46|Dzień pizzy
Hello.
Pisałam, że nic dzisiaj nie opublikuję? Huh. Zabawne. Postanowiłam zaskoczyć i was, i siebie.
No dobrze, ponieważ cały ten rozdział jest publikowany z konkretnego powodu (#dzieńPizzy), zacznijmy tematycznie.
Na pierwszy ogień idzie Nate. I pizza.
Nie, to z tyłu to zdecydowanie nie bagietka przeżywająca złamanie swojego delikatnego, pszennego serca. Wcale.
No dobrze. To skoro był już Nate, nie może zabraknąć Lacey (nieszczęścia chodzą parami). W tym wypadku Lacey w towarzystwie światowego wzorca najwspanialszej, najbardziej upokarzającej, przysparzającej najwięcej kłopotów przyjaciółki, czyli Debby.
Niby chodzi o Olivera. Ale równie dobrze może chodzić o Nate'a. Lacey patrzy na Debby, jakby się upewniała, czy nic jej nie odbiło.
Ogólnie, to znalazłam jeszcze stare, zapomniane szkice i stąd druga połowa rozdziału. Najpierw QJ z dwudziestego któregoś rozdziału (chyba; nie chce mi się sprawdzać, późno jest). U w i e l b i a m ten rozdział.
Bo nie ma nic lepszego niż panikująca QJ. QJ jest cudowna. Jest lekiem na zło tego świata. QJ może nic nie robić, a ja i tak tonę w achach i ochach.
Przy okazji, nawet spoko ubranko. Chociaż już nie pamiętam, kiedy to rysowałam.
I ostatni rysunek na dzisiaj, wyjątkowo nie z uniwersum „Wjl", czyli nasza możliwe-że-Monika.
Dobrze. To tyle na dzisiaj. I pamiętajcie. Kalorie zjedzone dzisiaj w pizzy, się nie liczą. One wyparowują równo z wybiciem północy. Pizzowa magia.
Pozdrowionka,
Antka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro