Rozdział 16
Hunter
Angie Thomson była sympatyczną blondynką o piwnych oczach która przywitała nas wylewnie i od razu na starcie wręczyła nam wódkę z colą.
Patrzyła na Asha z jawnym uwielbieniem, jakby to że wszedł do jej domu było jakimś błogosławieństwem. Co chwila próbował go dotknąć delikatnie muskając opuszkami jego nagie ramie, na co Ash spinał się, po czym przejeżdżał dłońmi po miejscach w których go dotykała jakby go swędziały, albo parzyły.
Angie faktycznie miała mnóstwo alkoholu, a na imprezę zaprosiła chyba pół szkoły, i dosłownie każdy kogo mijaliśmy skupiał skonsternowany wzrok na Ashu, później przeskakując spojrzeniem na mnie.
Grupka śmiejących się w głos dziewczyn, którą mijaliśmy nagle zamarła w niemym przerażeniu, kiedy przystanęliśmy tuż koło nich. Angie pobiegła otworzyć drzwi kolejnym gościom, a w tym czasie dziewczyny zaczęły szeptać coś do siebie i zerkać na nas z zainteresowaniem.
- Hej Ash – ładna szatynka odłączyła od grupy, podeszła do niego nieśmiało i odgarnęła z ramion swoje długie, lekko kręcone włosy. – Słuchaj, chciałam cię tak strasznie przeprosić za dzisiaj… Nie sądziłam że cię tu zastanę, ale skoro już się widzimy… - była ewidentnie wstawiona, a kubek który trzymała w dłoni był niemal zupełnie pusty – Ja… Wcale tak nie uważam, no wiesz… Tak naprawdę sądzę że jesteś… No wiesz… - bełkotała gestykulując rękami, a mój przyjaciel rozejrzał się ze zniecierpliwieniem najwyraźniej chcąc odejść – Jesteś… Pójdziemy na górę? - wypaliła nagle, więc Ash skupił na niej wzrok.
- Po co? – bąknął z konsternacją.
- Chciałbym przeprosić cię naprawdę mocno… - wyszeptała oblizując pełne wargi – …Za to że dzisiaj sprawiłam ci przykrość. Możesz robić ze mną co chcesz, cokolwiek chodzi ci po głowie, jestem gotowa na wszystko i lubię ostry seks – pochyliła się nad nim i mocno się zachwiała, więc przytrzymał ją ręką.
- Jesteś pijana – westchnął z rezygnacją i przewrócił oczami.
- To nie ma znaczenia. Boże, tak cię pragnę – dodała przylegając do niego ciałem, więc odskoczył od niej jak poparzony.
- Dlatego nie lubię chodzić na imprezy – zwrócił się do mnie – Pijani ludzie zachowują się irracjonalnie. Puszczają im wszystkie hamulce, robią rzeczy których później żałują do końca życia, ponad to pieprzą się z kim popadnie. – wrócił spojrzeniem do dziewczyny - Jak ci na imię? – spytał ją głośno i wyraźnie jakby myślał, że inaczej go nie usłyszy. Szatynka stanęła prosto i chyba była jeszcze na tyle trzeźwa, aby zrozumieć że raczej nici z seksu.
- Maddy.
- Okej, Maddy. Dzisiaj w szkole tylko żartowałem, nie wybiję całej twojej rodziny, to był tylko głupi tekst – powiedział uspakajającym głosem Ash, a moje brwi wystrzeliły do góry w niemym zdziwieniu – Nie będę składał cię w ofierze na cmentarzu, nie zrobię krzywdy ani tobie, ani nikomu z twoich bliskich – tłumaczył jej głośno i powoli, a ludzie zerkali na nas ze zmieszaniem – Więc nie musisz tego robić – poklepał ją pocieszająco po ramieniu.
- Ale… - dziewczyna próbowała coś odpowiedzieć jednak Ash już się od niej odsunął idąc w kierunku barku.
Zaśmiałem się z niedowierzaniem.
- O co z tym chodziło?
- Mieliśmy się napić – Ash wypił duszkiem wódkę z Colą i zerknął z zainteresowaniem na alkohol. Wziął butelkę i dolał sobie do kubka, a później zmieszał ją z odrobiną Coli i przysiadł na wysokim krześle pokazując mi miejsce obok.
- Nie powiedziałam tego bo boję się, że złożysz mnie w ofierze, albo wybijesz moją rodzinę – usłyszeliśmy głos Maddy i spojrzeliśmy na nią z konsternacją. Cholera, dziewczyna była naprawdę zdeterminowana. – Ja tylko… Pomyślałam, że moglibyśmy... No wiesz. Zabawić się razem? Chociaż ten jeden raz? Byłoby nam dobrze razem… Lubię cię. Nawet bardzo. Chyba trochę za bardzo…
- Ale ja cię nie znam – Ash najwyraźniej tracił cierpliwość i mogło z tego wyniknąć coś nieprzyjemnego, więc postanowiłem się wtrącić, zanim zrobiło się naprawdę niezręcznie.
- Maddie jesteś bardzo miła – wtrąciłem się uprzejmie, a dziewczyna skupiła na mnie swoje duże, orzechowe oczy. Była najwyraźniej bardzo zakochana, więc nie chciałem aby mój przyjaciel zbyt brutalnie złamał jej serce. Najpewniej nie zdawałby sobie z tego nawet sprawy, ale wolałem uniknąć oglądanie jej łez i bezceremonialnego odrzucenia nieprzebierającego w słowach Asha.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię wcześniej – uśmiechnęła się do mnie.
- Nie ma sprawy, jestem Hunter – podała mi rękę, więc ująłem ją delikatnie. - Wiesz co? Może w innych okolicznościach mój przyjaciel przystanąłby na twoją kuszącą propozycję… – Ash spiorunował mnie wzrokiem – Ale… Przyjechałem dzisiaj, nie widzieliśmy się od strasznie dawna poza tym nikogo tu nie znam, i nie chce mnie zostawiać, także sama rozumiesz…
Maddie pokiwała głową.
- Okej, jasne że rozumiem, dzięki Hunter… Ale jeśli zmienisz zdanie – zwróciła się do Asha – To wiesz gdzie mnie szukać.
Posłała nam jeszcze jeden uśmiech i odeszła kręcąc biodrami.
- A widzisz? Mówiłem ci – Ash zmarszczył nos, więc parsknąłem śmiechem.
- Zadurzyła się w tobie – trąciłem go w ramię.
- Przestań pieprzyć, ona mnie nienawidzi. Ma mnie za psychola.
- Nie wydaje mi się…
- Mówię ci. Poza tym nie jest w moim typie, także to zupełnie nieważne.
- Skoro tak mówisz… Jest ładna…
- Może i jest ładna, ale uwielbia oceniać ludzi po pozorach – Ash wydawał się urażony więc postanowiłem zmienić temat, zanim zupełnie popsuje mu się humor.
Wypiłem duszkiem swojego drinka, a później zaczęliśmy rozmawiać.
Gadaliśmy o wszystkim o niczym, opowiadaliśmy sobie o tym co działo się u nas na przestrzeni minionych miesięcy i ustalaliśmy co zrobimy gdy wyjedziemy już na studia.
Rodzice Asha wpadli na pomysł aby ich syn studiował w Europie, konkretnie w Anglii, gdzie Christina – jego mama, miała cześć swojej rodziny z racji tego, że była w połowie Brytyjką.
Ash ewidentnie chciał wyjechać, ponieważ od zawsze marzył o zupełniej zmianie otoczenia, ale jedocześnie jakiś czas temu obiecaliśmy sobie że będziemy studiować razem, więc kiedy ciocia z wujkiem zaproponowali mi abym pojechał razem z nim, właściwie od razu się zgodziłem.
Studiowanie w Europie wydawało mi się ciekawym rozwiązaniem, tym bardziej gdy miałem mieć u boku swojego najlepszego przyjaciela.
Tak więc mieliśmy nacieszyć się wolnością, aby od października skupić swoją uwagę na nauce na londyńskim uniwersytecie.
Omawialiśmy nasz wyjazd, ustalaliśmy gdzie wynajmiemy mieszkanie, rozmawialiśmy o miejscach w Europie które chcielibyśmy zobaczyć w wolnym czasie i piliśmy. Jeden drink, później następny i kolejny, aż w końcu czułem się potwornie pijany tym bardziej że jeszcze nigdy nie wlałem w siebie takiej ilości alkoholu. Nawet Ash który zawsze kojarzył mi się z kimś odpornym na wszelkiego rodzaju używki zaczął parskać śmiechem, plątał mu się język, i najwyraźniej upił się niemal równie mocno co ja.
Właśnie wtedy stwierdziliśmy, że wracamy do domu. Było po drugiej w nocy więc wszyscy na pewno już spali, a dalsze picie mijało się z celem bo nie chcieliśmy wylądować nieprzytomni na podłodze podczas imprezy, więc ruszyliśmy do wyjścia.
- Zostańcie w jednym z pokoi na górze – Angie złapała Asha za rękę i popatrzyła na niego błagalnie
- Nie, spokojnie, zostawimy auto u ciebie i wrócę po nie jutro. Pójdziemy pieszo…
- Ale pieszo to jakieś pół godziny drogi. Co najmniej…
- To nie tak długo – uśmiechnąłem się do niej i lekko zatoczyłem, próbując ustać w miejscu.
- Ale właśnie zaczęło padać – dodała z determinacją, i o dziwo faktycznie uzmysłowiliśmy sobie że na zewnątrz było małe oberwanie chmury.
- Cholera – bąknął Ash.
- Stary możemy iść na górę, przecież w domu wiedzą że jesteśmy na imprezie i nie wiadomo kiedy wrócimy… Równie dobrze możemy pójść rano…
- Albo tylko przeczekamy deszcz – dodał Ash i ruszył na górę – Ale faktycznie muszę odpocząć, bo zaraz się porzygam. Gdzie możemy się przekimać?
- Do końca korytarza i pokój na prawo – Angie mrugnęła do niego, a ja zastanawiałem się co knuła. Wyglądała na strasznie zadowoloną, ale przecież nie było szans, aby Ash wylądował z nią dzisiaj w łóżku. Lub z kimkolwiek. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro