38|Póki geografia mnie nie dopadnie
Hejka!
Dzisiaj zaczniemy z...
Zakulisowy: Robisz ponad miesiąc przerwy i piszesz teraz jakby nigdy nic? Żadnego wytłumaczenia dla czytelników?
Ja:
Ja: Tak. Jeśli wytrwali ze mną do teraz, musieli się przyzwyczaić do tej nieregularności. Dla was wszystkich ciasteczka, kochani!
No, wracając, zaczniemy ze starym uniwersum, do którego ostatnio zbłądziłam i stwierdziłam, że serio ma potencjał. Tak serio serio, wiec chyba na nowo zabiorę się za nie, gdy tylko skończę „Wjl". A praca nad nimi ostatnio przyspieszyła (i wcale nie mam na myśli, że kolejna postać została zabita i teraz czas na następną. Wcale).
W każdym razie, może pamiętacie tę osóbkę:

Oto Judith. To dla tych, którzy nie pamiętali. Ostatnio stwierdziłam, ze jej postać jest naprawdę ciekawie zbudowana (brawo ja z przeszłości) i warto by było się nad nią bardziej pochylić. No i wtajemniczyć was z terminem „panujący", bo coś mi się wydaje, że jeszcze tego nie zrobiłam.
Nie zrobię jednak tego teraz, bo na wszystko przyjdzie odpowiedni czas...
Zakulisowy: ...bo masz ciągle z tylu głowy, że powinnaś się szykować do szkoły
Ja: ...To też. Jutro mam geografię. Nie obiecuję, że wrócę z niej żywa.
No ale dobra. Nie byłby to rozdział z art-booka, gdyby nie było tu chociaż jednego obrazka z „Wjl", nie? Macie szczęście, bo mam ich więcej niż jeden.
Najpierw może postać, którą raczej rzadko rysuję, a jest naprawdę perełką; krótko mówiąc - Simone.

W takiej trochę młodszej, bardziej cywilnej odsłonie. I jeszcze szkic, bo niektórzy (pozdrawiam Marcepanda1 ) twierdzą, że tak wygląda lepiej.

Kolejnym (i chyba nawet ostatnim) rysunkiem z tego uniwersum jest coś, z czym borykałam się przez długi czas, bo nie miałam pomysłu na pokolorowanie.

I - jak widać na załączonym obrazku - ostatecznie tego nie pokolorowałam. Są tu Drina, Nate i tatuś-o-wszystko-zadba aka Aidan.
To teraz jeszcze ja i mój wrześniowy mood. W zeszłym tygodniu dopadło mnie przeziębienie i odbyłam kurację w trybie ekspresowym, by móc jutro pójść do szkoły. Tak więc... 2020 jeszcze mnie nie złamał.
Został już tylko kwartał.

Nie wiem czemu, ale podoba mi się ten styl. Mimo że moja rodzinka uznaje go za lekko przerażający. (Ogólnie plusem chorowania było to, że mogłam nosić mój wspaniały sweter ze świątecznym reniferem i czerwonym pomponem zamiast nosa i nikt nie miał pretensji).
Wspominałam coś, że to już koniec rysunków z „Wjl"? Otóż myliłam się. Chociaż ten ostatni rysunek nie jest udany, więc... się nie liczy 😂
To tutaj przedstawia QJ i Collina, który chyba cierpi na przesunięcie liniowłosowe, albo wielkoczole (#AntkaNaMedycynę). Trudno. Jeden z jego pierwszych rysunków. Trzeba go dopracować 😅

Cóż... Ale przynajmniej odkryłam, jak robić okrągłe gradienty. Jest plus tej sytuacji.
I tak na koniec kosmiczna panienka, która w zamyśle była antagonistką z uniwersum praxdziadka, ale nie chciało mi się kolorować i wyszło takie coś:

To tyle na dzisiaj.
Pozdrowionka!
Antka
PS:. A-a-a. Jednak nie. Jeszcze nie koniec. Ostatnio postanowiłam zmienić okładkę art-booka i oto pierwsza propozycja:
Z czasem przyjdzie więcej, wiec na razie powiedzcie, co o niej myślicie.
A i propo kwestii poruszanej w ostatnim rozdziale, tak sobie myślałam, czy by nie wrzucić pierwszego rozdziału „Wjl". Tylko pierwszego, tak na zachętę 😆 Tam się już raczej nic nie zmieni, a jestem ciekawa waszej opinii na temat struktury rozdziałów. Tak więc... Jak chcecie. Początkowo chciałam wrzucić fragment, który jest super, ale nie wiem, czy go wykorzystam w książce, ale po zastanowieniu... nie znacie jeszcze dobrze tych postaci i nie miałby dla was większego sensu.
No i teraz to serio na tyle. Koniec. Miłego egzystowania.
Antka🐌
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro