Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Następnego dnia wieczorem, gdy nie było tak gorąco, wyjąłem mój rower z garażu przecierając go lekko. Zwykle chodziłem do szkoły na piechotę, nie wiem kiedy ostatni raz jeździłem.

Wsiadłem na niebieski rower i wyjechałem z podwórka. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem na to jak przyjemnie otulał mnie chłodny wiatr, gdy pędziłem po pustej o tej porze ulicy.

Pedałowałem rozglądając się, czy nic nie jedzie oraz na ludzi wracających prawdopodobnie z pracy. Nagle zobaczyłem auto pod sklepem i omójboże, tam był Zayn! Zapatrzyłem się na niego wynoszącego z marketu dwie torby z zakupami. Nie napatrzyłem się na niego, bo jak to na kompletną łamage przystało, wywaliłem się najeżdżając na zbyt wysoki krawężnik.

- Cholera - jęknąłem cicho czując jak asfalt niezbyt przyjemnie rozerwał moją skórę na kolanach i dłoniach.

- Nic ci nie jest? - usłyszałem i zobaczyłem jak mulat wyciąga do mnie dłoń i pomaga podnieść - Oh, cześć Niall - powiedział uśmiechając się do mnie delikatnie. Próbowałem wykrzywić usta w uśmiechu, ale wychodził mi jedynie jakiś grymas. Usiadłem na krawężniku i spojrzałem na swoje rozwalone kolano - Nie wyglada zbyt dobrze - wymamrotał klękając naprzeciwko mnie i dotknął mojej łydki - Mam apteczkę w samochodzie, poczekaj moment - spojrzał mi w oczy, a ja kiwnąłem głową. Jednak gdy odszedł, miałem ochotę zapaść się pod ziemie. Jestem taki głupi!

Wrócił szybko i złapał za mój rower stawiając go na chodniku za mną. Patrzyłem jak polewa wodą z butelki moje kolano z którego wciąż leciała krew. Inne obtarcia nie wyglądały tak źle.

- Dobrze, że byłem obok - powiedział przewiązując moją nogę bandażem.

- Uhm Tak, dzięki - sapnąłem. Ale gdyby cię nie było, nic by się nie stało, nie zapatrzyłbym się..

- Odwiozę cię - odparł pomagając mi wstać, a ja powstrzymałem jęknięcie z bólu.

- Nie trzeba, nie chce ci robić kłopotu.. - wymamrotałem.

- Przestań, to żaden problem. Dasz radę iść..? - nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, a on złapał mnie pod udami i plecami, unosząc do góry. Pisnąłem mało męskim głosem i zacisnąłem powieki.

- Błagam, to nie jest konieczne..! - wyszeptałem panicznym głosem. Zacisnąłem dłonie w pieści przy okazji rozwalając bardziej, rozdarcia w ich wnętrzach.

- Przecież ty nic nie ważysz - zaśmiał się cicho. Byłem pewien, że jestem gruby, a ten biedny mężczyzna załamie się pod moim ciężarem. Inaczej czemu mój tata cały czas sugerował mi, że powinienem poćwiczyć.

Posadził mnie na masce swojego auta a ja schowałem twarz w dłoniach, bo głupiej nie mogłem się już czuć. Rozsunąłem palce i patrzyłem jak bierze mój rower, by potem wrzucić go do bagażnika swojego samochodu.

Pomógł mi wsiąść i spojrzał na mnie kątem oka, gdy ja wpatrywałem się w bandaż na moim lewym kolanie.

- Podasz mi swój adres? - spytał a zarumieniłem się mocno i wymruczałem ulice na której mieszkam. Nie rozmawialiśmy całą drogę, aż poprosiłem go by wysadził mnie dwa domy dalej od mojego mieści zamieszkania - Dasz radę? - zapytał, gdy wyjął mój rower.

- Tak, tak - wymamrotałem - Przepraszam za to. Jestem taki głupi..

- Zdarza się - zaśmiał się cicho - Do zobaczenia.

- Pa - szepnąłem patrząc jak wsiada do auta i odjeżdża.

Od autorki: Jak Wam się podoba?? Komentujcie 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro