
⁶ - ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇɴᴅ ᴏꜰ ᴛʜᴇ ᴅᴀy, ɪᴛ ɪꜱ ᴡʜᴀᴛ ɪᴛ ɪꜱ
↷ 널 어쩌면 좋을까?
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Nie wrócili już do incydentu sprzed kilku dni.
Jooheon pomógł Changkyunowi się uspokoić, posprzątał jego pracownie i pochował obrazy, by ten w nawrocie szału ich nie zniszczył.
Na sam koniec wyszedł dopiero wtedy, gdy miał pewność, że wszystko było już w porządku.
Prosto stamtąd poszedł do baru, gdzie czekał na niego już tak znajomy trunek.
Nie musiał mówić ani słowa, by barman wiedział, czego było mu trzeba.
Potrzebował wyciszyć myśli, które tak mocno dudniły w jego umyśle.
W samym środku zaczęła przebudzać się z wieloletniego snu, świadomość,która szeptała o tym, by nie bał się okazywać współczucia innym.
Ale on nie chciał o tym myśleć.
Próbował wygłuszyć te nieszczęsne myśli, pijąc w umór.
Im więcej whisky w siebie wlewał tym lepiej.
Gdy zaczął czuć, że alkohol działa coraz mocniej i mocniej, zadzwonił po Minhyuka, który przyjechał po niego niemal natychmiast.
Miał dziwne przeczucie za każdym razem, gdy przyjaciel długo się nie odzywał i wiele razy potrafił już bezbłędnie zlokalizować jego położenie.
Nastolatek wyglądał i zachowywał się, jakby mu nie zależało, jednak w głębi serca, zachował swój malutki zapas ludzkich uczuć dla czarnowłosego, doprowadzając go do porządku i jeżdżąc za nim krok w krok, pilnując jak małe dziecko.
Przenocował go u siebie, pół nocy czuwając przy nim, by kontrolować, czy nic mu się nie stało.
Jooheon westchnął głośno, przeciągając się na zakurzonej kanapie.
Po raz kolejny musiał siedzieć w starej pracowni, odbębniając swoją karę.
Nudziło mu się coraz bardziej i nie mógł wytrzymać na jednym miejscu.
Miał ochotę pograć na konsoli z Shownu, albo nawet poćwiczyć boks z Wonho.
Byle tylko nie musiał już tu dłużej siedzieć.
Była ładna pogoda, a on nie za bardzo marzył o wdychaniu smrodu farby i obserwowaniu, jak siedzący naprzeciwko niego chłopak powoli sunął pędzlem po białym płótnie.
— Mogę sobie już iść, czy dasz mi jakieś zajęcie? — Odezwał się po raz pierwszy od godziny, nie oczekując otrzymania odpowiedzi.
Był tu już czwarty raz i zdążył zauważyć, że chłopak jest indywidualistą i nie lubił kontaktu z innymi ludźmi.
Nie był co do tego pewny, ale podejrzewał, że nie miał on w ogóle znajomych.
Kilka razy w szkole go widział i był on przeważnie sam.
Poprawiając okulary na nosie, niepewnie szedł korytarzem, nie patrząc nikomu w oczy.
Raz nawet koło siebie przechodzili, jednak, gdy Lee spojrzał na niego, ten odwracał się na pięcie i wręcz uciekał od niego.
— Chcesz to idź, nie zatrzymuje cię — Odpowiedział mu bez wyrazu, kończąc malować pierwszy element swojego najnowszego obrazu.
Miał cichą nadzieję, że ten go posłucha i odejdzie, by mógł skończyć to, nad czym pracował.
Nie chciał, by ten zobaczył, że Changkyun malował chłopca stojącego na środku ciemnego pokoju, który tak bardzo przypominał Lee.
Tak, jak on, był ubrany od stóp do głów na czarno i cała jego postura aż krzyczała smutkiem i negatywizmem.
— Dyrektor się dowie, że mnie nie ma, a ja wolałbym już go nie oglądać. Gościu wygląda jak lorax
Niechętnie, wstał i poprawiając spadające mu z bioder spodnie, postanowił sobie sam znaleźć jakieś zajęcie.
Czuł sentyment do tej części jego ubioru i mimo, że ząb czasu naznaczył je dość porządnie, nadal je nosił.
Pamiętały one okres w jego życiu, gdy było lepiej i przechowywały wspomnienia, o których nie wspominał już głośno.
Bo nie mógł.
W życiu człowieka są takie chwile, gdy pewne sytuacje zaczynają nas przytłaczać i są dla nas niebezpieczne.
Zaciskają się wokół nas jak lina, która dusi coraz mocniej i mocniej, gdy zaczynamy rozpamiętywać to w kółko i w kółko.
On był na tyle silny, że w pewnym momencie, z pomocą przyjaciół wyszedł na prostą.
Zamknął się na świat i stworzył samego siebie od nowa.
Lepszą wersję.
Zobaczył w kącie połamane sztalugi, porwane obrazy i powykrzywiane pędzle.
Postanowił je posprzątać i tak zająć upływający powoli czas.
— On jest jakiś szalony, czy co? — Pokręcił głową, gdy przeglądał malunki, które były zniszczone na różne sposoby.
Niektóre były pocięte, część spalona, a inna polana jakąś dziwną substancją, która wżarła się w płótno.
Zajęło mu to jakieś piętnaście minut, nawet zdążył zapalić papierosa na tyłach szkoły.
Dochodziła szesnasta, większość nauczycieli poszła już do domu, tak samo jak uczniowie.
Byli praktycznie sami.
— Śmierdzisz nikotyną — Usłyszał na wejściu, gdy otwierał okno.
— Paliłem papierosa
— Czuć i to bardzo
— Nie mój problem — Wzruszył ramionami, strzepując resztki popiołu, który został na jego bluzie.
Zerknął na nastolatka i zaciekawiony, czym on się zajmuje, zakradł się do niego po cichu, dziwiąc się na widok tego, co zobaczył.
Patrzył na obraz samego siebie, skąpany w czerni i szarości.
Nie miał pojęcia dlaczego ten postanowił go namalować ani dlaczego to zrobił.
Zaniemówił.
— Ciągle nie mogę oddać tych pieprzonych emocji — Im nie zdawał sobie sprawy, że osoba z jego portretu stoi tuż za nim i wszystko widzi.
Złapał się za głowę, mamrocząc coś pod nosem.
Joo nie usłyszał, co mówił, ale pewnie nie były to przyjemne słowa.
Sekundę później wziął nóż do papieru i zaczął ciąć płótno, wiedziony kolejnym atakiem artystycznego szału.
— Mam to odebrać jako atak na swoją osobę?
Kyun podskoczył słysząc znajomy głos za sobą.
Zaskoczony patrzył na niego, mrugając szybko.
Przestraszył się, tak naprawdę nie spodziewał się, że ten zobaczy coś, czego nie powinien widzieć.
— Ja... to nie... to nie tak, jak myślisz
— A jak? — Uniósł brew pytająco, chcąc przede wszystkim dowiedzieć się, dlaczego to on był nową postacią jego malarskiej twórczości.
— Nie wiem. Przepraszam, zaraz go zniszczę — Zupełnie jak w transie, zajął się z powrotem okaleczaniem swojego dzieła.
Był zły, że chłopak zobaczył obraz i jednocześnie czuł smutek, że musi to zniszczyć.
Przebijało się też uczucie porażki, które powtarzało mu w głowie, że dobrze robi niszcząc to, czego nie potrafił dobrze skończyć.
Nie potrafił tworzyć już sztuki i to go dobijało najmocniej.
Kochał malować, ale jego wizja się niszczyła.
Blakła, jak stary pergamin, znikając bezpowrotnie.
— Ej, co ty robisz? — Próbował zwrócić na siebie jego uwagę, ale było to bezowocne.
Ten nie chciał go zauważyć, albo tak się wyłączył, że nie mógł tego zrobić.
Co powinien zrobić?
Jak ma zareagować na to szaleństwo, zachowując się przy tym racjonalnie?
— Halo, słyszysz mnie świrze? — Wciąż brak odpowiedzi.
Powtarzała się sytuacja sprzed kilku dni.
Z lekkim ociąganiem zareagował, zabierając mu nóż i odciągając na bok.
— Dlaczego mi to zabrałeś? Sam chciałeś, bym to zniszczył! — Widząc szaleństwo w oczach Changkyuna, zaczął się zastanawiać, co siedzi mu w głowie.
Skąd brały się te ataki szału?
Niższy patrzył na niego niepewnie, wyglądając, jak szaleniec.
Roztrzepane włosy w nieładzie, brudna od farby koszula, pędzel za uchem.
— Nic ci nie kazałem, sam sobie to zrobiłeś
—Dlatego mnie puść, chcę zająć się sobą — Próbował się mu wyrywać, ale Jooheon był silniejszy.
Trzymał go za ramiona, będąc kompletnie niewzruszonym jego dziecięcym zachowaniem.
Nie musiało minąć wiele czasu, jak zaczął płakać.
Już nie chciał uciekać, a swój wzrok skierował w podłogę.
— Skoro już się ogarnąłeś, to zobacz, jaki burdel zrobiłeś — Powiedział, wskazując palcem w kąt, gdzie znajdował się cały ten bałagan.
— Widzę, doskonale widzę — Odpowiedział, ani razu jednak nie zerkając w tamtą stronę, chociaż raz.
Robiło się już ciemno.
Do pomieszczenia zaczynał powoli wkradać się mrok, a chłodne powietrze muskało ich skórę.
Nie wiedział, która jest godzina, ale na pewno mógł już spokojnie iść do domu.
Problemem był oczywiście stojący naprzeciw nastolatek, który wyglądał teraz co najmniej żałośnie ze swoją miną zbitego psa.
Nie planował go zostawiać samego, bo kto wiedział, co ten mógł zrobić, gdy zachowywał się jak psychopata.
— Rusz się, idziemy stąd — Oznajmił mu, próbując zwrócić na siebie uwagę chłopaka, który niepewnie podniósł swój wzrok na Joo.
— Chcę iść sam
— Nie ma mowy — Prychnął, puszczając jego protesty mimo uszu — Nie pomogę ci oszaleć całkowicie
— Chcę. Iść. Sam — Powtórzył, tym razem nieco głośniej.
Przewracając oczami, chwycił go za nadgarstek, po czym ruszył przed siebie.
Nie miał pojęcia co zrobi z wyrywającym się nastolatkiem.
Chwilowo nie miał do tego głowy.
Na ten moment jedynym, czego był pewny, to numer telefonu Hyunwoo, do którego zadzwonił, by ten przyjechał po niego i jego irytującego towarzysza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro