Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Sunny

Nazajutrz z samego rana Ana, Hunter i Ruby mieli wybrać się na zaplanowaną wycieczkę, a Vinnie znalazł mieszkanie i również jutro zamierzał się do niego wprowadzić, więc ekscytowałam się na myśl o tym, że będziemy z Ashem sami. Cały dom dla nas, seks w łazience i na kanapie w salonie wydawał się nienajgorszym rozwiązaniem, aby to uczcić…

Ale jednocześnie odrobinę się stresowałam, ponieważ obiecałam sobie że po powrocie mojego brata w końcu porozmawiam z nim o tym, że ja i Ash jesteśmy razem. Teraz kiedy było to oficjalne i poinformowałam o tym nawet nasze mamy (!) nie mogliśmy tego przed nim ukrywać, nie było najmniejszego sensu, musieliśmy wszystko wyjaśnić, ale byłam pewna iż nasza rozmowa pójdzie gładko i bezproblemowo. Do końca nie rozumiałam dlaczego w ogóle się stresuję i czemu tak ciężko poruszyć nam z Hunterem temat naszego związku, ale on zawsze był wobec mnie tak bardzo nadopiekuńczy, a to jak zareagował rok temu –  w końcu uderzył Asha i śmiertelnie się pokłócili, powiedział wiele przykrych słów, ale… Teraz było zupełnie inaczej. Z pewnością zauważył że jest między nami coś więcej i zdawał się to akceptować, a nawet więcej – czułam że cieszy się naszym szczęściem. Musiałam mu to po prostu zakomunikować wprost. Zasługiwał na to.

Siedziałam w salonie z Ashem wtulona w jego klatkę piersiową i mimo później pory oglądaliśmy serial, kiedy ze schodów zbiegła Ana.

- Jest Vincent?

- Chyba u siebie w pokoju…

- Ruby ma straszną gorączkę i boli ją brzuch… Mógłby ją zbadać? Martwię się, że to wyrostek…

- Jasne – wstałam szybko i razem z Aną pobiegliśmy do pokoju Vinniego, którego zastałyśmy leżącego na łóżku bez koszulki i czytającego książkę.

- Co się stało? – odłożył lekturę na półkę i wstał widząc nasze zaniepokojone miny.

- Vince, zbadasz Ruby? Gorączkuje i strasznie boli ją brzuch…

- Jasne… - przeczesał palcami włosy, które sterczały mu na wszystkie strony i wyszedł ze swojego pokoju kierując się do jej sypialni.

Wpadł do pokoju bez pukania, a my z Aną weszłyśmy za nim.

Ryby leżała w pozycji embrionalnej na boku jej kasztanowe włosy rozsypane były na poduszce, a drobne ciało w krótkiej koszulce sportowej drżało z gorączki.

- Hej… - Vinnie podszedł do niej i dotknął ją delikatnie za ramiona próbując przekręcić na plecy, ale ona jedynie jęknęła głośno i mocniej podkurczyła nogi – Ruby, muszę cię zbadać. Chcę zobaczyć co się dzieje, aby móc ci pomóc…

- Nic mi nie jest… - wyjęczała.

- Ruby przestań, on musi cię zbadać, a jak to wyrostek? – powiedziała Ana.

- To nie jest wyrostek – odpowiedziała ciężko oddychając.

- Chyba lepiej będzie jeśli sam się o tym przekonam, okej?

Ruby niechętnie przekręciła się na plecy zagryzając wargę, a Vinnie zaczął ją badać.

- Gdzie cię boli?

- Brzuch dołem…

- Tutaj?

Zaczął naciskać w różnych miejscach, złapał Ruby za udo i podniósł do góry jej nogę, później znowu ugniatał jej brzuch i pytał czy odczuwa intensywniejszy ból.

- To nie wyrostek, najprawdopodobniej ostre zapalenie żołądka albo pęcherza, wezmę cię do szpitala…

- Nie! Nie mogę do szpitala…

Vince westchnął podirytowany i pokręcił głową.

- Przestań w końcu zachowywać się jak małe dziecko, Ruby. Muszę cię zbadać, zrobię USG…

- To tylko infekcja, przejdzie, nie mogę do szpitala…

- Ale dlaczego? – spytał marszcząc brwi.

- Nie mam ubezpieczenia i pieniędzy. Nie mam nawet osiemnastu lat, wsadzą mnie do przytułku, deportują do Australii, a ja tam nie wrócę…

Mówiła bez większego ładu, ale miała wysoką gorączkę i chyba ciężko było jej logicznie myśleć.

- O czym ona mówi, Ana? – Vincent zerknął na Anę, która przełknęła z trudem ślinę.

- No więc Ruby jest… Jest tu nie do końca legalnie?

- Więc jak skończyła szkołę?

- Nie skończyła… Pracowała tutaj na czarno, nie wiem za wiele o jej przeszłości, ale chyba jest tu zupełnie sama…

- Od jak dawna?

- Znamy się od dwóch lat…

- Boże – Vincent zarzucił ramię Ruby na szyję i zaczął ją delikatnie podnosić z łóżka. Był cholernie wysoki i dobrze zbudowany, więc wyglądało to tak jakby podnosił w ramionach porcelanową laleczkę. – Kto się nią opiekuje? Jej matka?

- Nie… Ona została w Australii z tym ojczymem. Ruby nie chciała mieszkać z nimi, uciekła tutaj i na początku szukała biologicznego ojca, twierdziła że jest Amerykaninem, ale nie ma pojęcia kim tak naprawdę jest ten facet ani jak się nazywa… No i nie udało się go znaleźć, dlatego została tu sama, ale staram się jej pomagać.

- Nie jestem w stanie opisać słowami jak niewiarygodnie jest to nieodpowiedzialne, ale teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie…

- Nie, błagam nie nieś mnie do szpitala, Ana pomóż mi… - Ruby próbowała walczyć z Vincentem, co wyglądało naprawdę niedorzecznie i z pewnością lepiej byłoby aby Vince przejął inicjatywę, ale jednocześnie było mi jej tak potwornie szkoda…

- Vince, zostaw ją jeśli dowiedzą się, że przebywa tu na czarno na dodatek jest niepełnoletnia od razu wyślą ją do rodziców…

- Może tak byłoby lepiej – odparł twardo Vinnie.

- A skąd ty możesz o tym wiedzieć? – krzyknęła Ana.

- Nie decyduj za nią Vince – wtrąciłam się tarasując mu przejście – Na pewno miała solidne powody, aby uciec na drugi koniec świata w poszukiwaniu ojca który nie zaszczycił ją nawet tym, aby poinformować jak się nazywa. Nie bądź dupkiem…

Vincent zamknął oczy i westchnął.

- Nic nie rozumiecie. Nie zrobię jej krzywdy, zaopiekuje się nią.

- Ale ja nie mogę… - jęknęła Ruby.

- Wiem słyszałem, załatwię to. Zbadam cię prywatnie nikomu nie zdradzę nawet twojego imienia. Jeśli wszystko będzie dobrze wrócę z tobą w nocy do domu, a gdy wydobrzejesz muszę sobie z wami poważnie porozmawiać...

- Co chcesz ze mną zrobić? – szarpnęła się nieporadnie w jego ramionach i skrzywiła się z bólu – Błagam zostaw mnie, ja nie chcę!

- Ruby nie szarp się…

- Nie chce żeby on mnie zabierał! Nie chce żeby mnie dotykał, nie pozwólcie mu... - zapłakała i wyglądała naprawdę przerażoną

- Ruby uspokój się… - odparł racjonalnie Vince.

- Vinnie ale ona się boi…

- Widzę, ale jest też chora.

Ruby zaczęła hiperwentylowac próbując wydostać się z ramion Vincenta, a ja strasznie chciałam jej pomóc, jednak on był lekarzem, i wydawało się ze wie co robi… Ponad to był też dobrym człowiekiem, nie zraniłby jej, w końcu to chłopiec, który uratował mnie pewnej potwornej, burzowej nocy. Może teraz mógłby zrobić to samo dla Ruby…

- Zostaw ją Vince…

- Ana, poczekaj…

- Możecie mi kurwa dać chwilę? – odparł poważnym tonem i usiadł na łóżku sadzając sobie Ruby na kolanach – Ruby popatrz na mnie, spójrz w moją twarz i oddychaj spokojnie – powiedział do niej stanowczym tonem. Wielkie załzawione oczy dziewczyny skupiły się na nim i zaczęła oddychać trochę spokojniej – Zaopiekuję się tobą, nie stanie ci się krzywda, przysięgam. Nie bój się mnie, chcę cię tylko zbadać.

- Nie – pokręciła głową.

- Dlaczego? - spytał spokojnie.

- Boję się i nie chcę.

- Ktoś zrobił ci krzywdę? – powiedział patrząc w jej oczy, a ona jedynie zagryzła wargę i zacisnęła powieki – Jeśli tak... Ktokolwiek to był i cokolwiek zrobił… Strasznie mi przykro. Ale ja nie jestem nim. Jestem lekarzem zrobię ci tylko USG, jednak jeśli bardzo się boisz pojadę do szpitala, albo do apteki wezmę co trzeba i zrobię to w domu. Masz wysoką gorączkę więc podłączę ci kroplówkę tutaj w tym pokoju na twoim łóżku, dobrze?

Pokiwała głową, więc Vince położył ją ponownie na materacu.

- Co się stało? – Hunter stanął w drzwiach i przeczesał palcami zmierzwione włosy. – Spałem, ale Ash wysłał mnie abym zobaczył co tu się dzieje…

- Nie wiem od czego zacząć, więc może nich lepiej wyjaśnią ci to dziewczyny. Ja jadę do szpitala, nie jestem pewien czy uda mi się coś zorganizować, ale jeśli nie to po prostu wypiszę receptę na kroplówki i antybiotyk. Będę najpóźniej za pół godziny  - odparł i wymaszerował z pokoju.

- Ana? – spytał Hunter.

- Możesz iść z nim pogadać, ja zostanę z Ruby – powiedziałam, a Ana pokiwała głową i wyszła za moim bratem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro