Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❃ anxiety, 1894

you go to sleep on your o w n
and you wake each day with your thoughts
and it scares you being a l o n e
it's a l o s t result

- Spróbuj sobie przypomnieć kiedy po raz pierwszy tak się czułeś.

Luke zagryzł dolną wargę, podciągając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Myślami cofał się do dzieciństwa, jak zawsze radził mu doktor Catwright. Według większości psychologów wszelakie problemy psychiczne miały swoje podłoże jeszcze we wczesnych latach życia pacjenta i może faktycznie tak było, ale wszystkie lata terapii pokazały Catwrightowi, że Luke był specyficzną jednostką i w jego przypadku nie można było brać niczego za pewnik. Ten chłopak potrzebował indywidualnego programu.

- Wtedy, kiedy mama pokazała mi prace Van Gogha po raz pierwszy i powiedziała dlaczego są dla niej ważne - odparł blondyn po kilku minutach namysłu. Spojrzał na starszego mężczyznę, szukając jakiejkolwiek zachęty na jego twarzy. Luke był przyzwyczajony do Tobiasa Catwrighta, przez te czterdzieści pięć minut w jego gabinecie mógł być sobą, mógł mówić najbardziej zwariowane rzeczy, a ten człowiek po prostu by go słuchał, nie oceniając, a starając się znaleźć sposób na to, by pomóc nie tylko jego umysłowi, ale również spaczonej duszy. - Czułem wtedy ekscytację, bo nie wiedziałem co za moment usłyszę i czego się dowiem. Moja mama była dla mnie zagadką i chyba już zawsze tak będzie - przyznał Luke, następnie opierając głowę na kolanie i milknąc, jak to miał w zwyczaju podczas wspominania Liz.

Psycholog przewrócił kartkę w swoim notatniku i przyjrzał się pacjentowi. Luke nie wyglądał zbyt dobrze; jego oczy były zaczerwienione i podkrążone, jakby nie spał od wielu nocy, wyraźnie schudł w ciągu ostatnich kilku tygodni, jego cera stała się niezdrowo blada, dłonie ciągle drżały. Doktor nie był pewien czy Luke nie okłamywał go w sprawie przyjmowania przepisanych leków, niestety nie mógł tego sprawdzić, ponieważ nawet najlepszy przyjaciel dziewiętnastolatka nie przebywał z nim przez cały czas. - W porządku. Mówiłeś o tym chłopaku, Michaelu. Myślisz, że teraz również chodzi o ekscytację? Możliwe jest, że szukasz w innych ludziach tego, co było w twojej mamie? - spytał ostrożnie, lekko stukając długopisem w pustą stronę. Przestał widząc, że błękitne oczy Luke'a skupiają się na stalówce długopisu, zapewne odliczając ile mija od jednego uderzenia do drugiego. Blondyn szybko zamrugał i podniósł wzrok.

- Chyba chodzi raczej o fascynację. Michael jest pierwszą osobą, która interesuje się moją sztuką. Mną. Wydaje mi się, że widzi we mnie coś więcej...

- A co z Calumem?

Luke zmarszczył brwi, wyraźnie zbity z tropu. Nerwowo przeczesał włosy dłonią, jedynie bardziej je rozczochrując. - Co z nim? - zapytał w końcu, czując się dość bezradnie. Nie miał dzisiaj najlepszego dnia. A właściwie to tygodnia. Miesiąca. Życia. Nie miał ochoty nigdzie wychodzić, ale obiecał sobie uczęszczać na spotkania z psychologiem, by móc spotykać się z młodszym bratem, chociaż nie miał gwarancji, że ojciec mu na to pozwoli. Mimo wszystko musiał spróbować dla Olivera.

- Nie sądzisz, że Calum również interesuje się tobą i twoją sztuką? - Catwright szybko coś notował i chociaż Luke starał się dostrzec jakieś kluczowe słowa, to znajdował się za daleko.

- Calum to... To co innego. On był ze mną zawsze i rozumiał moją potrzebę tworzenia, ale nie rozumiał efektów. Nie mam mu tego za złe - zapewnił szybko, jakby usprawiedliwiał własne słowa przed samym sobą. - Bez niego pewnie już by mnie tu dzisiaj nie było i zawdzięczam mu wszystko, ale Michael jest inny. Taki... Jasny. Wie pan o co mi chodzi? Jak... Gdybym ja był Krzykiem Muncha, Michael byłby Liliami wodnymi Moneta.

Tobias wiedział, że Luke nieco inaczej widział świat. Jako artyście czasem trudno mu było ująć wszystko tak, by zrozumiał go inny człowiek, ale można się było tego nauczyć, jeśli tylko miało się odpowiednią ilość cierpliwości. On musiał mieć w zawodzie jaki wykonywał i osobiście uważał, że każda osoba, która potrafiła zrozumieć Luke'a Hemmingsa była niesamowita. On się starał, lecz mógł pojąć jedynie małą część tego, co znajdowało się w głowie blondyna. Jego choroby psychiczne nie były czymś pięknym, nie wyglądały tak, jak pokazuje się je na filmach, lub jak opowiada się o nich w poezji. Luke był szalony, a jedynie bywał normalny, to wszystko niszczyło jego umysł. Jednak w tym chaosie paradoksalnie było piękno, przelewające się na obrazy wychodzące spod jego pędzla. Sztuka trzymała go w ryzach, kiedy głosy w głowie zmieniały się z szeptu w krzyk.

- Boję się, że mogę go zniszczyć tak łatwo, jak niszczę wszystko inne. Jednak on jest cenniejszy niż to, co miałem wcześniej, a wcale nie jest mój - odezwał się chłopak. Jego ciało nieświadomie kołysało się w przód i w tył. Tęsknił za Michaelem, którego nie widział od jakichś dwóch tygodni, ale mógł obwiniać o to jedynie siebie. Chciał dobrze, jednak czuł, że znów wyszło odwrotnie. Nie miał pojęcia dlaczego jeszcze próbował, zamiast już dawno dać sobie spokój.

Psycholog odłożył notes, widząc, że czas ich wizyty zbliża się ku końcowi. Pochylił się na krześle i popatrzył na dziewiętnastoletniego chłopaka. - Ludzie mają to do siebie, że łatwo ich złamać choćby jednym nieodpowiednim słowem. Nie jesteś jedynym, który może to zrobić, Luke. Każdy z nas popełnia te błędy, ale gdybyśmy nie próbowali, nie bylibyśmy ludźmi. Oczywiście możliwe jest, że zranisz Michaela, tak samo jak on może zranić ciebie. Ale tak nie musi być, bo nawet ty zasługujesz na to, by mieć osobę, która rozumie cię całego i akceptuje to, jaki jesteś. Jeżeli uważasz, że Michael jest tą osobą, to nie patrz na siebie przez pryzmat choroby. Spójrz na siebie jak na zwykłego człowieka, nie zapominaj, że nim jesteś. Twoje szczęście jest tak samo ważne, jak szczęście Michaela - powiedział mężczyzna, w tym samym momencie słysząc dzwonek oznajmiający koniec sesji.

I mimo tego, że Luke wrócił do domu w lepszym nastroju, to doktor Catwright nie mógł zaznaczyć okienka ze słowem TAK przy pytaniu: Czy stan pacjenta uległ poprawie?

舞圭琉

Calum całkiem przypadkiem wspomniał Michaelowi o schizofrenii Luke'a, dlatego Mike nie drążył wtedy tego tematu, ponieważ widział jak źle poczuł się Hood, zdradzając taki szczegół z życia swojego najlepszego przyjaciela. Uważał, że Michael nie powinien był dowiedzieć się w ten sposób. Jednak dwudziestolatkowi nie dawało to spokoju. Może właśnie dlatego spędził niedawno bezsenną noc na rozmowie ze swoim tatą, którego brat również cierpiał na tę chorobę. Michael nigdy nie miał okazji poznać swojego wujka, ponieważ popełnił samobójstwo jeszcze przed narodzinami Mike'a.

Daryl Clifford mimo wszystko dobrze wspominał brata. Kiedy odkryto chorobę Spencera miał on szesnaście lat. Na początku nie było to nic specjalnie poważnego. Chłopak zaczął słyszeć to, czego nie słyszał nikt inny. Nieraz mówił do siebie, ale kiedy ktoś go o to pytał upierał się, że nie wie o co chodzi. Jego rodzina myślała, że wystarczą lekarstwa przepisane przez psychologa i przez chwilę faktycznie tak było. Jednak później przyszedł czas na halucynacje. Spencerowi wydawało się, że po jego ciele ciągle spacerują pająki, bądź inne robaki, których panicznie się bał. Zdrapywał skórę ze swojego ciała, chcąc się ich pozbyć. Ale to było nic, bo robaki były na zewnątrz. W pewnym momencie choroba pogłębiła się do tego stopnia, że pająki znalazły się pod skórą, a wtedy już nie tak łatwo było się uwolnić. Nie pomagały wielogodzinne sesje, podczas których tłumaczono Spencerowi, że nic po nim nie chodzi. On czuł to nie tylko psychicznie, ale również fizycznie. Zamknięto go na oddziale psychiatrycznym, mając nadzieję na uratowanie jego życia po dwóch próbach samobójczych.

Przy schizofrenii halucynacje mogły przybierać różny kształt, mogły też się zmieniać, lecz w przypadku dziewiętnastoletniego już Spencera Clifforda ciągle były takie same. W końcu jakoś udało mu się zdobyć przedmiot na tyle ostry, by pozbyć się spod skóry owadów, których tak naprawdę nigdy tam nie było. Jednak on był wolny, jego umysł również.

Znaleziono go zbyt późno, by móc chociaż spróbować naprawić zniszczenia, których dokonał na własnym ciele. Ale umarł wolny.

- Do pewnego momentu Spencer potrafił nad tym panować - powiedział wtedy Daryl, kiedy Michael w ciszy wpatrywał się w niego, próbując wyobrazić sobie jak to jest żyć, myśląc o czymś tak długo, aż staje się to dla nas realne, chociaż tego nie ma i nigdy nie będzie. - Kiedy na początku zaczął mieć ataki psychozy wystarczyło znaleźć jedno słowo, które sprowadzałoby go z powrotem. Jakkolwiek to brzmi, jego słowem było poduszka. Miał swoją ulubioną, bez której nie mógł zasnąć. Powtarzaliśmy to w kółko, gdy nie mógł się uspokoić i w końcu działało. Jeżeli twój przyjaciel, Luke, również miewa takie ataki, to zawsze możesz spróbować znaleźć jego własne słowo - poradził mężczyzna. - Nie powiem ci, żebyś trzymał się od niego z daleka, chociaż tak byłoby dla ciebie bezpieczniej. Nie znam go, ale nie chcę, żeby skończył jak mój brat, który umarł zbyt młodo. Widziałem obrazy tego dzieciaka i świat zbyt wiele by stracił, gdyby choroba z nim wygrała. Nikt nie zasługuje na taki los. Nikt nie zasługuje na to, żeby umierać w samotności, Mike.

舞圭琉

Luke nienawidził bycia z samym sobą. Nienawidził własnego umysłu, własnych myśli. Jednak przez większość czasu był skazany na samotność. Choroba psychiczna nie pozwalała mu na kontynuowanie nauki, albo znalezienie normalnej pracy. Ale nawet tak bardzo tego nie żałował, bo nie potrafił oddać się zwyczajnym czynnościom, a chodząc na studia za bardzo bałby się, że straci kontrolę i zrobi coś, czego później będzie żałował. Jego egzystencja skrzywdziła już zbyt wiele osób.

Dlatego był sam, nawet wśród tłumów ludzi, codziennie mijających go na ulicach, nieświadomych zagrożenia jakie stwarzał.

Artysta spojrzał na kartkę papieru, na której nieświadomie zaczął malować dobrze znane mu rysy twarzy, tak podobne do jego własnych. Momentalnie zmiął papier w dłoniach i rzucił nim o najbliższą ścianę, następnie podciągając kolana pod brodę.

Ben. Pamiętasz Bena? Dawno go nie wspominaliśmy, co?

- Zamknij się. Nie wymawiaj jego imienia - mruknął Luke nerwowo, zastanawiając się kiedy Calum wróci z zajęć. Mogliby razem obejrzeć kolejny odcinek Elementary. Luke to lubił, ale Caluma irytował fakt, że blondyn zawsze rozwiązywał sprawę wcześniej niż Sherlock Holmes.

Kto ma nie wymawiać? Jesteś tu sam. Do kogo mówisz, Luke? Znów... wariujesz?

Dziewiętnastolatek zasłonił uszy dłońmi i zamknął oczy. Może spuszczenie leków w toalecie nie było najlepszym pomysłem, ale kogo to obchodziło? Nikogo, nikogo. Luke wziął tylko te na IED, bo po nich nie czuł się aż tak niedobrze. Coś, co miało pomagać nie powinno sprawiać, że Luke miał ochotę się powiesić.

Nie zrobiłby tego, oczywiście. Nie chciał sprawiać Calumowi kłopotu z wzywaniem policji, ściąganiem ciała spod sufitu, załatwianiem formalności. To byłoby nieuczciwe. Gdyby Luke się tutaj zabił, nie miałby już problemów, ale miałby je Calum i jakim przyjacielem okazałby się Luke?

Ś w i r.

- I kto to mówi? To ty siedzisz w mojej głowie.

舞圭琉

Mike wiedział, że Caluma jeszcze nie ma, jednak miał nadzieję, że zastanie Luke'a. Kiedy nikt nie odpowiadał na jego pukanie, dwudziestolatek delikatnie nacisnął klamkę, zaś widząc jak drzwi się otwierają poczuł lekki niepokój. Luke mógł znajdować się w pracowni, ale Michael nie pukał zbyt subtelnie. Pukał jak ktoś, kto koniecznie chciał być wpuszczony i gdyby ktoś pukał tak do niego, Mike od razu dzwoniłby po służby ratunkowe.

Dlatego chłopak o czarnych włosach wszedł do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. - Luke? Jesteś tutaj? - spytał głośno. W najgorszym wypadku Luke oskarży go o włamanie, ale to było teraz jego najmniejsze zmartwienie. Do jego uszu dotarł niewyraźny głos, więc Michael skierował się tam, skąd dochodził.

- To nie moja wina, Ben. To nie moja wina - powtarzał Luke, ale Michael nie słyszał drugiego głosu. Kto był z nim w pomieszczeniu? Do kogo Luke mówił?

Michael nie chciał przeszkadzać, ale czuł niepokój, którego nie umiał wyjaśnić. Głos Luke'a brzmiał niemal desperacko, dlatego Mike cicho pchnął niedomknięte drzwi pracowni. Jego oczom ukazał się szczupły blondyn skulony na podłodze, lecz poza nim nie było w pomieszczeniu nikogo. Brunet zamarł w bezruchu, nie mając pojęcia jak się zachować. Widok Luke'a sprawił, że jego serce boleśnie się ścisnęło, ujawniając ukrywaną tęsknotę. Michaela przerażało to, jak bardzo przywiązał się do kogoś, kto dał mu do zrozumienia, że nie chce jego towarzystwa. Jednak teraz Mike patrzył na to wszystko nieco inaczej. Kiedy ostatnio widział Luke'a, chłopak z opętaniem pisał na kartce te same słowa. Czy wtedy i teraz słyszał ten sam głos? Czy kiedy kazał Michaelowi się wynosić, to mówił on czy jego choroba?

- Przepraszam, Benny. Przepraszam, przepraszam, przepraszam - szeptał blondyn z czystym przerażeniem.

Michael z zaskoczeniem uświadomił sobie, że po jego policzkach spływają łzy. Czytał tak wiele książek, w których główni bohaterowie cierpieli na różne choroby psychiczne (najczęściej były to zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, bądź właśnie schizofrenia), a ich partnerzy ciągle powtarzali, że to nie ma znaczenia, bo wciąż są dla nich piękni. W takich książkach pocałunek załatwiał sprawę, ale to nie było prawdziwe życie. Prawdziwe życie to drapanie własnej skóry, by pozbyć się tego, co nie istnieje. Prawdziwe życie to niszczenie przedmiotów i wymiotowanie tabletkami. Prawdziwe życie to ścieranie paznokci o ścianę, próbując wydostać się z własnego ciała. Prawdziwe życie to leżenie w samotności i błaganie własnego umysłu, by pozwolił nam przeżyć choćby jeden dzień więcej. Nic z tego nie było piękne, godne opisania czy romantyzowania. Miłość nie mogła pomóc. Rzadko cokolwiek mogło.

Jednak Michael nie potrafił odwrócić się i odejść. Nie wierzył w cuda kiedy chodziło o zdrowie psychiczne. Nie mógł zrobić dla Luke'a wiele, ale mógł chociaż sprobować. Dlatego kiedy blondyn wciąż mówił do kogoś imieniem Ben, Mike podszedł do niego i kucnął obok, lekko dotykając ramienia dziewiętnastolatka. Przypomniał sobie to, co powiedział mu tata i zaczął zastanawiać się, jakie słowo mogłoby uspokoić Luke'a. Może coś związanego ze sztuką?

- To nie moja wina - powtórzył Luke, obracając się w stronę Michaela i podnosząc się do pozycji siedzącej. Jego błękitne oczy zdawały się nie widziec dwudziestolatka. Nie patrzyły na niego, a przez niego. Ciało chłopaka drżało, może ze strachu, a może z zimna. Michael widział, że Luke wręcz panicznie się czegoś boi, dlatego powiedział jedyne słowa, jakie przychodziły mu teraz na myśl.

- Wiem, Luke. Wiem, że to nie twoja wina. Już jesteś bezpieczny - zapewnił go, odgarniając lekko kosmyk włosów z czoła blondyna. Luke zamrugał kilkakrotnie, nareszcie skupiając się bezpośrednio na Michaelu.

- Bezpieczny? - spytał cicho, kurczowo łapiąc się koszulki Michaela, jakby bał się ponownie wpaść we własne myśli. Brunet z ulgą opadł na podłogę. Przyciągnął spoconego Luke'a bliżej i pocałował go w czubek głowy, zamykając oczy.

Znalazł słowo Luke'a.

- Tak, jesteś bezpieczny.

przepraszam za długą przerwę, ale do pisania tego potrzebuję naprawdę porządnej inspiracji.

rozdział może wam się wydawać bez sensu, ale obiecuję, że wszystko tutaj do czegoś prowadzi. chciałam też zaznaczyć tą częścią jedną ważną sprawę - w żaden sposób nie romantyzuję tutaj chorób psychicznych i naprawdę staram się, żeby było to widać. w tym opowiadaniu miłość nie jest najważniejszym wątkiem. choroba luke'a nie jest czymś pięknym i proszę, nie bierzcie jej za taką.

w porządku, więc co myślicie o stanie luke'a? o co waszym zdaniem chodzi z benem?

i czy ktokolwiek widzi powiązania między obrazami, a rozdziałami? mówiłam, że nie zawsze będę bezpośrednio podawać w rozdziale tytuły obrazów, ale one zawsze jakoś nawiązują do historii. może czasem pomogłoby przeczytanie trochę o obrazie, ale to niekonieczne.
jeśli ktoś łapie o co mi chodzi, to gratulacje, bo masz największe szanse na zrozumienie tego opowiadania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro