
⁸ - ʜɪꜱ ᴄᴏɴꜰᴜꜱɪᴏɴ ʜᴀꜱ ɢᴏᴛᴛᴇɴ ᴡᴏʀꜱᴇ ᴛʜᴇꜱᴇ ᴅᴀyꜱ
↷ 무대 뒤에서 나는
그림자 속에있다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Taeyong nie sądził, że dożyje dnia, w którym będzie wracał do domu Teslą Roadsterem, słuchając przy tym No Make up od Zion T. z lecącego radia i pijąc sok jabłkowy, który zgarnął z lodówki faceta, u którego spędził całą noc.
Nie znał go i nie miał o nim w ogóle pojęcia.
Pamiętał tylko, że miał dziwne imię zaczynające się na literę „J".
Jaesuk? Jisung?
No jakoś się tam zwał.
Obserwował przez okno mijane widoki zastanawiał się, kim może być tajemniczy nieznajomy i skąd miał tyle pieniędzy?
Wyglądał młodo, na nie więcej, niż dwadzieścia pięć lat; od razu przyszło mu do głowy, że jest jednym z tych bogatych dzieciaków, które dostają wszystko od swoich rodziców, a same nie kiwną nawet palcem.
Nie cierpiał takich osób i starał się omijać je szerokim łukiem.
Po trzydziestu minutach wrócił pod swój blok, ówcześnie żegnając się z kierowcą i dziękując mu za podwózkę.
Otwierając drzwi od mieszkania miał przed oczami te piękne intensywne spojrzenie, którym obdarzył go facet z rana, gdy z nim rozmawiał.
Miał w sobie coś interesującego, co przykuwało uwagę i nie dało się o nim zapomnieć.
— Co cię skłoniło do tego?
Nic nie mówił swoim przyjaciołom o tym, że nie wrócił na noc do domu, a oni i tak do niego przyszli, drąc mu się nad uchem, trzymając w rękach jedzenie i odpalone papierosy.
— Po pierwsze byłem pijany — Zaczął, podając Tenowi kryształową popielniczkę, którą znalazł przez przypadek w komisie. Była wielka i brzydka, ale jemu i tak się podobała; miała swój urok — A poza tym nie miałem zbytniego wyboru pomiędzy przejażdżką z przystojnym nieznajomym, a skończeniem w rowie z poderżniętym gardłem. Zatem wybrałem tą mniej sadystyczną opcję
Opowiedział o całej akcji chłopakom, pomijając kilka szczegółów, które wolał zachować dla siebie.
Tak, jak przewidział: Minhyuk był za tym, by odnaleźć jego nocnego wybawiciela i podziękować mu w mniej przyzwoity sposób, z kolei Chittaphon był przewrażliwiony i dawał mu właśnie czwartą z rzędu reprymendę na temat nieufania obcym.
Zaczął ostatnio oglądać serial o stalkerach i wszędzie widział spiski.
Brakowało mu jeszcze aluminiowej czapeczki, by zacząć głosić tezy na temat płaskiej ziemi.
— No właśnie! Daj mu się zabawić i nie bądź pradziadek — Zawtórował mu Min, nie odrywając wzroku znad telefonu.
Yong nie musiał się nawet pytać, z kim pisze, by mieć pewność, że jest to Changkyun, którego kontrolował i sprawdzał, co kilka godzin, niczym małe dziecko.
Nie znał go zbyt dobrze, a rozmawiał z nim może ze cztery razy.
Był nieco dziwny i nerwowy.
Patrzył na niego nieco spod byka i ilekroć Tae się do niego odzywał, ten palił przysłowiowego buraka i uciekał.
— A skąd wiesz, że to nie jakiś gwałciciel? Nie masz takiej pewności
— Tennie, jesteśmy striptizerami; w tym zawodzie co rusz nas się napastuje i prześladuje, zapomniałeś?
To prawda, ich praca nie była do końca bezpieczna, jak mogło się wydawać na początku.
Byli tancerzami, który eksponowali swoje ciało na widok publiczny.
Wielokrotnie ktoś próbował dotykać ich bez zgody czy też śledził za dnia.
Głuche telefony, kwiaty pod wycieraczką i groźby przeplątane z histerycznym błaganiem o kontakt z ich strony.
Taeyong nie zliczy ile razy któryś z nich został pobity za odmówienie świadczenia innych usług, niż striptiz.
Ktoś taki jak ten cały Jaesuk był najmniejszym problemem.
— No dobrze, nic już nie mówię — Westchnął zrezygnowany, kręcąc głową — Chcę dla ciebie dobrze, czy to źle? Mamy tylko siebie nawzajem, jeśli coś nam się stanie...
Pokiwał grzecznie głową, nie wiedząc co może jeszcze powiedzieć.
Chittaphonowi zawsze włączał się tryb opiekuńczy w takich sytuacjach i nie mógł nic na to poradzić. Taki był urok jego przyjaciela, musiał go za to kochać i tolerować.
W przeciwnym razie stracą takiego pociesznego i nieco dziwnego, miniaturowego człowieka.
Poprzysiągł sobie, że następnym razem, gdy Minhyuk do niego przyjdzie, będzie palił na dworzu, nieważne jaka pogoda wtedy będzie.
Kretyn przypalił mu jego ulubiony fotel, próbując na ślepo odszukać popielniczkę.
Mało brakowało, a podpalił by Tenowi jego włosy, o które dbał naprawdę mocno.
Przy akompaniamencie krzyków i karykaturalnych przepychanek, udało mu się ich wyrzucić z mieszkania.
Ostatnią rzeczą, której potrzebował, było wezwanie policji przez sąsiadów (a zdarzało się to dosyć często).
Zaczął odkurzać, zanim usłyszał głośne pukanie do drzwi.
Zignorował je, myśląc, że może to być jego sąsiadka z piętra niżej, która prawdopodobnie za punkt honoru uznała uprzykrzanie mu życia i robienie na złość, a on nawet jej nie znał.
Widział ją na oczy z dziesięć razy i za każdym z tych razów, próbowała go polać wodą święconą, mamrocząc coś pod nosem.
Za drugim razem to już przestało być śmieszne i nie był w stanie ignorować tego ani minuty dłużej.
Umył ręce w łazience i niechętnie podszedł do drzwi.
— Jeśli to ty stara wiedźmo, to nawet mi się nie pokazuj na oczy, jestem zmęczony twoim jazgotaniem — Krzyknął, otwierając lekko zniszczone drzwi, którym przydałoby się porządne malowanie.
— A czy ja mogę tu być?
Gdyby był postacią z kreskówki, jego szczęka wypadłaby z zawiasów i z głośnym hukiem runęła na podłogę.
Przed jego drzwiami stał facet z wczoraj, który intensywnie się w niego wpatrywał.
Pytanie tylko skąd miał jego adres i co tak naprawdę tu robił?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro