Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Ash

- Wezmę szybki prysznic i możemy iść – powiedziałem do Huntera i poszedłem do łazienki.

- Spoko. Byłeś w tym klubie o którym ci mówiłem?

- Tak – krzyknąłem przez drzwi, włączając gorący strumień wody.

- Zrobiłeś te zdjęcia?

-  Jakieś zrobiłem.

- Mogę zobaczyć?

- Możesz, ale daj mi już spokój, okej?

- Dobra, już dobra.

Dostaliśmy propozycję grania koncertów w naprawdę niezłym miejscu, do tego byłaby to praca dorywcza, tylko w piątki i soboty wieczorami, więc nie kolidowałoby nam to z ewentualną pracą, ale szczerze mówiąc nie mogłem przecież przez cały czas mieszkać w Nowym Jorku, przynajmniej na razie.

Zamierzałem niebawem wrócić do Montany, i zostać tam miesiąc lub dwa, w dużej mierze dlatego, że dostałem widomość od moich rodziców dotyczącą choroby dziadka.

Dziadek był jedną z moich ulubionych osób na świecie, gdy byłem dzieckiem spędzaliśmy długie godziny na łowieniu ryb i milczeniu, później na przyrządzaniu ich – i milczeniu, następnie na biwakowaniu – i milczeniu, lub milczeniu w wielu różnych innych sytuacjach. Ale kiedy dziadek już coś mówił, mówił coś naprawdę ważnego, w przeciwieństwie do innych osób które mają w zwyczaju nadawać jak karabiny maszynowe bez większego sensu, aż w końcu wszyscy przestają ich słuchać bo wiedzą, że i tak nie mają nic ciekawego do powiedzenia.

Z moim dziadkiem było odwrotnie. Kiedy on coś mówił, dosłownie zamieniałem się w słuch – ponieważ wiedziałem że za chwilę dowiem się czegoś istotnego.

Wszyscy mówili, że jesteśmy do siebie podobni i chociaż większość osób uznawała to za problem dla mnie to był komplement.

Dlatego musiałem polecieć do Montany - ponieważ zaczynałem się o niego martwić. Dziadek przez wiele lat w ogóle nie wychodził z domu, mieszkał w dziczy i jak to mówili moi rodzice -  sam również zdziczał. Babcia zmarła parę lat temu i od tamtego czasu zupełnie zamknął się w sobie. Martwiłem się o niego. Skoro zgodził się na szpital to musiało być z nim już naprawdę nie najlepiej…

- Ash! – usłyszałem poddenerwowany głos Huntera, więc zakręciłem wodę.

- Co jest? – spytałem, a po chwili wszedłem do pokoju z przepasanym wokół bioder ręcznikiem i powoli zacząłem się ubierać. Złapałem za czarną koszulkę i ciemne jeansy, po czym zerknąłem na Huntera, który wyglądał jakby miał zaraz zasłabnąć – Co ci jest?

- Czy… Czy… Czy ty masz w telefonie nagie zdjęcia mojej siostry?

Zamarłem zapinając sobie rozporek.

- Ja pierdole, oczywiście że masz, przecież widziałem! Cholera, dlaczego mnie nie ostrzegłeś, nie chciałem tego kurwa widzieć! – wrzasnął wyrzucając ręce w górę.

- Hunter, to nie tak jak myślisz…

- Ale co ja mogę myśleć, wszystko już widziałem!

- To nic takiego.

- Nic. Takiego? – powtórzył powoli i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy – To, że moja siostra, która kocha się w tobie od ponad dekady wysyła ci swoje nagie zdjęcia, to nic takiego? Czekaj, czekaj… Jakiś czas temu dopadłeś do mnie pytając o jej adres, i to tuż po tym, kiedy prosiłeś o jej numer. Jesteście ze sobą? – spytał z niedowierzaniem

- Co ty bredzisz?

- To u niej mieszkasz? - zmierzył mnie zaniepokojonym spojrzeniem.

- Tak, ale…

- Jasna cholera, sypiacie ze sobą?

- Nie. Nie pieprzę się z Sunny, przysięgam. Owszem spędzamy sporo czasu, ale… Nie dotykamy się, tylko czasami na siebie patrzymy – wypaliłem zapewne pogarszając sytuację, ale zupełnie odcinało mi myślenie w sytuacjach stresowych, a to zdecydowanie była taka sytuacja.

- Jak to patrzycie?

- Lepiej żebyś nie znał szczegółów, to w końcu twoja siostra…

Hunt zrobił skonsternowaną minę.

- Powiedz, że robisz sobie ze mnie jaja.

- Masz przepiękną siostrę Hunter, i naprawdę jej pragnę. Ale z nią nie sypiam. Przynajmniej w sensie dosłownym, a właściwie w sensie niedosłownym… Na razie.

- Co ty w ogóle pieprzysz? I jak to na razie?

- Nie wiem… Tak tylko powiedziałem. Nie sypiam z nią, tylko na nią patrzę – powtórzyłem bezradnie, bo zupełnie nie wiedziałem jak z tego wybrnąć.

- Ja pierdole, nie rozumiem o co ci chodzi. W jakim sensie na nią patrzysz? Po co?

- Bo jestem wrażliwy na piękno – odpowiedziałem dyplomatycznie.

- Ash, błagam cię! Gapisz się na moją rozebraną siostrę? Wysyłacie sobie nagie zdjęcia? Co jest między wami? Czemu ja nic o tym nie wiem?

- Bo nie ma o czym mówić! Zatrzymałem się u niej, gadamy, oglądamy seriale i…

- I co?

- I… Czasami pomagamy się sobie wzajemnie odstresować.

Miałem nadzieję, że zabrzmi to niewinnie, ale Hunter wyglądał jakby zaraz miał paść na zawał, więc chyba nie wyszło.

- Gdybyś był odpowiedzialny… - pokazał na mnie palcem.

- Nie jestem kurwa odpowiedzialny!

- Ale to Sunny!

- Wiem!

- Ona cię kocha! Nie możesz się z nią zabawiać! Nie możesz używać jej do „odstresowania”. Kurwa, Ash!

- Nic jej nie zrobiłem… - schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem w stronę wyjścia.

- Błagam powiedz mi, że to nie przeze mnie – zatarasował mi drogę, stając tuż przede mną.

- O co ci znowu chodzi?

- O to, że zawsze chciałeś… Chciałeś… Być ze mną. Obaj dobrze to wiemy.

- Nie mieszaj jej w to Hunter – zamknąłem oczy, ponieważ ta rozmowa stawała się coraz gorsza.

- Nie czuję tego do ciebie Ash i nic na to nie poradzę. Cholera, jak mogłeś? Nie chciałem się z tobą pieprzyć więc teraz zamierzać wykorzystać do tego moją siostrę? – spojrzał na mnie jakbym właśnie wbił mu nóż w plecy, więc poczułem że robi mi się niedobrze.

- Nie, Hunter, to nie dlatego. Ona jest zupełnie inna niż ty.

- Nie prawda – pokręcił głową – Sunny jest do mnie cholernie podobna i dobrze to wiesz.

Fakt, ale tylko z wyglądu, a ja miałem na myśli charakter. Okej, Sunny i Hunter wyglądali jak bliźnięta i nigdy nie umknęło to mojej uwadze. Mieli takie same lekko skośne, szare oczy, pełne usta, jasne włosy, które kręciły się w podobny sposób, i bardzo podobne uśmiechy - z dołeczkami w policzkach, które podkreślały ich wysokie kości policzkowe – szerokie i zaraźliwe. Oboje byli piękni i owszem bardzo podobał mi się sposób w jaki wyglądali, ale wszyscy inni również uznaliby ich za atrakcyjnych, Hunter był ładnym chłopcem o nieco dziewczęcej urodzie, teraz był już mężczyzną i zmężniał a jego uroda się wyostrzyła, natomiast Sunny pozostała najśliczniejszą i najbardziej uroczą dziewczyną jaką widziałem. Nie była Hunterem. Uwielbiałem ją za to że była Sunny, a nie dlatego że tak bardzo przypominała kogoś kogo kiedyś pragnąłem, bo gdy dorosła wszystko się zmieniło.

Nie była już kimś kto przypominał Huntera, teraz to Hunter przypominał mi ją, wiem że to niedorzeczne, ale właśnie tak było. Nie zerkałem z rozmarzeniem na jej buzię, bo kojarzyła mi się z Huntem. Teraz patrzyłem na niego i myślałem o niej, tęskniłem z nią, pragnęłam jej, nie jego.

I nie chodziło nawet o to całe pożądanie. Ja zawsze potrzebowałem czegoś więcej – potrzebowałem więzi. Silnej, emocjonalnej więzi, opartej na przyjaźni i zaufaniu. Właśnie tego potrzebowałem, ale on tego nie rozumiał. Dla niego byłem jedynie facetem, który go pragnął, i zapewne myślał że chodziło mi głównie o jego wygląd, tymczasem właśnie wygląd był tylko pierwszym i z pewnością nie najistotniejszym punktem na bardzo długiej liście składającej się z wielu elementów, które musiałem odznaczyć, by pozwolić sobie na bliskość.

Ale oczywiście nie umiałam tego powiedzieć, więc jedynie spuściłem głowę coraz bardziej zamykając się w sobie.

- Ja pierdole, masz pojęcie jakie to jest popieprzone? – spytał spokojnym tonem Hunter. – Nie jestem bi Ash, a to że ona ci mnie przypomina nie zmieni tego co czuję. Nie wykorzystuj jej w ten sposób, nie krzywdź jej. Kiedy mówiłem ci, że możesz znaleźć dziewczynę która da ci wszystko, nie miałem tego na myśli. Ona nie jest mną…

- Boże, wiem że nie jest tobą, myślisz że jestem aż tak nienormalny?

- Wiem tylko, że przez te wszystkie lata czułem jak na mnie patrzysz! – krzyknął i przysunął się do mnie niebezpiecznie blisko.

- Co ty robisz? – odepchnąłem go lekko.

- No powiedz mi Ash, czy gdybym teraz powiedział ci że jednak chcę się pieprzyć, tu, teraz, na twoim łóżku, odmówiłbyś mi?

Stanąłem sztywno, patrząc na niego z niedowierzaniem. Tak, odmówiłbym. I nawet nie musiałem się nad tym zastanawiać. Zbyt mocno się od siebie oddaliliśmy i było w tym zbyt wiele żalu, abym mógł ponownie poczuć to co kiedyś.

Nim się obejrzałem jego usta zderzyły się z moimi. Pocałował mnie, ale nie był to żaden namiętny pocałunek, tylko bardziej coś na kształt dania sobie po mordzie. I nie było w tym tego, czego od zawsze potrzebowałem najmocniej - miłości. Miłości i przywiązania, a nie żalu i goryczy. Zbyt wiele czułem ich w swoim sercu, aby znieść je u kogoś kogo kochałem.

Odkleiliśmy od siebie nasze usta, i czułem całym sobą to jak bardzo Hunter nie chciał tego pocałunku. Nie chciał mnie.  Nie było w tym namiętności, pragnienia, nigdy z jego strony. Widziałem to aż nazbyt wyraźnie.

- Nic nie rozumiesz – powiedziałem tylko czując się dziwnie pusty.

- Więc mi wytłumacz. Powiedz mi, że nie chcesz jej zranić.

- Nie chce jej zranić

- W takim razie daj jej spokój…

- Nie będziesz mi mówił co mam robić, Hunter.

- Ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak działasz na ludzi, prawda Ash? Odbija im na twoim punkcie, zakochują się w tobie, a ty zawsze masz to w dupie, zawsze jesteś zimny i obojętny, ale dla niej nie możesz taki być, masz być dla niej dobry, zrozumiałeś? – próbowałem go wyminąć, ale znowu stanął przede mną – Ash. Ona jest w tobie zakochana – powtórzył powoli i wyraźnie - Buja się w tobie odkąd była mała, to nie zabawka, to moja siostra. Nie skrzywdź jej.

- Nie przesadzaj.

- Obaj dobrze wiemy, że ma na twoim punkcie fioła. Jeśli nie zamierzasz być dla niej obrzydliwie romantycznym, czułym, opiekuńczym i kochającym partnerem, to nie możesz nią być. Mógłbyś tylko wtedy jeślibyś się dla niej zmienił. A wątpię, aby to było możliwe.

„Jak na kogoś kto całe życie był niesprawiedliwie oceniany, zbyt łatwo wygłaszasz osądy”

- Pieprz się – wyminąłem Hunta zmierzając do wyjścia.

- Sam się pieprz. Bylebyś nie pieprzył mojej siostry – warknął za mną, a ja stanąłem jak wryty. – Złamiesz jej serce, nie zgadzam się na to.

- Ty serio masz problem, Hunter.

- Ty jesteś moim problemem, Ash.

Jasnoszare oczy Hunta wyrażały gniew i urazę, a to cholernie bolało, więc chciałem, aby jego również zabolało. A Hunt miał tylko jedną słabość większą niż Sunny. Tylko jedną osobę na świecie kochał mocniej niż swoją rodzoną siostrę. Więc nim zdążyłem się zastanowić, postanowiłem to wykorzystać.

- Może w takim razie przerzucę się na Anę, co? Którą twoją siostrzyczkę mam zerżnąć jako pierwszą? Bo obie są chętne i… - nie dokończyłem, ponieważ poczułem mocne uderzenie. Dotknąłem swojej twarzy i zobaczyłem krew na dłoni. Parsknąłem śmiechem, ponieważ jak żyję nie odpuściłem nikomu kto śmiał mnie uderzyć. Przeszło mi przez myśl, że Hunter też nie będzie wyjątkiem, ale równocześnie zdawałem sobie sprawę z tego jak obrzydliwe zabrzmiało to co powiedziałem. Dla mnie była tylko Sunny, ale on oczywiście tego nie rozumiał, prawda?

Tak czy inaczej chciałem go zranić, nawet sam nie wiedziałem dlaczego. Być może dlatego, że on zranił mnie.

- Jeśli dotkniesz Anę to cię zabiję, zrozumiałeś ?– warknął, więc złapałem go za koszulkę i spojrzałem na jego twarz. Patrzył na mnie jak na kogoś, kto złamał mu serce. To zabolało. I to cholernie mocno.

Był zazdrosny o Anę i ja to rozumiałem, ale przecież ona nic dla mnie nie znaczyła. Nie zamierzałem z nim o tym dyskutować bo domyślałem się jak bardzo przeraża go to co czuje - ale to był jego problem, jego słabość, nie moja. Bolało mnie jednak, że nie uważał mnie za kogoś dobrego dla Sunny. Uważał tak jak wszyscy inni - że jestem wybrakowany, zepsuty, gorszy.

- Dlaczego? – odepchnąłem go.

- Co dlaczego?

- Dlaczego mnie oceniasz. Dlaczego ty?

- Bo chodzi o moją siostrę. Albo o moje siostry… Kto wie co może ci przyjść do głowy…

- Poważnie?

Mój najlepszy przyjaciel właśnie wbijał mi nóż w plecy, a ja mogłem tylko stać i gapić się na niego z niedowierzaniem.

- Powinieneś się leczyć, Ash. Dobrze to wiesz. Terapia i diagnoza dobrze by ci zrobiły… Radzisz sobie bo masz wszystko poukładane, żyjesz muzyką, ale jak długo jeszcze? Kiedyś będziesz musiał się zmierzyć z rzeczywistością. Ja jestem już dorosły. Chcę się zakochać, chce mieć dzieci, rodzinę. Aaron i Tony też. A ty? Gdzie wtedy ty będziesz, co Ash?

Przełknąłem ślinę patrząc na niego z bólem.

- Masz mnie za nieporadnego dziwaka, który nie ma szansy na normalne życie, prawda?

- Myślę, że masz problemy. Problemy z bliskością, wywiązywaniem relacji, przebywaniem z ludźmi. Masz poważne problemy, Ash. I powinieneś szukać pomocy…

„Nieźle jak na pojebanego dziwaka z autyzmem”

- Wiesz co Hunter? – podszedłem do niego z wyzwaniem w oczach. Z jednej strony chciałem się pogodzić, może nawet przeprosić go za to że ukrywałem tak ważną kwestię i spróbować wytłumaczyć to co czuję. W głębi byłem niemal pewien, że mimo wszystko by zrozumiał… Ale jednocześnie byłem tak strasznie wściekły. Chciałem mu powiedzieć, że mnie zawiódł, że mnie zranił, że nie jestem aż tak bez uczuć jak mu się wydaje, tylko po prostu nie umiem o nich mówić. Byłem inny, ale myślałem że on to akceptuje. Najwyraźniej się myliłem. Więc zamiast tłumaczyć mu co czuję, po prostu odepchnąłem go mocno i ruszyłem do wyjścia – Pierdol się – dodałem na pożegnanie i trzasnąłem drzwiami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro