Rozdział 11
Sunny
- Wziął mój motor – wujek Dan przeczesywał swoje jasne włosy chodząc w tę i z powrotem
- Zostawiłeś kluczyki w stacyjce?! – Tata Asha wyglądał jakby za chwilę miał eksplodować. – Zwariowałeś?! Cholera… Jeśli nic mu się nie stanie, to zabiję go własnymi rękami…
- James, przestań…
Dorośli się kłócili, a ja płakałam. Martwiłam się o niego. To wszystko przeze mnie!
- Sunny, chodź – Hunter złapał mnie za rękę i poprowadził do swojego pokoju. Tam siedziała już Ana i Tyler z rozkwaszonym nosem. – Nie ma sensu żebyśmy tam byli, póki…
Póki on nie wróci…
Zapłakałam chowając twarz w dłoniach.
- A jeśli coś mu się stanie?
- Nic mu nie będzie. Widziałaś go, ktoś taki jak on zawsze sobie poradzi – mój brat kucnął przy mnie i wytarł mi twarz z łez.
- Ale… to moja wina… - odparłam.
- Nie twoja. To wina moja i jego - westchnął Ty – Głównie moja… Zachowałem się jak idiota…
- To prawda, przecież musiałeś zauważyć, że on ma problemy. Problemy ze sobą, z agresją i z wyrażaniem emocji. Jest inny, i przy okazji dość przerażający. I ma jakieś dwa metry, ponadto bary jak trenujący boks dwudziestolatek. Wyzywając go sam prosiłeś się o kłopoty. Jest zaburzony, ja też to widzę, ale właśnie dlatego z takimi osobami należy postępować… delikatnie – zakończył Hunt.
- Jestem idiotą. Zadowolony? – spytał Ty kładąc się na poduszkach, a Ana położyła się na jego klatce piersiowej przytulając go pocieszająco – Dziękuję, biedroneczko – Tyler objął ją mocno ramionami i wtulił nos w jej czarne włosy. – Czuję się jak gówno… Jeśli coś mu się stanie… – dodał, a Hunt spiorunował go wzrokiem.
- Uważaj na słowa, stary…
- Dlaczego mówicie że jest zaburzony?– zapytałam z wyrzutem. – Znowu go wyzywacie…
- Nie wyzywam go, Sunny – westchnął Hunt – Zaburzony, czyli… Ktoś kto ma lekko zaburzoną osobowość. Jest troszkę inny niż reszta…
- Każdy jest inny – powiedziałam stanowczo.
- Tak, ale… Ash jest inny inaczej – Hunt spojrzał na mnie wymownie, a ja zmarszczyłam brwi. Inny inaczej? – To zaburzenie emocjonalne, komunikacyjne, społeczne… Nie byłoby w tym nic szczególnie niepokojącego, mnóstwo ludzi ma przeróżne choroby i zaburzenia, ale on… Najwyraźniej nie chce się leczyć. Nie mniej jednak jest w porządku, tak?
Pokiwałam z przekonaniem głową. Planowałam wziąć z nim ślub, jasne że był w porządku!
- I postaram się mu pomóc – Hunt wstał i usiadł na krześle, a Tyler ciągle przytulał Anę.
- Mogę pójść do siebie? – wyszeptałam, bo chciałam pobyć sama.
- Jasne, Sunny. Tylko nie smuć się dobrze? Wszystko będzie w porządku. – Powiedział Hunt, a ja poszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
Wydmuchałam nos w chusteczkę i położyłam się na łóżku. Chciałam dobrze, a przeze mnie znowu ktoś miał kłopoty. Tak jak Hunter, kiedy jeszcze byliśmy bardzo mali. Było mi tak smutno…
Chyba zasnęłam bo obudziłam się późnym wieczorem, albo może w nocy? Miałam koszmar, więc wytarłam mokre policzki rękami. Rozejrzałam się po ciemnym, strasznym pokoju. Nie wiedziałam gdzie śpi moja mama, ale na pewno tutaj była, bo przykryła mnie kocem i włączyła ledwo tlącą się lampkę. Szybko przebrałam się w koszulkę nocną i wyszłam z pokoju, bojąc się być sama. Wtedy usłyszałam jakieś męskie głosy dobiegające z parteru, a po chwili go zobaczyłam – szedł ciemnym korytarzem do swojego pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi, a mi dosłownie kamień spadł z serca.
Zaraz po nim po schodach wszedł jego tata, wyglądający na strasznie zmęczonego i zniknął w swojej sypialni.
Odczekałam kilka minut i podbiegłam otwierając drzwi od pokoju Asha. Leżał na łóżku i chyba właśnie przebrał się w spodenki do spania. Na mój widok wyprostował się spoglądając na mnie z konsternacją.
- Oszalałaś… - nie dałam mu dokończyć tylko rzucałam się w jego ramiona szlochając z ulgą.
- Bałam się że nie żyjesz! – zachlipałam – A to byłaby moja wina…
- Uspokój się – westchnął podirytowany i odepchnął mnie od siebie – Żyję. Idź do swojego pokoju.
- Pozwól mi zostać…
Ash prychnął. Spojrzał na mnie z wściekłością i nie dziwiłam mu się, że był zły, ale i tak nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku. Był najładniejszą osobą jaką widziałam i przy okazji bardzo go polubiłam – wszyscy nazywali go dziwnym, ale ja też byłam dziwna więc pomyślałam, że naprawdę byśmy do siebie pasowali.
- Miałam straszny sen, nie wyganiaj mnie – wytarłam drżącymi rękami łzy, a on zmrużył brwi.
- To nie mój problem.
- Boję się – powiedziałam zgodnie z prawdą. Niemal co noc miałam koszmary.
- Przez głupi sen? - prychnął Ash. Pokiwałam głową, gdy westchnął jakby nie miał do mnie siły. - Co to był za sen?
Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć. Nikomu o tym nie mówiłam, nawet mamie, bo gdybym powiedziała na pewno bardzo by się wystraszyła i przejęła, a ja nie chciałam jej martwić. Jednak z jakiegoś powodu czułam, że on zrozumie, że nie będzie mnie oceniał, że mnie wysłucha. Wstydziłam się ale chciałam aby pozwolił mi zostać, więc postanowiłam powiedzieć prawdę.
- Śniły mi się straszne rzeczy. Przyczepa i ten drugi tata. Nawet w domu czasem mi się to śni, a tutaj… To nowe miejsce i… - wzruszyłam żałośnie ramionami, a on wciągnął powietrze.
- Co mam zrobić? – spytał po prostu, a ja poczułam, że zaczynam się uśmiechać.
- Mogę zostać?
- Jeśli musisz… Mam spać na podłodze…?
Nie dałam mu dokończyć tylko przytuliłam się do jego piersi i pociągnęłam nosem.
- Tak jest dobrze – odpowiedziałam sadowiąc się w jego dużych ramionach. Był ciepły i pachniał naprawdę ładnie, a przytulając go czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
- Dlaczego nie porozmawiasz o tym ze swoją mamą? – usłyszałam niski głos, którego barwa spodobała mi się już w chwili kiedy usłyszałam go po raz pierwszy, a teraz gdy przyciskałam ucho do jego piersi, brzmiał jeszcze ciekawiej. Mogłabym go słuchać godzinami.
- Mama zawsze pyta o dużo rzeczy, a ja nie chcę odpowiadać. Nie chcę o tym mówić, wolę żeby nie wiedzieli.
Wziął głęboki oddech i chyba pokiwał głową.
- Wiem, co masz na myśli. Dorośli nie rozumieją.
- Za dużo mówią.
- To prawda, gadają na okrągło, analizują, zamartwiają się…
- Tak, i potem jest jeszcze gorzej. A ja nie chcę, żeby mama się martwiła.
- Okej, ale… Jeśli to ci pomoże to… Twoja mama jest chyba okej. Myślę, że mogłabyś jej zaufać.
- Twoja też taka jest, zaufałeś jej?
- Ja to co innego.
- Dlaczego.
- Bo ja jestem inny.
- A kto tak powiedział?
- Wszyscy.
- Okej. No to chyba ja też jestem inna.
Ash nic nie odpowiedział tylko zamarł w ciszy i bezruchu.
- Przepraszam, że przeze mnie miałeś kłopoty...
- Daj już spokój – westchnął, a po chwili namysłu dodał – To nie przez ciebie.
- Tak ale chciałam dobrze, chciałam ci pomóc a jak zwykle zaszkodziłam… Hunt też tyle razy miał przeze mnie kłopoty… Tamten tata zawsze bardziej denerwował się na mnie, no bo to ja zawsze zrobiłam coś źle. Rozlałam sok, albo płakałam, albo coś ubrudziłam, lub odezwałam się kiedy nie było wolno… A Hunt próbował mi pomóc i potem zawsze obrywał… Nie chciałam…
Poczułam jak jego ramiona mocniej zaciskają się wokół mnie.
- Nie zrobiłaś nic złego.
Ash nie mógł wiedzieć, jak wiele to zdanie dla mnie znaczyło, ale prawda była taka, że słysząc je poczułam jakby zdjął z mojej piersi wielki ciężar. Nie wiedziałam jak ująć w słowa to co czuję, ale i tak postanowiłam spróbować.
- Ash?
- Tak?
- Jesteś najfajniejszą osobą jaką poznałam.
Prychnął cicho i chyba pokręcił głową.
- Śpij, Sunny.
Uśmiechnęłam się i nim się obejrzałam znowu usnęłam wsłuchując się w szybki rytm uderzeń jego serca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro