Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

çatışmazlığı

Pov:Montana

Ciemność to jedyne co aktualnie mogłem zobaczyć.
Krople deszczu uderzające o dach budynku to jedyne co mogłem aktualnie usłyszeć.

Kiedy chciałem wstać poczułem na moich rękach kajdanki, które uniemożliwiały mi to. Nie widziałem gdzie aktualnie się znajduję, a jedyne co pamiętałem, to że właśnie kierowałem się na spotkanie z Erwinem.

-Halo?Pomocy!

Chciałem już krzyczeć ponownie, ale nagle drzwi się uchyliły, za nimi ujrzałem dwie postacie z długa bronią na plecach. Jeden z dwójki zamaskowanych osób, nachylił się i powiedział drugiemu coś na ucho po czym tamten wyszedł z pomieszczenia.

-Witaj Gregory.

-Wypuść mnie nic wam nie zrobiłem!

-Cóż może nie nam, ale konkretniej mówiąc mi

Po tych słowach zaciągnął z twarzy maskę, uśmiechną się tylko w moja stronę i zdjął broń z pleców.

-Eerwin jja nic ci nie zzrobiłem. Przecież się przyjaźnimy cco nie?

-No właśnie, przyjaźń piękne słowo, nieprawdaż? Rzuciłeś mnie dla tej pierdolonej K9 i zostawiłeś mnie bo ci się kurwa znudziłem!

Siedziałem cicho, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Bałem się, iż jedno źle dobrane słowo skończy się moją rychłą śmiercią.. Przekonałem cicho ślinę i spojrzałem mu prosto w jego złote oczy.

-Ha! wiedziałem kurwa teraz nic nie powiesz, bo co mam pierdoloną racje.

-Erwin, jja po prrostu nic już ddo ciebie nie czuje.

-W czym ona kurwa jest lepsza? W lizaniu ci dupy i chodzeniu za tobą.

Pov. Erwin

Cisza to jedyne co usłyszałem w odpowiedzi, ale czego ja się mogłem spodziewać.

-Wiesz co? Jesteś niezmiernie przewidywalny! Typowy policjant, który uważa, że może wszystko i należy mu się wszystko! Nikt nie ma prawa łamać mi serca. Chciał bym strzelić ci prosto w twarz ale wole zostawić to innej osobie.

Chciałem już wyjść i iść po Labo, by mógł przetestować nowy sprzęt od Dii.

-Ona po porostu jest lepsza od ciebie. Nie jest egoistyczną szmatą bez chociażby krzty współczucia.

Cicho się zaśmiałem i powolnym krokiem zbliżyłem się do niego. Kiedy byłem wystarczająco blisko odłożyłem na bok broń i nachyliłem się nad nim.

-Lepsza? Czy może raczej łatwiejsza?

Powiedziałem to tak cicho by tylko on mógł to usłyszeć. W odpowiedzi usłyszałem ciche przełknięcie śliny i strach w jego czekoladowych oczach. Wstałem powoli sięgnąłem z powrotem po broń i wycelowałem prosto w jego głowę.

-Jakieś ostatnie życzenie?

-Kocha..

Strzał. Krew zaczęła powoli spływać po jego ciele. A on bezwładnie upadł na podłogę. Chwile się mu przyglądałem, a w pewnym momencie do pokoju wszedł Carbo z Davidkiem. Chwile popatrzyli na zwłoki i ponownie spojrzeli na mnie.

-Dobra jednego mamy z głowy... Jeszcze jakoś 20.

-Co kurwa jakich 20?

-No tak jak David powiedział, w skrócie policja nas znalazła. Jesteśmy rozstawieni i mamy szanse na wygraną, tylko trzeba to dobrze rozegrać. Masz radio i chodź z nami na górę. Częstotliwość 69.

-Classic...

Powiedziałem to tak cicho że raczej tego nie usłyszeli, ale bez zastanowienie włączyłem i ustawiłem radio idąc za nimi. Weszliśmy na górę, zobaczyłem dokladnie to co powiedział Carbonara -- wszyscy już są rozstawieni. Ustawiłem się obok Labo i poprawiłem broń.

-Dobra robimy tak. Labo, Carbo, Ja oraz Erwin zajmujemy lewe drzwi, landryny zajmują prawe, a Jokery wraz z Kuiem trzymacie tyły.

Po komunikacie Davida na radiu było słychać tylko potwierdzenie oraz gotowość. Po tym jedyne co usłyszałem to strzały. Odbezpieczyłem broń i zaczęliśmy zabawę. Wszędzie było widać tylko krew i leżące ciała na podłodze.

-Erwin niedaleko ciebie jest ranny Carbo, wróć się po niego i prawymi drzewiami wyjdźcie do aut, my wyczyścimy resztę.

-Dzięki Labo, kryjcie mnie.

Szybkim krokiem wycofałem się do tyły szukając Carbo, po drodze udało mi się postrzelić jednego policjanta, jestem prawie pewny, iż był to Rift. Odbierając krzyknąłem EZ i pobiegłem w stronę Carbo.

-Tutaj!

-Okurwa stary wytrzymaj, uciskaj to, będzie dobrze tylko nie zasypiaj.

-Jasne...

Pomogłem mu wstać, on tylko cicho syknął z bólu i zaczął wraz ze mną kierować się do drzwi.

-Kogo my tu mamy. Poddaj się albo będę zmuszony strzelać.

-Spierdalaj Pisi, nie macie szans zostałeś ty i kilku twoich.

-Niby tak, ale jednak zabicie pastora to wyczyn i coś czego ni....

Strzał. Kiedy ciało upadło zza niego wyłonił się radosny Kui.

-Zawsze chciałem to zrobić. To był ostatni wychodźmy szybko i spierdalajmy.

-Dobra, Kui, weź go, ja musze jeszcze wrócić po jedną rzecz.

-Okej, tylko pośpiesz się.

Bez odpowiedzi pobiegłem do pomieszczenia z martwym Montanhą. Powoli podszedłem do jego ciała i szepnąłem.

-Też cie kocham.

Po powiedzeniu tych trzech słów, wysłałem w stronę ciała Grzesia szybkiego całusa.

Chciałem już wychodzić, lecz zza drzwi wyłonił się Hank Over wycelowany prosto we mnie. Jedyne co po tym usłyszałem to dwa strzały. Poczułem ból w brzuchu a zaraz po tym upadłem wraz z Hankiem na ziemie. Ostanie co usłyszałem to Davida krzyczącego że wszystko będzie dobrze, ale ja widziałem że to mój koniec. Miłość potrafi być zabójcza...

———————————————————————————
OOOO KONIEC
Pisałam to siedząc przy oknie podczas burzy, powiem tam taki klimat oddaje w chuj.
Mam nadziej że się podobało <3
Moje sosiale:
Twitter:Hi_silia
Dc: hisilia#5627
Ttv: Hisilia

Kc kochani <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro