Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❃ het slapende meisje, 1657.

i'm just a l o s t boy
not ready to be found

Kiedy Michael otrzymał wiadomość od Luke'a, właśnie kończył tatuaż na skórze swojego ostatniego klienta. Było późno, ale Mike przyzwyczaił się do takich godzin pracy, gdyż zaskakująco dużo osób lepiej czuło się, będąc w salonie po zmroku. Wystarczyło, że wcześniej umówili się na spotkanie, a Michael cierpliwie czekał, ponieważ tutaj nigdy nie narzekał na brak zajęć.

- Gdyby pojawiły się jakieś problemy, to wróć tutaj, albo idź do lekarza, w porządku? - spytał, starając się nie pokazać, że bardzo mu się spieszy. Z wiadomości Luke'a wywnioskował jedynie tyle, że chłopak nie bardzo wiedział gdzie się znalazł i prawdopodobnie jest pijany. Michael zapewne przesadzał z reakcją, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że rozmawiał z Lukiem raz w życiu, jednak taką właśnie miał naturę, szybko się przywiązywał i może właśnie przez to w jego książce telefonicznej widniało ponad czterysta pozycji.

- Jasne. Dzięki, stary. Wygląda genialnie - odparł ciemnowłosy mężczyzna, patrząc w lustrze na ptasie pióro namalowane na jego klatce piersiowej czarnym atramentem. - Mogę wziąć twój numer? - spytał po chwili, a kiedy Michael spojrzał na niego z zaskoczeniem, zarumienił się lekko. - To znaczy... Chodzi mi o to, że mógłbym zadzwonić, gdyby z tatuażem coś było nie tak. Robiłem to z kilkoma moimi poprzednimi tatuażystami.

- Och, jasne, w porządku. Daj mi swój telefon - poprosił i po chwili wpisał swój numer pod nazwą Mike. W tym czasie nieznajomy przeciągnął przez głowę szarą koszulkę i poprawił ją na umięśnionym ciele.

- Dzięki, w razie czego się odezwę. A, na imię mam Calum - dodał i uśmiechnął się szeroko, następnie żegnając się z Michaelem i opuszczając salon tatuażu.

Mike przez chwilę wpatrywał się w ślad za nim, przypominając sobie jakie gorące było ciało Caluma, gdy Michael robił na nim tatuaż. Miał ładną karnację, naturalnie ciemniejszą, a nie opaloną, chociaż zapewne ludzie to mylili. Pomyślał, że mógłby się z nim zaprzyjaźnić, chociaż Calum nie wyglądał na kogoś, kogo Ashton zechciałby tolerować.

Z Ashtonem było tak, że przeważnie trafnie oceniał ludzi i Michael tego nie znosił. Kiedy poznawał kogoś nowego i z ekscytacją zapraszał do siebie tą osobę, chcąc przedstawić ją swojemu najlepszemu przyjacielowi, Ashtonowi wystarczyło jedno spojrzenie, by wydać wyrok i zepsuć Michaelowi plany. Ash uważał to za zaletę i powtarzał, że dzięki temu Mike może uniknąć zranienia, ale według Michaela nie było zabawy, jeżeli czasem się nie sparzyłeś. Grunt, to wiedzieć, kiedy to zakończyć. A Michael wiedział, więc nie było problemu.

Przynajmniej według niego.

Zamknął salon tatuażu i w drodze do samochodu wybrał numer Luke'a, by dowiedzieć się, gdzie mógłby zacząć poszukiwania swojego zagubionego chłopca.

舞圭

Luke czuł się jak postać z obrazu Jana Vermeera, Pijana dziewczyna śpiąca przy stole z 1657. Bohaterka była odurzona winem, różnica między nią, a Lukiem była taka, że dziewczynie ktoś w tym pomógł, zaś Luke dokonywał aktu autodestrukcji bez niczyjej ingerencji. Z jakiegoś powodu lubił ten obraz, bo można go było interpretować na wiele sposobów, próbując wytłumaczyć co stało się z kobietą i jak potraktował ją mężczyzna, który wcześniej ją upił. Luke wolał myśleć, że dziewczyna zabiła go, nim zdążył cokolwiek zrobić, lecz prawdopodobnie płynął za bardzo z nadinterpretacją.

Niemal automatycznie podawał Michaelowi wskazówki, co do miejsca swojego pobytu, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Teraz z kolei zastanawiał się, jak wiele razy Van Gogh żałował obcięcia sobie ucha i jak czuł się w momencie popełniania tego czynu. Owe fakty nie miały kompletnie żadnego związku z niczym, co wcześniej znajdowało się w głowie blondyna, lecz już dawno przestał zastanawiać się nad tym, jakimi ścieżkami błądzą jego myśli, przeskakując z jednego obiektu zainteresowania na inny. Po prostu się temu poddawał, ponieważ wtedy głowa bolała go trochę mniej.

Wiedział, że Van Gogh cierpiał na zaburzenia maniakalno-depresyjne, a w czasie samookaleczenia był pobudzony po kłótni z przyjacielem i znajdował się w stanie zamroczenia, zaś po odcięciu ucha podarował je kobiecie w domu publicznym. Luke zdawał sobie sprawę z tego, jak fatalnie to brzmi, ale cieszył się, że Vincent skrzywdził samego siebie, a nie kogoś innego, gdyż wtedy prawdopodobnie świat nie ujrzałby najwybitniejszych z jego dzieł, między innymi Słoneczników.

Blondyn nie mógł nie myśleć o tym, kiedy sam będzie w tak złym stanie, że nawet nie zorientuje się we własnych działaniach i posunie się za daleko. Jeśli będzie miał szczęście, skończy jak Van Gogh, okaleczając siebie. Jednak Luke rzadko miewał szczęście.

- W porządku, chyba wiem gdzie jesteś - odezwał się Michael po drugiej stronie linii, wyrywając Luke'a z transu. Blondyn bez słowa się rozłączył i spokojnie wstał, raczej niezbyt przekonująco próbując nie przechylić się za krawędź mostu. Było mu wszystko jedno.

Michael faktycznie go znalazł, a zajęło mu to jakieś czterdzieści minut. Luke'a zaskoczył upór starszego mężczyzny, ponieważ nie rozumiał, dlaczego ktoś chciałby marnować na niego swój czas. Luke nie istniał w życiu innych, a przynajmniej tak było do tej pory. Jasne, miał przyjaciela, rodzinę, ale nie był na pierwszym miejscu. Ba, nie był nawet drugą z opcji. Kiedy przyzwyczajasz się do takiego toku myślenia przez piętnaście lat, nie jesteś w stanie zauważać rzeczy tak błahych jak bezinteresowność w działaniu innych, gdy są dla ciebie mili. Na zawsze pozostaniesz środkiem do celu, przedmiotem zdobycia tego, czego naprawdę chcą inni. Może na chwilę się przydasz, może nawet pozwolą ci odczuć uczucie przynależności. Ale nie przyzwyczajasz się, bo wiesz, jak jest naprawdę.

- Luke, co ty tam robisz? - spytał zaniepokojony Michael, opierając drobne dłonie na metalowej barierce. Znajdował się tak blisko, a jednak był tak daleko. Luke wiedział, że nie dzieli ich tylko ten kawałek metalu. Dzieliła ich przepaść, a pisząc do niego Luke podleciał bliżej słońca. - Przejdź powoli na tą stronę, dobrze? Chodź do mnie.

Luke uniósł wzrok na mężczyznę, wyciągającego do niego ramiona. Jego oczy wciąż miały ten niesamowity odcień zieleni z brązowymi obwódkami, którego farby nie były w stanie oddać, niezależnie od tego, jak długo Luke siedział przed płótnem. Jego dłonie lekko drżały, ale twarz wyrażała spokój i niezachwianą pewność, że Luke do niego przyjdzie.

Dziewiętnastolatek czuł na twarzy podmuchy wiatru i po raz ostatni spojrzał w dół, na płynącą tam wodę. Luke uwielbiał ten szum, szczególnie gdy dochodził z oceanu. Mógł godzinami siedzieć na plaży i po prostu słuchać, nie skupiając wzroku na niczym konkretnym.

- Luke... - powiedział cicho Michael, zaś blondyn potrząsnął głową, próbując uspokoić swoje alter ego, wmawiające mu, że na dole będzie przyjemniej. Niepewnie chwycił jedną dłoń Michaela i przeszedł nad barierką, następnie uderzając czarnymi trampkami o beton. - Już jest dobrze - stwierdził Michael, chociaż Luke wnioskował, że zdanie to na początku było pytaniem. Z jakiegoś powodu Michael odgadł myśli Luke'a i wiedział, że teraz zniknął z nich Van Gogh i most.

Czy wiedział, że zamiast nich pojawił się Michael i to, jak kusząco wyglądały jego usta w świetle gwiazd i bladej poświacie reflektorów samochodowych? Najprawdopodobniej nie, a Luke żałował, że nie miał dość odwagi, by mu to uświadomić.

舞圭

Jazda samochodem przebiegła w ciszy, jednak nie była ona niezręczna. Żaden z nich nie czuł potrzeby wypowiadania głośnych słów, odtwarzacz między nimi wypuszczał cicho dźwięki płyty Blue Neighbourhood Troye'a Sivana. W tle grała piosenka Lost Boy.

Michael kątem oka zerkał na żywe dzieło sztuki, siedzące obok i zastanawiał się, jak tak piękna osoba może być tak zraniona. Luke niewątpliwie został doświadczony przez los, w przeciwnym razie bawiłby się teraz z przyjaciółmi, zamiast siedzieć po pijaku na moście i prosząc Boga, by dał mu odwagę zrobić krok do przodu. Michael zawsze był ciekawy koncepcji "drugiego świata", lecz teraz nie uśmiechało mu się tracenie Luke'a na rzecz niekoniecznie lepszej rzeczywistości, o ile jakaś faktycznie nas czekała.

Patrząc na niego myślał, że Luke naprawdę się zgubił i wcale nie chodziło mu o tak błahe zagubienie jak skręcenie w złą stronę. Jednak może Luke jeszcze nie był gotowy, by go odnaleziono.

舞圭

- Ciągnie mnie do wody - powiedział w końcu Luke, gdy znajdowali się w hotelowej windzie, zmierzającej do apartamentu Michaela. Mike podejrzewał, że Luke nie do końca wiedział gdzie się znajdują, ale wywnioskował, że lepiej zabrać go tutaj i rano wszystko wytłumaczyć, niż odstawiać go nie wiadomo gdzie.

- W jakim sensie? - spytał zaciekawiony, opierając się o jedną ze ścian i wodząc wzrokiem po ciele Luke'a. Chłopak był o głowę wyższy od niego, był też bardzo szczupły i miał karnację niemal tak bladą, jak Michael. Blond włosy opadały niesfornie na czoło pod wpływem wilgoci, błękitne oczy ze znudzeniem przesuwały się po wzorze na dywanie.

- Czasem chciałbym utonąć, poczuć wodę wszędzie, wypełnić się nią. To brzmi fascynująco, nie sądzisz? - jego głos był niewyraźny, jakby formułowanie słów sprawiało mu kłopot. Powoli odwrócił głowę w stronę Michaela i uśmiechnął się ironicznie, zaś Mike z trudem przełknął ślinę, czując narastające w niewielkim pomieszczeniu napięcie.

- Raczej boleśnie. Śmierć powinna być szybka.

Luke zrobił krok w stronę Michaela, kiedy winda pokonała osiemnaste piętro. - Jest wiele sposobów, by umrzeć. Niekoniecznie dosłownie - mruknął cicho, unosząc dłoń do twarzy Michaela. Starszy chłopak znieruchomiał, wpatrując się w blondyna szeroko otwartymi oczami.

Dziewiętnastolatek przejechał kciukiem po dolnej wardze Michaela, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Fascynowały go oczy mężczyzny, reakcje jego ciała, przyspieszony oddech. Bez słowa oparł swoje ciało o Michaela, jednocześnie dociskając jego plecy do ściany i pochylił głowę, by przesunąć nosem po szyi niebieskowłosego.

Mike westchnął, zamykając oczy. Wszystko w jego głowie krzyczało, że powinien odsunąć od siebie Luke'a, ponieważ ten jest pijany i stosunkowo obcy, lecz jego dłonie chciały przyciągnąć go bliżej, wędrować po szczupłym ciele i rozkoszować się bliskością młodszego chłopaka.

Pierwszy raz Michael chciał czegoś, czego nie powinien chcieć i czuł się z tym dobrze.

- Drżysz - szepnął Luke z ustami o milimetry oddalonymi od ust Michaela. Oddech uwiązł w krtani zielonookiego, kiedy niemal poczuł na wargach chłód metalowego kolczyka. Tak desperacko pragnął, by odległość między nimi zniknęła całkowicie, by byli sobie tak bliscy, jak jeszcze żadni inni kochankowie.

I już kiedy sam miał posunąć się do przodu, drzwi windy rozsunęły się, a do uszu Michaela dotarł okrzyk zaskoczenia.

Ashton.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro