~Rozdział 1~
Osiemnastolatek wszedł do szkoły tym razem dość nietypowo. O ile zawsze przychodził ze słuchawkami w uszach, tak teraz tego nie zrobił. Ten mały sprzęcik leżał sobie spokojnie w kieszonce jego plecaka - oczywiście jak to ma w zwyczaju - cały splątany. Chłopak miał dość muzyki na jakiś czas przez wczorajszą imprezę, której skutki odczuwał do teraz. Ból głowy i zmęczenie nie ustępowały. Jednakże nie to go martwiło. Miał dzisiaj wf, a przecież malinki nie mogły tak nagle zniknąć z jego ciała. Na samą myśl tego, że ktoś je zobaczy, robiło mu się słabo.
Najgorsza dla niego była jednak myśl tego, iż... nie żałował. Nie żałował tego, co się wydarzyło na dyskotece. Poza tym, jak można żałować czegoś, co się zrobiło po pijaku i ledwo się to pamięta?
Podszedł do swojej szafki i otworzył jej drzwiczki używając kodu. Włożył plecak do środka i zatrzasnął ją, a następnie oparł o nią plecami. Założył ręce na klatce piersiowej i rozejrzał po korytarzu. Skrzywił się lekko słysząc jaki hałas tworzą uczniowie.
ー No witam! ー zawołał nagle jeden z jego znajomych, jednocześnie łapiąc jego ramiona i podciągając się na nich na palce. Był to ten sam, co jako pierwszy ruszył do baru wczorajszego wieczoru.
Młody mężczyzna znowu się skrzywił.
ー Victor, nie tak głośno... nie każdy ma taki łeb, jak twój. ー mruknął odwracając się do niego. Wspomniany chłopak, zaśmiał się widząc, w jakim stanie jest jego przyjaciel. Właściwie "przyjaciel", to nie do końca trafne określenie.
ー Wyglądasz okropnie. ー powiedział blondyn z szerokim uśmiechem, mrużąc przy tym oczy. Za te słowa, oberwał w tył głowy.
ー Ja zawsze wyglądam zajebiście, więc się odwal. ー warknął czarnowłosy. Oczywiście była to raczej złość na żarty, niż ta prawdziwa, a słowa ociekały wręcz sarkazmem. Choć chłopak lubił swoje ciało i ogólny wygląd, nie obnosił się z tym wszędzie gdzie popadnie.
ー Ty lepiej gadaj gdzie byłeś. Bo jak poszedłeś zapalić, tak nigdy do nas nie wróciłeś. ー zaśmiał się chłopak.
Te słowa nieco zdezorientowały mężczyznę. Czy to możliwe, żeby do nich nie wrócił już nigdy? To by oznaczało, że gdzieś w drodze poznał tego chłopaka... Ale w takim razie, jak znaleźli się w toalecie? I jak dotarł do domu?
Victor zamachał mu ręką przed oczami.
ー Halo, ziemia do Louisa. ー powiedział jak do dziecka. ー Pytałem gdzieżeś polazł.
ー Nie zadawaj tak trudnych pytań, Victor. ー rzekł kryjąc dezorientację za cwaniackim uśmiechem. ー Urwał mi się film. ー na te słowa, jego znajomy się zaśmiał.
ー Ty naprawdę masz słabą głowę w takim razie. ー powiedział przez śmiech.
McKinley podniósł jedną brew do góry.
ー Ja ー położył dłoń na swojej klatce piersiowej ー mam słabą głowę?
ー Tak jest. ー pokiwał głową chłopak. ー Dokładnie ty. ー ostatnie słowo zaakcentował mocniej i skierował palca na mężczyznę.
ー Przynajmniej nie zgonowałem tak bardzo jak Olsen. ー zaśmiał się starszy na wspomnienie ich kolegi, który musiał iść do domu, zanim weszli do drugiego klubu. I, zanim wyrzucono ich z pierwszego.
Carter również się zaśmiał na to wspomnienie.
ー Dobra, wygrałeś. ー przyznał, nie mając już pomysłu na żaden kontragrument.
Louis uśmiechnął się zwycięsko, jednak zaraz uśmiech zszedł z jego twarzy, a zastąpił skrzywieniem, bowiem usłyszał głośny dźwięk szkolnego dzwonka, który zdawał się przeszywać jego głowę na wskroś.
ー Mogliby ściszyć to stare dziadostwo... ー mruknął pod nosem i wziął odpowiednie książki. Razem z Victorem skierował się do klasy języka angielskiego.
Kiedy znaleźli się we wspomnianym pomieszczeniu, chłopak usiadł w swoim stałym miejscu - ostatnia ławka obok okna. Siedział tam sam, ale zdecydowanie mu to nie przeszkadzało. Mógł robić co chce - używać telefonu, spać, rysować, pisać... wiele rzeczy. Nikt mu w tym nie przeszkadzał.
ー Dzień dobry. ー do klasy weszła ich nauczycielka. Mało kto ją lubił, ponieważ odbiegała od standardów nauczycieli w tej szkole - na ogół byli to dość niespokojni i energiczni ludzie. A ona... była raczej spokojnym, stonowanym człowiekiem. Zawsze miała wszystko dokładnie zaplanowane i trudno było ją od tego odciągnąć. Często zwracała im uwagę za rzeczy, na które inni nauczyciele nie zwracali szczególnej uwagi. Właśnie za to uczniowie jej nienawidzili. ー Z tego, co wiem, macie nowego w klasie. ー podeszła do biurka i odłożyła rzeczy. Rozejrzała się po klasie. ー Tyle tylko, że go nie widzę.
McKinley nieszczególnie zainteresował się faktem kogoś nowego w klasie. W końcu to nic nadzwyczajnego, do tego miasta co chwilę ktoś się przeprowadzał, a gdzieś do szkoły chodzić musiał.
ー Przepraszam za spóźnienie. ー powiedział ktoś męskim, ale delikatnym głosem wchodząc do sali. ー Ta szkoła jest naprawdę duża. ー zaśmiał się nerwowo. Nauczycielka westchnęła cicho.
ー Dobrze, ale następnym razem wyjdź wcześniej z domu. ー powiedziała swoim z lekka nudnym głosem, jak to był opisywany przez uczniów. ー Usiądź obok... ー rozejrzała się po klasie szukając wolnego miejsca. ー Louis'a. Tam z tyłu. ー kiwnęła głową na czarnowłosego.
Chłopak dopiero teraz podniósł wzrok znad kartki i spojrzał na nowego ucznia. Jego źrenice się rozszerzyły z szoku i niedowierzania, a serce niebezpiecznie przyspieszyło. Z każdym krokiem nastolatka w jego stronę, zdawało mu się, jakby czas zwalniał. Miał lekko rozchylone usta z zaskoczenia, a poczuł to dopiero w momencie, w którym zaczęło mu zasychać w gardle. Przed nim, we własnej osobie, był chłopak z łazienki. Te cudowne oczy i zapach poznałby wszędzie, choć miał z nimi styczność tylko raz.
Uroczy blondyn usiadł obok niego z lekkim uśmiechem. Położył książki na ławce i oparł głowę na ręce. Spojrzał tymi swoimi pięknymi oczami na bruneta.
ー Cześć. ー przywitał się łagodnym, ale jakże melodycznym tonem. ー Timothy. ー wyciągnął w jego stronę dłoń.
Młody mężczyzna podał mu dłoń z lekkim uśmiechem, choć dalej był w szoku.
ー Louis. ー przedstawił się. Nieświadomie skanował wzrokiem jego twarz. Oderwał wzrok od tych hipnotyzujących oczu i skierował go na lekko zarysowane kości policzkowe, na których widniały dalej delikatne rumieńce (spowodowane spóźnieniem), uroczo kontrastujące z dosyć jasną karnacją chłopca. Zaraz po tym zerknął na jego słodko zadarty, mały nosek. Chciał doszukać się na nim piegów, ale takowych niestety nie znalazł. W końcu jego wzrok skierował się na lekko zaróżowione usta chłopaka. Nie należały do największych, ale do najmniejszych również nie. Dla McKinley'a były wręcz idealne. Instynktownie oblizał własne usta. Dopiero gdy blondyn się uśmiechnął, zorientował się co zrobił. Wrócił wzrokiem do jego oczu, ale zaraz całkiem go odwrócił speszony. Zabrał też rękę.
ー Ktoś w szkole wie, że jesteś gejem? ー zapytał szeptem Timothy. Słysząc te słowa, czarnowłosemu powiększyły się źrenice.
ー Zamknij się. ー syknął cicho i na niego spojrzał ostrzejszym wzrokiem niż wcześniej. ー Nie jestem żadnym gejem, nie wiem co ty sobie ubzdurałeś. ー rozejrzał się niespokojnie czy nikt przypadkiem ich nie słyszał. Ku jego zadowoleniu i uldze - nie. Chłopiec się zaśmiał.
ー Oh, tak, wczoraj było to zdecydowanie widać. ー powiedział kiwając lekko głową rozbawiony.
ー To wczoraj nie miało znaczenia. Byłem pijany. ー znowu syknął widocznie zirytowany. Nie lubił, gdy ktoś się z niego nabijał, ale nie to było w tym najgorsze; przecież ktoś mógł ich usłyszeć w każdej chwili, a jak miałby się wytłumaczyć z tego, co zaszło i skąd zna tego młodzieńca?
Roberts spojrzał na niego z politowaniem.
ー I dlatego się oblizywałeś na mój widok? ー zapytał rozbawiony całą sytuacją.
Brunet spojrzał na niego morderczym wzrokiem.
ー To nie tak. ー mruknął oburzony, na co chłopak podniósł jedną brew.
ー A jak? ー zapytał. Ciemnowłosy otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował odwracając głowę. ー Tak myślałem. ー odparł wracając wzrokiem do tablicy.
Nastolatek już się nie odezwał, wciąż patrząc za okno. Zaczął rozmyślać nad wszystkim. W końcu jego myśli znowu skierowały się na chłopaka siedzącego obok. Timothy... to takie delikatne imię. Jak cały on. Ironia losu czy zwykły przypadek? A może jego rodzice specjalnie tak zrobili, bo kiedy był mały, również był taki słodki?
Potrząsnął szybko głową, wyzbywając się tych myśli. Dlaczego ciągle rozmyśla nad kimś tak mało ważnym jak blondyn? To było dla niego dziwne i niezrozumiałe. Nie chciał o nim myśleć. Chciał o nim zapomnieć. Cóż... teraz będzie to o wiele cięższe, skoro chodzą razem do klasy.
W końcu zadzwonił dzwonek, który był jednocześnie zbawieniem, jak i udręką dla głównego bohatera. Ból głowy nie chciał ustąpić, a coś tak głośnego, jak ten wiszący sprzęcik, pogłębiał tylko przeszywające cierpienie. Wstał biorąc książki i ruszył do wyjścia z klasy.
ー Louis, zaczekaj proszę. ー powiedziała nauczycielka. Chłopak przewrócił oczami, ale posłusznie się odwrócił do niej przodem. ー Mógłbyś przypilnować Timothy'ego? Wiesz... oprowadzić i tak dalej. ー zapytała patrząc na niego wyczekująco. Wiedział, że w rzeczywistości nie ma wyboru i po prostu musi to zrobić. Stłumił ciężkie westchnięcie.
ー Oczywiście. ー mruknął i spojrzał na uśmiechniętego blondyna. Razem skierowali się do wyjścia.
ー Chyba jednak tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. ー stwierdził rozbawiony, na co brunet przewrócił oczami, ale nie odpowiedział. Chłopak jednak nie odpuszczał. ー A może w rzeczywistości ty się mnie nie chcesz pozbyć, hm? ー dopytywał, ale dalej spotykał się z brakiem reakcji. Postanowił więc zacząć z innej strony. ー A jak się masz po wczoraj? Mnie się dalej ciężko siedzi...
Tym razem, ciemnowłosy nie wytrzymał. Przyparł go do ściany patrząc mu ostro w oczy. Byli w tej części szkoły, w której jest mało ludzi.
ー Posłuchaj mnie uważnie. ー wysyczał przez zaciśnięte zęby. ー To co się wydarzyło, nie miało prawa się wydarzyć, rozumiesz? Byłem pijany, większości nawet nie pamiętam i pamiętać nie chcę. Dla twojego dobra, lepiej, aby nikt się o tym nie dowiedział. Jasne? ー mówiąc to, ani razu nie mrugnął.
Zielonooki, uśmiechnął się.
ー Lubisz udawać takiego twardego i władczego, co? ー podniósł jedną brew. Widział złość w oczach nastolatka.
ー Ja nikogo nie udaję. ー warknął widocznie zirytowany, na co chłopak się zaśmiał.
ー Oczywiście, że nie. ー rzekł jakby rozmawiał z trzyletnim dzieckiem. ー Słonko, nie udawaj takiego twardego, naprawdę... jedyne co lubię twarde, to penisy. ー uśmiechnął się szeroko.
Te słowa sprawiły, że Louis'a dosłownie zatkało. Nie wiedział co na to odpowiedzieć. Nie spodziewał się, iż chłopak jest tak pewny siebie. Kiedy wróciła mu zdolność trzeźwego myślenia, puścił go.
ー Po prostu się ode mnie odwal. ー warknął z zamiarem odejścia. Powstrzymał go jednak Roberts, który złapał jego nadgarstek.
ー Zanim odejdziesz, mam jeszcze jedno pytanie. ー oznajmił z szerokim uśmiechem. Osiemnastolatek popatrzył na niego pytająco. ー Pójdziesz ze mną na kawę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro