Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Ash

Montana

Rok później

- Naprawdę ogarniesz ten złom? – spytał Teddy zerkając na swojego zdezelowanego Chevroletta, podczas gdy ja wycierałem brudne od smaru palce w wysłużoną ściereczkę.

- Zależy co masz na myśli. Nie zamienię go na lepszy model, ale sprawię, że odpali – zaciągnąłem się papierosem, a później zgasiłem go moim glanem i wróciłem do grzebania w moim kolejnym zleceniu.

Rok temu, gdy osiedliłem się na totalnym zadupiu w Montanie, postanowiłem zająć się czymś w czym jestem dobry. A poza graniem na gitarze i pianinie byłem dobry tylko w jednej rzeczy. W mechanice.

Tak więc założyłem własny warsztat i teraz miałem naprawdę sporo klientów, a dom na odludziu z wielkim garażem, który odziedziczyłem po dziadku idealnie nadawał się moją siedzibę.

Dziadek zmarł. Byłem przy nim i milczeliśmy wspólnie przez wiele tygodni kiedy odchodził. A później zniknął z mojego życia zostawiając mi dom i warsztat, ale w tym całym smutku, mimo końca tak ważnej dla mnie epoki, pomyślałem, że jest to swojego rodzaju szansa na nowy początek.

Lubiłem moje zajęcie. Siedziałem w ciszy, dłubiąc w silnikach, ograniczając kontakty z innymi ludźmi do minimum – czyli do kilku rozmów na temat tego co dzieje się z ich samochodami, czy motorami, a potem przechodziłem do rzeczy.

Montana była cicha, dzika i rozumieliśmy się bez słów. Gdybym mógł wyemigrowałbym na Alaskę i zaszył się głęboko w górach, ale póki co, to co miałem musiało mi wystarczyć. Mieszkałem na przedmieściach Kalispell, które było stosunkowo sporym miastem z nienajgorszym wskaźnikiem ludności wynoszącym koło 25 tysięcy mieszkańców – oczywiście jak na Montanę, będącą najsłabiej zaludnionym Stanem w całej Ameryce. Dzięki temu, mimo że mieszkałem na odludziu miałem klientów nie tylko wśród mieszkańców ale też przyjezdnych i turystów, którzy chcieli zobaczyć położony w sąsiedztwie naszego miasteczka Park Narodowy Glacier.

- Jesteś najlepszy, synu. Nie znam drugiego z taką cierpliwością i pasją – mrugnął do mnie bezzębny Teddy, po czym wymaszerował poklepując czule swoją furgonetkę.

Wróciłem do pracy, gdy usłyszałem swój telefon. Miałem go olać, ale był naprawdę natrętny, więc w końcu odebrałem połączenie. W słuchawce usłyszałem głos Huntera i dostałem dreszczy. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać – z nim, lub z kimkolwiek innym, ale wiedziałem że nie odpuści dopóki nie zamienię z nim choć kilku słów.

- Stary, co słychać?

- Nic -  bąknąłem, chcąc wrócić jak najszybciej do swojego zajęcia.

- Ciągle jesteś na mnie wściekły?

Czy byłem na niego wściekły? Nie bardziej niż na siebie.

- Przepraszałem cię milion razy. Już wtedy miałem wyrzuty sumienia, ale po rozmowie z Sunny zrozumiałem, że naprawdę przegiąłem…

Jej imię zadziałało na mnie jak zastrzyk z adrenaliny, więc zacisnąłem powieki, aby starać się stłumić narastające emocje których nie potrzebowałem i uczucia których nie rozumiałem.

- Daj spokój – przerwałem mu, ponieważ nie chciałem tęsknić jeszcze bardziej słuchając że walczyła o mnie, zresztą jak zwykle, podczas gdy cały świat z moim przyjacielem włącznie miał mnie w dupie.

- Ale nawet nie wiesz jak mi głupio. Wiem, że przesadziłem. I żałuję… Ash, wybacz mi…

- Wybaczyłem – odpowiedziałem martwo.

- A nie brzmisz jakbyś mi wybaczył. Kiedy w końcu porozmawiasz ze mną normlanie? Kiedy pozwolisz mi się ze sobą zobaczyć?

Nigdy.

- Nie wiem. Na razie nigdzie się nie wybieram.

- Więc pozwól mi cię odwiedzić.

- Nie.

Odpowiedziała mi cisza, więc westchnąłem głośno. Nie chodziło tylko o to, że mnie zawiódł. Przede wszystkim to ja zawiodłem jego. Po tym co zrobiłem z Sunny nie potrafiłbym spojrzeć mu w oczy.

- Ash… Martwię się o ciebie…

- To przestań – warknąłem.

- Okej… Stary kocham cię jak brata, wiem że cię zawiodłem, ale nadrobię to, rozumiesz? Będę się odzywał i proszę daj mi szansę… I jeśli zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać. Myślimy o tobie. Ja i wiem że Sunny też. Masz w nas przyjaciół, co by się nie działo, tak?

Tak, jasne. W Sunny? Może. Chociaż po tym co jej zrobiłem raczej szczerze w to wątpiłem. Ale w Hunterze na pewno nie. Gdyby dowiedział się, że zerżnąłem jego siostrę na każdy z możliwych sposobów, kilka razy w ciągu jednej nocy, wykorzystując jej zauroczenie, odbierając jej dziewictwo, biorąc od niej wszystko co chciała mi dać, a nawet znacznie więcej… Po czym zniknąłem z jej życia uciekając na drugi koniec kraju…

Zabiłby mnie i miałby cholerną rację. Sam miałem ochotę to zrobić.

A ona jak zwykle mnie broniła. Nie tylko nie powiedziała Hunterowi o naszej nocy, ale dotrzymała obietnicy i opieprzyła go za to jak mnie potraktował. I co jakiś czas do mnie pisała… Starałem się nie czekać na wiadomości od niej. Starałem się o niej nie myśleć. Ale naprawdę nie potrafiłem. Nie kiedy tak strasznie za nią tęskniłem. Za naszymi rozmownymi, wspólnie spędzonymi dniami, za spaniem z nią wtuloną do mojego boku. Brakowało mi dosłownie wszystkiego. Koloru jej oczu, barwy głosu, zapachu, ciepła jej ciała. Brakowało mi  jej uśmiechu, zrozumienia, pogody ducha, brakowało mi nawet  cholernego oglądania telewizji w jej towarzystwie. W końcu brakowało mi dotyku, brakowało mi tego co mi dała, brakowało mi… Seksu. W wyobraźni wciąż miałem jej doskonałe ciało które całowałem, dotykałem i pieściłem. Jej piersi które podskakiwały w rytmie moich mocnych pchnięć, to jak kochała się ze mną, dając mi niewiarygodny widok i jeszcze bardziej niesamowite doznania…. Smak jej skóry, dotyk jej języka na moim ciele, nieopisana rozkosz , która miała być nie dla mnie, a która zawładnęła każdą cząstką mojej duszy. To jak wyglądała gdy ją dotykałem, to jak doprowadzała mnie do szaleństwa. W końcu to jak oddała mi swoje serce, mówiąc mi że mnie kocha, kiedy dochodziłem będąc głęboko w niej…

Rozłączyłem się nie odpowiadając Hunterowi, i rzuciłem trzymanym w dłoni telefonem.

Byłem wściekły, zagubiony i nie chciałem się do cholery tak czuć. Chciałem spokoju, a ona była jak… Melodia i słońce, podczas gdy ja potrzebowałem ciszy i mroku. Była uzależniająca, a ja nie mogłem sobie pozwolić na to aby z nią być. Byłem dziwnym, wybrakowanym facetem, który nie dałby jej szczęścia. Na dodatek sporo od niej starszym i totalnie zagubionym, najlepiej odnajdującym się w głuszy z dala od ludzi.

Sunny potrzebowała kogoś takiego jak ona - dobrego, pogodnego, szczerego, romantycznego i szczodrego, a nie chorego ponuraka, który nienawidzi wszystkiego i wszystkich, i najchętniej zaszyłby się w absolutnej dziczy, totalnie odcięty od świata...

 Zresztą nawet gdybym chciał, bałem się do niej polecieć. Totalnie mi odbiło i nie potrafiłem wyjechać z Montany. Zdziczałem, dokładnie jak mój dziadek, a podróż  i konfrontacja  z Sunny i Hunterem mnie przytłaczała. Ponad to… naprawdę nie powinienem zawracać jej głowy moją trudną, skomplikowaną osobą.  Z przerażeniem zauważałem że im dłużej przebywałem sam, tym bardziej bałem się ludzi, tym gorzej mi się z nimi rozmawiało, tym  było trudniej. Coraz bardziej nie lubiłem opuszczać swojego domu i warsztatu, a choćby drobne interakcje z innymi stawały się stresujące, uciążliwe, a czasami wręcz przerażające.

Byłem cholernie dziwny i wystarczyło, że sam musiałem się z tym męczyć.

Wsiadłem na swój motocykl, ponieważ zawsze właśnie w ten sposób odreagowywałem stresy i tym razem też miałem taki zamiar. Miałem nadzieję, że długa podróż po górskich drogach oczyści mi umysł i pozwoli się wyciszyć…

Dźwięk silnika zadziałał kojąco na moje zmysły, podobnie jak piękny widok gór które mijałem w drodze do osiągnięcia upragnionego wyciszenia.

Nie myśleć, nie czuć, nie marzyć – to był mój cel.

To całkiem zabawne, że właśnie w momencie kiedy uświadomiłem sobie że i tak w końcu będę musiał zderzyć się z rzeczywistością, poczułem silne uderzenie, odbierające mi oddech i zmysły, a pozostawiające jedynie ból. A po nim upragnioną ciszę i ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro