Rozdział 4
- Jak żyję nie widziałam nic równie ślicznego… Jak do cholery udało się wam stworzyć coś takiego, co? – Spytała ciocia Penny trzymając na rękach małą dziewczynkę.
- Mogłabyś przestać mówić o moim dziecku „coś”. To brzmi dziwnie – wujek wywrócił oczami, po czym pochylił się nad noworodkiem i spojrzał na malucha z uwielbieniem. – Ale fakt, jest prześliczna…
Zerknąłem w kierunku małej Any z zaciekawieniem, i uśmiechnąłem się widząc czarne sterczące na wszytskie strony włosy.
- Chcesz ją potrzymać? - Pokiwałem głową, ponieważ pamiętałem kiedy Sunny była taka malutka i nie bałem się trzymać dzieci. Wujek Ben podał mi swoją córkę na ręce a ja spojrzałem na twarzyczkę którą wszyscy się tak zachwycali. Faktycznie jak na tak małe dziecko, Ana była zaskakująco ładna. Usta odziedziczyła po swoim ojcu, więc były jeszcze pełniejsze niż u jej mamy. Ciemnoczerwone, z górną wargą w kształcie serca. Oczka miała zamknięte, ale długie rzęsy leżały na policzkach, gdy spokojnie spała na moich rękach.
- Ale jest słodka – zaśmiałem się, oddając ją jej tacie.
Ciocia Zara wróciła ze szpitala wcześniej, ale mała Ana została w nim na ponad cztery miesiące - na początku przez to że była wcześniakiem, a później, kiedy już miały wychodzić, dostała paskudnej infekcji. Cztery miesiące czekaliśmy tutaj na tą małą i martwiliśmy się, odliczając dni do momentu, aż w końcu wyzdrowieje na dobre i pozwolą jej wyjść ze szpitala.
Ciocia i wujek chcieli mnie zabrać ze sobą, kiedy spędzali długie godziny w szpitalu ze swoją córką po to, abym ją zobaczył i poznał, ale przeraźliwie bałem się szpitali, więc odmawiałem. Widziałem jej zdjęcia, ale patrzenie na nią na żywo i trzymanie jej na rękach, a zdjęcia to jednak zupełnie co innego.
Wujek wstał z Aną, ruszając na górę. – Zaniosę ją do Zary. – uśmiechnął się i po kilku chwilach zniknął. Ciocie zaczęły zawzięcie dyskutować bawiąc się przy okazji z Sunny, a ja poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem muzykę na słuchawkach, wzdychając głęboko. Zamknąłem oczy zastanawiając się jakim cudem jeszcze pół roku temu byłem w Domu Dziecka, pewien że spędzę tam resztę mojego dzieciństwa i całe dorastanie, a moja siostra zostanie mi odebrana.
A rok temu żyłem w swoim osobistym piekle próbując związać koniec z końcem, chowając siniaki pod starymi, zniszczonymi ubraniami, kradnąc jedzenie i mleko dla mojej siostry ze sklepów. Zastanawiałem się co będę musiał zrobić, aby opłacić prąd gdy przyjdzie zimna i jak do cholery mam nie zamarznąć, oraz jak ochronić przed takim losem Sunny. Kiedy mama żyła jakoś sobie radziliśmy ale po jej śmierci, te ostatnie miesiące były naprawdę trudne.
Westchnąłem głośno wciskając palce w swoje zamknięte oczy. Nie chciałem do tego wracać. Dzisiaj byłem kimś innym, bez względu na to że przecież zawsze będę też tamtym chłopcem. Miałem rodzinę, która mnie kochała i te kilaka miesięcy z nimi było jak spełnienie marzeń. Miałem wszystko, Sunny miała wszystko. Państwo Davies byli nie tylko wspaniałymi rodzicami zastępczymi, ale przy okazji też bardzo zamożnymi ludźmi, i niczego nam nie brakowało. Zapisali mnie do prywatnej szkoły i było nawet znośnie, mimo że szkoła była czymś, czego bałem się najbardziej. Jednak nie miałem tam ani jednego przyjaciela, wszyscy byli kulturalni i względnie sympatyczni, ale patrzyli na mnie z góry. Widzieli moje braki w edukacji i komentowali po cichu moje pochodzenie, lub blizny. Nawet gdy było gorąco chodziłem w długim rękawku, aby nie musieli ich oglądać ale jakiś cudem i tak wiedzieli, że one tam są. Jakbym miał wypisaną na twarzy swoją przeszłość.
Piosenka zabrzmiała w słuchawkach, a po chwili zasnąłem w środku dnia z muzyką wypełniającą moją duszę.
***
Obudziłem się kiedy za oknami było już zupełnie ciemno. Godzina na moim telefonie wskazywała trzecią w nocy. Byłem zupełnie wyspany, więc wstałem przeciągając się, a wtedy słyszałem głośny płacz.
Wyszedłem na korytarz i podszedłem do sypialni wujka i cioci.
- Nie wiem czemu ona cały czas płacze - powiedziała zmęczonym tonem ciocia, a Ana zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej, więc wszedłem do pokoju. – Tyler nie krzyczał nawet w połowie tak głośno – dodała.
Byłem wyspany, a oni wyglądali na padniętych, więc przecież mogłem im pomóc
- Ja mogę ją potrzymać – odparłem od razu na wejściu, a wtedy oboje skupili na mnie wzrok.
- Skarbie przepraszam cię… Pewnie nie możesz przez nią spać, ale próbowaliśmy już wszystkiego…
- Mogę ją wziąć? – Spytałem podchodząc bliżej.
- Ale… Nie kochanie, będziesz zmęczony jutro w szkole.
- Spałem dziesięć godzin. Usnąłem w ciągu dnia…
- Nie jadłeś kolacji?! - Ciocia zatrwożyła się jakby stało się coś naprawdę strasznego. Doprawdy doceniałem jej nadopiekuńczość.
- Nie jestem głodny, ani zmęczony.
- Pozwalam mu, Zara – powiedział kategorycznym tonem wujek. Jego czarne włosy były niemożliwie potargane, a oczy zaczerwienione z niewyspania. – Niech się dzieje co chce – dodał podając mi Anę na ręce.
Przez chwilę zerknęła na mnie z konsternacją. Nic dziwnego, w końcu zobaczyła mnie po raz pierwszy, wcześniej smacznie spała.
- Cześć malutka, to chyba nasze pierwsze oficjalne spotkanie. Jestem Hunt – uśmiechnąłem się do niej, a ona popatrzyła na mnie wielkimi, zielonymi oczami. Czarne, długie rzęsy miała posklejane od łez. Jej usteczka wykrzywiły się w grymasie i nowe łzy pojawiły się w jej oczach grożąc kolejną eksplozją płaczu, więc nim zaczęła wrzeszczeć, aby ją powstrzymać zrobiłem pierwsze co przyszło mi do głowy.
- "Talk to me softly
There's something in your eyes
Don't hang your head in sorrow
And please don't cry
I know how you feel inside I've
I've been there before
Somethin's changin' inside you
And don't you know – zaśpiewałem pierwszą zwrotkę, a mała wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem, więc zaśmiałem się zanim przeszedłem do refrenu.
- Don't you cry tonight
I still love you, baby
Don't you cry tonight
Don't you cry tonight
There's a heaven above you, baby
And don't you cry tonight
Give me a whisper
And give me a sigh
Give me a kiss before you
Tell me goodbye
Don't you take it so hard now
And please don't take it so bad
I'll still be thinkin' of you
And the times we had, baby.
Baby, maybe someday
Don't you cry
Tonight" * – skończyłem, a ona była zupełnie spokojna, patrzyła na mnie intensywnie, więc uśmiechnąłem się szeroko spoglądając na ciocie i wujka. Gapili się na nas z rozchylonymi ustami.
- Wow. Cholera… Chyba powinienem nauczyć się tej piosenki…
- Nawet nie próbuj, Ben. Potem będzie się jej źle kojarzyć. Nie obraź się skarbie, ale śpiewasz fatalnie. Ale ty, Hunt… to było piękne. Masz piękny głos, naprawdę… - ciocia znowu się popłakała , ale chyba z reguły była nadwrażliwa, bo często jej się to przytrafiało. Albo to te hormony - Och przepraszam was… – odparła wycierając twarz z łez – …to przez hormony. – No tak. Wiedziałem.
- Usypia – uśmiechnąłem się patrząc znowu na małą. – To chyba będzie nasza wspólna piosenka, co myślisz? – Mówiłem do niej szeptem, a jej oczka niemal się zamykały, ale uchylała je na chwilę patrząc na mnie, aby znów powoli zamknąć powieki. Po jakimś czasie zamknęła je na dobre, a ja odłożyłem ją do łóżeczka
- Mamy w domu prawdziwego zaklinacza niemowlaków - wujek poklepał mnie po plecach z wyraźną ulgą, a ja wyszedłem z ich sypialni i poszedłem do swojego pokoju. Kiedy kładłem się na łóżku uśmiechnąłem się szeroko uświadamiając sobie, że to było chyba jeszcze fajniejsze, niż granie na perkusji.
Chyba polubię śpiewanie. No i Anę.
* Guns N' Roses - Don't cry
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro