Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❃ la danse de la mort, 1493

zamalujemy wszechświat nasz bez używania farb,
akompaniamentem tętna rytmu serca nagich prawd.

— Jesteś zły na Michaela o to, że cię zawiódł? — spytał spokojnie doktor Catwright, obserwując siedzącego na kozetce chłopaka. Luke układał ostro zastrugane ołówki w równej linii, prychając pod nosem za każdym razem, gdy przez przypadek potrącił dłonią któryś z nich. — Luke, dobrze będzie o tym porozmawiać. Michael jest dla ciebie ważny, prawda?

Blondyn zamrugał i podniósł zmęczone oczy na psychologa, przechylając przy tym głowę w bok. — Nie jestem na niego zły. W zasadzie dziwię się, że dopiero teraz się wycofał. Spotykaliśmy się od jakiegoś czasu — przyznał niebieskooki, w końcu zostawiając ołówki i odchylając się na oparcie. — Zazwyczaj ludzie uciekają po pierwszym ataku, a Michael został. Wiesz, przez chwilę myślałem, że on... Że może tym razem byłoby inaczej, ale jest okej.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie twoja wina, tak? Nie zawsze mamy wpływ na decyzje innych ludzi, nawet jeśli uważamy, że postępują nie fair — przypomniał mężczyzna, przewracając kartkę notatnika i zapisując wszystkie zachowania Luke'a. Blondyn był dzisiaj wyjątkowo nerwowy, mimo iż starał się tego nie okazywać. Ciągle zerkał w kierunku drzwi, drapał się po głowie, dotykał palcami guzików koszuli, jakby je liczył. To mogło oznaczać, że dzisiaj Luke darował sobie klonidynę, czyli lek, który miał hamować zachowania impulsywne.

Luke prychnął, przewracając teatralnie oczami. — Oczywiście, że to moja wina. Gdybym był normalny, może by mnie nie zostawił. Gdybym był normalny, może moglibyśmy spać obok siebie, a on nie musiałby się bać, że w środku nocy zacznę wrzeszczeć bez powodu. Gdybym był normalny, może moglibyśmy się razem pokazywać, a on nie musiałby się wstydzić, gdybym zaczął mówić sam do siebie. Gdybym był normalny, może nie musiałby się bać, że wpadnę w szał i zrobię mu krzywdę. Gdybym był normalny, wciąż miałbym rodzinę — wymamrotał Luke ciszej, zdając sobie sprawę, że nieco przesadził. Nie powinien się tak zachowywać w gabinecie psychologa, pokazując mu, że tak naprawdę nic nie było w porządku i jedyne miejsce, do jakiego Luke się nadawał to dom wariatów. — Zawsze wszystko sprowadza się właśnie do tego. Nie jestem normalny i nigdy nie będę. Wiesz to tak samo dobrze jak ja. Mogę łykać te wszystkie pigułki, które mi zapisujesz. Możemy sobie tutaj siedzieć i rozmawiać, udając, że ty sam nie boisz się moich psychoz. Jasne, przecież to nikomu nie szkodzi, czyż nie? Ale oboje wiemy, że pod koniec dnia ty wrócisz do swojej rodziny i zapomnisz o wszystkich pacjentach, a ja wrócę do mieszkania, w którym będę zastanawiał się, jak gruby musi być sznur, żeby się nie zerwał.

Doktor Catwright patrzył na swojego pacjenta szeroko otwartymi oczami, z długopisem zawieszonym kilka milimetrów nad kartką notatnika. Jego dłoń drżała, podczas gdy Luke siedział perfekcyjnie nieruchomo, patrząc na niego wzrokiem, który posyłał dreszcz wzdłuż kręgosłupa psychologa. Nim Catwright mógł cokolwiek wykrztusić, zegar odliczający czas wizyty zadzwonił dwukrotnie, oznajmiając koniec sesji.

Luke Hemmings znikł z gabinetu szybciej, niż się tam pojawił.

舞圭琉

ROCZNA ANKIETA SPRAWDZAJĄCA
(tę część wypełnia pacjent)
23.05.2016r.

Roczna ankieta zostaje przeprowadzona po roku terapii, ma ona na celu sprawdzenie postępów pacjenta, oraz skuteczność metod leczenia. Wgląd będzie posiadał jedynie psycholog, oraz upoważnione przez pacjenta osoby. Prosimy o uważne zapoznanie się z pytaniami i szczere odpowiedzi; ankieta zostanie dokładnie zweryfikowana, by jak najlepiej pomóc pacjentowi.

Czas przeznaczony na wypełnienie ankiety: 40 minut.

~ * ~

CZĘŚĆ PIERWSZA
pytania personalne

I. Pełne imię i nazwisko: Luke Robert Hemmings.

II. Data i miejsce urodzenia: 16 lipiec 1997, Sydney, Australia.

III. Wzrost i waga: 194cm, 68kg.

IV. Imiona rodziców: Andrew, Liz.

V. Obecny adres: 104 West 70th Street.

VI. Aktualny numer telefonu: 212 535 4465.

VII. Zawód: malarz.

VIII. Leczone schorzenie/a: schizofrenia, dwubiegunowość, IED, lekkie objawy OCD.

IX. Wiek, w którym zdiagnozowano chorobę/y: siedem lat.

X. Czy przebywałeś/aś w szpitalu psychiatrycznym? Ile razy?: tak, cztery razy.

XI. Czy w przeszłości podejmowałeś/aś próby samobójcze?: nie.

CZĘŚĆ DRUGA
pytania dotyczące terapii

I. Od jak dawna uczęszczasz na terapię w naszej klinice?

a. rok 
b. dwa lata
c. ponad dwa lata


II. Czy od początku terapii odczuwasz pozytywną zmianę?

a. tak
b. nie
c. nie wiem

III. Czy przepisywane przez psychologa leki pomagają w chorobie?

a. tak
b. nie
c. częściowo

IV. Czy uważasz terapię za skuteczną?

a. tak
b. nie

V. Czy miewasz stany depresyjne?

a. tak
b. nie

VI. Czy miewasz myśli/skłonności samobójcze?

a. tak
b. nie

VII. Czy uważasz, że psycholog prowadzący rozumie podstawy twojego schorzenia i stosuje profesjonalne metody w celu leczenia?

a. tak
b. nie


VIII. Czy czujesz się w pełni komfortowo i wiesz, że możesz porozmawiać ze swoim psychologiem prowadzącym o wszystkich problemach, związanych z terapią?

a. tak
b. nie

IX. Czy uważasz, że terapia pomoże ci w wyleczeniu wszystkich/części schorzeń?

a. tak
b. nie

CZĘŚĆ TRZECIA
pytania specyficzne do historii choroby

i. Od jak dawna cierpisz na poszczególne schorzenia?

— dwubiegunowość i IED pojawiły się kiedy miałem siedem lat, OCD kiedy miałem dziesięć, a schizofrenia kiedy skończyłem jedenaście. łącznie choruję już od dwunastu lat.

ii. Którą ze swoich chorób uważasz za najpoważniejszą? Dlaczego?

— dwubiegunowość, ponieważ wywołuje agresję i chociaż najczęściej staram się ograniczać szkody do własnej osoby, to nie zawsze jest to możliwe.

iii. Czy często miewasz napady lęku/ataki paniki, związane ze schizofrenią paranoidalną?

— kiedyś tak, ale teraz już odróżniam iluzję od prawdy.

iv. Czy miewasz kłopoty ze snem?

— nie.

v. Czy schorzenia w szczególny sposób przeszkadzają ci w życiu codziennym? Jak?

— przepisane leki pomagają, więc nie. choroba mi nie przeszkadza.

vi. Jak często miewasz huśtawki nastrojów?

— nie miewam ich, po prostu bardzo szybko wpadam w złość.

vii. Czy wciąż miewasz epizody psychotyczne? Czego dotyczą?

— czasem słyszę coś, czego tak naprawdę nie ma. ostatnio mojego zmarłego brata. ale może to po prostu tęsknota.

viii. Czy uważasz, że dla dobra własnego i twoich bliskich, powinieneś zostać hospitalizowany?

— nie.

ix. Czy udzielone powyżej odpowiedzi są szczere?

(zawahanie) — tak.

Koniec ankiety.
Dziękujemy!

~ * ~

(Dodatkowe pytania dla psychologa prowadzącego.)

i. Czy pacjent w ciągu ostatniego roku wykazał poprawę?: tak.

ii. Czy zachowanie pacjenta jest wystarczająco dobre, by odstawić część leków?: nie.

iii. Czy zachowanie pacjenta może wzbudzać niepokój?: prawdopodobne.

iv. Czy pacjent przejawia skłonności samobójcze?: pewne zachowania mogą na to wskazywać.

v. Czy hospitalizacja jest wskazana?: tak.

Podpis:

Tobias Catwright.

舞圭琉

Calum czekał, aż winda wjedzie na samą górę, obserwując zmieniające się numery na tarczy. Był zdenerwowany, ponieważ nie wiedział czego może oczekiwać od osoby, do której się udał. Jednak Michael brzmiał na naprawdę zaniepokojonego, więc wracając z uczelni Calum postanowił spełnić jego prośbę, bo taki właśnie był i nie potrafił odmówić. 

W końcu usłyszał dzwonek i poczuł lekki wstrząs, gdy winda stanęła na odpowiednim piętrze. Drzwi rozsunęły się powoli, zaś brunet wszedł do ciemnego salonu, od razu zauważając mężczyznę, siedzącego na kanapie. Kurtyny zasłaniały okna, tworząc półmrok w dużym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła był telewizor, który jednak nie wytwarzał żadnego dźwięku; po prostu szedł w tle, pokazując różne obrazy. Ashton właściwie półleżał, trzymając w dłoni niemal pustą butelkę taniego piwa. Na stoliku przed nim stało już kilka opróżnionych, a w lodówce zapewne czekały kolejne.

— Czego tutaj chcesz? — spytał Ashton, nawet nie próbując się podnieść. Jego wzrok leniwie przesunął się z ekranu na chłopaka, niepewnie stojącego przed windą. Calum czuł w powietrzu alkohol, głos Irwina brzmiał niewyraźnie, wskazując na stan nietrzeźwości. Hood nie miał pojęcia, jak powinien się zachować, żeby nie pogorszyć nastroju Ashtona, bądź też go nie zdenerwować. 

— Michael prosił, żebym sprawdził jak się czujesz — wyjaśnił spokojnie Cal, wchodząc nieco głębiej i niezręcznie stając obok kanapy. Ashton zlustrował go wzrokiem, po czym westchnął i powoli przesunął się w prawo, co Calum wziął za pozwolenie na to, by usiąść. — Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, ale uznałem, że czasami każde towarzystwo jest lepsze niż żadne.

Calum pamiętał, kiedy poznał Ashtona. To Luke ich sobie przedstawił, zaraz po tym jak zaczął umawiać się z Lauren. Calum niemal od razu zakochał się w starszym Irwinie, ponieważ to był dokładnie jego problem; wystarczyło, że ktoś był dla niego miły, a Calum już był gotowy oddać tej osobie serce, ponieważ w głębi duszy był bardzo samotnym człowiekiem. Jednak naturalnie Ashton nie wykazywał żadnego zainteresowania, więc po jakimś czasie Hood dał sobie spokój, a ostatecznie zakończył wszystko, wybierając stronę Luke'a, a nie Ashtona, ponieważ nigdy nie zostawiłby swojego najlepszego przyjaciela. 

Od tamtej pory nie utrzymywali kontaktu, chociaż Calum zostawił Ashtonowi kilka wiadomości na sekretarce, prosząc by ten dał Luke'owi chociaż jedną szansę na wytłumaczenie sprawy. Teraz, siedząc obok Ashtona, Calum odczuwał melancholię. Tęsknotę za czymś, czego nigdy tak naprawdę nie było i nie mogło być. Ashton wstał, na moment opuszczając pokój, by wrócić z dwoma butelkami piwa. Opadł z powrotem na miękkie poduszki i podał jeden napój Calumowi, przygryzając na moment dolną wargę. 

— Nie musisz tutaj siedzieć, jeśli nie masz ochoty — powiedział cicho Ash, nerwowo obracając butelkę w dużych dłoniach, na których Calum zatrzymał wzrok. — Ale byłoby mi miło, gdybyś został chociaż na chwilę — dodał, wzruszając ramionami.

Calum uśmiechnął się lekko, klepiąc Ashtona po kolanie, by pokazać mu, że nigdzie się nie wybiera.

舞圭琉

Wiesz, że nie mogą znów nas tam wysłać, prawda?

Luke oparł dłonie na krawędzi zlewu, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Te same błękitne oczy i cienie pod nimi, te same kości policzkowe, wystające nieco bardziej niż miesiąc wcześniej, te same spierzchnięte usta, ta sama blizna na szczęce. Patrzyła na niego ta sama osoba, która była tutaj rano, jednak Luke nie mógł nie zastanawiać się, czy to naprawdę on. Czy to on był prawdziwy, czy głos w jego głowie? 

Ostatnio ciągle byłeś uśpiony lekami, nie mogłem się odezwać. Przecież nie chcesz znowu być sam, Luke.

— Nie chcę być sam — powtórzył cicho, opuszkami palców dotykając tafli lustra. Możliwe było, że osoba po drugiej stronie poruszała się minimalnie inaczej? Kącik ust Luke'a uniósł się wyżej, umieszczając na jego twarzy nieco kpiący uśmiech. Odwrócił się w stronę wanny i odkręcił zimną wodę, zatykając odpływ korkiem. — Nie chcę być sam, ale nie chcę też być z tobą — wymamrotał, wracając przed lustro. Powoli dotykał swojej twarzy, chcąc upewnić się, że wciąż jest. Że istnieje nie tylko w wyobraźni, ale również w realnym świecie, gdzie jego działania mogą mieć wpływ na innych. 

To zabawne, zważając na fakt, że nie masz nikogo innego.
Zostałem ci tylko ja, Luke.
Twój brat.
Zawsze byłem tylko ja.

Blondyn gwałtownie podniósł rękę i uderzył pięścią w szkło, tworząc milion maleńkich pęknięć, wychodzących spod jego knykci, przyciśniętych do lustra. Zaklął pod nosem i odsunął dłoń, wciąż nie odrywając wzroku od własnego odbicia, które dopiero teraz wyglądało autentycznie. Słyszał za sobą szum wody, napełniającej wannę. Poza tym w domu panowała grobowa cisza, której Luke nie chciał przerywać, więc wstrzymał oddech. Niesamowitym było, jak brak jakiegokolwiek znaku obecności drugiej osoby mógł krzyczeć na ciebie, przypominając, że tak naprawdę jesteś tu sam. Zdany tylko na własne towarzystwo. Dla Luke'a było to przerażające.

Jego prawa dłoń pulsowała, krew spływała między palcami na białe kafelki pod zlewem, znajdowała się również na lustrze, wypełniając małe luki wśród rozbitych kawałków szkła. Luke był jak to lustro, z tą różnicą, że jego pęknięcia nie były widoczne. 

Czy naprawdę sądzisz, że jeśli się mnie pozbędziesz, to coś z ciebie zostanie?
Że ktoś inny z tobą zatańczy, gdy wokół nie będzie grać muzyka?

— Zamknij się — szepnął, na moment zaciskając powieki. Taniec. Taniec ze śmiercią. Danse macabre. Tym właśnie było jego życie. Tym już zawsze miało być. 

Powoli zdjął z siebie ubranie, starannie składając je na szafce z ręcznikami. Zostawił na sobie jedynie czarne bokserki. Woda już niemal przelewała się przez krawędź wanny, jednak Luke nie zakręcił kurka, wchodząc do środka. Lodowata ciecz otoczyła każdy centymetr jego nagiego ciała, niemal momentalnie go znieczulając. Czuł się tak, jakby próbował namalować obraz bez farb, lub oddychać, nie otwierając ust. Woda przelała się na ziemię, płynąc w kierunku drzwi. Nie było nic złego w tym, że chociaż raz chciał przestać czuć. Że chciał, by w końcu było cicho. Chociaż raz.

Zamknął oczy, nabrał powietrza w płuca i zanurzył głowę pod wodę, uciekając w bezpieczne miejsce.

舞圭琉

Michael głośno pukał, uderzając pięścią w drewniane drzwi mieszkania. Wiedział, że Calum jest u Ashtona, jednak według bruneta Luke musiał być w domu, dlatego Michael nie miał zamiaru się poddawać, nawet jeżeli Hemmings nie przejawiał chęci rozmowy z nim. Ucieczka od siebie nawzajem była najgorszym, co oboje teraz mogli zrobić. Dlatego gdy wciąż nie uzyskał odpowiedzi z wewnątrz, Michael po prostu nacisnął klamkę, licząc na łut szczęścia.

Drzwi ustąpiły z miejsca, jednak w mieszkaniu było wyjątkowo cicho. Michael niepewnie wszedł do środka, czując jak jego serce coraz szybciej pompuje krew. Słysząc szum wody chłopak skierował się do łazienki, od razu zauważając wypływającą spod drzwi wodę. 

— Luke, słyszysz mnie? — spytał głośno, przystawiając ucho do drewna. Próbował wejść, jednak tutaj napotkał problem w postaci przekręconego zamka. Dlaczego Luke zamknął drzwi łazienki, ale nie te wejściowe? — Luke, wszystko w porządku?! — krzyknął, nie mogąc już ukrywać paniki pobrzmiewającej w jego głosie. Kiedy Luke nie dał znaku życia, Michael mocno uderzył ramieniem w drzwi, jednocześnie naciskając klamkę. Wciąż krzyczał, próbując dostać się do środka. Dostać się do Luke'a.

Za trzecim uderzeniem usłyszał pęknięcie zamka i drzwi stanęły otworem, natomiast Michaela sparaliżował strach. Woda lała się z kranu, mimo iż wanna była już pełna. Luke znajdował się pod powierzchnią, nie poruszając się. Michael nie był w stanie logicznie myśleć; szybko ruszył do przodu i poślizgnął się, upadając na kolana tuż przy wannie, by gwałtownie sięgnąć po ciało chudego blondyna i pociągnąć go do góry. Luke był lodowaty i nie oddychał, gdy Michael ułożył go na ziemi, byle tylko zabrać go z wody. Zakręcił kran i pochylił się nad blondynem, patrząc na jego sine usta i nieruchome powieki. Próbował wyczuć tętno, jednak żadnego nie było i Michael mógłby przysiąc, że jego serce również stanęło. Nie miał pojęcia, co robić w przypadku hipotermii, nie wiedział też jak długo Luke znajdował się pod wodą i czy Michael miał w ogóle jeszcze jakikolwiek czas na ratowanie go. Mimo tego pierwszą rzeczą, jaką zrobił dwudziestolatek było zadzwonienie po karetkę. 

Następnie Michael zdjął bluzę i przykrył nią nogi Luke'a, by spróbować go rozgrzać. Nigdy wcześniej nie wykonywał resuscytacji, ale tak rozpaczliwie chciał pomóc Luke'owi, że nie wahał się nawet przez moment, mimo iż podejrzewał, że prędzej połamie chłopakowi żebra, niż faktycznie mu pomoże. Trzydzieści uciśnięć i dwa oddechy.

Dlaczego Luke to zrobił? Dlaczego do tej pory się trzymał, a teraz nie dał już rady? Co go złamało? Czy była to rodzina Luke'a? Choroba? Czy to, że Michael stchórzył? Trzydzieści uciśnięć i dwa oddechy.

Jak wiele mógł znieść jeden człowiek, nim uznał, że śmierć będzie nie tyle łatwiejsza, ile trochę bardziej znośna? Mówi się, że można wyciągnąć człowieka z piekła, ale nie wyciągnie się piekła z człowieka. A co jeżeli człowiek, mający piekło w samym sobie, jest przez nie również otoczony? Trzydzieści uciśnięć...

Luke zakrztusił się i wypluł wodę na kafelki, zaś jego ciało poderwało się na moment, by po chwili znów upaść. Powieki zatrzepotały, ukazując niezwykły błękit tęczówek, wpatrujący się w Michaela, któremu łzy spływały po policzkach.

— Całe szczęście... — wyszeptał, ujmując twarz Luke'a w dłonie. Serce Luke'a zaczynało bić szybciej, podczas gdy galopujące serce Michaela zwalniało pod wpływem ulgi. 

— Skąd się tutaj wziąłeś? — spytał cicho blondyn, szczękając zębami. Jego fioletowe wargi drżały, ale oczy nawet na moment nie opuszczały twarzy Michaela, jakby Luke bał się, że gdy zamruga, to ten sen zniknie, zostawiając jedynie rzeczywistość. 

Michael uśmiechnął się przez łzy, rozcierając ramiona dziewiętnastolatka i czekając na przyjazd karetki. Mógł powiedzieć jedynie to, co pierwsze przyszło mu na myśl.

— Przepraszam za spóźnienie.


kolejny tragiczny rozdział przejściowy, ech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro