Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Zayn jeszcze chwile rozmawiał z przyjaciółmi i zamówił dwie szklane butelki z colą.

- Nie napijesz się z nami piwa? - spytał Louis unosząc swoją butelkę, a ja spojrzałem na Mulata.

- Przecież nie możemy pić w mundurach - powiedział powoli - Poza tym Niall nie ma dwudziestu jeden lat.

- Nie pytałeś ile mam lat - rzuciłem marszcząc brwi.

- Nie wyglądasz na więcej już siedemnaście - odparł Lou, a ja założyłem ramiona na piersi udając obrażonego.

- Mam osiemnaście - powiedziałem, a on zaśmiał się cicho przepraszając mnie rozbawiony. Uśmiechnąłem się delikatnie i złapałem za otwieracz, gdy dostałem swoją butelkę z colą. Zawsze powiem coś głupiego..

- Chodź - Zayn złapał mnie delikatnie za nadgarstek - Przecież nie będziemy tu siedzieć z tymi ludźmi - prychnął, jednak na jego wargach plątał się uśmieszek.

- Tymi ludźmi?! Malik, uważaj, bo wiem gdzie mieszkasz! - zawołał równie rozbawiony Louis. Audrey zaczęła go uciszać, kiedy zaczął udawać wściekłego i zwracał uwagę zbyt wielu ludzi. Życie z nim musi być naprawdę zabawne.

Zayn szedł śmiejąc się. Puścił mój nadgarstek i położył dłoń w dole moich pleców prowadząc mnie gdzieś. Spojrzałem na niego kątem oka wciąż dzierżąc nie ruszoną colę.

- Czy to w porządku? - spytał nawiazując do swojej dłoni na moich plecach. Zagryzłem dolną wargę uśmiechając się kącikami ust i pokiwałem głową. Uśmiechnął się do mnie, a ja o mało nie zemdlałem. Był naprawdę przystojny.

Weszliśmy na górkę i byłem naprawdę zmęczony. Niezbyt często wspinałem się z przystojnym wojskowym w lato na jakieś góry. Miałem spytać po co ta wycieczka, ale gdy obróciłem głowę w prawo, zobaczyłem, ze jesteśmy nad tą całą imprezą o której zdążyłem zapomnieć.

Oni nas nie widzieli, wydawali się tacy mali z tej wysokości. Przysiadłem na trawie wpatrując się w nich i na marne starałem się wypatrzeć swojego ojca i może Gabriellę z rodzicami.

- Piękny widok - powiedział Zayn siadając obok mnie i upił coli.

- Tak, piknik wygląda niesamowicie z tej wysokości - wyszeptałem uśmiechając się delikatnie.

- Nie o tym mówiłem - mruknął opuszczając głowę, a ja rozchyliłem wargi, kiedy dotarło do mnie co uważał za piękny widok. Moje policzki pokrył gorący rumieniec. Wbiłem znów wzrok w ludzi i wpatrywałem się w scenę, gdzie ktoś teraz występował. Napiłem się coli i odchrząknąłem cicho w końcu zdobywając się na odwagę i patrząc na Zayna.

- Czemu wstąpiłeś do wojska? - spytałem stawiając butelkę na trawie.

Mulat zastanowił się chwile i uśmiechnął do siebie.

- Jako dziecko słyszałem o wojnach. Dużo o nich czytałem. O pierwszej wojnie, drugiej.. Nie chciałem dopuścić do wybuchu kolejnej. A jeżeli jednak by wybuchła, chciałem bronić swoją rodzinę, mój kraj - powiedział wpatrując się w swoje idealnie wypolerowane buty.

- Ja od małego boje się, że wybuchnie wojna. Bałem się, że mój tata będzie musiał wyjechać na front i zostawi mnie samego albo co gorsza, coś mu się stanie. Mam tylko jego - wyszeptałem ze ściśniętym gardłem - Nie chciałem też bać się wyjść z domu jak ludzie podczas trwani drugiej wojny. Bałem się bać - zaśmiałem się cicho - Ale teraz się nie boje - szepnąłem spoglądając na niego i zauważając, ze wpatruje się we mnie słuchając uważnie - Skoro wiem, że ktoś taki będzie mnie bronił - dodałem a Zayn uśmiechnął się do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro