Prolog
Był już wieczór, a niebo już od jakiegoś czasu przybrało ciemną barwę. Mimo wszystko na ciemną ulicę padało ciepłe światło z jednego okna w budynku.
W środku paliła się jedna lampka nocna, stojąca na szafce nocnej przy niedużym łóżku. Żaden dorosły nie mógłby na nim spać, gdyż miało zaledwie około 160 cm. Było więc to łóżko dla dziecka, które akurat w nim leżało uśmiechnięte, a obok niego siedziała równie uśmiechnięta kobieta.
Czteroletnia Edith nie mogła się doczekać opowieści mamy na dobranoc.
Zawsze opowiadała ciekawe historie, niektóre czasami wiele razy już opowiedziała, ale zawsze na inny sposób.
- O czym mam ci dzisiaj opowiedzieć? - zapytała się matka i poprawiła córeczce jej czarniutkie włosy, aby nie leciały jej na twarz.
- O stróżu! - odpowiedziała radośnie Edith.
- O stróżu? - zdziwiła się lekko kobieta. Dziewczynka pokiwała głową. Była to jej ulubiona historia, dlatego uwielbiała kiedy jej mama ją opowiada. - No dobrze. Była sobie pewna dziewczynka imieniem Edith. Uwielbiała się bawić w domu jak i na zewnątrz. Jednak kiedy bawiła się na dworze, mnóstwo niebezpiecznych i mrocznych rzeczy na nią czyhało. Pewnego razu, kiedy Edith bawiła się sama na polanie, mroczny Cień czaił się niedaleko, aby pożreć całe szczęście z dziewczynki. Kiedy miał się już na nią rzucić, pojawił się Stróż. Był pod postacią chłopca, kilka lat starszego od dziewczynki. Odpędził mroczny Cień, tak aby nie zagrażał już bawiącej się Edith. Robił tak za każdym razem, kiedy dziewczynce coś zagrażało, czuwał nad nią i czuwa nadal. Nie ważne co to będzie czy Cień, czy Duch, on zawsze ochroni małą Edith, która zawsze może na niego liczyć. - opowiedziała matka.
- A czy ja mam takiego stróża? - zapytała się mała, na co kobieta kiwnęła głową. - A czy kiedyś go spotkam?
- Oczywiście! Kiedyś na pewno poznasz swojego stróża, obiecuję ci to. - powiedziała matka, zapewniając córkę. -A teraz śpij malutka. - kobieta poprawiła kołdrę i pocałowała córkę delikatnie w czoło. Zgasiła lampkę, kiedy dziewczyna zamknęła oczy i podeszła do okna, odsuwając zasłony.
Ujrzała na dachu budynku obok, siedzącą niewielką postać.
Uśmiechnęła się, a postać odwzajemniła uśmiech.
W końcu kobieta wyszła z pokoju, znikając z oczu dziewięcioletniego chłopca, siedzącego na dachu.
- Chodź Edward, jest już późno. - powiedział mężczyzna, który stanął niedaleko chłopca.
- Już idę. - odpowiedział Edward, jeszcze raz spoglądając na twarz małej oraz jeszcze niewinnej Edith.
W końcu ruszył za swoim opiekunem.
~~~~~~~~~~~~
Mamy już za sobą dość krótki prolog, ale jest tu wszystko co chciałam tu zamieścić. Mam nadzieję, że zachęciło to was do czytania mojego opowiadania.
:3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro