12. [queen of the gas station]
Powody? Powodów nie było. Wolała niepewność i szybkie życie u boku Layne'a niż stałość Riley'ego. Czy to jej testament? Być może.
Jest trzeci czerwca 1995.
Rok i prawie dwa miesiące po samobójstwie Kurta Cobaina, sześć lat przed zamachem na World Trade Center. Siedem lat przed śmiercią Layne'a Staley na kanapie w jego mieszkaniu, kiedy padał deszcz. Ile lat przed śmiercią Layne'a Kelly'ego? Ile miesięcy przed śmiercią świętego Layne'a Kelly'ego?
- Słuchaj, Avy - ma miękki głos, taki zarezerwowany tylko dla niej. - Nie sądzę, że powinnaś tak mocno się angażować.
Cisza między nimi staje się znacząca. Samochody przejeżdżają obok, nie słyszy ich, tylko śledzi wzrokiem, aż znikają za horyzontem. Wie, co ma na myśli, ale wolałaby być nieświadoma. Słońce zachodzi i to koniec naprawdę ładnego dnia.
- Co masz na myśli?
- Co mam na myśli - powtarza głucho i patrzy na swojego dłonie. - Zawsze będziemy się spotykać, obiecuję. Ale myślę, że tak na poważnie powinnaś znaleźć sobie kogoś innego. Kto będzie z tobą na pewno i na zawsze, i nie zostawi cię nagle, krzywdząc cię w ten sposób. Wiesz, kogoś, z kim będziesz miała przyszłość. A zasługujesz na wszystko, na wyjechanie z Deceit jeszcze przed osiemnastkę i na pierdoloną Kalifornię...
- Zamierzasz mnie zostawić?
Co jakiś czas przez drogę przejeżdżają ciężarówki, mijają ich i podwiewają jej włosy. Jej opalona skóra świeci w promieniach tego zachodzącego słońca.
- Nie - śmieje się krótko. -Ale gdy jesteśmy ze sobą tak blisko, czuję się za ciebie odpowiedzialny. Za to, co mówię i co robię. Chcę, żeby była na to gotowa i umiała być z kimś innym. Po prostu czuję się zobowiązany i to codziennie mnie rozpierdala.
- Layne, ale ja nie chce nikogo innego - teraz już płacze, nie może patrzeć na nią płaczącą z jego powodu. - Co ci w ogóle przyszło do głowy? Zrobiłam coś nie tak? Coś się stało, cholera, Layne?
- Nie, nieważne - przyciąga ją do swojego boku, a potem głaszcze jej włosy. - Spokojnie, Avy, już nieważne, mniejsza z tym. Wszystko będzie dobrze, chodź, kupię ci kawę.
Skręcają i wchodzą na stację benzynową, jedną z tych na amerykańskich pustkowiach. Dżinsy zsuwają się z jego bioder, mają poszarpane nogawki. Ma na sobie rozpiętą koszulę, delikatną białą skórę podrażnioną od słońca. Mokre włosy przylepiają się do spoconego karku. Prosi jedną kawę, a potem wyjmuje pieniądze. Facet odwraca się w stronę ekspresu i wtedy bierze jedną paczkę Marlboro i chowa ją do kieszeni. Spotyka jej spojrzenie. Nachyla się i gryzie jej ucho.
- To artyści i złodzieje rządzą światem, Avy.
Świat należy do artystów i złodziei.
*
- Nie myje zębów wieczorem - mówi poważnie, stoi przy umywalce zupełnie nagi i patrzy na siebie w zaparowanym lustrze. - To zabija smak alkoholu i jointów.
Ma sine oczy i ostro zarysowane kości policzkowe, trochę zapadnięte policzki i nieidealną cerę. Ale jego oczy są kurewsko szczęśliwe i dzięki temu wie, że Layne ż y j e. Zmywa szczupłą dłonią parę z lustra i przegląda się dumny. Jest tak niepoprawnie nonszalancki, obcesowy i bezwstydnie arogancki w tym jak wiedzie dłonią wzdłuż szczęki. I te jego sine zgięcie łokcia.
- Jestem kurwa piękny.
Śmieje się głośno, podchodzi i obejmuje go od tyłu, bez problemu otacza ramionami jego talię. Opiera policzek o jego plecy, pachnie tak dobrze i znajomo. Jego skóra jest rozgrzana, wilgotna, między nimi istnieje taka namiętność, czuje prąd przepływający przez ich ciała.
- Wiem, Layne. Jesteś piękny.
Wtedy obraca się, łapie ją w pasie i jednym ruchem sadza na umywalce. Skupia na niej wzrok, ma wielkie źrenice, w końcu nie od ćpania, ona przyciąga go za włosy i całuje, ale odsuwa się.
- Czekaj, Avy - schodzi rękoma na jej uda. - Słuchaj, Avery, jesteś dla mnie najważniejsza. Poważnie, nie czułem tego tak mocno z nikim innym i przy tobie czuję się jak w pierdolonym domu. Zupełnie bezpiecznie. Nie wyobrażam sobie, żeby to się kiedyś skończyło.
Jest poważny, ale tylko przez chwilę. Potem uśmiecha się i zanosi ją prosto do łóżka. Zepsuty telewizor daje niebieską poświatę na jego sypialnie. Jest tu mało rzeczy. Po śmierci Dave'a zostawił tylko to, co niezbędne.
Layne przez ten czas się zmienił. Któregoś dnia zajechał pod jej dom czerwoną starą corvettą. Codziennie jadał w pubach i kupował jej drogą bieliznę. Miał w domu drogi alkohol, którego nie pił, na środku pokoju leżało duże zabrudzone na biało lustro. Mówił, że zarabia. Wszyscy pomyśleli, że odbił się od dna, lecz to była tylko część powolnego spadania.
- Jestem naprawdę dobry w nienawiści - mruczy pod nosem, kiedy ona całuje jego brzuch i schodzi w dół.
Jest tak piękna teraz, tej nocy i w tym świetle. W swoich drogich francuskich rajstopach.
- Nic nie jest złe, jeśli jest przyjemne.
I to właśnie mówi, kiedy bierze go w usta. A on? Zamyka oczy i odgarnia włosy. Wzdycha cicho, czuje się tak źle, próbuje coś poczuć, cokolwiek. On jest tak bardzo odrętwiały, sięga papierosa z szafki nocnej i odpala go metalową zippo. Spogląda na to kątem oka, gdy trzyma go w swojej drobnej dłoni z czerwonymi paznokciami. Wypuszcza dym nosem i ciągnie ją za włosy. Kurwa, mocniej udaje mu się tylko wyszeptać i w końcu kończy, spada, ale to niepodobne do heroiny.
Ona wyciera usta i spogląda na niego załzawionymi oczami. Potem bez słowa kładzie się obok. Avery, och, Avery. Zamyka ją w ciasnym uścisku.
- Kocham cię, Avery.
Lubiła kasyna i indiańskie rezerwaty, ale najbardziej neonowe stacje benzynowe na pustyniach Nevady.
a/n: to może być przedostatni
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro