Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 53

Ash

Odchodziłem od zmysłów dzwoniąc po raz trzydziesty do Sunny, ale ona nie odbierała.

Miałem ochotę krzyczeć i coś rozwalić, miałem ochotę wybiec z domu i szukać jej tak jak Hunter – na którego swoją drogą nie miałem nawet okazji porządnie nawrzeszczeć, ponieważ jedynie złapał skórzaną kurtkę, wsiadł na mój motor i pojechał cholera wie gdzie, aby ją znaleźć.

Ale ja nie mogłem, ponieważ mimo że miałem już sprawne ręce, o tyle moja noga wciąż wyglądała jak jeden wielki kawał gipsu.

Tyle chciałem jej powiedzieć… Tak wiele chciałem jej przekazać, miałem w sobie tyle słów, tak wiele uczuć.

Pragnąłem wyznać jej, że kocham ją nad wszystko w świecie, że miała mnie tak naprawdę już w momencie w którym po raz pierwszy władowała się na moje kolana kilkanaście lat temu i powiedziała że wyglądam jak kosmita, ale i tak chce wciąć ze mną ślub. Że kiedy zobaczyłem ją wtedy jak tańczyła tę pieprzoną lambadę poczułem… Światło. Rozbawiła mnie i urzekła – chociaż wtedy nigdy bym tego nie przyznał, ale teraz widziałem to aż nazbyt wyraźnie. Rozświetliła mój ponury świat, wbiła do niego jak taran nie pytając mnie o zdanie wnosząc do niego słońce i uśmiech i… Siebie. Po prostu siebie.

Chciałem powiedzieć jej, że moje uczucia pogłębiały się z każdym naszym spotkaniem, że w tak naprawdę uwielbiałem te noce kiedy do mnie przychodziła i tęskniłem za nią gdy jej nie było, a kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, gdzieś w głębi czułem, że kiedyś się w niej zakocham ponieważ nigdy w całym życiu nie widziałem nic równie pięknego.

A później kiedy oboje dorośliśmy… Przepadłem.

Chciałem powiedzieć jej tak wiele, ale nie mogłem ponieważ jej nie było…

Nie miałem pojęcia jak Hunter mógł jej o nas powiedzieć, ale gdzieś w głębi czułem jakbym i ja nosił w sobie tykającą bombę, która tylko czeka aby wybuchnąć… Ponieważ ona musiała się dowiedzieć - jednak nie w ten sposób… Nie wiedziałem w jaki, ale… Wiedziałem, że powinna. Mimo to strach przed jej utratą był zbyt paraliżujący, abym potrafił to z siebie wyrzucić. Mówienie nigdy nie było moją mocną stroną - zaraz bym coś pomieszał, w sytuacjach stresowych paplałem bez sensu i na pewno przestawiłbym jej to w taki sposób, że wyszłoby jeszcze gorzej niż w wersji Huntera…

Schowałem twarz w dłoniach i poczułem obejmujące mnie ramie. Zerknąłem na śliczną twarz Any, na jej oczy szafirowe przepełnione współczuciem oraz miłością i po prostu pozwoliłem się jej przytulić. Nie musieliśmy nic mówić, zwyczajnie wtuliłem twarz w jej ramiona i cieszyłem się, że nie jestem teraz… Sam.

- Bardzo ją kocham – powiedziałem tylko.

- Wiem, ona też to wie. Zupełnie się tego nie spodziewała dlatego się zdenerwowała, ale za moment wróci.

- Dzwoniłaś do niej?

- Tak, ale myślę że musimy jej dać parę chwil aby ochłonęła. Spokojnie, Ash. Kochacie się i nic tego nie zmieni. Choćby wszyscy mówili wam, że to nieodpowiednie i że nie powinniście… Choćby broniła się rękami i nogami, walczyła z tym uczuciem na każdy ze znanych sobie sposobów i chciała zapomnieć… To nic nie da wiesz? I tak będzie cię kochać. I tak ta miłość wygra, choćby nie wiem co…

Zerknąłem na nią, a ona wytarła mokry od łez policzek. No cóż nasza miłość nie była raczej zakazana, a Sunny jakoś nigdy szczególnie z nią nie walczyła, wręcz przeciwnie.

- To o nas czy o tobie?

- O was oczywiście – pociągnęła nosem zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Okej… Chociaż ogólnie raczej wszyscy wariowali ze szczęścia wiedząc, że mam kogoś takiego jak Sunny. Nikt nie mówił nam, że to nieodpowiednie. Moja mama wykupiła nawet pakiet dziękczynny w Kościele, kiedy się dowiedziała że jesteśmy razem – wywróciłem oczami na to zdanie, ale takie były fakty.

- Pakiet dziękczynny? – Ana parsknęła śmiechem.

- Nie wiem jak się to nazywa, ale domyślasz się o co chodzi.

- Tak – uśmiechnęła się i pokiwała głową – Nasze mamy zdecydowanie wam kibicują. Skoro one wiedzą, to pewnie Tyler też…

- Całe szczęście, że mieszka w Kalifornii i nie widziałem go od dekady – pokręciłem głową wyobrażając sobie, że pewnie by mnie zabił. Albo przynajmniej by próbował. – A co jeśli… Ona będzie chciała się rozstać? Co jeśli… To będzie koniec…?

- Naprawdę w to wierzysz? Znam Sunny. Nie zrezygnuje z ciebie, możesz być spokojny. Miała prawo się zdenerwować, ale to było dawno i żaden z was jej nie zdradził, dogadacie się…

Przytaknąłem, chociaż zdecydowanie nie byłem przekonany, czy to co mówiła Ana jest prawdą. Jednak naprawdę miło było mieć kogoś kto był przy mnie i przynajmniej próbował mnie pocieszyć. Zwariowałbym czekając zupełnie sam, aż ona wróci…

Uśmiechnąłem się do Any z wdzięcznością i właśnie wtedy drzwi do mojej sypialni otworzyły się, a moje serce zamarło, ponieważ zobaczyłem w nich Sunny.

I naprawdę zamierzałem zrobić i powiedzieć wszystko, aby przekonać ją, że nasza miłość jest prawdziwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro