Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

- Więc Niall - zaczęła Gabrielle, gdy stanęliśmy w kolejce po wate cukrową. Spojrzałem na nią kątem oka - Jakie masz plany na wakacje?

- Siedzenie w domu. Siedzenie w domu z książką. Siedzenie w ogrodzie z książką albo bez książki - wzruszyłem ramionami grzebiąc w kieszeniach w poszukiwaniu drobnych.

- Ekscytujące - wymamrotała. Kupiłem jej małą watę i spacerowaliśmy w ciszy obserwując ludzi wokół. Wydawali się bawić świetnie - Musze wrócić na chwile do mamy. Za moment wrócę - powiedziała uśmiechając się niepewnie. Gdy kiwnąłem głową, ruszyła w kierunku mojego ojca i jej rodziców.

Spojrzałem na diabelski młyn i ruszyłem powoli w jego kierunku.

Stanąłem w kolejce obserwując to jak kręci się z tą chorą melodyjką grającą przy każdym obrocie.

Gdy w końcu nadeszła moja kolej, musiałem kupić bilet i ze smutkiem zauważyłem, że zabraknie mi kilku pensów. Powiedziałem to kasjerowi z zamiarem wyjścia z kolejki kiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.

- Dwa bilety - odezwał się ktoś za mną. Zerknąłem kątem oka na mężczyznę w mundurze sierżanta. Zmarszczyłem brwi, gdy on uśmiechnął się do mnie miło i wręczył jeden bilet zabierając dłoń z mojego ramienia.

Wszedłem do wagonika, a on razem ze mną. Diabelski młyn się ruszył, a ja przestraszony złapałem się drążka, który miał zapewniać nam bezpieczeństwo.

- Ładny dziś dzień - odezwał się patrząc na mnie czekoladowymi oczami.

- Mocne dwa na dziesięć - powiedziałem wychylając się lekko by zobaczyć jak mali są ludzie na dole, gdy my byliśmy na szczycie.

- Jestem Zayn Malik.

Spojrzałem na niego.

- A ja Niall Horan - odparłem znowu spoglądając w dół - Tak, syn Warrena Horana - rzuciłem wiedząc, że zaraz będzie się dziwnie przez to zachowywał.

- To fajnie. A ja jestem synem Trishy i Yasera Malików - odpowiedział, a ja zmarszczyłem brwi patrząc na niego.

Ucieszyło mnie to jak zareagował na to. Tak.. lekko.

Poczułem krople deszczu na moim nosie, potem kolejne na twarzy. Od razu wyskoczyliśmy z wagonika, gdy zatrzymaliśmy się na dole.

Zayn zdjął z ramion marynarkę od munduru i uniósł nad nami. Ruszyliśmy biegiem pod najbliższy dach.

Wszyscy ludzie wokół starali się schować przed deszczem.

Zachichotałem przeczesując mokre włosy.

- To przez ciebie. Ściągnąłeś deszcz tą swoją okropną oceną pogody - powiedział śmiejąc się.

Spojrzałem na niego mrużąc lekko oczy z małym uśmiechem na wargach, jakby te słowa mnie uraziły, ale i rozbawiły.

- Żartuje - dodał uśmiechając się do mnie - Myślę, że twój tata cie szuka - powiedział patrząc ponad moje ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem mojego ojca. Westchnąłem cicho.

- Musze iść - wymamrotałem, bo będąc szczerym, nie chciałem iść. Mogłem stać w deszczu by móc jeszcze trochę pogadać z tym mężczyzną. Jako pierwszy był dla mnie miły bez powodu, nie przejmował się moim ojcem i potrafił wywołać uśmiech na moich wargach.

- W porządku. Do zobaczenia - powiedział mrugając do mnie.

Gdy odwróciłem się do niego plecami, moje policzki pokryły się rumieńcem a na wargach wykwitł szeroki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro