z tobą nie wsiąde, zapomnij
Kihyun gdy tylko zobaczył pod swoim domem luksusowy czarny samochód, od razu wyczuł czające się w powietrzu kłopoty.
Od rana ułożenie chmur podpowiadało mu o czającej się katastrofie, co sprawdziło się, gdy z samochodu wysiadł Minhyuk we własnej osobie.
Nie wiadomo, kto mniej cieszył się na widok tego drugiego.
Obydwoje wyglądali na wściekłych i niechętnych do współpracy i siedzący w aucie Hyungwon obserwował to wszystko z uśmiechem na ustach.
Zdziwił się, gdy zobaczył Minhyuka, który powiedział, że po niego przyjechał do szkoły.
Nic do niego nie miał, więc bez problemu z nim pojechał do Yoo.
To niższy miał do niego pretensje na samym starcie, gdy tylko go zobaczył.
— Nie obchodzi mnie, co sobie sądzisz w tej głupiej główce — Mówi zirytowany, grożąc mu palcem — Kazano mi po ciebie przyjechać, więc nie rób problemu i wsiadaj
— Skąd mam wiedzieć, że to nie jest pułapka? — Zapierał się dalej, nie chcąc odpuścić.
Złapał się za biodra, patrząc na niego z góry, co było nieco utrudnione z racji tego, iż Kihyun był od niego nieco niższy i co najwyżej wyglądał komicznie, aniżeli strasznie.
— Z własnej woli nigdy bym po ciebie nie przyjechał — Tłumaczy Minhyuk, sięgając ręką do kieszeni swojego płaszcza, z którego wyjął telefon.
Jak tak dalej będą dyskutować, to może pożegnać się ze swoim miejscem parkingowym, który zgarnie mu Hyunwoo.
— Sam nie będę z tobą jechać — Burczy niezrozumiale, gdy zrozumiał, że powoli kończą mu się argumenty — Nie wiem, czy mnie nie zabijesz po drodze
— Twój kolega ze mną jest, ten wysoki szatyn — Słysząc wzmianke o sobie, Chae wychyla głowę przez szybę samochodu, wesoło machając do swojego przyjaciela — Widzisz, prostaku?
— On niech jedzie, ja i tak pójdę pieszo. Najlepiej z dala od ciebie — Podkreśla ostatnie zdanie stanowczo, próbując wyminąć Lee, co nie udaje mu się zbytnio.
Minhyuk złapał go za rękę, mocno trzymając by ten się nie ruszał.
Obrócił się do niego, robiąc krok do przodu.
— Kiedy ja mówię, że jedziesz ze mną to ty to robisz. Nie mam czasu na rozmowę z tobą — Puszcza jego rękę, by następnie podnieść go do góry i przewiesić go sobie przez ramie jak worek kartofli.
Z wyrywającym się Kihyunem, wiszącym bezwładnie podszedł do auta, gdzie po otworzeniu drzwi, wrzucił go do środka.
— Ubrudź mi tapicerkę, to twoje marzenie się spełni i własnoręcznie cię zamorduje — Mówi, groźnym tonem, odjeżdżając z piskiem opon spod szemranej według jego ojca okolicy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro